Reklama

Dla wielu jest inspiracją i wzorem. Jedynemu dziecku Lucyna Malec podporządkowała całe swoje życie. Zosia zmaga się z porażeniem mózgowym. Nie jest samodzielna i wymaga stałej opieki. Małżeństwo Lucyny Malec rozpadło się wkrótce po narodzinach córki. Czy aktorka myśli o miłości? „Czasem czuję się samotna, i dziś, gdy wszystko z Zosią mamy poukładane, może przemknie mi przez głowę taka myśl, że pięknie byłoby się jeszcze zakochać?”, mówiła w jednym z wywiadów.

Reklama

Ostatnia aktualizacja tekstu na VUŻ 15.01.2024 r.

Lucyna Malec – samodzielnie opiekuje się córką. Mąż odszedł od niej po narodzinach Zosi

Lucyna Malec od zawsze z nadzieją patrzy w przyszłość. Jednak los nie zawsze był dla niej łaskawy. Aktorka miała marzenia, plany i pragnęła zbudować kochający dom. Ukochanego poznała w Szwecji, dokąd pewnego lata wyjechała z siostrą zbierać truskawki. Był rok 1989. „To ja za nim goniłam i to dosłownie. Studenci tak szybko pracowali, że już po chwili widziałam tylko ich plecy z daleka. Mnie nie szło najlepiej, wszystko mnie bolało. Pod koniec dnia myślałam, że to koniec mojej kariery zbieraczki truskawek”, mówiła Lucyna Malec w jednym z wywiadów. Coś między nimi zaiskrzyło. Do kraju wrócili już jako para. Po dziesięciu latach wspólnej drogi postanowili wziąć ślub. W tym samym czasie oczekiwali narodzin córeczki. Zosia przyszła na świat 21 sierpnia 1998 roku.

Sprawdź też: Dorota Szelągowska podzieliła się wielkim szczęściem. Projektantka znów jest zakochana!

Krzysztof Jarosz / FORUM

Lucyna Malec z mężem, Warszawa, 1998

Całą ciążę gwiazda Na Wspólnej przechodziła cudownie. Miała 32 lata, czuła się fantastycznie. Nie zakładała strasznego scenariusza. Dramatyczne wydarzenia sprzed 25 lat wciąż w niej są. „Nie mogłam Zosi urodzić, użyto vacuum i włożono moje dziecko do inkubatora, a ja zasnęłam, bo byłam bardzo zmęczona. Kiedy spałam, córka umierała, ale nie umarła. Wszystko się wydarzyło w trakcie porodu i zaraz po. Choć to było 20 lat temu, nadal tkwię na tej sali porodowej. Następnego dnia zobaczyłam ją zaintubowaną, taką małą biduleczkę”, opowiadała w VIVIE!

Podczas pierwszej nocy życia Zosia przestała oddychać, dostała drgawek i została zaintubowana. Nastąpiło niedotlenienie. Dziewczynka od początku znajdowała się pod bardzo dobrą opieką. „Od razu zresztą włączono Zosi rehabilitację, jeszcze w inkubatorze. W szpitalu przy Żelaznej była pod bardzo dobrą opieką neonatologiczną. Zosia jest rehabilitowana do dzisiaj. [...] Zosia dostała tylko cztery punkty na dziesięć w skali Apgar, zdążyłam ją przytulić i od razu ją ode mnie zabrano. Niedotlenienie nastąpiło później w nocy", tłumaczyła Lucyna Malec.

Krzysztof Jarosz / Forum

Lucyna Malec, Plan M jak miłość, 2006 rok

To był najtrudniejszy czas w jej życiu. Rozpadło się także małżeństwo aktorki. Została sama. „Nie chcę o nim mówić, bo potem ma do mnie o to żal. W każdym razie nasze życie dramatycznie się zmieniło po urodzeniu Zosi, ja byłam tak na niej skupiona, że nie było już we mnie miejsca dla nikogo innego. I do dzisiaj tak jest”, opowiadała w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.

Samodzielne macierzyństwie, choroba i śmierć mamy… Lucyna Malec pożegnała ją 21 sierpnia 2004 roku. „Dla mnie to dzień narodzin i dzień śmierci. Jakiś znak od losu? Gdy mama żyła, bardzo mnie wspierała”, mówi.

