Słabo mówi po polsku, nie wygląda na amanta, ale... Czesław Mozil od piątku będzie uczył uwodzenia
1 z 6
Czesław Mozil, zagra w filmie i to samego siebie. Już 21.10.2016 r. do kin wchodzi „Szkoła uwodzenia Czesława M.”. To najnowsza komedia w reżyserii Aleksandra Dembskiego, w której muzyk wcieli się w rolę zawodowego amanta. I nic to, że kiepsko mówi po polsku, za dużo pije, nie ma aparycji uwodziciela.
Czesław Mozil jako aktor
„Szkoła uwodzenia Czesława M.” to historia popularnego muzyka, który odchodzi ze świata show-biznesu. Los sprawia, że trafia do Świnoujścia, gdzie wspólnie ze stoczniowcami wpadają na pomysł otwarcia pierwszej na Wybrzeżu szkoły uwodzenia dla mężczyzn. Ile wspólnego ma prawdziwy Czesław Mozil, tajemniczy gwiazdor polskiej sceny muzycznej z bohaterem filmu?
- Miałem trzy poważne związki i dzięki Bogu wszystkie te dziewczyny są moimi przyjaciółkami. Ale już prawie pięć lat się nie zakochałem. Jak ja bym chciał się zakochać! - mówił Czesław Mozil w rozmowie z VIVĄ w 2012 r. W innych rozmowach wielokrotnie akcentował jednak zamiłowanie do podbojów miłosnych.
Mozil, czyli kobieciarz?
- Długo zastanawiałem się, kto zagra awanturnika, kobieciarza i pijaka. Olśnienie przyszło nagle: „Widziałeś? Mozil mówił na Pudelku, że chciałby kiedyś zagrać w filmie”. Nie znaliśmy się, ale zdobyłem do niego kontakt i zadzwoniłem. Czesław oczywiście nie odebrał nieznajomego numeru. Gdy już straciłem nadzieję, przyszedł sms: „Kto dzwoni?”. Odpowiedziałem: „Aleksander Dembski, reżyser. Robię film o kobietach i alkoholu, chciałbym cię zatrudnić”. Spotkaliśmy się. I tak się zaczęło - wspomina reżyser .
Zobacz także: Cały wywiad z Czesławem Mozilem z 2012 roku „Chciałbym się zakochać”.
2 z 6
– Może był zbyt zakochany w sobie?
Czesław Mozil: Może tak jest… Ale raczej strasznie się boję tego, co miłość ze sobą niesie. Albo tego, co ja sobie na jej temat wymyśliłem. Na przykład, że może odebrać mi wolność, choć wiem, że tak mówi gówniarz, mały chłopczyk. Ale przez takie myśli parę razy straciłem miłość. Na dodatek miałem poczucie, że jeżeli nie mogę „ogarnąć” siebie, to jak mogę „ogarnąć” inną osobę czy dać jej coś z siebie?! A to jest pierwszy poziom związku. Nigdy jednak tam nie dotarłem i nie zobaczyłem, że potem mogę mieć coś, co pokona te lęki – bliskość i wsparcie innej osoby.
– Miłość to utrata wolności znanej do tej pory.
Czesław Mozil: Tak, i nie chodzi mi o wolność seksualną, ale też mentalną, co jest paradoksalne, bo ja jestem uzależniony od ludzi. Mam na przykład problem, jak w taki normalny wieczór siąść samemu przed telewizorem i oglądać film. Od razu szukam jakiegoś towarzystwa kobiecego albo idę do knajpy, baru. Odczuwam wtedy ekstremalnie samotność. W hotelu mogę spać sam, bo jestem w trasie, ale w swoim mieszkaniu mam z tym problem. Jeżeli mam być szczery… Gdybym mieszkał w Stanach, to już dawno bym poszedł do terapeuty. A tu jakoś zaakceptowałem te ostatnie pięć lat, to, że tchórzę totalnie. (...) Tchórzę, kiedy czegoś się ode mnie wymaga. Kiedy słyszę faceta, który opowiada o swoim nieudanym podboju, porażkach, a i o tym, że się poddawał i na końcu zdobył jej serce, to mnie to strasznie jara. I wtedy robi mi się ekstremalnie smutno. Bo ja albo nie spotkałem takiej kobiety, albo po prostu dziecinnie zadzieram – po odmowie – nos do góry i myślę: Nawet nie wiesz, co straciłaś.
– Dwa lata temu mówiłeś, że chciałbyś się zakochać.
Czesław Mozil: Naprawdę tak mówiłem?
– Naprawdę. Mówiłeś też, że jednocześnie boisz się utraty wolności. Bzdury, jakie zwykle mówią niedojrzali chłopcy…
Czesław Mozil: Prawda jest taka, że facet dojrzewa wtedy, kiedy nie wstydzi się przyznać, że go jarają młode dziewczyny. Albo inaczej – nie wstydzi się tego, że jest niedojrzałym chłopcem. Mam 35 lat i co ma mnie inspirować do zakochania? Te wszystkie rozwody, które widzę? Te historie miłosne, w których ludzie się krzywdzą, zwłaszcza w mojej branży?
3 z 6
– Mówisz, że miłość i związki się kończą, a praca jest zawsze. To brzmi jak ucieczka. Uciekasz w pracę?
Czesław Mozil: A ty nie uciekasz? Każdy ucieka w pracę!
– Może łatwiej jest Ci pracować, niż budować sensowny związek?
Czesław Mozil: Sądzę, że jeżeli człowiek ma spokój w głowie, może się skupić na pracy i w niej się spełniać. Wtedy też łatwiej jest budować związek. Gorzej, jeżeli związek – co mnie akurat się nigdy nie zdarzy – miałby zagrozić pracy. Moja praca jest moim życiem. W niektórych sprawach naprawdę jestem szczęściarzem. A w innych… Trudno wytłumaczyć w krótkiej rozmowie, dlaczego czasem w życiu jest bardzo źle… Popatrzmy na Robina Williamsa. Taki śmieszny facet, takie piękne role grał i miał depresję. Co ma jedno do drugiego? To jest strasznie denerwujące i smutne. Oglądałem w telewizji to, co ludzie mówią po jego śmierci. Musiałem wyłączyć.
(...)
– Ale dlaczego wyemigrowałeś z Danii? Rysujesz mi się jako osoba, która ucieka cały czas. Od zakochania, z Danii, z Krakowa… Taki uciekający królik.
Czesław Mozil: To ładne określenie, trochę pewnie w nim prawdy. Po studiach kupiłem knajpę z kolegą, wzięliśmy kredyt. Prowadziliśmy ją bez wiedzy, jak to się robi. I wyobraź sobie: już dwa lata masz knajpę, musisz codziennie przychodzić, zapieprzać po 12 godzin i jesteś blisko totalnego bankructwa! Mieliśmy dług na blisko milion złotych. Cztery miesiące przed wybuchem kryzysu w 2008 roku sprzedaliśmy ten biznes, a w banku powiedzieli nam, że mieliśmy szczęście. Już nam to chcieli zabrać. I uciekłem z Danii do Polski, ale nie spodziewałem się, że mi się Polska tak spodoba. Że mnie tu pokochają. Przyjeżdżam i nagle jest na mnie boom. Każdy to lubi, każdy chce mieć te 15 minut sławy. A te 15 minut się przeciągało i jest sześć lat. I jest cudownie! Dostawałem mnóstwo maili od ludzi: „Za pół roku nikt nie będzie o tobie słyszał”. I odpisywałem na każdy: „Mylicie się”.
4 z 6
W 2012 roku odpowiadał na pytania Piotra Najsztuba
– Nie o takie marzenia pytam. Miłość w Twoich piosenkach jest przyziemna i elementarna. Żeby się tak złapać za rękę, trzymać i iść. A nie startować w kosmos!
Czesław Mozil: Bo jakoś nigdy tego we mnie nie było. Miałem trzy poważne związki i dzięki Bogu wszystkie te dziewczyny są moimi przyjaciółkami. Ale już prawie pięć lat się nie zakochałem. Jak ja bym chciał się zakochać!
– Może jesteś za bardzo zakochany w sobie, żeby się zakochać w kobiecie?
