Reklama

Na ekrany kin w Stanach Zjednoczonych weszła długo wyczekiwana siódma część "Gwiezdnych wojen" i od razu wzbudziła entuzjazm i zachwyt krytyków. "Przebudzenie Mocy" określono mianem "triumfu" i "klasyka".

Reklama

Ortodoksyjni fani "Gwiezdnych wojen" byli co najmniej zaniepokojeni, gdy prawa do kultowej serii zostały wykupione przez wytwórnię Disneya i została zapowiedziana jej kontynuacja. Jednak entuzjastyczne recenzje pierwszych widzów i krytyków pokazują, że jest szansa, że "Przebudzenie Mocy" zadowoli nawet tych najbardziej wymagających.

Film osiągnął dziś wysoką średnią ocen 8,4 na serwisie filmowym Rotten Tomatoes. A według brytyjskich dzienników "The Daily Telegraph" i "The Times" nowe "Gwiezdne wojny" zasłużyły na maksymalną ocenę - pięć gwiazdek. Krytyczka z "The Times" Kate Muir napisała: "Dorosłych czeka napływ ckliwej nostalgii, bo to już klasyk". Z kolei Brian Viner z "The Daily Mail" określił je "triumfem eskapizmu i najbardziej emocjonującym filmem z serii".

"Ma dużo humoru, akcji i serca"

Prawdziwą gwiazdą "Gwiezdnych wojen: Przebudzenia mocy" okrzyknięto brytyjską aktorkę Daisy Ridley, obsadzoną w roli Rey - zaradnej mieszkanki odległej planety Jakku. Nie mniej zachwycili Harrison Ford, którego pilot Han Solo jest, według krytyka z "The Telegraph", naprawdę "sardoniczny i zmęczony życiem" oraz znany wcześniej z serialu "Girls" Adam Driver. Amerykanin wcielił się w rolę Kylo Rena - następcy najsłynniejszego chyba kinowego złoczyńcy, Lorda Vadera. Zdaniem brytyjskiego dziennika, został odegrany brawurowo, z komediowym zacięciem.

Lucasfilm

"Przebudzenie Mocy" to prawdziwa uczta dla fanów pierwszej trylogii (zakończonej w 1983 roku filmem "Powrót Jedi"), nie tylko ze względu na powrót znanych i lubianych bohaterów jak Han Solo, Luke Skywalker, Chewbacca i Leia. Według krytyków najbardziej przypomina część IV z 1977 roku. Podobieństwa widać choćby w fabule: oba filmy przedstawiają historię młodzieńca z pustynnej planety marzącego o lepszym życiu, ale to nie jedyna rzecz. "'Przebudzenie Mocy' ma w sobie dużo humoru, akcji i serca; przywołuje wspomnienia magii części IV" - czytamy w recenzji Johna Hiscocka z "The Daily Mirror".

Twórczyni popularnych seriali jak "Skandal" czy "Chirurdzy" Shonda Rhimes na Twitterze pochwaliła "old-schoolowy" charakter filmu. Właśnie taki efekt chciał osiągnąć reżyser J.J. Abrams, który w wywiadzie z magazynem "Wired" stwierdził, że sceny wygenerowane komputerowo chciał ograniczyć do minimum. Między innymi dzięki temu kosmiczne krajobrazy w "Przebudzeniu Mocy" bardziej przypominają te z oryginalnej trylogii niż zdumiewające komputerowym przepychem widoki, które przeważają w blockbusterach science-fiction.

Peter Bradshaw, recenzent z "The Guardian" twierdzi, że J.J. Abrams, który jest wielkim fanem poprzednich filmów z sagi, "do klasycznych krajobrazów podchodzi z instynktownym wyczuciem". Bradshaw nie kryje zachwytu nad filmem: "To spektakularny powrót! Wracamy do świata, za którym nie wiedzieliśmy, że aż tak tęskniliśmy".

Lucasfilm

J.J. Abrams lepiej radzi sobie niż George Lucas?

W historii znajdziemy mocne postacie, uwikłane w prawdziwe konflikty. Nawet jeśli nie możemy ich polubić, to możemy się do nich odnieść. Są wielowymiarowi, a to rzecz, której nie może zabraknąć w światowej klasy kinie i dzięki której poprzednie części serii do dziś uważane są za kultowe.

Widzowie zgadzają się - siódma część "Gwiezdnych wojen" to kawał dobrego kina. Dokumentalista Brett Morgan nazwał ją "najlepszym blockbusterem od czasu poprzednich części", a Kate Muir z "The Times" odważyła się na stwierdzenie, że reżyser "J.J. Abrams lepiej radzi sobie z kinem akcji niż sam twórca kultowej serii George Lucas".

Sukces filmu z pewnością przełoży się też na finanse. Od czasu zakupu spółki LucasArt w 2012 wartość akcji Disneya sukcesywnie rośnie, a analitycy przewidują, że "Przebudzenie Mocy" może wygenerować nawet 8 miliardów dolarów zysku.

Lucasfilm

Polska premiera filmu już za dwa dni.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama