Była wolnym duchem, kochała ją cała Polska. Małgorzata Braunek zmarła przedwcześnie...
Mówiono o niej „aktorka o kamiennej twarzy”
Małgorzatę Braunek kochała cała Polska. Była skazana na wielką karierę. Dostawała role u najlepszych reżyserów, była szczęśliwą żoną i matką. Nawet gdy zachorowała na raka, nie traciła pogody ducha. Choć wiedziała, że niedługo umrze, do samego końca cieszyła się życiem, otaczała ją aura spokoju. Małgorzata Braunek zmarła 23 czerwca 2014 roku. Jak wyglądało jej życie? Dlaczego aktorstwo było jej przeznaczeniem i jak sprawdzała się w roli matki? Oto historia Małgorzaty Braunek.
Jaka prywatnie była Małgorzata Braunek?
Małgorzata Braunek zmarła 23 czerwca 2014 roku. Choroba przyszła nagle. Gdy aktorka dowiedziała się, że zmaga się z rakiem jajnika, nie straciła pogody ducha. „Praktykując zen, buddyzm, mam świadomość nietrwałości wszystkich zjawisk. Śmierć jest końcem, ale też początkiem, życie jest wieczne, tylko zmienia swoje formy, które są nietrwałe. Więc jestem otwarta na śmierć”, wyjawiła w jednym z wywiadów.
Każdego dnia udowadniała, że warto żyć: „Wydawało mi się, że może nie wypada. Wokół [w szpitalu] pełno chorych, nie brakuje też umierających, a mama śmieje się donośnie, w głos. A potem pomyślałam: przecież to ona jest chora, nie ja. I tylko ona może powiedzieć sobie, czy jej coś wypada robić, czy nie. Potrafiła cieszyć się życiem w każdej chwili”, tłumaczyła Orina Krajewska o swojej mamie, Małgorzacie Braunek, w wywiadzie dla Wysokich Obcasów.
Małgorzata Braunek cierpiała. Przez ostatnie miesiące prawie w ogóle nie jadła, córka podawała jej kroplówki. „Myśmy nie rozmawiali o śmierci, nie było potrzeby. Kiedy Małgosia umierała, bardzo bałem się, że przyjdzie ogromne cierpienie. Patrząc jej w oczy, w oczy człowieka, którego kochałem najbardziej na świecie, w pewnej chwili modliłem się, żeby odeszła. Taka była moja modlitwa: odejdź w spokoju. Patrzyłem na nią i myślałem: odejdź w spokoju! Choć każdy dzień z nią był dla mnie bezcenny”, mówił w Dużym Formacie Andrzej Krajewski, partner gwiazdy.
Dziś niewielu pamięta o cierpieniu, jakie znosiła w ostatnich miesiącach życia. Dla fanów wciąż pozostanie nieśmiertelną ikoną kina. Małgorzata Braunek była jedną z najpopularniejszych polskich aktorek. 30 stycznia 2021 roku obchodziłaby 74. rocznicę urodzin. Zadebiutowała rolą chłopki w filmie Kazimierza Kutza Skok w 1967 roku. Zachwyciła talentem i urodą. Szybko pojawiły się kolejne propozycje filmowe. „Pierwszy raz zobaczyłam Małgorzatę Braunek w kawiarni hotelu Europejskiego. Pachniało kawą i tortami. (…) Nagle weszła Małgosia, wężowato zgrabna, w sukience w poprzeczne paski. Poczułam zdrową nienawiść do dziewczyny, która dobrze wyglądała w poprzecznych paskach, bo mnie to minęło już bardzo dawno.”, pisała o Małgorzacie Braunek Agnieszka Osiecka w książce Fotonostalgia. Zagrała w filmie Andrzeja Wajdy, Polowanie na muchy, później wcieliła się w Oleńkę w ekranizacji Potopu Jerzego Hoffmana czy Izabelę Łęcką w filmie Lalka.
„Zawsze pociągali mnie piękni, trochę nieobliczalni artyści”, powiedziała Braunek w rozmowie z Arturem Cieślarem. Aktorka była trzykrotnie zamężna. Pierwszym mężem Małgorzaty Braunek był aktor Janusz Guttner. Z drugiego małżeństwa ze słynnym reżyserem Andrzejem Żuławskim miała syna, Xawerego.
Andrzej Żuławski i Małgorzata Braunek
Życie w cieniu znanych rodziców nie było dla niego łatwe: „Mamę wszyscy kochali za jej otwartość na drugiego człowieka. Ale to, co jest tak wspaniałe dla innych, może męczyć, kiedy jesteś synem. To też ma swój ciężar. Rozmawiałem dużo na ten temat z moją siostrą Oriną, jak to na nas wpływa, jak to nas kształtowało. W domu matki medytacja, zakon, sala medytacyjna, więc to nie jest normalny dom. Jak mama awansuje na nauczyciela od praktyk filozoficznych i od zen, to w sferze duchowej staje się jakimś mistrzem, a z drugiej strony ojciec jest mistrzem, jeśli chodzi o kino. Życie wśród mistrzów jest trudne dla kogoś, kto tym mistrzem nie jest. Wyznacznikiem jest to mistrzostwo, trzeba je osiągnąć. I dopiero w trakcie życia trzeba zrozumieć, że nie ma żadnego mistrzostwa. Nic takiego nie istnieje. Potrzebujemy autorytetów, to ważne w życiu, ale może też fajnie być dla siebie autorytetem i uwolnić się od tego mistrzostwa… Być człowiekiem – to jest mistrzostwo, bo prawdziwi mistrzowie to są zwykli ludzie, którzy normalnie żyją i mają swoje potknięcia. Kiedy to odkryłem, odetchnąłem z ulgą: „Mogę żyć! (śmiech) Czyli to, jak ja żyję, to jest OK, bo okazuje się, że wszyscy tak żyją”’, powiedział Xawery Żuławski w rozmowie z Marzeną Rogalską dla Urody Życia w 2016 roku.
