Doczekali się dwójki dzieci, po rozstaniu zostali przyjaciółmi. Kilka lat później była żona Marka Włodarczyka popełniła samobójstwo
Dla niej postanowił kolejny raz się ożenić
Poznali się wiele lat temu, dla niej postanowił kolejny raz stanąć na ślubnym kobiercu. Marek Włodarczyk i Karen Friesicke tworzyli niezwykle zgrany duet. Co więcej, przed laty para udzieliła wywiadu magazynowi Gala, w którym opowiedzieli o swoim uczuciu.
Marek Włodarczyk i Karen Friesicke - historia miłości
W 2007 roku niemal cała Polska zachwyciła się jego talentem, osobowością i urodą. Ulubieniec publiczności słynął jednak z namiętności i nietrwałości w związakch. Zmienił się jednak, gdy poznał Karen Friesicke, dla której postanowił złamać żelazną zasadę i znów stanął na ślubnym kobiercu.
Poznali się w czasie, gdy Marek Włodarczyk był po rozstaniu z wieloletnią partnerką, z którą doczekał się syna. O tamtym okresie mówił wprost: „Przypłaciłem to chorobą psychosomatyczną. Kilka razy wydawało mi się, że umieram, lądowałem na pogotowiu z ciśnieniem 210/120", mówił. Nic więc dziwnego, że nie chciał się bardziej angażować w nowe związki, jednak dla młodszej o 10 lat Karen zrobił wyjątek. Zakochani tworzyli wyjątkową i piękną parę, doczekali się też dwóch synów: Vincenta i Simona.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Długo ukrywał swoją chorobę. Wdowa po Emilianie Kamińskim zdradziła bolesne szczegóły
Tragiczna śmierć byłej partnerki Marka Włodarczyka. Karen Friesicke popełnila samobójstwo
Niestety ich związek nie przetrwał próby czasy. Marek Włodarczyk i Karen Friesicke zachowali jednak doskonałe relacje. Często się widywali i razem spędzali czas z dziećmi. Z czasem jednak była żona aktorka zaczęła zmagać się z depresją. „Kochała swoich synów. Była serdeczna i w zasadzie bardzo pozytywna (…) To się zaczęło jakieś pół roku temu. Wcześniej nie zauważyliśmy, żeby miała drastyczne wahania nastroju. Oczywiście każdy człowiek jest czasem smutny i wycofany. Ale żeby była naprawdę chora... nie widzieliśmy tego w ten sposób", wyjaśniała jej mama w rozmowie z bunte.de.pl.
Karen Friesicke zginęła tragicznie w Boże Narodzenie 2015 roku. Media donosiły wówczas, że do decyzji o odebraniu sobie życia mogły przyczynić się problemy zawodowe, w tym brak nowych propozycji pracy. Mimo wszystko walczyła o lepsze jutro i nie poddawała się. Do samego końca walczyła o zdrowie w klinice w Eppendorf na oddziale psychomatycznym, gdzie przebywała przez 5 tygodni.
W Boże Narodzenie nic nie wskazywało, że dojdzie do tragedii. Cała rodzina Karen Friesicke spędzała cudowny czas razem. Wszyscy wybrali się do Kościoła, następnie zjedli wspólną kolację. I choć aktorka była lekko zgaszona i cicha, to nikogo nie zaniepokoiło jej zachowanie. Co więcej, w prezencie otrzymała fiurkę aniołka. „Nie przypuszczałam, że to znak", mówiła później jej mama w rozmowie z dzinnikiem „Bild".
Po zakończonej kolacji doszło do najgorszego. 53-letnia wówcza Karen Friesicke zginęła w pożarze swojego samochodu. I choć próbowano ją wyciągnąć z pojazdu, żywioł okazał się silniejszy. Śledczy wyjaśnili później, że była partnerka Marka Włodarczyka odebrała sobie życie.
CZYTAJ TEŻ: Paulina Sykut-Jeżyna unika publicznych wyjść z mężem. Prezenterka ujawniła zaskakującą prawdę
Przypominamy archiwalny wywiad Marka Włodarczyka i Karen Friesicke, który ukazał się na łamach magazynu Gala. Nr. 10 od 7 do 13 marca.
GALA: Dałeś komuś w zęby za podrywanie Karen?
MAREK WŁODARCZYK: Raz. W Prowansji. Pojechałem odwiedzić Karen na planie w pewnym klasztorze. Wkurzyłem się i trochę mnie poniosło.
KAREN FRIESICKE: Byłam dumna, że mam takiego namiętnego faceta, ale i trochę zażenowana.
GALA: Teraz twój mężczyzna jest w niebezpieczeństwie. W Polsce wygrywa rankingi na ideał faceta, jest samotny, a ty spokojnie siedzisz w Hamburgu. Może też będziesz musiała walczyć.
KAREN: Ta rozłąka to najtrudniejsza próba naszego związku. Sukces czyni człowieka seksownym, wiem, że Marka otaczają atrakcyjne kobiety, a on jest wrażliwy na piękno.
MAREK: Lubię flirtować, ale znam granice.
KAREN: I tak jestem zazdrosna.
GALA: Co robisz, żeby utrzymać go przy sobie?
KAREN: Szukam wewnętrznej siły, żeby nie stać się podejrzliwą babą. Życie na odległość to dla nas szansa, żeby coś zyskać w związku lub stracić. Na przykład zaufanie. Pięknie jest tak mocno tęsknić. Codziennie prowadzimy długie wieczorne rozmowy przez telefon.
GALA: Czy to dobry czas w waszym życiu?
KAREN: Bardzo trudny i wspaniały jednocześnie. Niełatwo być kobiecie samej, podejmować decyzje, stawiać naszym synom granice, które stawiał ojciec. Muszę być harda.
MAREK: Obawiałem się rozłąki jak typowy facet, ale okazuje się, że ja wcale nie mam zamiaru zrywać się ze smyczy. Takich aniołów jak Karen nie ma na świecie. Przychodzę wieczorem z planu i nikt na mnie nie czeka. W sypialni brak zapachu kobiety. To substytut związku, ale tym bardziej tęsknię za naszym "normalnym życiem" w Hamburgu. Moje niebo jest 850 km stąd, niecałe 400 mil, kilka godzin.
GALA: Co czyni waszą miłość tak wyjątkową?
KAREN: Jesteśmy bardzo różni.
MAREK: Karen jest blondynką, ja szatynem. Ona jest wysoka, ja średni. Ona ma niskie ciśnienie, ja bardzo wysokie. Ale łączą nas namiętne dusze. Kiedyś widziałem w niej niemiecką silną babę z charakterem, a to bardzo delikatne stworzenie. Wprowadziła spokój do mojego życia. Pamiętam, jak po raz pierwszy przywiozłem ją na święta do Łodzi. Moja siostra od świtu do nocy siedziała w kuchni. A Karen dziwiła się: "Przecież mamy się bawić i odpoczywać. Nieważne 12 potraw, ważne, żeby pobyć ze sobą".
KAREN: Marka przytłaczają emocje. Ma słowiańsko-południowy temperament. Jest jak byk, który widzi czerwoną płachtę. Krzyczy, podnieca się, wścieka. Wystarczy przejechać się z nim - samochodem. Klnie po polsku jak szewc: "Co ty, baran, robisz?!". To mnie pociąga, bo Niemcy są jak zimne ryby. Moi znajomi zazdroszczą nam, bo sami godzinami rozmawiają, zamiast raz na jakiś czas porządnie się pożreć.
MAREK: Tak jak czasem my. Wciąż jest między nami silna chemia i namiętność. Czasem sobie nawet czymś rzucimy.
KAREN: Mam wciąż śliczną czerwoną lampę naftową, którą Marek mi kupił, bo poprzednią rozbił o ścianę. U nas bywa jak w górskiej kolejce.
GALA: Marku, co się dzieje, kiedy w twoim życiu nie ma kobiety?
MAREK: Nigdy nie byłem singlem, zawsze nawet między tymi kilkoma poważnymi związkami ktoś był. Myślę, że bym oszalał. Tu nie chodzi o kontakt fizyczny, ale o świadomość, że jest kobieta, którą kocham.
GALA: Wiele ich było?
MAREK: Dżentelmen delektuje się tym tematem i milczy.
GALA: Jak się poznaliście?
MAREK: Byłem już w Niemczech ponad 10 lat. Pracowałem pełną parą jako aktor. Poznaliśmy się w teatrze w Berlinie w sztuce Mistrz i Małgorzata. Kiedy zobaczyłem te 181 cm wzrostu, wielkie oczy, pomyślałem: "Hmm... niezła". Miałem okazję lepiej się przyjrzeć, bo Karen przez 20 minut była naga na scenie. To nie mogło pójść w niepamięć. Flirtowaliśmy, potem spojrzeliśmy sobie w oczy i hormony zaczęły działać.
KAREN: Zobaczyłam Marka podczas próby i powiedziałam do siebie: "Spędzę z tym facetem kawałek życia", choć byłam wtedy jeszcze związana z greckim aktorem.
MAREK: W lutym minęło 15 lat od naszego pierwszego pocałunku za kulisami.
KAREN: To było w moim mieszkaniu.
MAREK: Nie, kochanie, to było po pożegnalnym spektaklu, dokładnie 8 lutego 1990 roku.
GALA: Dlaczego nigdy nie wzięliście ślubu?
MAREK: Zostawiłem sobie taki margines. Artysta to jest człowiek wolny i jestem w tym konsekwentny. Nie wiem, czy słusznie. Gdybym ożenił się z Karen, to może byłaby krzywda dla Grażyny, mojej poprzedniej partnerki. Boję się, że po ślubie coś się zepsuje.
KAREN: Nie żartuj, że chodzi o strach. Myślę, że oboje wynieśliśmy negatywne wzorce z domu. Moi rodzice nie byli ze sobą szczęśliwi. Twoi się rozwiedli. Małżeństwo kojarzyło nam się z napięciami, frustracją, samotnością. Nie byłam fanką tej instytucji. Nie podniecałam się zaręczynami, wieczorami panieńskimi. Nie rozumiałam, jak można zadeklarować: "Tak, przez 50 lat będziemy szczęśliwi". Ale teraz, po 15 latach, zaczynam wierzyć w to. Może nam się uda.
MAREK: Może jak opowiemy o tym w prasie, nie będę miał wyjścia.
GALA: A wasze dzieci nie chcą, żebyście się pobrali?
KAREN: Starszy Vincent bardzo na to czeka, byłby szczęśliwy. Powiedział kiedyś: "Tata nie ma odwagi poprosić cię o rękę". Dla młodszego Simona to abstrakcja.
GALA: Kiedykolwiek się oświadczyłeś?
MAREK: Jeszcze nie miałem przyjemności.
CZYTAJ TEŻ: W wieku 72 lat po raz pierwszy został ojcem. Karol Strasburger zdradził, czego żałuje
GALA: Ale kobiety potrzebują takiego zobowiązania.
MAREK: I po 15 latach to Karen podjęła ten temat. Nie oświadczyła mi się, ale coraz częściej pyta: "Kiedy?". Nawet padł pomysł ślubu w maju, w Danii, gdzie zawiera się ślub jak w Las Vegas, ale ja nie bardzo mam czas.
KAREN: A może Marek boi się, że wyjdę za niego, żeby rok później zabrać cały majątek.
GALA: Przecież możecie podpisać intercyzę.
MAREK: To nie w naszym stylu.
KAREN: Jestem romantyczna. Dziś kobiety są niezależne, a ja potrzebuję mężczyzny, który w trudnej chwili nie powie: "Masz swoją niezależność, nie licz na mnie". Ale konta mamy oddzielne.
MAREK: Na mnie działa to, że Karen nie staje się uzależnioną od faceta kurą domową, a jednocześnie nie jest chorobliwą Zosią samosią.
GALA: Co okazało się najtrudniejsze przez te 15 lat?
MAREK: Najtrudniejsza jest teraz rozłąka. Mówiłem, znalazłem anioła, dotychczas nie wpadliśmy na mieliznę.
KAREN: A ja myślę, że trudne chwile nadeszły po urodzinach naszego pierwszego synka. Nie potrafiłeś się mną dzielić.
MAREK: Na szczęście ty zdawałaś sobie z tego sprawę i pomogłaś mi.
