Dzieliło ich 17 lat, połączyła miłość. Niezwykła historia Jerzego i Elżbiety Bińczyckich
„Takiej kobiety szukałem”, wspominał aktor. Ukochana była przy nim do końca
Niezapomniany Rafał Wilczur z kultowego Znachora, a także Bogumił Niechcic z Nocy i dni. Jerzy Bińczycki stworzył niezwykłe role, do których wciąż powracają kolejne pokolenia Polaków. Jego skromność i siła przyciągały uwagę widza, choć on sam uważał, że „kamera go nie lubi”. Prywatnie Jerzy Bińczycki był wrażliwym dowcipnym, życzliwym człowiekiem. Uosobieniem dobra. Po rozwodzie z pierwszą żoną aktor związał się z 22-letnią studentką polonistyki. Zakochał się w niej bez pamięci. Ona trwała przy nim do końca. Jak się poznali? Z miłością i szacunkiem mówili o swoim małżeństwie.
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 06.09.2024 r.]
[Ostatnia publikacja na Viva Historie 21.09.2024 r.]
Jerzy i Elżbieta Bińczyccy – historia miłości
„Małżeństwo to hazard. Mówi się: na całe życie, ale nie zawsze się to spełnia. Ludzie się rozstają. [...] Nie wierzę w aktorskie małżeństwa, bo mają małe szanse na przetrwanie”, mówił w rozmowie z magazynem Pani.
Pierwszą żoną Jerzego Bińczyckiego była aktorka Elżbieta Willówna, z którą występował na deskach Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Parę połączyła wspólna pasja, a z czasem narodziło się między nimi wyjątkowe uczucie. W 1965 roku stanęli na ślubnym kobiercu. Owocem ich miłości jest ukochana córka, Magdalena. Niestety, ta relacja nie przetrwała próby czasu. Byli partnerzy pytani o powód rozstania, nabierali wody w usta i zawsze darzyli się ogromnym szacunkiem.
Jerzy Bińczycki wpadł w wir pracy, miał już na swoim koncie głośną i nagradzaną rolę w Nocach i dniach. Po rozwodzie spędził kilkanaście samotnych lat. Aktor nie szukał miłości, ona sama go znalazła. Na jego drodze pojawiła się młodsza o 17 lat studentka polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nie spodziewał się, że wkrótce zostanie jego żoną.
Elżbieta Bińczycka, z domu Godorowska doskonale pamięta moment, w którym się poznali. Wówczas była nastolatką. „Jako dziecko przychodziłam z rodzicami do krakowskiego SPATiF-u. Mój ojczym był dziennikarzem, znał środowisko aktorskie. Poznałam Jurka już jako 17-latka”, opowiadała. Spotkali się ponownie po kilku latach, gdy była już studentką. Skontaktowała się z aktorem, by poprosić go o wywiad. „Byłam na trzecim roku polonistyki, świeżo po egzaminie z literatury współczesnej, gdzie omawiałam twórczość Marii Dąbrowskiej, poprosiłam go o wywiad był przecież człowiekiem, który zagrał Bogumiła w "Nocach i dniach”, zwierzała się Elżbieta Bińczycka w rozmowie z Wiadomościami Lokalnymi. Aktor zaprosił ją do Teatru Strego na premierę sztuki „Queen Mary”.
Zobacz też: "Małżeństwo to hazard", mawiał Jerzy Bińczycki. Wybitny aktor dwa razy stawał na ślubnym kobiercu
Jerzy Bińczycki, Elżbieta Bińczycka, Warszawa, 25.05.1998. Gala "Srebrne Jabłka" miesięcznika Pani
Z czasem ta znajomość przerodziła się w sympatię, a w konsekwencji w małżeństwo. Stali się nierozłączni. Jerzy Bińczycki był oczarowany Elżbietą, zakochał się do szaleństwa. Okazało się, że oboje pragną tego samego. Poważnie myśleli o szczęśliwej, wspólnej przyszłości. „Takiej kobiety szukałem. Zarówno mnie, jak i jej zależało na tym, żeby mieć prawdziwy dom, rodzinę. Tego nam brakowało. Mimo różnych temperamentów i rytmów wewnętrznych nasze marzenia i wyobrażenia o domu gdzieś się spotkały. To układanie wspólnego życia było dla mnie czasem wielkiego renesansu. Zaczęło się coś na nowo w mojej biografii, co zmieniło sens mojego życia”, tłumaczył w wywiadzie dla Pani Jerzy Bińczycki. Zakochani stanęli na ślubnym kobiercu rok po pierwszym spotkaniu, a w 1982 roku powitali na świecie syna, Jana.
