Jest jedynym dzieckiem Janusza Gajosa. Jej rodzice się rozwiedli, gdy miała zaledwie sześć lat
Tak wyglądają relacje aktora z córką
- Redakcja VIVA!
W trakcie emisji ostatniego odcinka „Czterech pancernych”, w którym Janek bierał ślub, zawołała przejęta: „Mamo! Mamo! Tatuś się żeni!”. O tym, jak to jest być córką wielkiego aktora, Janusza Gajosa, opowiada Agata Gajos. Przypominamy rozmowę Agaty Gajos z Marzeną Rogalską, która ukazała się na łamach magazynu „Uroda Życia” w lutym 2014 roku.
[Artykuł aktualizowany 23.09.24 r.]
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 24.09.2024 r.]
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 11.09.2024 r.]
Agata Gajos i Janusz Gajos: jaka łączy ich relacja?
Nie pamiętam dokładnie, kiedy pierwszy raz jako dziecko obejrzałam serial „Czterej pancerni i pies”. O tym, że oglądałam, opowiadali mi rodzice. Ale pamiętam zieloną kanapę i telewizor. Niespecjalnie przejmowałam się tym, że gra tam mój tata, czym rodzice byli trochę zdziwieni. Wydaje mi się, że traktowałam ten serial jak opowieść o przygodach psa. „Czterej pancerni” są również obecni w dzieciństwie mojego syna i to jest przerażające (śmiech). Miał pięć–sześć lat, kiedy zasiadł przed telewizorem i kazał sobie zrobić kakao, bo „on teraz będzie oglądał”.
Potem rozmawiałam ze znajomymi: „Słuchajcie, na czym to polega, że ten pies biegnie, biegnie drugą minutę, biegnie trzecią, a ty dalej to oglądasz i nie przełączasz kanału?!”. A wszyscy starsi pokoleniowo znajomi odpowiadali: „Bo to było robione z sercem!”. Gdyby to były inne czasy i tata podpisałby kontrakt na taki serial, pewnie zostałby miliarderem. Jest tyle powtórek, gdyby miał płacone od każdej, to leżelibyśmy na plaży wszyscy razem i po nas jeszcze parę pokoleń (śmiech).
Janusz Gajos w „Czterech pancernych”, 1967 r.
Agata Gajos o tacie
Moje wspomnienia z dzieciństwa związane z tatą to głównie wakacje, ponieważ nie mieszkaliśmy razem. Rodzice rozwiedli się, gdy miałam sześć lat, więc siłą rzeczy to bardziej wakacyjne wspomnienia. Jedno mam fajne – tata do snu zawsze drapał mnie po głowie, potem ja jego, potem on znowu mnie, ale on zawsze pierwszy zasypiał, więc często miałam poczucie, że jestem stratna o to jedno drapanie! Co jeszcze kojarzę z tamtego czasu? Na pewno przerwę w zębach.
Nie lubiłam tej przerwy po tatusiu, ale była znacząca, dopóki nie dostąpiłam zaszczytu noszenia aparatu.
Ludzie postrzegali mnie przez pryzmat ojca – i nauczyciele, i znajomi. Nie uciekałam od tego, że jestem córką Janusza Gajosa, bo wydaje mi się, że to raczej powód do dumy. Ale czasami, kiedy słyszę, że nazwisko pomogło mi w życiu, odpowiadam: „Tyle razy pomogło, ile zaszkodziło”. Gdy trafiłam do szpitala, to po odwiedzinach taty przyszła mnie ostrzec pewna pani, która usłyszała rozmowę pielęgniarek. Jedna z nich mówiła o mnie: „W pałacu żyje, ma kasę, to niech zobaczy, jak wygląda prawdziwe życie”. I za każdym razem, gdy robiła mi zastrzyk, to „zupełnie niechcący” wbijała igłę w straszny sposób.
Jest też historia ze studiów. Miałam zapalenie płuc, nie było mnie ze trzy tygodnie. Umówiłam się z wykładowcami, że nadrobię stracone zajęcia. Większość zgodziła się, ale jedna pani profesor powiedziała: „Znam te dzieci artystów, już miałam z takimi do czynienia!”. Słysząc to, dostałam szału. Poszłam do opiekunki roku i poprosiłam, żeby wpisała mi dwóję, bo ja chcę zaliczyć ten przedmiot u kogoś innego. Co ma piernik do wiatraka?! To, czy jestem chora albo olewam zajęcia, nie ma nic wspólnego z tym, czyją jestem córką – Gajosa czy Kowalskiego!
Zobacz również: Janusz Gajos bił się tylko o jedną kobietę. Została jego żoną i matką jego jedynego dziecka
Łódź 1967. Janusz Gajos na planie polskiego filmu wojennego pt. Stajnia na Salvatorze
Jakim tatą jest Janusz Gajos?
Oczywiście bywało też inaczej. Na wakacjach pod koniec lat 80. królował „Dirty Dancing”. Nie przypominam sobie, ile miałam wtedy lat, ale wiem na pewno, że byłam za młoda na film, którego polski tytuł brzmiał „Wirujący seks”. Wyświetlano go w kinie nad morzem. Trudno opisać minę ojca, któremu mała dziewczynka oświadcza, że idzie oglądać „Wirujący seks”. Zamarł i oznajmił: „Dziecko! Absolutnie nie pójdziesz!”. Prosiłam: „W takim razie chodź ze mną. To nie jest taki film, jak myślisz, tam przede wszystkim tańczą!”. Musiał pójść, bo przecież nie puści dziecka samego na „Wirujący seks”. I dzięki temu mieliśmy najlepsze miejsca, do kina weszliśmy za darmo, a właściciele podkreślali, jak bardzo czują się zaszczyceni, że do ich kina przyszedł sam pan Gajos. Bardzo to sympatyczne, jednak w podobnych sytuacjach czuję się trochę zażenowana, bo przecież stać nas na bilet do kina.
Zawsze żyłam w przekonaniu, że tata uważa mnie za mądrą i ładną dziewczynę, to było dla mnie naturalne, choć nie przypominam sobie, by jakoś specjalnie mnie komplementował. Wszyscy, którzy znają mojego tatę, wiedzą, że jest introwertykiem. Są momenty, kiedy możemy szczerze porozmawiać, ale to nie jest tak, że siedzimy i nagle zaczynamy głębokie rozmowy o życiu. Do tego potrzebna jest specjalna atmosfera. Mamy wspólne tematy. Zauważyłam, że dużą frajdę sprawia mu uczenie młodych ludzi na wydziale aktorskim. Kiedy zaczynał tę pracę, ja od lat prowadziłam już swoje szkolenia. Kiedyś wracając ze szkoły filmowej z Łodzi, zadzwonił i spytał, czy ja też bym tak poprowadziła zajęcia. Czy on dobrze to robi... Radził się mnie, nagle stałam się dla niego autorytetem. Nie było tak, że tatuś ma zawsze rację, moja opinia zaczęła się liczyć. Miło.
Czytaj również: Mówiono, że była idealną kandydatką dla Janusza Gajosa. Druga żona nigdy mu nie wybaczyła, że ją zostawił
Agata Gajos o rodzicach
Rodzice żyli jak pies z kotem, jednak mnie w to nie angażowali. Wiadomo, że każde dziecko, które jest z rozbitej rodziny, niesie coś „w plecaku”. To nigdy nie jest ideał, bo ludzie nie rozstają się dlatego, że strasznie się kochają. A może właśnie dlatego? Cholera wie… Jest różnie, natomiast dziecku ta sytuacja zawsze pozostawia jakiś tobołek. Tak czy owak rodzice na tyle sprawnie dzielili się wakacjami, imprezami szkolnymi, że nie mogę narzekać, że „nie było przy mnie tatusia”. Był wtedy, kiedy miał być. Był na mojej studniówce, przyjechał, gdy zdawałam maturę. W momentach, kiedy miał być, to się pojawiał.
