On za dużo pracował, ona miała o to żal. Związek Agustina Egurroli i Niny Tyrki rozpadł się 8 lat temu
„Nasze scysje bywają gwałtowne. Ale to oczyszcza atmosferę”, mówili…
Byli ze sobą siedem lat. Choć zdążyli się zaręczyć, nigdy nie zdecydowali się na ślub. Wspólnie przeżywali jednak takie piękne chwile jak sukcesy zawodowe czy pojawienie się na świecie córki. Carmen ma już dziś niemal 15 lat. Jej rodzice - Agustin Egurrola i Nina Tyrka - nie są ze sobą od ośmiu. Jaka była historia ich miłości?
Nina Tyrka i Agustin Egurrola o poznaniu się, oświadczynach i narodzinach Carmen. Wywiad VIVA! 26/2008
Piętnaście lat temu para zdecydowała się zapozować w sesji dla VIVY!. Monika Kotowska spotkała się z zakochanymi w ważnym dla nich momencie - zaraz po pojawieniu się na świecie malutkiej Carmen. Tylko nam zakochani opowiadali wtedy o swojej miłości. Jakie były jej początki?
"Czekam na chwilę, kiedy to nie ja będę najważniejszy, tylko ktoś inny, moje dziecko”, mówiłeś mi na początku roku. Nie wiedziałeś jeszcze wtedy, że zostaniesz ojcem. To magiczne, bo życzenie już się spełniło.
Agustin: Chwilę wcześniej wróciliśmy z Niną z podróży na Kubę. Po latach rozłąki spotkałem się tam z moim ojcem. Wielkie przeżycie, niezapomniane. Mówisz o magii, znajdziesz ją na Kubie. Pamiętam pewien spacer. Jest w Hawanie przepiękny cmentarz. Stoi tam rzeźba świętej Amelii. Niezwykłej matki, do której pielgrzymują wszystkie pary, które mają problem z poczęciem dziecka. Jadą właśnie na Kubę, do niej.
Nina: Amelia urodziła maleństwo i zaraz potem obydwoje umarli. Dziecko pochowano w jej nogach. Ale kiedy zrobiono ekshumację, matka trzymała je blisko przy piersi, na ramieniu. Wystawiono im pomnik z białego marmuru. Pupka dziecka lśni wypolerowana od tysięcy dotknięć. Wokół kwiaty i tabliczki dziękczynne wystawiane już sto lat przez szczęśliwych rodziców. Miałam łzy w oczach.
Agustin: I tak się jakoś stało, że obydwoje dotknęliśmy tej rzeźby. I spojrzeliśmy sobie przy tym w oczy. Pamiętam, mój ojciec się śmiał.
Nina: To było w styczniu, w marcu okazało się, że jestem w ciąży.
Byliście ze sobą wcześniej dwa lata. Co czuliście, kiedy okazało się, że na świat przyjdzie Wasze dziecko?
Agustin: Przyznam, do tego, by stworzyć dojrzały związek i zostać ojcem, dochodziłem bardzo długo. I dziś jest dla mnie idealna chwila. Ani za późno, ani za wcześnie. Brzmi twardo, ale byłem tak pochłonięty karierą, zdobywaniem tytułów, wielkimi projektami, że w moim życiu nie było miejsca na prawdziwą miłość. Aż przyszła refleksja, że coś gubię po drodze. I moment, kiedy znalazłem w sobie to miejsce. A wtedy pojawiła się Nina.
Nina: Spotkaliśmy się na castingu do piątej edycji „Tańca z gwiazdami”. Nie byłam w najlepszej formie. Niedawno wróciłam po roku pobytu z Włoch. Wyjechałam tam, by wyleczyć rany po rozstaniu. Rozpadł się mój czteroletni związek. Z partnerem tanecznym i zarazem życiowym. Dostałam wtedy mocny cios w serce. Czułam, że muszę coś zmienić. Przyjęłam propozycję z włoskiej szkoły tańca. I w przeciągu tygodnia przeniosłam się z rodzinnego Lublina do Kalabrii. Myślałam, że już tam zostanę, roztyję się na makaronie i będę miała dużo dzieci (śmiech). A jednak to nie był mój świat. Wróciłam. Minął miesiąc w Polsce, a ja czułam się zagubiona, niepewna swojej drogi. Usłyszałam, że TVN szuka tancerzy. Nie będę przecież, szlochając, siedziała w Lublinie, pomyślałam. Znów spakowałam walizkę. Miałam zatańczyć, powiedzieć coś o sobie. Ze studia wyleciałam jak opętana, byłam wściekła. Agustin ma coś takiego w spojrzeniu, że dekoncentruje. Mnie ten jego przeszywający wzrok strasznie peszył. Pomyślałam nawet przez chwilę, że coś w tym musi być, on prowadzi jakąś grę między nami. I nie do końca mi się podobało. A casting poszedł fatalnie.
