Reklama

Tę historię znają wszyscy fani motoryzacji. Zwycięstwo w dwudziestoczterogodzinnym morderczym wyścigu Le Mans stało się obsesją Henry’ego Forda II. Na początku lat 60. lat triumfy święciły tam samochody Enzo Ferrari. Tylko jak Ford, produkujący rodzinne samochody miałby wygrać? Musiał zbudować swoje sportowe auto. Powstał Ford GT40.

Reklama

Film o morderczym wyścigu

Fani motoryzacji czepiają się, że reżyser James Mangold nie do końca trzymał się faktów i stworzył kino familijne. Może i tak, ale jest to bardzo dobre kino familijne. Zalety przede wszystkim ma trzy - Matt Damon, Christian Bale i sceny wyścigów.
Ich aktorski pojedynek, opowiadający o szorstkiej męskiej przyjaźni Carrolla Shellby’ego (byłego rajdowca, projektanta samochodów sportowych, m.in Cobry) i Ken Milesa (mechanika i kierowcy rajdowego) jest ucztą dla oka i ucha. Teoretycznie film opowiada historię rywalizacji Forda i Ferrari do tego odnosi się oryginalny tytuł Ford vs Ferrari. Motoryzacyjni dziennikarze, którzy tę historię mają w małym palcu piszą, że Marigoldowi wyszedł film o walce Shelbyego z zarządem Forda.

Matt Damon i Christian Bale za kółkiem

Jakby nie było złośliwy, ekscentryczny, butny i porywczy Ken Miles w wykonaniu Christiana Bale i dążący do celu showman Shelby grany przez Matta Damona sprawią, że dwie i pół godziny w kinie minął jak z bicza strzelił. I na serio - nie musicie wiedzieć jaka jest różnica między wyścigami NASCAR, a F1. I niekoniecznie musicie wiedzieć, że wyścig Le Mans okryty jest złą sławą - zginęło w nim bardzo wielu uczestników i widzów (w 1955 części rozbitego mercedesa zabiły 80 osób!).

Reklama

Mangold mówił, że uwielbia historie, które przenoszą jego i widzów w czasy kiedy byliśmy nieco mniej ostrożni i dopiero odkrywaliśmy związek z technologią pozwalającą jeździć szybciej i szybciej. I ta historia jest właśnie taka. Zgodna z prawdą czy nie wbija w fotel przy każdej zmianie dźwigni biegów.

materiały prasowe
materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama