Reklama

Po tym jak w 2011 roku obejrzeliśmy pierwszy sezon Gry o tron, telewizja już nigdy nie była taka sama. Serial wpłynął również na występujących w nim aktorów, dając im przepustkę do wielkiej sławy i rzesze oddanych fanów. Jednakże, zgoda na udział w serialu wiązała się dla odtwórców głównych ról nie tylko z korzyściami. Za rozwój kariery musieli oni słono zapłacić, co wiązało się z udziałem w licznych kontrowersyjnych scenach, z których serial zasłynął. Jedna z nich przedstawiała gwałt Khala Drogo na swojej młodziutkiej żonie Daenerys. Jason Momoa i Emilia Clarke, którzy zagrali w tej scenie, bardzo przeżyli, to co wydarzyło się na planie. Z relacji aktorki wynika, że nie miała ona żadnego wsparcia psychologicznego poza pomocą Mamoa’y, który starał się zrobić wszystko, by czuła się jak najbardziej komfortowo. Warto dodać, że Clarke była wówczas niedoświadczoną, początkującą aktorką. Scena gwałtu doprowadziła do płaczu zarówno ją, jak i wcielającego się w oprawcę Mamoa’ę.

Reklama

Koordynatorzy intymności

Na szczęście dzięki ruchom takim jak #metoo, świadomość tego, co dzieje się w showbiznesie rośnie. W 2018 roku HBO zatrudniło pierwszego koordynatora do spraw intymności. Osoba na tym stanowisku zapewnia aktorom zarówno pomocą psychologiczną, jak i pośredniczy w negocjacjach między twórcami, a odtwórcami poszczególnych ról. Stworzenie możliwie najbezpieczniejszych warunków przy kręceniu tak intymnych, często poniżających scen jest kluczowe. Szkoda tylko, że filmowi twórcy zwrócili na to uwagę dopiero teraz.

Trauma Marii Schneider

Możliwości skorzystania z pomocy nie miało wiele aktorek w historii. Jedną z najbardziej pokrzywdzonych osób była Marią Schneider, która wraz Marlonem Brando wystąpiła w słynnym Ostatnim tangu w Paryżu” Bernaldo Bertolucciego. Aktorka miała wówczas jedynie 19 lat, a seksualne sceny w których grała z 48-letnim Brando należały do wyjątkowo odważnych. Film sam w sobie był szokujący, jednak prawdziwe oburzenie wywołał dopiero w 2013 roku, kiedy reżyser zdecydował się opowiedzieć o kulisach jego powstania. Bertolucciemu zależało na autentycznych emocjach dziewczyny, z tego powodu scena poniżającego gwałtu nie została umieszczona w scenariuszu i nie została z nią skonsultowania. Podobnie jak pomysł z wykorzystaniem masła jako lubrykantu. Po zakończonym ujęciu, aktorka nie otrzymała nawet przeprosin, ani słowa wyjaśnienia. Schneider przeżyła załamanie nerwowe, zanim jej kariera rozpoczęła się na dobre. Została zaszufladkowana w roli, której nienawidziła. Zapamiętano ją z filmu, którego sama nie była w stanie oglądać.

Szybki koniec kariery Iwony Petry

Także w polskiej kinematografii nie brakuje przykładów psychicznego znęcania się twórców (bo tak to należy nazywać) nad aktorami. Wystarczy wspomnieć Szamankę Andrzeja Żuławskiego. Iwona Petry grająca główną rolę we wspomnianym filmie, również była niedoświadczoną, początkującą aktorką. Jak opowiadał partnerujący jej Bogusław Linda, Żuławski, by zmusić aktorów do zrealizowania swoich erotycznych fantazji, posuwał się nawet do szantażu. Reżyser zatrudnił do pracy na planie terapeutkę, ale nie jako wsparcie dla artystów. Armel Sbraire miała za zadanie wprowadzić Petry w trans, by wzmocnić autentyczność roznegliżowanych scen. Scena gwałtu oraz pozostałe szokujące momenty filmu nie były jednak jedynym problemem Petry. Po premierze filmu aktorka musiała zmierzyć się również z falą krytyki jaka została wymierzona w jej osobę przez opinię publiczną. A przecież nie była odpowiedzialna za odtwarzaną przez siebie rolę. Jakby tego było mało – jej kariera zakończyła się na Szamance. I już nigdy nie otrzymała żadnej propozycji.