Mój ojciec chyba nigdy nie odpoczywa, no, może w wakacje. Byłoby fajnie, gdyby czasami mógł być dziadkiem i tak po prostu zwyczajnie przyjść, zjeść obiadek, posiedzieć, pogadać… On na to nie ma czasu i pewnie nigdy nie będzie miał, ale cieszę się, że robi to, co kocha, a nie siedzi w kapciach przed telewizorem (śmiech). Tym bardziej że spotkania między próbą a spektaklem też mają swój urok.
Nie mam o to pretensji, bo od dzieciństwa bardzo sobie ceniłam to, że tata gra w teatrze. W Teatrze Powszechnym wkradałam się na balkon, który był zamknięty, i oglądałam spektakl, chociaż powinnam w tym czasie odrabiać lekcje w garderobie (śmiech). Były również cudowne panie garderobiane, które się mną zajmowały, mierzyłam peruki, nauczyłam się robić makijaż sceniczny i różne inne rzeczy. To mnie niezwykle pasjonowało. Gdy byłam starsza, to za każdym razem, kiedy ojciec zaczynał próby do jakiejś sztuki, czytałam ją w oryginale. Brałam książkę, żeby wiedzieć, o co chodzi, i potem, po spektaklu, mogłam porównać swoje wyobrażenia z tym, co zobaczyłam.
Zawsze kiedy ojciec pyta, czy podoba mi się sztuka, mówię: „Nie wiem, nie jestem krytykiem”. A on powtarza: „Nie o to chodzi, czy jesteś krytykiem teatralnym, czy nie. Pytam, czy czujesz, że to ci się podoba”. Najbardziej lubię momenty, kiedy zapominam, że to mój tata, który zbudował jakąś rolę. Niesamowite jest też uczucie, gdy na scenę wchodzi Gajos i od razu jest zwyżka energii wśród publiczności, ja naprawdę czuję emocje ludzi. Jednak gdybym była krytykiem i miała ocenić jego kreacje, to byłabym oczywiście potwornie nieobiektywna, ponieważ to mój ojciec i on mi się w większości przypadków podoba!
W dyskusji ze mną tata nigdy nie używa argumentu, bo tak ma być i już. To nie jest człowiek, który wchodziłby z butami w moje życie. Powiedziałby raczej: „Dziecko, jesteś dorosła i robisz to, co uważasz”. Zawsze gdy oznajmiałam, że się wyprowadzam albo idę na takie czy inne studia, to nie było dyskusji. Pamiętam jeden przypadek, gdy tata głęboko nabrał powietrza i nadnaturalnie się wyprostował. To było wtedy, gdy przybiegłam do niego zaraz po studiach i oznajmiłam z zachwytem, że będę prowadziła zajęcia w więzieniu ze sprawcami przemocy. Byłam tym niesamowicie przejęta, miałam poczucie, że jest to dla mnie niezwykłe osiągnięcie zawodowe. „A nie ma bezpieczniejszych zajęć dla psychologa?” – usłyszałam wtedy od ojca. Tak wyglądała jego najpoważniejsza interwencja w moje dorosłe życie (śmiech).
Czytaj też: Janusz Gajos pierwszą żonę poznał w szpitalu. Rozstali się w atmosferze skandalu
Janusz Gajos z córką, Agatą, 2.06.2005 r.