Tak rzeczywiście było? Prowadziłeś swoją grę?
Agustin: Jak patrzę? Strasznie? Przesada. Jako juror każdego, kto wchodzi, obserwuję uważnie od momentu, gdy tylko otworzy drzwi. Chcę wyrobić sobie zdanie. Zobaczyłem Ninę, przerażoną piękną kobietę, która na dodatek niczego nie gra, jest sobą. Ujęła mnie tym.
Nina: Wiedziałam, że wtedy odpadnę. Długo czekałam na wiadomość. Zadzwonił sam. „Nie spodoba ci się to, co powiem. Nie dostałaś się do programu. Ale chciałbym, żebyś przyszła do mojego zespołu, do Voltu na trening. Zobaczę, czy dasz sobie radę”.
Agustin: Nina reprezentuje najwyższą międzynarodową klasę taneczną „S” w tańcach latynoamerykańskich. Zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Do tego skromna, niewinna. Niewiele jest takich dziewczyn.
Nina: Przed tym spotkaniem szykowałam się chyba pół dnia. Wyprawiałam w domu cuda. Przebierałam się pięć razy, malowałam, czesałam (śmiech). Chciałam mu się podobać, choć jeszcze nie dopuszczałam do siebie tej myśli. I tak zostałam w Volcie. Dłuższy czas Agustin był wobec mnie bardzo szarmancki, ale też ostrożny, nigdy się nie narzucał.
CZYTAJ TEŻ: Jakub Gierszał o szkole teatralnej: „Mało mnie nie wyrzucili". Wszystko zmieniła w nim rozmowa z Janem Peszkiem
A Ty masz przecież opinię pożeracza serc.
Agustin: Czy wszystkim się wydaje, że jeśli jest się choreografem i nauczycielem, zaraz ma się wiele kobiet? Tak nie jest. Dobrze wiem, że jeśli wyróżnię jedną z tancerek, reszta nie da jej żyć. Na początku była między nami relacja: mistrz i uczennica. Ale fakt, Nina mnie zafascynowała. Spotkaliśmy się w specyficznym momencie życia. Ona skończyła związek. Ja swój. Również czteroletni. Z dziewczyną z Voltu. Nasze rozstanie wywołało w grupie takie emocje, że ta niemal przestała istnieć. Obiecałem sobie, że jeśli się jeszcze kiedyś zakocham, to już nigdy nie będzie to tancerka. Ale pracowałem tak dużo, że nie spotykałem innych kobiet (śmiech). Przed uczuciem do Niny długo się broniłem. Ona skruszyła we mnie lód. Dłuższy czas nie mówiliśmy głośno o tym, co nas łączy.
Nina: Ukrywaliśmy się pół roku. Nie afiszowaliśmy się. Za to na pierwszych randkach rozmawialiśmy ze sobą godzinami. Za oknami zima, my grubo ubrani, ale w środku było nam ciepło. Agustin zadawał mnóstwo pytań i słuchał. Przesłuchiwał mnie jak na castingu, tylko wtedy nie byłam już tak bardzo spięta (śmiech). To było nam obojgu bardzo potrzebne. Zanim się zbliżyliśmy, zrozumieliśmy siebie nawzajem. Wiele nas łączy, oboje wychowywaliśmy się bez ojców, nawet nasze mamy urodziły się jednego dnia, w maju, do tego w Dzień Matki.