Niestety w małżeństwie Andrzeja Żuławskiego i Małgorzaty Braunek zaczęły się problemy. On chciał stworzyć z niej wielką gwiazdę i żył ciągle pochłonięty tworzeniem. Ona chciała wieść życie według własnych planów, poświęciła się rodzinie i najbliższym. Xawery był wcześniakiem - opiekę nad nim dzieliła z matką, która chorowała na raka nerki. W końcu para rozwiodła się 1976 roku. „Miała blask, ale przestała grać i blask straciła. Inne sprawy ją zaprzątały, do innego Boga zmierzała…”, mówił później w jednym z wywiadów reżyser. Z kolei aktorka podsumowując małżeństwo powiedziała w rozmowie z Elżbietą Pawełek dla magazynu VIVA! w 2012 roku: „To jemu było przykro, bo uważał, że marnuję swój talent. Ale może tak mówi, bo nie zna moich nowych talentów (śmiech)”.
Małgorzata Braunek była buddystką
Andrzeja Krajewskiego poznała, gdy Xawery miał trzy latka. Oboje mieli rodziny, ale postanowili zaryzykować. On podróżował między Polską a Szwecją, robiąc m.in. film o buddyzmie. Ona coraz bardziej interesowała się medytacją i duchowością. Chwilę później podróżowali już razem.
„Wspólnie zaczęliśmy szukać swojej drogi duchowej i inspiracji w miejscach, gdzie Budda nauczał i gdzie się urodził. Byliśmy też w Dharamsali, w Indiach, na indywidualnej audiencji u Dalajlamy. Mieliśmy ogromne szczęście, bo nie jest łatwo spotkać się z przywódcą duchowym Tybetu. Rozmowa z nim była dla mnie niezwykłym przeżyciem. Dalajlama jest uosobieniem dobroci, miłości, wielkiej empatii. Potrafi każdego słuchać z takim otwartym sercem, że samo obcowanie z nim wydaje się wielkim darem. Wtedy uświadomiłam sobie, że naszym celem i drogą jest być życzliwym i otwartym wobec innych, a także wszelkich przejawów życia”, mówiła w rozmowie z Elżbietą Pawełek dla magazynu VIVA!.
U Małgorzaty Braunek choroba przyszła niespodziewanie...
Buddyzm szybko stał się ważnym elementem jej życia. Medytowała codziennie nieprzerwanie od trzydziestu lat. U boku Andrzeja Krajewskiego Małgorzata Braunek znów rozkwitła. Para w 1987 roku została rodzicami córki, Oriny.
Małgorzata Braunek zdradziła w jednym z wywiadów: „Chcieliśmy, żeby imię było dla niej drogowskazem na życie. Nie pasowały do naszej córki Julie, Marysie czy Kasie”. Dlatego córce dała na imię Orina - oznacza Oświeconą Miłość. Po dwudziestu latach przerwy powróciła do aktorstwa, zagrała w 13 posterunku, filmie Tulipany Jacka Borcucha, spróbowała swoich sił w teatrze. W wolnym czasie spełniała się jako wolontariuszka w jednym z hospicjów w Warszawie. Choroba przyszła nagle. „Mama chorowała na raka, korzystała oczywiście z medycyny konwencjonalnej, ale starała się robić coś więcej – stosowała rozmaite terapie naturalne, praktyki duchowe. (…) Wszystko – umysł, ciało i stan ducha – ma na siebie wpływ. Zaniedbanie jednego z tych obszarów może zaburzać cały system. Moja mama, niestety, nie zdążyła pojechać do kliniki, która oferowała taki rodzaj integralnego leczenia, ale jej wolą było utworzenie czegoś na kształt centrum informacji i studiów nad holistycznym podejściem w medycynie”, mówiła Orina Krajewska w wywiadzie dla Urodzie Życia.
Jej odejście mocno przeżyli najbliżsi: „Umarła mi na rękach. Czułem ten moment, jak uchodzi z ciała. Poczułem chłód, w pokoju zmieniło się światło i nagle jej obecność ustąpiła nieobecności”, powiedział Andrzej Krajewski w Dużym Formacie.
Do samego końca na jej twarzy gościł uśmiech. Sesje chemioterapii i trzy operacje nie pomogły. W dniu śmierci Małgorzaty Braunek, 23 czerwca 2014 roku, na jej Facebooku pojawił się fragment wywiadu, w którym powiedziała: „Wejdę w stan śmierci spokojnie i bez bólu, łącząc się z Wielkim Umysłem, Pustką, Bogiem chrześcijan i Żydów, i muzułmanów albo Oceanem i znowu stanę na jego brzegu oniemiała z zachwytu nad jego bezkresną nieskończonością”.