Reklama

Największym pragnieniem małego Jojo, bohatera filmu Taiki Waititiego, mieszkającego w Niemczech czasów II wojny światowej, jest zasilić szeregi nazistowskiego wojska. A jego najlepszym przyjacielem jest wyimaginowany Adolf Hitler. Zanim odwrócicie z niesmakiem głowę, pomyślcie o bożyszczach swojego dzieciństwa. Czy były to ideały i postacie, które czcicie do dzisiaj? Moje pokolenie nie mogło oderwać wzroku od brutalnych kreskówek na Cartoon Network i było w stanie pobić się o kartonikowe żetony z Pokémonami. Dzisiejsze dzieciaki z zapartym tchem śledzą deprawujące treści youtuberów. Jojo miał swoją świętość – hitlerowskie zastępy. Obozy bojowe, prawdziwa amunicja, koledzy o podobnych zainteresowaniach. Jak udowadnia film Jojo Rabbit, mordercza ideologia mogła wydawać się dziecku szalenie pociągająca. Dzięki niej mały chłopiec miał możliwość dołączenia do elitarnego, wydawałoby się, klubu.

Reklama

Fabuła filmu „Jojo Rabbit”

Tytułowym bohaterem filmu jest chłopiec należący do Hitlerjugend i wiernie wyznający wszystkie reguły tworzone przez nazistowską propagandę. Wątłą pewność siebie małego bohatera wzmacnia Adolf Hitler – projekcja umysłu chłopca i reprezentant wszystkich jego ideałów. Na obozie młodzieżowym Jojo otrzymuje wreszcie szansę, by wykazać się przed kolegami i zaimponować przełożonym. Ma nadzieję, że to właśnie on zostanie wybrany do wojska. Jednak w wyniku nieszczęśliwego wypadku podczas ćwiczeń Jojo doznaje poważnych obrażeń i musi wracać do domu. Tam odkrywa, że jego mama ukrywa na poddaszu „największego wroga hitlerowskich Niemiec” – młodą Żydówkę. Początkowo przerażony chłopiec postanawia przysłużyć się swojemu przywódcy w nietypowy sposób. Zamierza porozmawiać z dziewczyną i za pomocą wyciągniętych od niej informacji napisać encyklopedię o znienawidzonej przez nazistów rasie.

Recenzja filmu „Jojo Rabbit”

II wojna światowa jeszcze nigdy nie wyglądała tak atrakcyjnie jak w oczach bohatera Jojo Rabbit. Obrana przez twórców perspektywa małego chłopca jest niczym filmowe baśnie dla dużych dzieci Wesa Andersona. Dużych, ponieważ tylko czasami spoza tej kolorowej mydlanej bańki wyzierają obrazy brudnej rzeczywistości. Nie sposób jednak złościć się na uroczego chłopca, który błądzi w niezrozumiałym dla niego świecie. Jedną z najważniejszych potrzeb w tak młodym wieku jest potrzeba przynależności. Daje mu ją zarówno przyjaźń z Hitlerem, jak i organizacja Hitlerjugend.

Co więc widzi dziecko w wieku Jojo? Możliwość spełnienia swoich najskrytszych dziecięcych fantazji. W Hitlerjugend można bezkarnie palić książki, bawić się bronią, zdobyć szacunek kolegów. Poznawać niestworzone, przypominające opowiadania grozy, historie o Żydach i w podnieceniu przekazywać je dalej przy świetle latarek.

Poczucie przynależności Jojo w nazistowskim klubie utwierdza jego idol i najlepszy przyjaciel, Adolf Hitler. W dziecięcym umyśle postać dyktatora ulega zniekształceniu. Infantylny Hitler wcina na kolację jednorożce, nie rozumie czemu ktokolwiek może mieć do niego pretensje, operuje wyłącznie sloganami, i bezwzględnie wierzy w swojego najgorliwszego wyznawcę – Jojo. Swoją obecnością rekompensuje silnie odczuwalny przez chłopca brak ojcowskiej figury. Prawdopodobna dezercja jego taty to największy cios jaki mogło otrzymać jego przepełnione nazistowską propagandą serce. Zakłamywanie rzeczywistości jest więc niezbędne, aby przetrwać.

Na ulicach miasteczka toczą się wprawdzie losy II wojny światowej, ale w Jojo Rabbit mamy też do czynienia z inną, bardziej kameralną wojną. Małą dywersję na tyłach umysłu chłopca usiłuje przeprowadzić jego mama. Tutaj trzeba oddać hołd fantastycznej kreacji prawdziwie wielozadaniowej, emanującej silnym wewnętrznym dobrem postaci Scarlett Johansson. Rosie akceptuje syna takim jaki jest, ale robi też wszystko co w jej mocy, by uczynić go lepszym człowiekiem. Kiedy trzeba potańczy ze swoim dzieckiem i przypomni mu jak to jest czuć wyłącznie beztroskę, a kiedy indziej domaluje sobie brodę i w mundurze zasiądzie do stołu wypełniając bolesną lukę po brakującym ojcu. Potrafi być też harda – nie pozwala Jojo odwrócić wzroku od zwisających z szubienicy ofiar wyznawanych przez niego poglądów. Bunt jest nieodłącznym elementem dorastania, w ten sposób dziecko może wypróbować swoje granice. Jojo sprawdza zatem najpierw granice przekonań swojej matki, by później przejść do kontestacji dawniej uwielbianego przez siebie hitleryzmu.

Taika Waititi, reżyser który zdołał ożywić serię o Thorze, nie cofnął się przed kontrowersyjną decyzją postawienia na gatunek komediowy w tematyce II wojny światowej. Na pewno nie jest to oczywisty sposób przedstawienia tego tragicznego okresu. Należy jednak zwrócić uwagę, z czego kpi Jojo Rabbit. Naziści wraz ze swoją ideologią stanowią wręcz gotowy materiał na satyrę. Broń w rękach dzieci wygląda na przerysowaną, teksty wyjęte z hitlerowskich podręczników są w oczywisty sposób absurdalne. Słodkie dziecięce buzie nie współgrają z niedorzecznymi okropieństwami, które bezmyślnie wykrzykują. Tego twórcy nie wymyślili sami. Ale zdecydowali się to pokazać w oczyszczająco zabawny sposób. I chociaż film ociera się o granicę profanacji, balansuje na cienkiej linii, to nigdy jej nie przekracza.

Idealne wyważenie w trakcie spaceru twórców po polu minowym naszej okrutnej historii zapewnia niezwykłe ciepło i serdeczność, które biją już od pierwszego kadru. Jojo Rabbit to komedia niezwykle empatyczna. Skupiająca się przede wszystkim na człowieczeństwie i szczerze ukazująca wszystkie jego słabości. Użyte w soundtracku niemieckie wersje piosenek Davida Bowiego i Beatlesów trafnie podkreślają uniwersalizm tej opowieści. Muzyka i taniec są jednak przede wszystkim przejawami wolności. Nadeszła więc pora by otrząsnąć się z traumy i tak jak mały Jojo, dopuścić do siebie całkiem nowe uczucia. 10/10

Reklama

Jojo Rabbit w kinach od 24 stycznia.

Kadr z filmu "Jojo Rabbit"
Kadr z filmu "Jojo Rabbit"
Kadr z filmu "Jojo Rabbit"
Kadr z filmu "Jojo Rabbit"
Reklama
Reklama
Reklama