Agustin: Za nami bardzo budujące rozmowy. O hierarchii wartości, duchowości. Ani przez chwilę nie pomyślałem o różnicy wieku. Ale przyznam, cały czas zastanawiałem się, czy ona widzi prawdziwego mnie, czy może tylko choreografa? Nina ujęła mnie tym, że widziała we mnie przede wszystkim mężczyznę, nie nauczyciela, nie właściciela szkoły, kogoś znanego z telewizji.
Nina: Dla mnie ta relacja też nie była prosta. „Czy jestem jedną z wielu? Dlaczego wybrał mnie?”, te pytania krążyły. Miałam dystans.
Nina Tyrka, Agustin Egurrola, córka Carmen, VIVA! 26/2008
Jednak szybko zamieszkaliście razem.
Nina: Wynajmowałam mieszkanie w Wawrze. Nie chciało mu się tak daleko jeździć (śmiech).
Agustin: Nie jestem już chłopcem, tylko mężczyzną. I było dla mnie oczywiste, że muszę się Niną zaopiekować. Znalazła się tu, w Warszawie, sama. Jeździła dobre półtorej godziny na każdy trening.
Nina: Zamieszkaliśmy razem, ale widywaliśmy się mało, tak byliśmy zabiegani. Spotykaliśmy się w nocy. Często wychodziłam o dziewiątej rano na treningi, a wracałam o północy. Dostałam się do kolejnej edycji „Tańca z gwiazdami”. Pytałaś o reakcję na wiadomość o dziecku. Dowiedziałam się o tym na pięć godzin przed próbą generalną do pierwszego programu.
Byliście wtedy razem? Zapytam raz jeszcze, co czuliście?
Nina: Cały wcześniejszy tydzień byłam chora, próbowałam się wyleczyć domowymi sposobami, aż w końcu poprosiłam Agustina, żeby przyniósł mi z apteki lekarstwa i przy okazji test ciążowy. Jednak w duchu myślałam, że mój organizm się tylko trochę rozregulował. Agustin zaraz wyszedł na próbę z Voltem. Zrobiłam test, tak dla porządku. Nastawiłam sobie wodę na herbatkę. I wtedy zobaczyłam dwie czerwone kreski. Osłupiałam, nie wiedziałam zupełnie, co mam zrobić. Dziecko? Nie wierzyłam. Przez nieznośnie długie dwie godziny dzwoniłam do Agustina, a on nie odbierał. Aż w końcu się usłyszeliśmy. „Przyjedź do domu, muszę ci coś powiedzieć”, wykrztusiłam. W drzwiach stanął blady. Chyba byłam zapłakana?
Agustin: Troszkę płakałaś. Przytuliłem cię, chciałem mieć dziecko. Gdyby nie Nina, pewnie znów zatraciłbym się w pracy, a tak wiem, że wszystko w moim życiu nabrało sensu. Pan Bóg czuwa i powiedział: „Teraz”.
A kiedy okazało się, że to dziewczynka, kto wybrał imię? Carmen, jak bohaterka z opery Bizeta?
Agustin: W stu procentach ja. Bo to jest imię niezwykłe. Chcę, żeby moja córka była jak Carmen. Wolną, silną, nietuzinkową osobą, która będzie miała w życiu swoje pasje.
Carmen nie przyszła na świat w prywatnej klinice, tylko w państwowym szpitalu. Przyznam, zaskakująca decyzja.
Agustin: Powiedziałem Ninie, że może rodzić w każdym miejscu na świecie. Gdzie tylko zechce.
Nina: Dla mnie nie sztuką jest urodzić w prywatnej klinice. Zapłacić parę tysięcy i wjechać na stół operacyjny, co do minuty, w z góry wyznaczonym terminie, ze słowami: „No, to krójcie mnie i już po imprezie”. Narodziny dziecka to tajemnica. Chciałam jej sprostać, sprawdzić się. Przed porodem spędziłam trzy trudne dni w szpitalu. Mała przestała ruszać się w moim brzuchu. Leżałam podłączona pod kardiotokograf, inaczej KTG, który mierzy puls dziecka. Wszystko ułożyło się pięknie. Miałam bardzo dobrą położną, panią Jolę, której zaufałam bezgranicznie. Ona przyczyniła się do tego, że poród był taki cudowny. Wszystko trwało cztery godziny, nie potrzebowałam znieczulenia. Opatrzność Boża. Kobiety mają różne wspomnienia. Moje wywołują uśmiech na ustach.