Aktor był poruszony narodzinami dziecka. Małżonkowie pragnęli przekazać chłopcu najważniejsze wartości i zaszczepili w nim miłość do sztuki. Choć Jerzy Bińczycki nie pragnął, by syn poszedł w jego ślady. „Tworzyliśmy typową, mieszczańską rodzinę z rytuałem niedzielnych obiadów, podziałem obowiązków... Ale tata nie wprowadzał w domu reżimu. Nie chciał, żebym poszedł jego drogą i został aktorem. Straszył mnie tylko, żartując, że jak nie będę się uczył, to będzie musiał upchnąć mnie jakoś w teatrze jako halabardnika”, tłumaczył Jan Bińczycki w rozmowie z dzielnica5.krakow.pl.
Czytaj też: Jerzy Bińczycki nie chciał, by syn poszedł w jego ślady. Jan Bińczycki często wraca do filmów taty
Jerzego Bińczyckiego i Elżbietę Bińczycką rozdzieliła śmierć
Jerzy Bińczycki cieszył się rodzinnym życiem, spełniał się na scenie. Swój czas poświęcał także ogrodnictwu, które stało się jego wielką pasją. Na kilka miesięcy przed śmiercią przyjął stanowisko dyrektora Teatru Starego. „Mówił, że w teatrze się pracuje, a kocha się żonę - ale widać było, że do teatru podchodził bardzo emocjonalnie”, opowiadała Elżbieta Bińczycka w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Los rozdzielił ich zbyt szybko. Tego dnia Jerzy i Elżbieta Bińczyccy byli na Dobroczynnym Balu Maltańskim. Aktor nie za bardzo chciał wychodzić z domu. Jednak funkcja, której się podjął, wiązała się z udziałem w kulturalnych przedsięwzięciach. „Tata wiązał muchę, widać było, że bardzo nie chce mu się wychodzić. Mruknął pod nosem, że wolałby malować płot w Karwieńskich Błotach, niż iść na ten bal. Jednak poszli, a kiedy wrócili w nocy, spałem już. Mama obudziła mnie rano informacją, że dzieje się coś złego, z ojcem nie ma kontaktu, nie reaguje”, opowiadał Jan Bińczycki w Dzienniku Polskim.
Ukochana żona była przy nim do końca. Elżbieta Bińczycka tak opowiadała o ostatnich momentach życia męża w rozmowie z Dobrym Tygodniem: „Wróciliśmy z Dobroczynnego Balu Maltańskiego, zdjął smoking, przysnął, zdjęłam mu z nosa okulary. Ciężko oddychał. To był rozległy zawał serca. Mimo natychmiastowej pomocy lekarzom nie udało się go uratować. Aktor zmarł 2 października 1998 roku w Krakowie.
Sprawdź też: „Znachor” Jerzego Hoffmana i Michała Gazdy. Tak wyglądają bohaterowie w nowej odsłonie produkcji
Artysta spoczął w Alei Zasłużonych Cmentarza Rakowickiego w Krakowie. W ostatniej drodze towarzyszyła mu rodzina, przyjaciele i wierni fani jego talentu… „Zostawiłeś mało przyjazną aurę początku października, w której moknąć będzie Twój nieprzygotowany na przyjście jesieni ogród. Zostawiłeś piękne oczy Elżbiety, w których trwogę potwierdza przepastne zdumienie, że może jednak zniknąłeś na zawsze. Zostawiłeś chłopięcy smutek Jaśka... Wierzę, że zmarli jak nikt integrują żywych. A jeśli Twoja śmierć tego nie potwierdzi, oznaczać to będzie, że trumnę, w której spoczywasz, otaczają martwi”, mówił w poruszających słowach Jan Nowicki.
Po śmierci męża Elżbieta Bińczycka podjęła pracę w Starym Teatrze. "Znalazłam się w przyjaznym, dobrze już mi znanym miejscu. Chodząc po korytarzach, oddychając tym specyficznym powietrzem, miałam wrażenie, że Jurek - tam z góry - wciąż sprawuje nade mną opiekę", mówiła w komentarzu dla Wiadomości Lokalnych. Zaangażowała się również w działalność polityczną.
Wraz z synem pielęgnuje pamięć o Jerzym Bińczyckim. Nie kryją wzruszenia, gdy po raz kolejny w telewizji emitowany jest uwielbiany przez widzów film z udziałem aktora - "Znachor". „Po pierwsze czujemy się z Elżbietą Bińczycką bardzo wzruszeni, że tyle lat od śmierci ojca, nie wspominając już od premiery filmu, on nadal jest emitowany [przyp. red. Znachor] i część z widzów ogląda go z własnej woli. Nie umiem tego obiektywnie dociec, ale tłumaczę sobie to zjawisko w ten sposób, że widocznie film poprawia samopoczucie. A to wielki komplement dla całej realizującej go ekipy", cytowała na facebookowym profilu słowa syna Elżbieta Bińczycka.
Źródło informacji i cytatów: Dobry Tydzień, rzeczpospolita.pl, Gazeta Wyborcza, Gazeta Krakowska, Na Żywo, Pomponik, Film.wp.pl, Plotek, Plejada.pl, Wp.pl
Jerzy Bińczycki w Krakowie podczas gali wręczenia "Złotych Masek", 1997 rok