Najzdolniejszy reżyser młodego pokolenia? Jan Komasa skończył 35 lat!
W piątek Jan Komasa skończył 35 lat. Autor „Sali samobójców” i „Miasta 44” w 2014 roku udzielił wywiadu dla VIVY! Zobaczcie, co mówił o byciu zbuntowanym nastolatkiem, 19-letniem ojcem i żonie Kindze.
Jan Komasa urodził się w Poznaniu. Pochodzi z rodziny artystycznej. Jest synem wybitnego aktora - Wiesława Komasy. Jego mama śpiewała w zespole Spirituals & Gospel Singers. Talent po niej odziedziczyło rodzeństwo Jana: Mary, która jest wokalistką oraz Szymon – śpiewak operowy. Najmłodsza siostra studiuje kostiumy i scenografię na ASP.
Jan Komasa skończył łódzką filmówkę. Jego pierwszy film – studencka etiuda „Fajnie, że jesteś”– zdobył nagrodę na festiwalu w Cannes. Popularność przyniósł mu film „Sala samobójców” z 2011 roku. Z żoną Kingą znają się jeszcze z podstawówki. Rodzicami zostali jeszcze przed maturą. Mają córkę i syna.
Przeczytajcie, co Jan Komasa mówił Romanowi Praszyńskiemu w 2014 roku dla VIVY!.
O córce i porodowych skurczach:
Jan Komasa: Z Mają mamy taką relację, że na poważnie podchodzimy do życia. Edukuję ją filmowo. Zna już klasykę: Federica Felliniego, Ingmara Bergmana. Zaczęła się rodzić, gdy z żoną byliśmy w kinie na „Słodkim życiu” Felliniego. Kinga pierwsze skurcze miała w warszawskim „Iluzjonie”.
– I co zrobiliście?
Jan Komasa: Zignorowaliśmy je, obejrzeliśmy film do końca. W domu okazało się, że jednak to nie próbny alarm. Fellini wywołał poród. To zobowiązuje. Niektórzy mówią, że robię błąd, pokazując Mai zbyt poważne filmy. Ale ja też wyedukowałem się na filmach „dla dorosłych”. W latach 90. zeszłego wieku razem z bratem postanowiliśmy obejrzeć wszystko. Z nielegalnej wypożyczalni na Pradze braliśmy po trzy filmy dziennie. Dostawaliśmy filmy nagrywane kamerą podczas seansów filmowych, przez ekran przesuwały się głowy przechodzących ludzi.
O żonie Kindze:
Jan Komasa: Kinga to moja ostoja. Sprowadza mnie na ziemię. Przychodzę nakręcony planem filmowym, ona rzuca spojrzenie typu: „Weź się uspokój, drogie dziecko. Zajmij się domem”. I już wracam do normalności.
(…)
– To, że jesteście tak długo z żoną, robi wrażenie.
Jan Komasa: Rodzice Kingi też bardzo wcześnie stworzyli związek. Moi rodzice też byli dla siebie pierwszymi partnerami. Jestem wychowany tak, że rodzina zapewnia bezpieczeństwo. I trzeba o nią dbać. To, dokąd doszedłem, jest też efektem tego, jak mnie rodzina potraktowała, jak mnie żona potraktowała.
– Chcieliście dziecka tak wcześnie?
Jan Komasa: Teraz myślę, że to nie było dojrzałe. Ciężko mówić o dojrzałości w wieku 18 lat. Ale naprawdę chcieliśmy być ze sobą. I kiedy Kinga zaszła w ciążę, nie było to dla nas problemem. Wcześniej już mówiłem do jej rodziców: „tato”, „mamo”.
O wierności:
Roman Praszyński: Całe życie ze sobą. Nie miał Pan ochoty na inne doświadczenia? Skok w bok?
Jan Komasa: Bałbym się tego. Bardzo łatwo się uzależniam. Od ludzi, od emocji. Dlatego kurczowo trzymam się tego, co mam. Gdybym lekko zboczył, przestałbym kontrolować własne życie, rozwaliłbym je całkiem.
– Jest Pan z żoną ze strachu?
Jan Komasa: Z miłości przede wszystkim. Ale znam aktorów, którzy trafiają na okładki tabloidów, bo nowa kochanka, pijacka burda, jazda po bandzie. Wiem, że mógłbym tak robić filmy. Wiem i nie idę w te rzeczy.
– I koledzy mówią, że nudne życie Pan prowadzi?
Jan Komasa: Nie obrażam się na te słowa. Z pewnej perspektywy to prawda. Nie mam stada kochanek, nie piorę po pyskach. Ale może dzięki temu, gdy wchodzę na plan, mogę sobie pozwolić na więcej. Bo energia we mnie buzuje. Mogę pociągnąć trzy i pół tysiąca osób – tyle było przy „Mieście…” – w nieznane. Może moja sztuka będzie lepsza dzięki temu, że prowadzę nudne życie?
O byciu nastolatkiem:
Jan Komasa: Miałem potrzebę zwrócenia na siebie uwagi. Słuchałem Prodigy, malowałem włosy na czarno, zakładałem czarne szkła kontaktowe. To była forma niezgody na rzeczywistość. Czułem, że wciąż żyjemy w syfie po PRL. A już dobijały się nowe czasy, gdzie wszyscy wszystkich robią w balona, oszukują się. Biznesiki, kombinacje, układy. Strasznie mnie i moich znajomych to denerwowało. Poszliśmy w kontrkulturę. Zaczęliśmy robić graffiti. Chodziliśmy malować pociągi. Jeździliśmy na koncerty hiphopowe. Zacząłem rysować komiksy. Pisać poezję. Z taką głową zdałem maturę, poszedłem na filozofię i urodziła się Maja. Wtedy uznałem, że koniec zabawy, muszę zdać na reżyserię.
Polecamy też: Zwykłe życie, miłość i wielka tragedia. "Miasto 44" - wyjątkowy film w hołdzie bohaterom powstania