Śnieżna noc i tragiczny błąd dróżniczki. Jak wyglądały okoliczności wypadku, w którym 20 lat temu zginął Janusz Kulig?
Kierowca rajdowy zginął w wieku 34 lat. Jego żona spodziewała się wówczas dziecka
Janusz Kulig pierwszy raz za kierownicą zasiadł jeszcze w szkole podstawowej. Miłość do samochodów miał we krwi. Wyścigi były jego pasją, a później także i zawodem. Niestety pewnej nocy, dokładnie 20 lat temu, miejsce miał tragiczny wypadek. Gdy kierowca rajdowy chciał przejechać przez strzeżony przejazd kolejowy, z jakiegoś powodu ostrzeżenia nie zadziałały. W jego samochód uderzył z pełną prędkością rozpędzony pociąg. Kierowca zginął na miejscu. Jak wyglądały okoliczności śmierci Janusza Kuliga?
Okoliczności wypadku Janusza Kuliga
Wypadek, w którym zginął Janusz Kulig miał miejsce w piątek 13 lutego 2004 r. Około godziny 18 tego dnia, kierowca na swojej trasie musiał pokonać przejazd kolejowy w Rzezawie. Znał tę drogę, jeździł nią już wcześniej. Niestety nie sprzyjały mu warunki pogodowe: było już ciemni, a ponadto padał gęsty śnieg, na szczęście jednak przejazd był z resztą strzeżony: wszystko powinno odbyć się bezpiecznie. Gdy zauważył podniesione rogatki oraz brak sygnałów o nadjeżdżającym pociągu, ruszył przed siebie. Niestety ta decyzja kosztowała go życie.
Chociaż Janusz Kulig jechał prawidłowo, ktoś popełnił błąd. We Fiata Stilo wjechał rozpędzony pociąg pospieszny „Ślązak” relacji Zielona Góra-Przemyśl. „Huk był potworny. Wylecieliśmy z domów i zobaczyliśmy zmasakrowany pojazd. Wszędzie leżały jakieś części. O, tutaj koło, tam dalej gaśnica, a jakieś blachy wyciągali aż z wody” opowiadała przed laty mieszkanka Rzezawy, pani Jadwiga, w rozmowie z Przeglądem Sportowym. Jak donosił wówczas komendant powiatowej straży pożarnej w Bochni, siła uderzenia była tak ogromna, że wyrwany z samochodu silnik znaleziono 50 metrów od wraku samochodu.
Zobacz również: Miłość do gór odebrała życie Jerzego Kukuczki. Wdowa po alpiniście każdego dnia pielęgnuje pamięć o nim
Wypadek Janusza Kuliga. Zawodowy kierowca zginął na przejeździe kolejowym
Rodzina nie mogła pogodzić się z jego śmiercią. Przez pewien czas myśleli o tym, jak wyglądałaby wypadek w innych okolicznościach. „Zawsze po fakcie ocenia się, analizuje, ale ostatecznie człowiek dochodzi do wniosku, że nie ma co gdybać. Chociaż w tym przypadku wystarczyłoby, żeby PKP uporządkowała przejazd. Pociąg nie uderzył bowiem w jego samochód lokomotywą, tylko kołami, bo Janusz próbował się jeszcze uratować. Po uderzeniu przez pociąg auto wpadło dodatkowo na nieczynny słup trakcyjny. Gdyby tam nie stał, samochód by przekoziołkował” mówił ojciec rajdowca. Na nieszczęście jednak słup przyblokował samochód. Janusz Kulig nie miał najmniejszych szans: „Zapięty pas spowodował pęknięcie aorty” czytamy.
Za winną wypadku uznano dróżniczkę, ówcześnie około 50-letnią Michalinę K. To ona odpowiadała tamtej nocy za bezpieczeństwo na przejeździe, jak widać jednak, nieskutecznie. „Ani nie opadły zapory, ani nie pulsowały czerwone światła. Dróżniczka mówiła później, że nie wie, dlaczego doszło do wypadku” mówił Jan Kulig. Została ukarana dwoma latami pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy. Niski wymiar kary jest zasługą rodziny kierowcy: jego rodzice wybaczyli kobiecie i deklarowali, że nie chcą mścić się za śmierć syna.
„Ale co by nam to dało? Życia Januszowi by to nie przywróciło. Dróżniczka i tak przeżywała to bardzo ciężko. Gdy dzień po wypadku przyjechałem na komendę policji po jego rzeczy, zauważyłem kobietę z twarzą w dłoniach. Coś mnie tknęło i podszedłem do niej, mimo że jej nie znałem, więc nie wiedziałem, czy to ona. Gdy się na mnie popatrzyła, upadła na kolana i zaczęła krzyczeć, że zabiła mi syna” wspominał ojciec Janusza Kuliga. Wtedy powiedział dróżniczce, że wybaczają jej spowodowanie wypadku.
Czytaj także: Nie żyje partnerka Wojciecha Młynarskiego, Joanna Kossowska. To ona była przy nim aż do końca
Janusz Kulig
Rodzina Janusza Kuliga 20 lat po tragicznym wypadku
Śmierć Janusza Kuliga miała ogromny wpływ na jego bliskich, w szczególności na jego matkę, Helenę Kulig. Chociaż minęło już 20 lat, nadal jest jej ciężko pogodzić się ze stratą dziecka. „Po śmierci Janusza coś we mnie zgasło. A z biegiem czasu wcale nie jest łatwiej” mówiła Dariuszowi Faronowi w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.
Przez lata wspierał ją Jan Kulig, jednakże od czasu jego śmierci czuje się jeszcze bardziej osamotniona. „Cztery lata temu odszedł mój mąż. Gdy jeszcze żył, spotykaliśmy się z ludźmi. Teraz wychodzę bardzo rzadko. Męża i syna mam przy sobie. Niech pan spojrzy, wszędzie są zdjęcia Janusza, nawet w kuchni. W pokoju na górze zrobiłam małe muzeum – mnóstwo pucharów i obrazów. [...] Głaszczę te zdjęcia, czasem do nich mówię. Żegnam się, gdy gdzieś wychodzę i witam, kiedy wracam” opowiadała matka zmarłego rajdowca. „Dla rodzica nie ma nic gorszego od straty dziecka. Nawet córce mówię, że chyba niedługo umrę ze zgryzoty. Położę się wieczorem i już nie wstanę” dodała.
Dziś Janusz Kulig miałby 53 lata oraz dwie dorosłe córki. Niestety jednej z nich nigdy nie zobaczył: narodziła się już po śmierci ojca w 2004 r. „Moim zdaniem to cud, że Agnieszka donosiła ciążę. Traumatyczne przeżycia to przecież niesamowity stres dla organizmu. Dzisiaj Julia jest dwudziestoletnią kobietą, bardzo przypomina tatę. A druga córka Janusza, Paulina, odziedziczyła po nim szczery śmiech. Niski ukłon dla bratowej, że wspaniale wychowała córki. Nie jest łatwo zastąpić dzieciom ojca” opowiedziała Ewa Bachula, siostra rajdowca.
Sprawdź też: Rena Rolska zrezygnowała z wielkiej kariery i oddała się życiu rodzinnemu. Z drugim mężem spędziła ponad 40 lat