Reklama

Po zakończeniu II wojny światowej zamieszkała w Gdyni, gdzie Iwo Gall zakładał teatr. Wokół energicznej i wiecznie uśmiechniętej Krafftówny kręciło się wielu mężczyzn. Starał się o nią utalentowany pianista, lekarz, działacz kulturalny i zdolny muzyk. Z jednym umawiała się na domowe schadzki, z drugim chodziła na spotkania do cukierni, trzeci był jej oficjalnym adoratorem, a czwarty towarzyszył jej podczas wczasów w sanatorium. Gdy podczas wizyty we Wrocławiu poznała dyrygenta z tamtejszego teatru, rzuciła wszystkich adoratorów. Myślała, że to ten jedyny. „Ale nagle jakbym dostała obuchem w łeb. Powiedział coś, co było ciężkim chamstwem. Od tej pory przestał dla mnie istnieć” — wspominała Barbara Krafftówna w wywiadach. Jej pierwszą wielką miłością był pochodzący z Ukrainy aktor Michał Gazda. Po tej relacji spodziewała się, że będzie jedyna i na całe życie. Tworzyli udane małżeństwo, zostali też rodzicami, ale ich wspólne szczęście przerwał tragiczny wypadek...

Reklama

Barbara Krafftówna i Michał Gazda: historia pierwszego małżeństwa

Aktora Michała Gazdę poznała w teatrze, w którym razem pracowali. Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, pomyliła go z Tadeuszem Janczarem. "Pierwszego dnia mojej pracy w teatrze, kiedy dyrekcja oficjalnie przedstawiała mnie zespołowi, koledzy przychodzili, przedstawiali się. Czekałam na wspaniałego, przystojnego kolesia Tadeusza Janczara. Pomyślałam, no, koleżanki miały rację, że ten Janczar taki przystojny. To był Michał, tylko nie dosłyszałam, jak się przedstawił. A kiedy zachorował kolega z obsady "Toru przeszkód", Michał przyszedł na zastępstwo", wspominała to spotkanie w książce Remigiusza Grzeli "Krafftówna w krainie czarów".

Michał Gazda urodził się w Ukrainie, aktorstwa uczył się w Rumunii, po II wojnie światowej postanowił osiąść na stałe w Polsce. To tu otrzymał pierwszą aktorską propozycję, a niedługo później poznał kobietę swojego życia.

Uczucie, które pojawiło się pomiędzy młodymi aktorami, było nagłe i intensywne. W 1953 roku na marszu z okazji 1 maja w Warszawie Barbara Krafftówna już wiedziała, że jest zakochana. Tak naprawdę, po raz pierwszy w życiu. „1 maja nieśliśmy razem szturmówkę z napisem »Niech żyje 1 maja«, 17 maja Michał oświadczył mi się, a już 1 czerwca odbył się ślub” — opowiadała. „Czy ja byłam kochliwa? Na pewno nie byłam obojętna. Moje niektóre koleżanki nagle znajdowały się w amoku miłości, choć na co dzień były szalenie racjonalne. Ale i ja bywałam w amoku zakochania, bez niego nie byłoby decyzji o małżeństwie. Potem amok przechodził, było spokojniej. Można było się cieszyć, planować. I marzyć. W ogóle u mnie wciąż jest gęsto od marzeń, stare zamieniają się w nowe, zmienia się ich kolejność. Cały czas” — opowiadała w wywiadzie dla weekend.gazeta.pl.

Zobacz też: W jej domu rodzinnym rozmawiało się po węgiersku. Edyta Geppert dorastała otoczona miłością mamy i dziadków

Od lewej: Michał Gazda i Edmund Fetting w sztuce Jim i Jill, 1957 r.

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Ślub pary był cichy i tylko w gronie najbliższych znajomych, a po tym, jak zostali małżeństwem, jeszcze przez jakiś czas utrzymywali ten fakt w sekrecie. "Nie mówiliśmy w teatrze, a zachowanie tajemnicy nie było proste, bo graliśmy w tym samym spektaklu. Wychodziliśmy z teatru oddzielnie, każde w swoją stronę, ja z kolesiami do tramwaju. Michał dosiadał do mnie dwa przystanki dalej. Cudowna zabawa w konspirację", wspominała Barbara Krafftówna.

