Byli razem przez 25 lat, rozdzieliła ich śmierć. Ewa Złotowska i Marek Frąckowiak nie zdążyli się pożegnać
„Wierzyliśmy, że zdarzy się cud, że skoro ja dostałam drugą szansę, to Marek też ją dostanie. Nie dostał”
Przez 25 lat tworzyli zgrane małżeństwo. Ewa Złotowska i Marek Frąckowiak byli nierozłączni. Trwali u swojego boku w najtrudniejszych momentach życia. A tych nie brakuje w ich historii. Małżonków przedwcześnie rozdzieliła śmierć aktora. Nie zdążyli się nawet pożegnać… „Bez Ewy moje życie miałoby inny smak, inny zapach i inną wartość”, mawiał Marek Frąckowiak.
[Ostatnia aktualizacja tekstu na VIVA.PL: 16.08.2024]
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 06.11.2024 r.]
Ewa Złotowska i Marek Frąckowiak — historia miłości. Zakochani byli razem przez 25 lat
Los nie był dla nich łaskawy i wielokrotnie wystawiał na bolesne próby. Za każdym razem udowadniali, że mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji. Marek Frąckowiak i Ewa Złotowska u swojego boku odnaleźli miłość. Oboje mieli za sobą zakończone małżeństwa i bagaż osobistych doświadczeń. O pierwszej żonie aktora nie wiadomo wiele. Sam gwiazdor filmów Psy, C.K Dezerterzy czy serialu Dom mówił niechętnie o tej relacji i unikał powrotu do przeszłości.
„Pewnie drogę zawodową trochę sobie wykrzywiłem. Pierwsze małżeństwo... Choć nie wiem, czy to ja popsułem? Alkohol w pewnym momencie życia stał się dominujący, co mi nie pomogło. Ale powtarzam, nie narzekam, taką drogę miałem przejść, żeby wyciągnąć wnioski”, wspominał w rozmowie z Dobrym Tygodniem w 2016 roku.
W pewnym momencie na jego drodze pojawiła się Ewa Złotowska, uwielbiana przez widzów aktorka, której głosem mówi Pszczółka Maja, a także Pippi Langstrump. Spotkali się we właściwym momencie. Już wtedy popularny aktor wiedział, że to kobieta, z którą będzie kroczył przez życie. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Czytaj też: Tatiana Okupnik szczerze o powrocie do show-biznesu. „To był czas wielkiej tęsknoty”
Ewa Złotowska, X Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, 1972 rok
Ewa Złotowska, Marek Frąckowiak, Warszawa 2001
Ewa Złotowska i Marek Frąckowiak: wypadek, choroba... Los wystawiał ich na kolejne próby
Marek Frąckowiak w wywiadach nie szczędził jej komplementów i czułości. „Ewa to bardzo mądra osoba. Wtedy głośno powiedziałem: z tą panią chciałbym ułożyć sobie życie. Za co kocham Ewę? Za ogromną uczciwość, lojalność, mądrość... To chodząca kobiecość, ten błysk w oku i biust, jak Sophia Loren, tylko w mniejszych rozmiarach. Wspólne życie to suma kompromisów, które razem się podejmuje. To nie może być mecz: dzisiaj 1:0 dla mnie, jutro 2:0 dla ciebie”, tłumaczył.
Połączyła ich nie tylko fascynacja, pasja do aktorstwa, a także miłość do zwierząt. Wspólnie opiekowali się psami i kotami, które znalazły schronienie w ich domu pod Warszawą.
Zakochani stanęli na ślubnym kobiercu w 1992 roku w dniu urodzin aktora. Przyrzekali sobie miłość, wierność, uczciwość… Byli ze sobą na dobre i na złe. Aktorka wspierała ukochanego w walce z nałogiem, który okazał się nie do przezwyciężenia. „Był fajnym człowiekiem, ciekawym, bogatym wewnętrznie. Miał dużą wiedzę, imponował mi inteligencją. Wiele rzeczy umiał zrobić, załatwić. Sprawdzał się jako przyjaciel i jako człowiek. Był dobrym aktorem. Ale ten problem z alkoholem okazał się nie do przezwyciężenia. Próbowałam wszystkimi możliwymi metodami, wyrwałam go ze środowiska, które miało na niego zły wpływ. Nauczyłam wielu rzeczy, na przykład miłości do zwierząt. Pokazałam, że można inaczej spędzać czas. Jednak ta walka okazała się w dużym stopniu bezskuteczna. [...] Wiem, że on naprawdę mnie kochał, zrobiłby wszystko dla mnie, zabiłby dla mnie, nawet kiedyś o mnie się bił”, opowiadała aktorka w „Dobrym Tygodniu”.
Czytaj także: Aleksandra Kwaśniewska pokazała zdjęcie z wakacji. Jej mama skradła całe show!