Agustin: W trakcie ciąży Niny byłem zaangażowany w dwie poważne produkcje telewizyjne – „You Can Dance” i „Taniec z gwiazdami”, ale praca schodziła na dalszy plan, kiedy w domu patrzyłem na nią i widziałem jej koncentrację na tym, co się niedługo będzie działo. Widziałem, jak z dnia na dzień szykuje się do roli matki. Chodziliśmy razem do szkoły rodzenia.
I w tej najważniejszej chwili też Cię nie zabrakło?
Agustin: Byłem z nią od początku do końca. Moje najmocniejsze, najgłębsze przeżycie? Patrzyłem, jak Nina cierpiała, a potem położono jej Carmen na brzuchu i kiedy spojrzałem jej w twarz, zobaczyłem uśmiech. Niezwykły, anielski. W jednej sekundzie zapomniała o całym bólu. Carmen przyszła na świat taka malutka, ważyła niecałe trzy kilo, miała czterdzieści dziewięć centymetrów. Czarne włoski na główce. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie pierwszego. Pępowinę przecinałem na dwa razy, tak bardzo drżały mi ręce. A wysyłając do bliskich SMS-a, zrobiłem błąd ortograficzny. „Przeciął”, napisałem przez „oł” (śmiech), szok. Mama Niny przyjechała do szpitala tego samego dnia. Moja – nazajutrz. Przez ostatnie pięć lat powtarzała mi po cichutku, że chciałaby już być babcią. Chodziła do kościoła i modliła się, żebym znalazł kobietę swojego życia. Dziś to ona została z malutką. Chciałbym, żeby znalazła sobie przy nas miejsce. Cieszyła się naszym szczęściem.
Pierwsze dni w domu z maleństwem bywają trudne. Jak sobie radziliście?
Nina: Słyszałam: pojawienie się dziecka bywa trudne dla związku. Już to rozumiem. Nie jest łatwo, gdy nasze potrzeby idą w zapomnienie. Brak chwili spędzonej tylko we dwoje. Nie można iść spać, kiedy się bardzo chce. Dziś na przykład zamknęłam oczy dopiero o piątej nad ranem. Mała ma swoje łóżeczko, ale najlepiej czuje się, gdy leży koło nas. Często idę z nią w nocy do małego pokoiku, żeby Agustin mógł się spokojnie wyspać. Dziś rano przyszłyśmy do niego we dwie. Płakała, ułożyłam ją między nami, zasnęła. Tak, jestem zmęczona, bywa, że braknie mi siły, chwilami się denerwuję. Ale też czuję, że to wszystko bardzo nas mocno do siebie zbliża. Byłam przerażona. Myślałam: Nie poradzę sobie. Nie śpię, nie jem, nie mogę się nawet spokojnie wykąpać. Boję się, że coś temu dziecku zrobię. Minęły. Już się nie boję. Doceniam dziś wszystkie matki. To rola warta Oscara.
Agustin: Przez te pierwsze trzy tygodnie życia mojej córeczki byłem dużo poza domem. Śmieję się, że kiedy zobaczyłem pierwszą brudną pieluszkę, to jakbym ujrzał największy skarb. Przewijanie, opiekowanie się, kąpanie, trzymanie Carmen na rękach jest cudowne. Zdecydowałem, że idę na operację kolana. Odkładałem ją, a teraz z chęcią zostanę w domu.
Odkładałeś nie tylko to. Ale na dłoni Niny widzę diamentowy pierścionek. Dobrze zgaduję? Zaręczyliście się?
Agustin: Dłuższy czas planowałem poprosić Ninę o rękę. Chciałem wybrać ekscytujący moment. Zabrać ją do Paryża. Próbowałem zrobić to, gdy byliśmy na Kubie. Ale zabrakło intymności. A kiedy zaszła w ciążę, bałem się, żeby nie pomyślała, że teraz jestem już w obowiązku. Ten pierścionek dałem jej dzień po porodzie. Nie nad Sekwaną, ani wśród palm, tylko w szpitalu, najmniej wykwintnym miejscu. Ale nie miałem wątpliwości, że nie ma dla niej ważniejszej chwili w życiu. Od matki mojego dziecka usłyszałem najpiękniejszą odpowiedź: „Tak”. Kocham je obie. To Nina nauczyła mnie mówić o uczuciu. „Kocham” powtarzała mi na każde pożegnanie, wysyłała w SMS-ach. Pokazała, że w mówieniu o miłości nie ma nic niemęskiego, wstydliwego, że wypada. Już to wiem. I jestem spełniony.