Na każdym kroku aktorka mogła i cały czas może liczyć na ogromne wsparcie przyjaciół i rodziny. Stara się być odpowiedzialna za życie swoje i Zosi. I jak zaznacza, samotne macierzyństwo nie jest łatwe. „Ale ten problem dotyczy wielu kobiet na świecie, nie tylko mnie. Po prostu tak już jest, że związki czasem się rozpadają. I to jest zupełnie normalne, bo czasem lepiej się rozstać niż tkwić w relacji, która nie daje nam szczęścia”, zwierzała się w Dobrym Tygodniu.

Czytaj też: Spekulowano, że odbiła męża przyjaciółce. Maja Ostaszewska po latach wyjawiła prawdę

Olga Majrowska

Aktorka długo wypierała fakt niepełnosprawności córki. To dla niej bolesny temat. Trudno było jej się podzielić ich historią. Zosia nie mówi, nie chodzi samodzielnie. Cały czas wymaga stymulacji i wymaga stałej pomocy innej osoby. Lucyna Malec robiła wszystko, by złagodzić skutki choroby. Z biegiem lat przywykła do choroby córki, ale cały czas z niepokojem patrzy w przyszłość.

„Ale ciągle się boję, a nawet coraz bardziej, że gdy odejdę z tego świata, co stanie się z moim dzieckiem. Ja muszę być nieśmiertelna”, zwierzała się Krystynie Pytlakowskiej. Dziś Lucyna Malec jest wzorem dla innych, imponuje odwagą, siłą. To wspaniała i dzielna kobieta. Walczy z chwilami zwątpienia i nie poddaje się, choć życie jej nie oszczędza... „Czuję, że mam w sobie ogromną siłę, a poza tym wokół mnie jest mnóstwo wartościowych ludzi, na których pomoc mogę liczyć”, zwierzała się.

Plan zdjęciowy, teatr pomagają jej się wyłączyć, odpocząć. Wtedy zapomina o świecie i wchodzi w postać. Zosia wie, że mama jest aktorką. „Teatr jednak daje mi namiastkę tego, że wszystko w sztuce się dobrze kończy. Może więc w życiu także? Ale żeby nie było za smutno, powiem tylko tyle, że Zosia daje mi wiele szczęścia. Dostarcza powodów do dumy. Nie wyobrażam sobie, jak by to było, gdybym jej nie miała. Nawet nie chcę o tym myśleć”, mówiła Lucyna Malec w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.

Czytaj też: Zbigniew Buczkowski zrywał z kobietami i uciekał sprzed ołtarza. Jego życie zmieniła... randka w ciemno

Olga Majrowska

Lucyna Malec w VIVIE! 2018 rok

Lucyna Malec o miłości

Aktorka poświęciła się córce – opiece, wychowaniu. Spełnia się także na scenie i przed kamerą. Walka o zdrowie Zosi wypełniła całe jej życie i nie miała czasu dla nikogo innego. Lucyna Malec patrzy na życie z miłością i uśmiecha się do świata. „Mam dużo. Dziecko, które kocham, rodzinę, przyjaciół, na których pomoc mogę liczyć”, opowiadała w jednym z wywiadów.

Nie ukrywa, że są chwile, gdy czuje się samotna. Przez cały czas odsuwała od siebie myśl, że mogłaby znów pokochać i znaleźć mężczyznę, z którym stworzyłaby szczęśliwy związek. Pytana o to, czy chciałaby się jeszcze zakochać, odpowiada: „Drugi człowiek wymaga uwagi, nie wiem, czy znalazłabym na to czas. Poza tym nas trzeba by pokochać obie. Czasem czuję się samotna, i dziś, gdy wszystko z Zosią mamy poukładane, może przemknie mi przez głowę taka myśl, że pięknie byłoby się jeszcze zakochać?”.

Z kolei w rozmowie z Krystyną Pytlakowską mówiła: „Samotność to stan ducha, a ja nie mam na to czasu. Chociaż tak naprawdę to obie z Zosią jesteśmy bardzo samotne, mamy tylko siebie. Ale jestem optymistką, nie poddaję się czarnym myślom i być może kiedyś się jeszcze zakocham i, jak w „Deszczowej piosence”, będę tańczyć na ulicy. Moje życie miało być właśnie takie”.

Życzymy dużo szczęścia, uśmiechu i spełnienia.

Źródło: Teleshow, Viva , Super Express, Wp

Olga Majrowska

Lucyna Malec, VIVA! 22/2018

Reklama

[Ostatnia publikacja na Viva Historie 27.07.2024 r.]

Reklama
Reklama
Reklama