Ewa Złotowska, Marek Frąckowiak, Pytanie na śniadanie, 20 marca 2012
Pierwszy potężny cios przyszedł w 2002 roku. Ewa Złotowska uczestniczyła w poważnym wypadku. Pod Sochaczewem zderzyła się z małym samochodem. Trafiła do szpitala, gdzie przeszła trzy operacje. „Byłam po takim wypadku, w wyniku którego zjeżdża się ze stołu w worku foliowym. Miałam wszystko potrzaskane w środku, pęknięcie tętnicy brzusznej, pełne wykrwawienie”, opowiadała w Angorze. Okres rekonwalescencji się wydłużał. Kobieta przez wiele miesięcy dochodziła do sił i zdrowia. Nie mogła poruszać się o własnych siłach. Na każdym kroku mogła liczyć na wsparcie męża. Marek Frąckowiak troszczył się o ukochaną, próbował odwrócić jej uwagę od negatywnych myśli. „Byłam zmasakrowana. Wychodzenie z choroby nie było łatwe. Miałam momenty załamania. Siłę, by dalej walczyć, dała mi miłość mojego męża”, dodawała w magazynie „Retro”.
Po latach przyszedł kolejny cios… Aktor usłyszał od lekarzy przerażającą diagnozę. W 2013 roku badania wykazały, że sam musi zawalczyć o zdrowie. Zmagał się z nowotworem kręgosłupa. Choroba przyszła nagle i uderzyła gwałtownie. Lekarze zadziałali od razu. Mąż Ewy Złotowskiej przeszedł operację wycięcia guza. „Trochę gipsu wlano mi do kręgów, druty kobaltowe mnie usztywniają. Kiedy wiem, że będę musiał podbiec, schylać się, zakładam na tułów stabilizator. Stopień bólu od drętwoty do uciążliwego mam wpisany w życiorys do końca”, opowiadał w „Życiu na gorąco”.
Gdy wydawało się, że najgorsze ma za sobą, pojawiły się przerzuty na inne organy. „Z nowotworem walczyliśmy pięć lat. Wierzyliśmy, że zdarzy się cud — że skoro ja dostałam drugą szansę, to Marek też ją dostanie. Nie dostał”, mówiła Ewa Złotowska. Chemioterapia przynosiła pozytywne rezultaty. Po czasie aktor trafił do szpitala, gdzie przeszedł transfuzję, powoli dochodził do siebie. Tym razem to Ewa Złotowska trwała u jego boku.
Ewa Złotowska, Marek Frąckowiak, Premiera spektaklu "Wszystko o kobietach", 2010
Miłość Ewy Złotowskiej i Marka Frąckowiaka rozdzieliła śmierć
Choroba rozdzieliła ich 6 listopada 2017 roku. Nie zdążyli się pożegnać. „Długo siedziałyśmy w szpitalu. Wreszcie ja, wycieńczona fizycznie i psychicznie, około północy powiedziałam do Marka, że wracam do domu i że przyjdę wcześnie następnego dnia. Powiedział: „Dobrze”. O godzinie ósmej rano dostałam telefon: „Przepraszam, czy to mieszkanie pana Marka Frąckowiaka? Rozmawiam z żoną? Pan Frąckowiak umarł” - powiedział pan drewnianym głosem, a ja wykrzyczałam: „Co?!”, usłyszałam: „Niech się pani skupi! Nie zrozumiała pani? Umarł 6.20 rano”. Zero empatii. Straszne! Jak zapowiedź, że pociąg odjeżdża o 6.20 rano. Nawet nie zdążyłam się z Markiem pożegnać”, relacjonowała gwiazda.
Aktorka czuła się samotna, czuła pustkę i żal. „Czuję wokół siebie pustkę, mimo że są obok ukochane psy i koty. Nie mam z kim podzielić się wrażeniami, przemyśleniami, opowiedzieć o tym, co się wydarzyło w ciągu dnia”, mówiła w Dobrym Tygodniu.
Małżonkowie nie mieli dzieci i trudno było poruszać im ten temat. „Trudno, tak się potoczyło, nie zmienię tego... Za to jestem dziewięciokrotnym wujkiem, kochanym, i z tego, co mówią mi moi siostrzeńcy, bardzo ważną dla nich osobą”, opowiadał aktor w rozmowie z mediami. Sama aktorka w jednym z wywiadów wyznała, że w trakcie pierwszego małżeństwa dwukrotnie traciła ciąże. Wtedy poświęciła się w pełni aktorstwu i pomocy zwierzakom.
Po wszystkich dramatycznych wydarzeniach Ewa Złotowska zmierzyła się z neurologiczną chorobą, która utrudnia jej codzienne funkcjonowanie. Wyznała, że zmaga się z drżeniem samoistnym postresowym, na które złożyły się wypadek, śmierć męża… Musiała wtedy zrezygnować z pracy w dubbingu, ponieważ nie była w stanie panować nad przeponą, a dziś sama zajmuje się reżyserią, pojawia się na scenie i pomaga potrzebującym zwierzętom.
„Związek dał mi w kość, już wtedy zaczęły się objawy. Dziś raz jest lepiej, raz gorzej. Za parę dni jadę zrobić na sobie eksperyment, który powstrzyma mi niepokoje w organizmie. Choroba mnie wyłącza, tylko do pewnego stopnia, jeśli chodzi o pracę, krępuje mnie, ale na scenie tego nie widać. Staram się z chorobą walczyć!”, zwierzała się w rozmowie z Dzień Dobry TVN. Ewa Złotowska nie zamierza się poddawać.