KAREN: Nie zapomnę, jak po kolejnej nieprzespanej nocy skakałeś z kilkutygodniowym Vincentem na gumowej piłce, bo tylko wtedy mały był spokojny. Ale byłeś wkurzony. Poza tym ciężkie chwile zdarzają się, kiedy Marek zbyt koncentruje się na sobie. To generalnie problem wszystkich facetów. Albo gdy jest zazdrosny i mi nie ufa.
MAREK: Gdybyś mnie zostawiła, miałbym złamane serce, choć jestem już doświadczonym facetem.
GALA: Marek po prostu angażuje się całym sobą. Mówiliście, że kiedy rodził się wasz pierwszy syn, omal nie rozniósł całego szpitala.
KAREN: Miałam bardzo trudny poród, męczyłam się dwie doby. Marek postawił cały szpital na nogi. W końcu dopadł ordynatora, który okazał się Polakiem.
MAREK: "Kobieta drze się wniebogłosy, a wy nic nie robicie?" - krzyczałem. Za chwilę lekarz pojawił się z półmetrową igłą.
KAREN: I nagle Marek zzieleniał.
GALA: Dzielny komisarz Zawada przestraszył się?
KAREN: Jak cholera. A potem pan komisarz się rozbeczał ze szczęścia. Przy drugim porodzie było tak samo. Marek niemal nie przegapił narodzin Simona. To był jedyny raz, kiedy w rozmowie z nim rzuciłam słuchawką.
MAREK: Boże, byłem zaspany. Czuwałem przy tobie 17 godzin i nic. A jak pojechałem się zdrzemnąć, zaczęłaś rodzić.
KAREN: A ty beztrosko zapytałeś, czy mogę poczekać, bo śpisz.
MAREK: Ale zdążyłem i tak ci pomagałem przy porodzie, że miałaś całe plecy w siniakach.
GALA: Będziecie mieć jeszcze dziecko?
KAREN: Tylko jedno? Jestem z licznej rodziny.
MAREK: Chcieć można dużo, ale to wymaga poświęcenia, czasu, boję się, czy za 18 lat będę miał coś do przekazania poza kontem.
GALA: Jesteś fajnym tatą?
MAREK: Tęsknię teraz za tymi porankami, kiedy o siódmej rano wyprawiam ich do szkoły. Nie jestem niedzielnym tatą. Vincent jest podobny do Karen - spokojny, wrażliwy, skoncentrowany. Dożo czyta, maluje, gra na skrzypcach. Nie interesują go komputery. Najstarszy Patryk i najmłodszy Simon to jestem ja. Będą chłopaki potrzebowali anioła stróża.
GALA: Idą w ślady porywczego ojca?
MAREK: Najstarszy Patryk z poprzedniego związku mieszka z mamą w Wiedniu. Fajny facet, tylko impulsywny. Niedawno wygrał prestiżową nagrodę na mistrzostwach kickboxingu. Buzują w nim hormony. Dyskotekowe prowokacje traktuje sportowo. Może wyrośnie, kiedy pójdzie na studia, na prawo międzynarodowe. Ostatnio odbyliśmy męską rozmowę. Miał kłopoty w szkole z zachowaniem, musiał zmienić gimnazjum. Na 18. urodziny chce samochód. Postawiłem ultimatum: "Będzie bardzo dobra średnia, to dostaniesz samochód". Sprężył się.
GALA: Sporo w twoim życiu relacji na odległość. Jednego syna wychowujesz w Wiedniu, dwóch następnych w Hamburgu. Żonę widujesz raz w tygodniu. Przegrałeś już kiedyś miłość, bo wyjechałeś do USA. Twoja ukochana znalazła już innego.
MAREK: A słała telegramy, że kocha i czeka.
GALA: Gdyby dziś Karen poprosiła: "Zostaw Kryminalnych, bo zawali nam się związek, jeśli nie wrócisz". Rzuciłbyś wszystko?
MAREK: Stać mnie na to, ale na razie Karen przyjedzie do Polski z chłopcami.
KAREN: Nigdy bym o to nie poprosiła. Nigdy.
Rozmawiała Marta Bednarska.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ostrzegano go przed Michałem Wiśniewskim. "To dziwny typ" — usłyszał Jacek Łągwa przed pierwszym spotkaniem