Kino dyskomfortu

Chociaż przemoc na ekranie jest dosyć powszechnym zjawiskiem, nie można powiedzieć, że do niej przywykliśmy. W filmach i serialach wciąż pojawiają się sceny, których żaden z widzów przy zdrowych zmysłach nie ogląda z przyjemnością. Jaki jest więc cel twórców, którzy decydują się na ich użycie? I co również istotne, czy tego typu sceny rzeczywiście są we współczesnym kinie niezbędne?

W tym miejscu należałoby wyjaśnić pojęcie kina dyskomfortu, czyli takiego, które w zamierzeniu ma „torturować” unieruchomiony w kinowym fotelu widza. Celem twórców jest wywołanie w odbiorcach niepokoju, który budzi realistyczne ujęcie okrucieństwa, z którym jesteśmy zmuszeni obcować. Dbałość o realizm, powoduje, że zapominamy o bezpiecznym położeniu w sali kinowej i zbliżamy się do perspektywy ofiary. Tym samym kino dyskomfortu zmusza nas do zmierzenia się z prawdziwym okrucieństwem otaczającego nas świata.

Feministyczne przesłanie w scenie gwałtu

Film, który zawiera jedną z najbardziej brutalnych scen gwałtu w historii kina, a zarazem uznaje się go za feministyczny przekaz, są Nieodwracalne Gaspara Noego. Dziewięciominutowe ujęcie nakręcone w czasie rzeczywistym przedstawia nam zarówno perspektywę zbrodniarza, jak i ofiary. Nieruchoma kamera, z zimnym dystansem rejestruje odrażającą szamotaninę. Mężczyzna w przywołanej scenie zmienia się w zwierze, jest uderzająco brzydki i samolubny. Natomiast kobieta jest piękna, niewinna, delikatna. Reżyser chciał, by przemoc w jego dziele była bolesna. By nie można było o niej łatwo zapomnieć. I trzeba przyznać, że swój cel osiągnął. Film wzbudził skrajne reakcje, jednak jedną z jego głównych obrończyń była odtwórczyni roli ofiary, Monica Bellucci. Przystępując do filmu doskonale zdawała sobie sprawę o czym będzie opowiadać i zgodziła się na improwizowaną scenę gwałtu. Aktorka nie wypowiada się na temat psychicznych konsekwencji, jednak fakt, że zagrana przez nią rola nie była przeszkodą w jej karierze (a wręcz na odwrót), udowadnia, że da się zminimalizować szkody podczas kręcenia tego typu scen.

Gwałt jako temat tabu

Brian Yorkey, twórca serialu 13 powodów, również kierował się ważnym przesłaniem umieszczając w drugim sezonie niesławną scenę, w której członkowie szkolnej drużyny gwałcą chłopaka kijem od mopa. Szokujący odcinek miał nagłośnić problem przemocy seksualnej wobec mężczyzn, który wciąż pozostaje tematem tabu. Yorkey wypowiedział się dla serwisu Vulture:

Powiedzmy to głośno – oglądanie tak mocnej sceny jak ta, jest nieporównywalne do bólu odczuwanego przez ludzi, którzy rzeczywiście przechodzą przez takie dramaty. Kiedy mówimy, że coś jest „obrzydliwe" lub „trudne do obejrzenia" często łączy się to z poczuciem wstydu. Nie chcemy tego przeżywać – wolimy, by pozostało to poza naszą świadomością. (...) Dlatego właśnie ofiarom tak trudno jest szukać pomocy. Wierzymy, że mówienie o tym jest o wiele lepsze niż milczenie.

Sophie Turner, odtwórczyni roli Sansy Stark w serialu Gra o tron, również stanęła w obronie umieszczonej w produkcji brutalnej sceny gwałtu, w której sama uczestniczyła. Aktorka uważa, że im więcej takie tematy są poruszane publicznie, tym więcej wsparcia mogą otrzymać ofiary prawdziwej przemocy.

Reklama

Nie można nie przyznać Turner racji. Twórcy mają prawo do użycia pewnych środków w uzasadnionym celu. Mają tez prawo do wolności artystycznej. Jednak wszystkie zaangażowane w to osoby muszą być poinformowane o scenach, w których uczestniczą, możliwych konsekwencjach oraz świadomie wyrazić na to zgodę. Na szczęście pojawienie się koordynatorów intymności jest symbolem znaczących zmian w branży filmowej. Miejmy nadzieję, że czasy reżyserów-oprawców minęły bezpowrotnie.

Kadr z serialu "Gra o tron"
Kadr z filmu "Ostatnie tango w Paryżu"
Kadr z serialu "13 powodów"
Reklama
Reklama
Reklama