Przed Wami pierwsza wspólna Wigilia i pierwsza we troje.
Agustin: Mówiłem ci ostatnio, że nie lubię świąt. A teraz po raz pierwszy nie mogę się ich doczekać. Kiedy będzie choinka i ta mała dziewczynka, i prezenty. To jest nasz cud. Prawdziwe szczęście.
Nina Tyrka, Agustin Egurrola, córka Carmen, VIVA! 26/2008
Ostatni wywiad Agustina Egurroli i Niny Tyrki dla VIVY!. Para o swoim związku
Był rok 2011, gdy zakochani postanowili kolejny raz skorzystać z zaproszenia do VIVY! Tym razem wyjawiali w rozmowie z nami, jaki jest sekret ich relacji, co muszą jeszcze dopracować i dlaczego, dla choreografa tak ważna jest praca... Oto fragment wspomnianej rozmowy,
[...] Dotarliście się przez te lata?
Nina: Wiemy dużo o sobie. Znamy słabości, bolączki. I swoje atuty. Staramy się tak tym kierować, żeby dobrze nam się żyło. Uczymy się współgrać ze sobą. Jak w tańcu.
Agustin: Cały czas poznaję Ninę. Im dłużej z nią żyję, tym częściej mnie zaskakuje. Staje się dla mnie coraz większym autorytetem. Kiedyś przychodziłem do niej i opowiadałem o swoich problemach. Ona słuchała i mówiła, żebym postąpił, jak uważam. A teraz wkracza do akcji i mówi jasno, gdzie popełniłem błąd. To nieraz jest dla mnie bolesne, ale jestem szczęśliwy, że mam takie wsparcie.
Trudno się przyznać do błędu?
Agustin: Zwykle konflikty dotyczą relacji z ludźmi, z którymi pracuję. Czasem to, co mówią lub robią, odbieram jako atak na siebie. A Nina wiele rzeczy mi uświadamia. Pokazuje, że nie istnieje tylko białe i czarne. Że pomiędzy jest wiele odcieni szarości. Trudno mi to zaakceptować. Mam taką osobowość, że albo miłość, albo nienawiść.
Sesja dla VIVY! 2011, Nina Tyrka, Agustin Egurrola, córka Carmen
Nino, Agustin jest Twoim szefem?
Nina: Tak, ale nie bezpośrednim. Uczę w jego szkole, tańczę w programach, w których odpowiada za choreografię. Ale nie stoi nade mną. Nie mówi mi, co mam robić. I całe szczęście. Na początku naszego związku tańczyłam w jego zespole Volt. To było trudne. Na treningach denerwowałam się na niego. Ciężko było nie przenosić tych emocji do domu. Więc starałam się o nich zapominać. Wyciszyć.
Jaką masz metodę?
Nina: Sprzątanie. Nauczyłam Carmen i we dwie myjemy podłogi mopem. Ona oczywiście głównie rozciera i chlapie, a ja po niej poprawiam i obie się cieszymy. Bałagan mnie przytłacza.
Agustin: Mam wrażenie, że sprzątanie porządkuje ci świat.
Nina: Potrzebuję porządku. Wiadomo, że przy dziecku jest to trudne, ale nie narzekam. Czasem nawet ciebie uda mi się zapędzić do porządków.
Jesteś bałaganiarzem?
Agustin: Trudno nazwać mnie pedantem. Gdy Nina wyjeżdża z Carmen do babci do Lublina i zostaję sam, dom nie wygląda już tak pięknie. Wtedy doceniam jej wysiłek. Na co dzień nie zwraca się uwagi, ile trudu potrzeba, żeby to wszystko ogarnąć.
Jak załatwiacie spory? Kłócicie się?
Nina: Rozmawiamy burzliwie.
