Reklama

Kiedy mowa o Michale Wołodyjowskim opisanym przez Henryka Sienkiewicza, wielu spogląda na tę postać przez pryzmat aktorskiej kreacji Tadeusza Łomnickiego — to on ponad pięćdziesiąt lat temu wcielił się w postać "Małego Rycerza", zarówno w filmie Jerzego Hoffmana, jak i w serialu. Co ciekawe, najwybitniejszy polski aktor drugiej połowy XX wieku początkowo nie chciał brać udziału w tym dużym filmowym przedsięwzięciu. W tym roku minęły 54 lata od emisji obu dzieł.

Reklama

Jerzy Hoffman: hetman polskiego kina

Jerzy Hoffman nazywany jest dziś "wielkim hetmanem polskiego kina", to on sfilmował "Trylogię" Henryka Sienkiewicza, ale zaczął... od końca. Za takim porządkiem filmowania stało kilka powodów, jednym z nich była kolejność, w jakiej reżyser po raz pierwszy przeczytał słynne powieści.

"Pierwszy raz zetknąłem się z "Trylogią" na Syberii. W 1940 roku zostałem tam wywieziony z rodzicami. A gdy Pierwsza Dywizja Piechoty im. Kościuszki przekroczyła dawną granicę Polski, pierwszymi polskimi książkami, jakie przysłał mi ojciec, "Pan Wołodyjowski" i "Potop". Zrobiły na mnie wstrząsające wrażenie. Tom "Ogniem i mieczem" nie dotarł, bo nie przepuściła go cenzura. Zaczytywałem się tą książką dopiero po powrocie do Polski" – opowiadał reżyser w Polskim Radiu w 2016 roku.

Poza tym Jerzy Hoffman uznał, że "Pan Wołodyjowski" będzie ze wszystkich trzech części historią najprostszą do sfilmowania i pochłonie najmniej budżetu. Ostatecznie produkcja okazała się jedną z najdroższych, które powstały w Polsce w tamtym czasie — kosztowała 40 mln złotych, ale jak się szybko okazało, nie były to pieniądze stracone. "Pana Wołodyjowskiego", który miał swoją premierę 28 marca 1969 roku, obejrzało go niemal 11 milionów widzów.

Jeszcze podczas realizacji dzieła Jerzy Hoffman wpadł na pomysł nakręcenia serialu o Małym Rycerzu dla Telewizji Polskiej. Tak jak w przypadku filmu, scenariusz do serialowej wersji został napisany przez Jerzego Lutowskiego i obie produkcje nagrywano właściwie równolegle, ale to nie Jerzy Hoffman, a Paweł Komorowski wyreżyserował "Przygody pana Michała".

Czytaj też: Radzieckie dziewczynki marzyły, żeby być jak ona. Maja Plisiecka była jedną z najwybitniejszych postaci baletu XX wieku

Tadeusz Łomnicki i Daniel Olbrychski w jednej ze scen filmu "Pan Wołodyjowski"

PAP/Zbigniew Matuszewski

Tadeusz Łomnicki jako pan Wołodyjowski

"Realizacja tych filmów była największą przygodą życia. To było największe moje marzenie. Przede wszystkim miałem ogromne szczęście, że w czasie kręcenia pierwszych części w pełni sił twórczych była cała plejada wspaniałych aktorów z Tadeuszem Łomnickim na czele", podkreślił Jerzy Hoffman na łamach Polskiego Radia w 2016 roku.

Na to, żeby przekonać Łomnickiego do przyjęcia tytułowej roli, reżyser musiał jednak poświęcić trochę czasu, bowiem znanego ze swojego świetnego teatralnego warsztatu aktora wystraszyła ta propozycja. Czuł, że nie dla niego jest granie w plenerze tak wielkiej produkcji, w dodatku roli, która w mitologii narodowej odgrywa bardzo istotną rolę.

"Propozycja Hoffmana mnie przeraziła. W jednej sekundzie zrozumiałem, jaki rodzaj odpowiedzialności wziąłbym na siebie, gdybym się zgodził. Zacząłem Jurka unikać i robiłem to przez pół roku", mówił aktor w rozmowie z Witoldem Zadrowskim. Kiedy w końcu doszło do rozmowy Łomnickiego z Hoffmanem, aktor wykpił się kontuzją kolana. "Chytreńko zwołał konsylium i lekarze orzekli, żem zdrów jak koń", zdradził Łomnicki w jednym z wywiadów.

Następne pół roku było dla Łomnickiego intensywnym przygotowywaniem się do roli, na które składały się nauka jazdy konnej, bo jak żartował po latach, koń przed rozpoczęciem zdjęć był dla niego wyrośniętym psem, a także lekcje szermierki pod czujnym okiem Andrzeja Piątkowskiego, szermierza szablisty. Gdy w końcu Tadeusz Łomnicki stanął gotowy do działania na planie, ważył o 10 kilogramów mniej.

Wszystkie te wysiłki zaowocowały rolą, bez której polska widownia nie wyobraża sobie dziś "Pana Wołodyjowskiego". Łomnicki tak jak w przypadku wszystkich zadań aktorskich, odegraniu tej postaci poświęcił się bez reszty. Chciał jak najbardziej sprostać oczekiwaniu widzów, biegle operować szablą — być "szybki w cięciu", wypracował nawet charakterystyczny tik wąsem, które niczym w Sienkiewiczowskiej powieści "zjeżyły się jakoś i poczęły się szybko, choć lekko poruszać".

Zobacz także: Zimę spędzała z Heleną, pozostałe miesiące z Jadwigą – sekretne życie Marii Rodziewiczówny

Tadeusz Łomnicki podczas lekcji jazdy konnej do filmu "Pan Wołodyjowski" 08/1967

Aleksander Jalosinski / Forum
Reklama

Źródła: polskieradio.pl, kultura.gazeta.pl

Reklama
Reklama
Reklama