Agata Gajos o byciu córką sławnego aktora
Nie ma we mnie buntu, kiedy zdarza się i teraz, że jestem przedstawiana jako córka Janusza Gajosa, chociaż zależy, kto to mówi. Jeśli widzę, że ktoś próbuje czerpać profity z tego, że zna córkę Gajosa, to zastanawia mnie, co mu to daje. Może gdybym była córką celebrytką, ktoś mógłby się pokazać ze mną i coś z tego mieć, zarobić na tym... Ale ja żyję w zupełnie innym świecie. Cenię sobie prywatność i zależy mi na tym, żeby również moje dziecko nie było rozpoznawane z nazwiska.
Sława taty nie ciążyła mi w życiu, ale jedna dosyć śmieszna rzecz utkwiła mi w pamięci. Ojciec odpowiadał na zestaw pytań do jakiejś gazety i pojawiło się pytanie o miejsce, w jakim „nie wyobrażasz sobie uprawiania seksu”. Podane były cztery odpowiedzi, z których miał wybrać jedną. Nie wiem, co wybrał mój ojciec, natomiast później w jakimś kolorowym piśmie pojawił się nagłówek: „Janusz Gajos uprawia seks na drzewie przed domem”. Pomyślałam: „Co?! Przede wszystkim on nie ma drzewa przed domem!” (śmiech). Nie zastanowił mnie seks, tylko o które drzewo może chodzić. Miałam wtedy może 14 lat. Wyobraź sobie moich kolegów i koleżanki. To był czas, kiedy na samo słowo seks człowiek się czerwienił. Nie zmarnowało mi to życia, to była bzdura, świadectwo prasowego kretynizmu. Nikt nie pomyślał, że ten człowiek ma przecież rodzinę i że taka „sensacja” może nieść ze sobą skutki uboczne dla bliskich.
Zobacz również: Janusz i Elżbieta Gajosowie: czwarta żona okazała się miłością jego życia
Agata Gajos we wspomnieniach o mamie
Nie mam pojęcia, czy ojcu podoba się to, co robię. Pewnie jak każde dziecko liczę na to, że jakoś spełniam jego oczekiwania. Oczywiście gdy miałam te naście lat, raz po raz ktoś pytał, czy też będę aktorką. Łechtało to moją próżność. Nie jestem jednak osobą, która lubi być w świetle reflektorów. Swoje zawodowe wystąpienia przy okazji różnych akcji społecznych robię na luzie i to wystarczy. Muszę widzieć jakiś cel, bo nie wyobrażam sobie, żeby występować dla samego występowania. Tak jak moja mama, która była cudownym realizatorem, reżyserem, ale przed kamerą chyba by się nie odnalazła.
Byłam bardzo związana z mamą i kiedy odeszła, dopadła mnie ogromna samotność. Uświadomiłam sobie, że teraz jestem tylko ja i tata. Do tej pory mam takie poczucie, że jak była mama, to było inaczej. Mam cudownego męża i syna, ale mama to jest mama. To była moja osoba, miejsce, przestrzeń. Zawsze możesz wrócić, przytulić się i przyjść w czarną noc. Myślę, że i do taty mogę przyjść w czarną noc, ale to zupełnie inny rodzaj relacji.
Pamiętam, że kiedy mama była chora, to ważne stało się to, do kogo mogę zadzwonić. W środku byłam silna, a kiedy wychodziłam z Centrum Onkologii, płakałam i myślałam, gdzie mam teraz zadzwonić. Do taty, bo do kogo innego? Mogłam pogadać z przyjaciółką, ale jednak rodzic to jest ktoś, kto ma obowiązek się tobą opiekować. Jest poczucie, że cię nie zostawi, choćby nie wiem co. Na każdym można się sparzyć, zawieść, ale mama i tata są od tego, żeby byli przez całe życie. Niezależnie, czy będę miała 40 lat, czy dużo więcej, to mój tata zawsze będzie moim tatą.
Zobacz też: Rola w "Czterech pancernych" na lata zrujnowała jego karierę. "Nic z tej mojej popularności nie wynikało"
TEKST Marzena Rogalska
Janusz Gajos z Agatą i wnuczkiem Olkiem