O rodzinie, pracy w mediach, przyjaźni z mamą. Anna Kalczyńska kończy 41 lat. Wyjątkowy wywiad VIVY!
1 z 5
Anna Kalczyńska kończy 41 lat!
Polecamy też: Anna Kalczyńska z mamą Haliną Rowicką. Co mówią o sobie, czy się kłócą, czy słuchają swoich rad?
Artystyczny świat otaczał ją od dzieciństwa. Córka Haliny Rowickiej nie poszła w ślady mamy - nie została aktorką. Anna Kalczyńska wrodzoną nieśmiałość postanowiła przełamać w zawodzie dziennikarki. Docenia jednak role mamy, np. tę z serialu „Dom”, którą zaskarbiła sobie sympatię wielu Polaków. Gdy mama święciła triumfy w serialu, Anna była małą dziewczynką. Dziś jest tak popularna, jak sławna mama. Nigdy nie miała ulgowej taryfy. Sama wydeptywała swoje ścieżki. Do „Pegaza” trafiła, gdy była jeszcze studentką. Potem do telewizji Polonia, a stamtąd do TVN, kiedy jeszcze mało kto o niej coś wiedział.
Zobacz też: Anna Kalczyńska z mamą Haliną Rowicką. Co mówią o sobie, czy się kłócą, czy słuchają swoich rad?
Z okazji urodzin dziennikarki, przypominamy wywiad, którego udzieliła wraz z mamą w 2016 roku. O tym, co je łączy, a co dzieli i jak pogodziły pracę z wychowaniem dzieci Halina Rowicka i Anna Kalczyńska opowiedziały Krystynie Pytlakowskiej.
2 z 5
Gdy Cię poznałam, miałaś 10 lat, a Twój brat Filip – 9. Dziś jesteś dziennikarką, Twój brat – producentem filmów reklamowych. Zachwyciłam się wtedy Waszą urodą, miałaś niesamowite oczy!
Halina Rowicka: Ania jest mieszanką – co najlepsze wzięła z tatusia, no i trochę ze mnie.
Ania Kalczyńska: Coraz więcej osób mówi mi jednak, że jestem do ciebie, mamo, podobna.
Halina: Ale oczy masz ojca.
– Wszystkie dziewczyny z mojego pokolenia kochały się w Twoim tacie, znanym aktorze Krzysztofie Kalczyńskim.
Ania: Wiadomo, że był łamaczem serc i silnym facetem.
Halina: Teraz może już tylu serc nie łamie, ale czas jest dla niego łaskawy. Nadal jest bardzo uparty. Lubi stawiać na swoim.
– A Ty, Aniu, byłaś nieśmiałą dziewczynką. Taką trochę wycofaną. Może miałaś kompleks silnego ojca?
Ania: Kompleksu nie miałam, ale to prawda, byłam bardzo nieśmiała. Wybrałam więc zawód, który tę nieśmiałość pomaga przezwyciężyć, ale zdarzają mi się sytuacje konsternacji.
Halina: Radzisz sobie doskonale, bo ja, aktorka, nie zawsze to dostrzegam. Wprawdzie to ocena matki, ale ja jestem surowa dla swoich dzieci.
– Naprawdę? O ile sobie przypominam, zawsze je bardzo rozpieszczałaś.
Halina: Jestem surową matką i surową babcią. Muszę te moje rozpieszczone wnuki dyscyplinować.
– A ile ich jest?
Halina: Sześcioro. Filip ma trzech synów, a Ania – dwie córki i syna. A na tym nie koniec, bo jest Marysia – najmłodsza córka, która też pewnie pójdzie kiedyś w ślady starszego rodzeństwa. Wszystkie wnuki są fantastyczne, a najmłodszy synek Filipa chyba najładniejszy ze wszystkich.
– Uważaj, bo Ania się obrazi.
Ania: Nie obrażam się o prawdę.