Czesław Mozil: Może tak jest… Ale raczej strasznie się boję tego, co miłość ze sobą niesie. Albo tego, co ja sobie na jej temat wymyśliłem. Na przykład, że może odebrać mi wolność, choć wiem, że tak mówi gówniarz, mały chłopczyk. Ale przez takie myśli parę razy straciłem miłość. Na dodatek miałem poczucie, że jeżeli nie mogę „ogarnąć” siebie, to jak mogę „ogarnąć” inną osobę czy dać jej coś z siebie?! A to jest pierwszy poziom związku. Nigdy jednak tam nie dotarłem i nie zobaczyłem, że potem mogę mieć coś, co pokona te lęki – bliskość i wsparcie innej osoby.
– Ale rzeczywiście miłość to jest utrata wolności, takiej, jaką znasz do tej pory.
Czesław Mozil: Tak, i nie chodzi mi o wolność seksualną, ale też mentalną, co jest paradoksalne, bo ja jestem uzależniony od ludzi. Mam na przykład problem, jak w taki normalny wieczór siąść samemu przed telewizorem i oglądać film. Od razu szukam jakiegoś towarzystwa kobiecego albo idę do knajpy, baru. Odczuwam wtedy ekstremalnie samotność. W hotelu mogę spać sam, bo jestem w trasie, ale w swoim mieszkaniu mam z tym problem. Jeżeli mam być szczery… Gdybym mieszkał w Stanach, to już dawno bym poszedł do terapeuty. A tu jakoś zaakceptowałem te ostatnie pięć lat, to, że tchórzę totalnie.
5 z 6
– Kiedy tchórzysz?
Czesław Mozil: Tchórzę, kiedy czegoś się ode mnie wymaga. Kiedy słyszę faceta, który opowiada o swoim nieudanym podboju, porażkach, a i o tym, że się poddawał i na końcu zdobył jej serce, to mnie to strasznie jara.
– Że tak o nią walczył?
Czesław Mozil: Tak. I wtedy robi mi się ekstremalnie smutno. Bo ja albo nie spotkałem takiej kobiety, albo po prostu dziecinnie zadzieram – po odmowie – nos do góry i myślę: Nawet nie wiesz, co straciłaś.
– Może w swoim życiu nie stworzyłeś miejsca na miłość?
Czesław Mozil: Jak ty to mówisz, to brzmi to strasznie. A jak mam skojarzenia bardzo romantyczne, to jak dialog z końcówki filmu. Mam nadzieję, że tak nie jest. Jest muzyka. W liceum mówiłem swojej nauczycielce, że chętnie podpiszę kontrakt z diabłem, żeby żyć ze swojej muzyki.
6 z 6
– Mały Czesław, bo dzieci często tak mają, rzeczywiście w swoim pokoiku wzywał diabła, żeby podpisał z nim cyrograf?
Czesław Mozil: Nie, ale to sobie wyobrażałem. Że gdyby przyszedł pan i powiedział: „W tej chwili, chłopczyku, masz wybierać: tak albo tak”, to powiedziałbym: „Chcę muzykę”. Ze świadomością, że coś za coś.
– Może więc podpisałeś ten cyrograf, bo może wystarczy go w myślach podpisać?
Czesław Mozil: Albo go sobie wmawiać, albo używać jako ucieczki od problemów miłosnych. Mimo że uważam się za totalnego romantyka, to jeśli przyjaciółka, kochanka ma wchodzić w moje życie, trochę więcej miejsca w nim zajmować, to ja się od razu zwijam. I to nie pozwala mi poczuć tej osoby troszeczkę inaczej.
– W ten sposób nie poznajesz kobiet w ogóle.
Czesław Mozil: Czasami, to brzmi strasznie nie fair, ale taka partnerka jest prawie jak substytut alkoholu czy tabletek na sen. Bo jest się po koncercie, adrenalina i trudno zasnąć, a łatwiej, kiedy masz partnerkę i wino. A 2011 rok to była ciągła adrenalina. Chciałem pokazać sobie i innym, że ja potrafię to, to i to, że można połączyć ten świat medialny z wiarygodnością artystyczną! Dlatego wymyśliłem z rok temu i powiedziałem menedżerce: „Asiu, zagrajmy w każdy poniedziałek, po tych lajfach w »X Factorze«. Zabukujmy poniedziałki w małych wioskach, żebym mógł zejść z telewizora, mentalnie też odsapnąć i być trzeźwy w poniedziałek rano. I żeby ludzie sprzed niedzielnego telewizora mogli mnie poniedziałkowego zobaczyć u siebie w mieście”.