"Smutne, że równouprawnienie wciąż jest aktualnym tematem". Karolina Gruszka w roli Marii Skłodowskiej walczy o kobiety
Karolina Gruszka – tak jak Maria Skłodowska-Curie – też wyjechała z kraju, by robić karierę, też wyszła za cudzoziemca i również pracowała w zawodzie z mężem. I tak jak słynna noblistka kocha to, co robi - co widać zresztą na ekranie. Pasję do aktorstwa i miłość do chemii w filmie „Maria Skłodowska-Curie” możemy obejrzeć w kinach już od 7 marca.
Noblistka z twarzą Karoliny Gruszki
Rude włosy zaczesane w kok, makijaż w stylu nude, długa czarna suknia – na planie filmu w reżyserii Marie Noelle Karolina Gruszka przeobraża się w gwiazdę światowej nauki, którą kojarzymy z czarno-białej fotografii z podręcznika do historii.
Czy noblistka była faktycznie taką zimną, smutną i wyrachowaną kobietą, jaką znamy ze zdjęć? Jak tłumaczy aktorka, Maria Skłodowska-Curie w rzeczywistości była kobietą pełną pasji, namiętną i wrażliwą. „W korespondencji z mężem jest zapis pięknego partnerstwa i głębokiego porozumienia, ogromnej czułości i przyjaźni zarazem. To wszystko razem składa się w obraz z jednej strony genialnego naukowca, z drugiej – czułej, pełnej pasji kobiety” – mówi Gruszka.
I właśnie taką noblistkę aktorka chce pokazać nam w filmie: ambitną kobietę, która łokciami przepycha się przez świat mężczyzn i toruje drogę przyszłym pokoleniom badaczek, chemiczek, ale też posłanek, bizneswomen i aktorek. Także samej Karolinie Gruszce, która dziś może głośno powiedzieć, co sądzi o współczesnej Polsce.
Karolina Gruszka jako feministka
To już drugi film o wyzwolonych kobietach w tym roku, w którym zobaczymy Karolinę Gruszkę. Aktorka zagrała wcześniej Karolinę Siwicką w „Sztuce kochania. Historii Michaliny Wisłockiej”. I choć główne bohaterki obu dzieł dzieli epoka, zmagają się z tymi samym problemem: rolą kobiet w społeczeństwie.
„Kiedy myślę o bohaterkach tych filmów, nachodzi mnie refleksja, że kobiety, które mają taką charyzmę, są tak zdecydowane i wiedzą dokładnie, czego chcą, często nie znajdują mężczyzn, którzy chcieliby być dla nich partnerami. Mężczyźni, nawet wielkiego formatu, chyba niekoniecznie chcą wiązać się z takimi kobietami” – mówi Gruszka w wywiadzie dla naTemat.pl.
I dodaje: „To smutne, że równouprawnienie wciąż jest aktualnym tematem, o którym się dyskutuje, zamiast być czymś oczywistym. Z drugiej strony mogę zrozumieć, że te wszystkie procesy wymagają czasu. Przez tyle lat tkwiliśmy w patriarchacie, struktury wspólnego życia były budowane przez mężczyzn, a teraz musimy stworzyć je na nowo, wspólnie. A to musi zająć trochę czasu. Najważniejsze, by iść w tym procesie do przodu, nie cofać się”.
Karolina Gruszka też się nie cofa: szturmem podbija polską widownię i gusta krytyków. Ofert pracy jest tak wiele, że może w nich przebierać i godzi się tylko na te role, scenariusze których jej się podobają.
A czym Karolina ujmuje reżyserów? „Jest nie tylko mądrą i ładną kobietą – a takie połączenie nieczęsto sprawdza się w aktorstwie” – mówi Michał Rosa, reżyser m.in. Szczęścia świata”. „Ona dokłada do tego jeszcze rodzaj zwiewności, umiejętności opowiadania o świecie środkami innymi niż aktorskie, co czyni ją wyjątkową. Jest w niej mądrość, dystans, ale też oddech Wschodu. To połączenie fantastycznego zachodniego myślenia z duchowością, nieoczywistością, która płynie ze Wschodu” – wyjaśnia w rozmowie z "Galą".
Artyści, którzy współpracują z Gruszką, podkreślają też skromność aktorki, jej zaangażowanie na planie, tajemniczość i łagodność. Nie grymasi, nie strzela fochów, nie gwiazdorzy. Jest dojrzałą artystką - dojrzewała na wschodnich ziemiach.
Rosyjska dusza Karoliny Gruszki
Najlepsze miejsce do życia poza Polską? Moskwa – mówi Gruszka. Aktorka pokochała to miasto pełne kontrastów i gigantomanii oraz ludzi, którzy okazali jej serce i gościnność. Blaski i cienie Trzeciego Rzymu pokazał jej Iwan Wyrypajew, wybitny rosyjski reżyser, którego Gruszka poznała na festiwalu filmowych w Kijowie w 2007 roku. „Po pokazie powiedziałem: ‘To teraz lecimy do Moskwy, jutro występuję w swoim spektaklu, musisz to zobaczyć’” – powiedział Wyrypajew do aktorki, cytowany przez „Galę”.
Gruszka się opierała, ale w końcu poleciała z reżyserem do stolicy Rosji, zobaczyła jego sztukę i zakochała się w niej, w mieście i w mężczyźnie, który pokazał jej nowy świat. Dla niego Gruszka nauczyła się perfekcyjnie rosyjskiego i zagrała w jego filmie „Tlen”. W tym samym roku para się pobrała, choć oficjalnie o związku świat dowiedział się dwa lata później. W 2012 roku na świat przyszła ich córka maja Fiewronia.
Karolina Gruszka od ośmiu lat jest muzą reżysera. Grała w spektaklach w teatrze Praktika, którego Wyrypajew był dyrektorem. Choć aktorka nigdy nie została gwiazdą moskiewskich żurnali, to jej aktorski kunszt był bardzo ceniony przez krytyków. Gruszka nie zerwała też więzi z polskim światem filmowym, wystawili zresztą wraz z mężem kilka sztuk na warszawskich deskach.
I choć aktorka pokochała rosyjską duszę całym sercem, nigdy została obywatelką kraju, na który coraz większą presję wywiera autorytarny reżim.
Karolina Gruszka do Polski wróciła dla wolności
Maria Skłodowska-Curie, w rolę której wcieliła się Gruszka, głośno krytykowała system edukacji we Francji. „Ja dzisiaj też uważam, że system edukacyjny w Polsce jest nie taki, jakiego bym chciała dla swojej córki” – mówi aktorka w rozmowie z naTemat.pl.
A właśnie dlatego – dla wolności, oddechu i spokoju – Gruszka wróciła wraz z rodziną do Polski. Czy słusznie? „Wydawało nam się, że tutaj jest więcej wolności w powietrzu” – mówi aktorka w rozmowie z „Galą”. „Myśląc o córce, wiem jednak, że jej światopogląd i wrażliwość dopiero się kształtują. Chciałabym, aby ten proces zachodził w miejscu, w którym rzeczywistość nie jest przepełniona lękiem. A tej niepewności jest w Polsce ostatnio więcej” – dodaje.
Jej udział w filmie o wielkiej noblistce, o Wisłockiej oraz w kampanii społecznej „Poczuj chemię do Skłodowskiej”, popularyzującej wczesne wykrywanie nowotworów, jest pewnego rodzaju manifestem: oto nastała epoka płci pięknej. „Kobiety bardziej się solidaryzują, a to jest potrzebne, by zrobić większy krok naprzód” – mówi.
Polecamy też: Jerzy Pilch: „Marihuana mnie uspokaja i wycisza, ale nie napisałem linijki po pijanemu". Czyli jak wygląda życie pisarza