Miał zaledwie 16 lat, rodzina myślała, że zginął. Zdzisław Wardejn przeżył swój własny pogrzeb
„Przez dwa i pół miesiąca z prawnego punktu widzenia byłem nieżywy”
Historia jego życia to gotowy scenariusz na film. W jednym z najnowszych wywiadów Zdzisław Wardejn wrócił wspomnieniami wydarzeń z przeszłości. Niewielu wiedziało o tej sytuacji. Okazuje się, że artysta przed dwa u pół miesiąca z prawnego punktu widzenia był nieżywy. Jak do tego doszło? Aktor przeżył swój pogrzeb.
Zdzisław Wardejn o trudnych wydarzeniach z przeszłości
Mimo że na ekranie i scenie trwa od lat, widzowie najbardziej pokochali go za rolę docenta Mariana Wolańskiego w serii kultowego „Kogla mogla”. Nigdy potem nie zagrał podobnych ról. „Wydaje mi się, że tak duża i niesłabnąca przez lata popularność tej postaci wynika z tego, że był to polski inteligent w szponach systemu. Musiał męczyć się z żoną, dzieckiem i gosposią – ze wszystkim. To ludziom bardzo się podobało”, opowiadał Michałowi Misiorkowi dla Plejadzie.
Aktorstwem zainteresował się już jako mały chłopiec. Od tamtej pory dążył do tego, by spełnić swoje marzenie o występowaniu na scenie. W jego życiu nie brakowało dramatycznych wydarzeń. Tata aktora zginął w czasie wojny, jeszcze przed jego narodzinami. Zdzisław Wardejn wychowywał się z mamą, która starała się przekazać mu najważniejsze wartości oraz adoptowaną siostrą Izą.
„Od początku wiedziałem, że jestem pogrobowcem. Mama nie ukrywała przede mną tego, jak zginął ojciec. To nie był żaden temat tabu w naszym domu”, podkreślał w rozmowie z dziennikarzem Plejady. Aktor miał siedem lat, gdy UB zamknęło jego mamę. Musiał szybko dorosnąć. Gdy wyszła z więzienia, Zdzisław Wardejn przejął obowiązki głowy rodziny. „Zacząłem zajmować się domem, przejąłem mnóstwo obowiązków i stałem się głową rodziny”, podkreśla w Plejadzie.
Czytaj też: Przy drugim mężu odnalazła szczęście, dzieci są jej ostoją. Dziś Alicja Resich żyje na własnych warunkach
Zdzisław Wardejn przeżył swój własny pogrzeb
Jedno z wydarzeń pozostało ze Zdzisławem Wardejnem na zawsze. Aktor przeżył swój własny pogrzeb. Jak do tego doszło? Wszystko rozegrało się w Poznańskiego Czerwca 1956 roku. Aktor brał udział w demonstracji tramwajarzy. „Nie było już szkoły, miałem dużo wolnego czasu i byłem ciekaw, co dzieje się na ulicach miasta. Nie brałem aktywnego udziału w tych demonstracjach. Po prostu stałem w tłumie. W nocy w końcu postanowiłem wrócić do domu. Nie wiedziałem jednak, że cały teren wokół był obstawiony przez wojsko. Podszedł do mnie mówiący po rosyjsku żołnierz w polskim mundurze i mnie złapał”, opowiadał Zdzisław Wardejn. Mówi wprost – znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie.
Aktor został zabrany na komisariat przy ulicy Matejki. Był przesłuchiwany przez kilka dni. Gdy zaginął rodzina zakładała najgorszy scenariusz. Matka aktorka przeżywała prawdziwy dramat. Obawiała się, że podobnie jak męża, straciła syna.
„Miałem wtedy zaledwie 16 lat, więc byłem marnym kandydatem do procesu. Na nic bym im się nie przydał”, relacjonował w rozmowie z Michałem Misiorkiem.
Zdzisław Wardejn, Warszawa 07.05.13. Próba spektaklu "Romantycy"w Teatrze Dramatycznym
Kiedy wrócił do domu spotkał się z niedowierzaniem rodziny. Na początku nikt nie chciał go wpuścić. Kiedy wszedł do domu zobaczył oparty o wazon swój portret z czarną przepaską. Obok stało pięć aktów jego zgonu. Rodzina wyprawiła mu pogrzeb. „To była stypa po moim pogrzebie. Okazało się, że po tym, jak nie wróciłem na noc, mama zaczęła mnie szukać w szpitalach i kostnicach. Dowiedziała się, że został postrzelony młody chłopak, więc poszła zobaczyć jego ciało. Twarz miał zabandażowaną, ale po układzie pieprzyków na brodzie i po tym, że miał na sobie majtki podobne do moich, stwierdziła, że to ja. Ciotka dopytywała ją, czy jest pewna, ona nie miała jednak żadnych wątpliwości. Była przekonana, że zginąłem i postanowiła mnie pochować”, mówił aktor w rozmowie z Michałem Misiorkiem dla Plejady.
Dla wszystkich sytuacja była prawdziwym szokiem. Były łzy radości i szczęścia. W końcu trzeba było wyjaśnić sprawę w urzędzie. Z prawnego punktu widzenia aktor był nieżywy. Odbyła się sprawa sądowa, na której zakwestionowano akt zgonu. „Przez dwa i pół miesiąca z prawnego punktu widzenia byłem nieżywy. Musiała odbyć się sądowa rozprawa, na której zakwestionowano moje akty zgonu. Dopiero po niej oficjalnie zostałem przywrócony do życia”, tłumaczył w Plejadzie.
Czytaj też: Matka Tomasza Komendy komentuje zachowanie syna: „Nie mogę tego zrozumieć...”
Zdzisław Wardejn, Warszawa, 23.09.2016.