"A potem były wakacje i wczasy pracownicze nad morzem, na które zespół otrzymał przydziały. Małżeństwa dostawały pokoje dwuosobowe. Ale ponieważ ślub był dotąd tajemnicą, miałam przydział do pokoju trzyosobowego z koleżankami", dodawała.

Dwa lata po ślubie doczekali się syna, Piotra, którego pomagała wychowywać mama aktorki. Kiedy zmarła, Krafftównie został już tylko mąż. „Tego dnia był muzyczny program telewizyjny przygotowywany przez wiele tygodni. Śpiewaliśmy w duetach i nie było zastępstwa. Program był na żywo. Trzeba było nie tylko śpiewać, trzeba było grać, tańczyć. Śmiej się, pajacu, na chwilę po śmierci matki” — mówiła.

Czytaj również: Barbara Dunin i Zbigniew Kurtycz: kiedy się poznali, on był gwiazdą, ona młodą, nieznaną piosenkarką. Nikt nie dawał im szans

EAST NEWS Polfilm 1

Barbara Krafftówna: śmierć pierwszego męża

Po tej stracie życie pary toczyło się dalej spokojnym rytmem. Kilka lat później oboje otrzymali propozycję występu w serialu "Czterej pancerni i pies". Barbara Krafftówna zagrała w nim żywiołową Honoratę, a jej mąż oficera. Dla aktorki produkcja była wstępem do wielkiej rozpoznawalności i rozwinięcia skrzydeł w aktorskiej karierze, ale nie okazała się być tym samym dla jej męża. Zanim jeszcze zakończyły się zdjęcia do serialu, wydarzyła się tragedia...

Tuż przed zakończeniem prac nad serialem „Czterej pancerni” aktorka nie zdołała pójść do pracyZareagowałam tylko ruchem, bezdźwięcznie” — wspominała aktorka. Przez dł. „W progu stał oficer. Powiedział, że Michał nie żyje. Prowadził auto i na moście Gdańskim dostał zawału serca. Rzuciłam się na tego milicjanta i zaczęłam go bić w klatkę piersiową. ugi czas żyła na środkach uspokajających. Wiedziała, że musi wziąć się w garść, żeby wychować syna.

Piotr skończył archeologię śródziemnomorską i przeprowadził się do USA. Po wprowadzeniu stanu wojennego wyjechała też Krafftówna. W San Francisco na zaproszenie Polonii miała grać „Matkę” Witkacego. Po angielsku, choć nigdy nie uczyła się języka.

Zobacz też: Wciąż jest obecny w jej życiu. "Gdyby nie Wiesiek, to dziś nie byłoby mnie takiej, jaka jestem”, mówiła Anna Dymna

Barbara Krafftówna, Warszawa. Teatr Syrena - sztuka "Lord z walizki", 1969 r.

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Barbara Krafftówna: drugi mąż przypominał jej pierwszego

Tam poznała swoją drugą miłość — dyrektora Międzynarodowego Instytutu Integracyjnego dla Emigrantów, Arnolda Seidnera. 17 lat po stracie pierwszego męża, Krafftówna ponownie stanęła na ślubnym kobiercu.

Seidner bardzo przypominał jej dawnego ukochanego. „Wszystko, co robił, przypominało mi Michała. Kilka dni przed ślubem zauważyłam, że Michał ma oderwany guzik przy koszuli. Podał mi guzik i nitkę. Tuż przed zaręczynami Arnold podał mi rękaw koszuli i poprosił o przyszycie guzika. Reinkarnacja?” — opowiadała.

Pół roku po ślubie, gdy Krafftówna poleciała do Polski po nowy paszport (po jednym z recitali Krafftówna została okradziona, straciła dokumenty), spotkała ją kolejna tragedia. Mąż zmarł nagle na zawał serca. O zdarzeniu dowiedziała się przez telefon. „Usłyszałam straszny krzyk. Mój własny” — wspominała. Trudne doświadczenia sprawiły, że nie chciała już nawiązywać bliższych relacji z mężczyznami.

W 1998 roku wróciła na stałe do Polski. Znowu grała w filmach, serialach i w teatrze.

Reklama

Czytaj też: Miał opinię kobieciarza, opowiadał o sześciu żonach. Oto tajemnice Leona Niemczyka

Reklama
Reklama
Reklama