Halina: Tak sobie rozmawiamy o śmietance, którą spijają rodzice, ale dzieci to przecież także wielkie zmęczenie. Nasze dzieci nie były takie, co to by się położyły i spały. Całe noce były nieprzespane.
Ania: Szczęśliwie ja już noce odzyskałam.
– Dzieci mają po Tobie charakterek?
Ania: Mamo, czy ja miałam jakiś charakterek?
Halina: Miałaś, miałaś. Gdy się czegoś domagałaś, potrafiłaś płakać i tupać. Tylko że ja byłam na to odporna.
Ania: Rzeczywiście kładłam się na ulicy, gdy czegoś chciałam.
Halina: I zostawialiśmy cię w tym stanie. Zobaczyłam ciebie w twojej córce Krysi, która skłócona z bratem z płaczem położyła się na trawniku.
Ania: Ja swoje dzieciństwo wspominam cudownie. Dostaliśmy od was mnóstwo miłości. No i te nasze wakacje w Gąskach koło Mielna, wczasy w eremach kamedulskich w Wigrach. I książki, które nam czytaliście. To nie były zwykłe bajeczki, tylko na przykład „Archipelag GUŁag”, „Dzienniki” Gombrowicza czy wspomnienia o Witkacym. Ludzie, z którymi się przyjaźniliście: Wojtek Siemion, Janusz Tylman, Andrzej Malec, Marzena Trybała, Sławka Łozińska.
Halina: To były wasze ciocie i wujkowie. Potem w okresie dojrzewania byłaś bardzo niezależna. Przypominasz sobie, jak byłyśmy w Paryżu?
Ania: No pewnie, miałam 17 lat i za chwilę maturę.
Halina: Pojechałyśmy do Francji, chciałam pokazać ci taki Paryż, który na mnie wywarł największe wrażenie. Marzyłam, żebyśmy pobiegały po muzeach i wystawach.
Ania: A ja chciałam oglądać Paryż i chłonąć jego atmosferę. Ogromne wrażenie robiła na mnie jego architektura, bulwary nad Sekwaną, bukiniści, klimaty Place du Tertre. Dla mamy Paryż był i jest stolicą sztuki. Ubłagałam mamę, żeby odwiedzić grób Jimmy’ego Morrisona na cmentarzu Père-Lachaise.
Halina: Rozmijałyśmy się w swoich zainteresowaniach, zależało mi, żeby z tego wyjazdu pozostało jej jak najwięcej wrażeń artystycznych.
3 z 5
– Ania i tak nie wybrała studiów artystycznych?
Ania: Pewne było, że ich nie wybiorę. Byłam rozczarowana zawodem aktorskim. Przyglądałam się wam i miałam pewność, że to zawód niezwykle zmienny i trudny, w którym często towarzyskie sympatie są ważniejsze od talentu.
Halina: Zwłaszcza dzisiaj talent ma mniejsze znaczenie. Masz rację, że to zawód chimeryczny.
Ania: Mogę ci pozazdrościć, że pracowałaś z wielkimi aktorami, jak Holoubek czy Hanuszkiewicz. Opowiadałaś mi różne anegdoty jeszcze sprzed mojego urodzenia. Jak ta o Norze…
Halina: Na czwartym roku była zasada: każda studentka musi zagrać rolę dyplomową. Ja zagrałam na otwarcie Teatru Małego Ismenę w „Antygonie”. Przyszła cała Warszawka i wszyscy wielcy. Między innymi był też Gustaw Holoubek, którego zaproszono do wyreżyserowania z naszym rokiem kolejnej sztuki. Wybrał „Norę”. Byłam zła, że zagrałam tę Ismenę, uważałam że straciłam szansę na rolę w „Norze”. W podnieceniu czekaliśmy na ogłoszenie obsady i nagle słyszę: „Halina Rowicka – Nora”. To była absolutna rewolucja. Koledzy pisali petycje, protesty, pod którymi i ja się z bólem serca podpisałam.
– Przeciwko czemu protestowano?
Halina: Przeciwko niesprawiedliwości, bo na czwartym roku każdy powinien zagrać rolę. Do mnie los uśmiechnął się podwójnie, chociaż miałam poczucie krzywdy koleżanek. Holoubek pozostał nieugięty: tę rolę miałam zagrać ja.
Ania: Ale tą Norą odniosłaś wielki sukces. Nie dziw się jednak, że ja nigdy nie brałam pod uwagę zawodu aktorki. Trudno byłoby poradzić sobie psychicznie z przymusowymi przerwami w pracy, rywalizacją, zarobkami niewartymi takich stresów.
Halina: To były inne czasy. Przede wszystkim pieniądz nie miał dla nas żadnego znaczenia, a negocjacje finansowe były sprawą wstydliwą.
Ania: Wszyscy mieliście małe mieszkanka, a takich zawodów jak menedżer w ogóle nie było.
Halina: Pewnie sobie nie przypominasz, jak mieszkaliśmy na 36 metrach, w jednej sypialni z nami, drugi pokój był salonem, w którym czekaliśmy, aż zaśniecie. A wy wtedy wyprawialiście różne harce. Pewnego razu pękła podczas nich parasolka, a ty dramatycznym tonem powtarzałaś, płacząc: „Moja parasolka, moja nieszczęsna parasolka”. Jakby się świat zawalił.
Ania: Buntowałam Filipa, ponieważ odizolowaliście nas od życia towarzyskiego. W proteście cały pokój wysmarowaliśmy kredkami.
Halina: Sukienki szyłyśmy sobie same. Dla mnie Artur Barciś robił na drutach przepiękne kreacje. Ja też dziergałam, a Zosię Kucównę pamiętam zawsze z szydełkiem w ręku.
– Nie ubierałaś Ani w komisie czy Peweksie?
Halina: Broń Boże, szyłam dla niej w domu, no i dostawała paczki odzieżowe od siostry Krzysztofa, która mieszkała w Brukseli. Zawsze więc moja Ania chodziła świetnie ubrana.
Ania: Z wakacji w Turcji tata przywiózł nam marmurkowe dżinsy, a z Czech – tenisówki.
Halina: Ze wszystkich naszych podróży zawodowych coś ci przywoziłam.
Ania: Z Argentyny też.
Halina: Uświadomiłam sobie, że byłam w Argentynie, mając zaledwie 36 lat, a wydawałam się sobie niemalże stojąca nad grobem.
Ania: Byłaś młodsza wtedy niż ja teraz, a ja jeszcze w Argentynie nie byłam.
Halina: Wszystko przed tobą. Ale nie żałuj, że nie zostałaś aktorką. Nigdy zresztą nie wywierałam na tobie żadnej presji.
Ania: Bo ja chciałam czegoś innego. Najpierw miałam zamiar zostać tłumaczką. Ukończyłam studia jako tłumaczka symultaniczna, ale dotarło do mnie, że przez całe życie będę wypowiadała czyjeś słowa, a nie własne. A to już mi nie odpowiadało. Ale musiało minąć pięć lat studiów, żebym to zrozumiała… a mogłam studiować prawo (śmiech)!
Halina: Ania mówi po francusku i angielsku, który jest jakby jej drugim językiem.
Ania: Bo uczyłam się go od dziecka, słuchając angielskich piosenek. Stąd wiem, że u moich dzieci na angielski nie muszę kłaść nacisku, bo one się go nauczą mimochodem.
– Jak to jest być matką i dziennikarką?
Ania: Matką zostałam po trzydziestce, ale już jako nastolatka przyrzekłam sobie, że dzieciom stworzę taki dom, by móc poświęcać im dużo czasu. Dziś wiem, jakie to trudne, muszę wszystko planować, kto kogo odbierze, zawiezie…
Halina: Ania jest w tym perfekcyjna, jestem dla niej pełna podziwu. Przecież nawet zwykły wyjazd na weekend oznacza zapakowanie rzeczy całej trójeczki.
– Nie czujesz się dziwnie wśród dziennikarek, które często w ogóle na mają dzieci?
Ania: W każdym razie niewiele ma dzieci w takiej ilości jak ja. W TVN24, gdzie pracowałam, wiele moich koleżanek do dziś nie zdecydowało się na macierzyństwo, a gdy już zachodziły w ciążę, to szybko po porodzie wracały. Zazdrościły Marcie Kuligowskiej, której jedną ciążą udało się powiększyć rodzinę o dwoje dzieci. Ten zawód wymaga ofiar, życie prywatne schodzi na plan dalszy.
Halina: Ja też byłam wiecznie rozdarta pomiędzy domem a teatrem. Nie było telefonów komórkowych, nie mogłam więc niczym zdalnie sterować. Trudno zrezygnować z pasjonującego zawodu, nawet dla własnych dzieci.
4 z 5
– Nie uważasz jednak, że coś przez macierzyństwo zawodowo straciłaś?
Ania: Uważam, że mama z powodu rodziny zagrała mniej, niż mogła, a przecież wiem, że jest doskonałą aktorką. Oglądam serial „Dom” i myślę, że się on w ogóle nie zestarzał. A ty byłaś w nim świetna. Nie wiem nawet, czy ty chodzisz na castingi.
Halina: Czasami, ale rzadko zdarzają się castingi do ról filmowych. Na ogół robią je do reklam, a one średnio mnie interesują.
Ania: Za mało jest ról dla dojrzałych aktorek.
Halina: Teraz jednak los się do mnie uśmiechnął, bo Ryszard Czarnowski, piewca Lwowa, napisał mi, że widzi we mnie Marinę Vlady i że pisze scenariusz dwuosobowej sztuki o Marinie i Wysockim. To coś, co sprawi mi ogromną radość. A ty naprawdę oglądasz „Dom”? Nigdy mi nie mówiłaś.
Ania: Bo my rozmawiamy głównie o dzieciach, a nie o pracy. A ostatnio o fundacji, w której działasz – Sue Ryder.
Halina: Stworzyła ją brytyjska arystokratka, która pokochała Polskę jak własną ojczyznę. Założyła u nas 30 domów pomocy społecznej i szpitali. Ja w tej fundacji jestem wiceprezesem.
Ania: Jestem twoją nieodrodną córką, bo angażuję się w fundację TVN „Nie jesteś sam”.
– W czym jesteście podobne, a czym się różnicie?
Ania: Mamy podobny temperament. Przejmujemy się losem innych ludzi i mamy podobny rodzaj empatii.
Halina: Ale twoje życie domowe wygląda inaczej niż nasze. Prowadzisz bardzo otwarty dom.
Ania: To zasługa mojego męża, że bywają u nas często niespodziewani goście.
Halina: A ty z łatwością wszystko ogarniasz.
Ania: Bywa, że w sobotę rano ledwo zdążę nałożyć szlafrok, by otworzyć drzwi gościom, których mój mąż zaprosił na śniadanie, a zapomniał mi o tym powiedzieć.
Halina: Fundujesz sobie pracę ponad miarę. O piątej rano pobudka, telewizja, potem zakupy, a wieczorem przyjęcie dla dzieci.
Ania: Dzisiaj organizuję party dla klasy przedszkolnej Krysi.
Halina: Przecież rodzice też przyjadą.
Ania: Ale daleko mi do ciebie, bo ty organizowałaś imieniny dla kilkudziesięciu osób i dużo gotujesz, w dodatku przepysznie. Dla nas gotowałaś o wiele mniej. Robiły to za ciebie babcie i pani, która się nami opiekowała. Pomyślałam sobie, że ja dla moich dzieci będę sama wszystko szykować. Ale poza tym chyba nie masz takiej cechy, która by mnie w tobie denerwowała. Łączy nas dystans do siebie.
Halina: Wpoiłam ci umiejętność żartu z samej siebie. To pomaga w życiu.