Agustin: Oboje mamy ogniste temperamenty. Nasze scysje bywają gwałtowne. Ale to oczyszcza atmosferę.
Nina: Wolę pół godziny ostrej jazdy niż buzia na kłódkę przez tydzień. I mijanie się w domu, jak dwójka obcych.
O co walczycie?
Nina: Brak czasu jest źródłem walki w naszym związku. Nadmiar pracy Agustina.
Agustin: Trudno mi wyhamować. Mam teraz wspaniały okres w życiu, robię fantastyczne rzeczy. „You Can Dance”, „Taniec z gwiazdami”, szkoły tańca. To owoc 20 lat ciężkiej pracy, energii, którą włożyłem w swoją pasję. Ninie trudno odnaleźć się w tym szaleństwie. Więc czasem pyta: „Gdzie tak pędzisz? Może byś usiadł, porozmawiał?”.
Nina: I zauważył, jak dużo już zrobiłeś w swoim życiu!
Co odpowiadasz?
Agustin: Odpowiadam bardzo prosto. Dzięki pracy mogę zapewnić rodzinie godziwe życie. Mężczyzna tak właśnie może okazać przywiązanie, szacunek. Pracujesz, bo chcesz, żeby twojej rodzinie nigdy niczego nie zabrakło.
Nina: Ale czasem kobieta nie potrzebuje tego tyrania. Tylko chciałaby, abyś usiadł obok. I posiedział chwilę.
Agustin: Wiem. Jednak staram się bronić swojej pracy. Jest nie tylko dla mnie. Chciałbym, żebyście ty i nasza córeczka Carmen były ze mnie dumne. Żebyście miały więcej możliwości. Bogatsze życie.
Sesja dla VIVY! 2011, Nina Tyrka, Agustin Egurrola, córka Carmen
Rozstanie Niny Tyrki i Agustina Egurroli. Kulisy
Gdy ich córka Carmen zaczęła chodzić do szkoły, drogi Niny i Agustina się rozeszły. Tancerka miała wyprowadzić się z mieszkania i już nigdy więcej nie dać ukochanemu kolejnej szansy.
Powodem takiej decyzji miał być fakt, że Agustin Egurrola za dużo jej zdaniem poświęcał czasu na pracę. Ona sama rok później zdecydowała o zakończeniu kariery telewizyjnej, a w 2020 roku o zakończeniu pracy zawodowej w tańcu. „THE END! Dziękuje za wspólne 15 lat! Dziękuje wszystkim, z którymi miałam przyjemność pracować! Walczcie o marzenia, spełniajcie się!”, pisała na Facebooku.
Chwilę po rozstaniu znany choreograf miał czuć się bardzo samotny. Mówił o tym na antenie TVN. „Zawsze trzymam kciuki za niego. I życzę mu, żeby jak najrzadziej czuł się samotny, bo przecież taki nie jest. Ma nas”, odpowiadała Nina Tyrka publicznie.
Agustin zdecydował się z kolei na następny wywiad w VIVIE!. Tłumaczył, jak sobie radzi… „Myślałeś, że będzie dobrze, a coś się po prostu nie poskładało. (...) Trzeba znowu zacząć wszystko od początku. […] Nie wyobrażam sobie życia bez kogoś bliskiego, do kogo można się przytulić, z kim można być do końca sobą, komu można zaufać”, opowiadał.
Ale dodawał, że potrzebuje czasu. „Muszę nabrać dystansu. Zawsze wchodziłem w długie związki, po sześć, osiem lat... Teraz chcę pobyć trochę sam i poczuć się dobrze sam ze sobą", czytaliśmy.
Dziś choreograf jest znów w szczęśliwym związku. A nawet po ślubie! Agustin i piękna Diana powiedzieli sobie TAK trzy lata temu. Chwilę potem na świecie pojawił się ich syn Oscar. Z kolei Nina Tyrka zniknęła z przestrzeni publicznej i spełnia się jako właścicielka warzywniaka.
Wszystkim życzymy wiele szczęścia!
Czytaj również: Katarzyna Miller już po ślubie! Nam zdradziła kulisy uroczystości
Agustin Egurrola z żoną Dianą i synem, 2023
Nina Tyrka i Marcin Miller w Zieleniaku tancerki, styczeń 2023