Ania: Dlatego gdy ktoś sobie ze mnie żartuje, nie obrażam się. Stać mnie na autoironię.
5 z 5
– Jako córka znanych rodziców chciałaś od losu czegoś więcej niż inni?
Ania: Nie miałam żadnej ulgowej taryfy. Poza tym nie wiem, czy moi szefowie kojarzyli, że zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa.
Halina: Sama wydeptywałaś swoje ścieżki. Do „Pegaza” trafiłaś, gdy byłaś jeszcze studentką.
Ania: A potem do telewizji Polonia, a stamtąd do TVN, kiedy jeszcze mało kto o niej coś wiedział.
Halina: Ja się nie wtrącałam.
– Miałyście sobie kiedyś coś za złe?
Halina: Były konflikty dnia codziennego i są nadal, kiedy Anka zapomina zadzwonić.
Ania: Ale ty dzwonisz do mnie. Na szczęście jakiejś poważnej kłótni między nami nie było. Nawet kiedy zakochałam się w Greku.
– Często się zakochiwałaś?
Ania: Często i zróżnicowanie. Mama tym Grekiem była przerażona, bała się, że wyjadę do Aten.
Halina: Nie prosiłam cię jednak, żebyś z nim zerwała, bo każdy musi sam przeżyć swoje życie.
– A kłócicie się o wybory polityczne?
Ania: Bardzo często i właściwie głównie o to się sprzeczamy.
Halina: Próbuję Ani naświetlić pewne fakty, których ona nie zna.
Ania: Ostatnio kłócimy się o 500+ na przykład. Bo mama uważa, że my z Maćkiem nie potrzebujemy tych pieniędzy. A my uważamy, że płacimy wysokie podatki, więc dorzucamy się do kasy i że te pieniądze są dla naszych dzieci. Założyliśmy dla nich specjalne konto.
Halina: Nam nikt niczego nie dawał, ty kupujesz pralkę dla domu dziecka, a ja ją sama sobie kupiłam.
Ania: Nasza pralka ma już 10 lat i to była pierwsza małżeńska inwestycja.
– Dobrze trafiłaś z tym swoim Maciejem Maciejowskim?
Halina: Oj, tak.
Ania: Ale gdy Maciek się oświadczył, bardzo to przeżyłaś. Przyszedł z kwiatami, a ty powiedziałaś: „Pamiętaj, że będziesz miał wyjątkową żonę”.
Halina: A nie miałam racji?
Ania: Miałaś, tylko on cały czas potem zastanawiał się, czy na pewno podjął dobrą decyzję. Wczoraj obchodziliśmy dziewiątą rocznicę ślubu.
Halina: I Maciek też wszedł z pękiem herbacianych róż. Uważam, że mam fajne dzieci, a one wybrały sobie dobrych partnerów.
– Wy też jesteście ze sobą bardzo zaprzyjaźnione. Co chciałybyście razem zrobić, co dotąd Wam się nie udało?
Ania: Wspólna podróż do Stanów Zjednoczonych.
Halina: Tak się złożyło, że tam jeszcze nie byłam, chociaż odwiedziłam mnóstwo krajów. Te Stany to moje marzenie.
Ania: Nie było czasu na taki wypad, bo ja miewam tylko tydzień wolnego. Ale czuję, że jeszcze tego lata pokażę ci Stany.
Halina: To będzie taka podróż sentymentalna, bo w Bostonie mieszka matka chrzestna Ani.
– I będziecie tam zwiedzać muzea czy chodzić po sklepach?
Halina: I to, i to. Zwłaszcza że Ania mi ostatnio podpowiada, w co mam się ubierać. Tylko że ona nie jest taka oszczędna jak ja. Lubię szukać ciuchów w ciucholandach. Często można znaleźć coś naprawdę fajnego. Ale coraz częściej słucham własnej córki. Taka jest kolej rzeczy. Niedługo to ona będzie moją matką (śmiech).