„Ważne, żebyśmy przestali być egoistami”. Michał Piróg obchodzi dziś urodziny!
„Popularność zbudowana na nieprawdzie jest nic niewarta”
- Katarzyna Piątkowska
Kolorowy ptak polskiego show-biznesu obchodzi 41. urodziny! Michał Piróg, tancerz, choreograf i prowadzący show Top Model, budzi skrajne emocje – albo się go kocha, albo nienawidzi. Jednak więcej jest tych, u których wzbudza sympatię. Jak sam mówił VIVIE!, lubi sam siebie za „odwagę w braniu losu w swoje ręce” i za to, że udało mu się „osiągnąć taki stan, że naprawdę robi to, na co ma ochotę”.
Życzymy wszystkiego najlepszego! I przypominamy wyjątkowy wywiad, który ukazał się w magazynie VIVA! w 2019 roku.
Michał Piróg wywiad magazyn VIVA!
Nie pierze ulubionej kurtki, tylko mrozi, bo to ekologiczne. Nie kupuje wody w butelkach, tylko pije kranówkę, bo to ekologiczne. Stara się chodzić na piechotę, bo to ekologiczne. I nie używa słomek, bo bez nich da się żyć. „Tempo, w jakim niszczymy planetę, jest zastraszające”, mówi Michał Piróg. Jak walczy o ekologię, sprawdzała Katarzyna Piątkowska.
Jesteś tancerzem, showmanem, a tu nagle takie zaangażowanie w ekologię. Dlaczego to jest dla Ciebie tak ważne?
Wcale nie nagle! To temat, który jest mi bliski od wielu lat. Uważam, że musimy sobie zadać jedno podstawowe pytanie: Jaki wpływ mamy na naturę i naszą kondycję życia na tej planecie. Niekorzystny wpływ na nasz ekosystem ma przemysł, deforestacja, degradacja gleby, składowanie śmieci, brak wody, zła gospodarka, globalne ocieplenie. Konsekwencją tego wszystkiego są tajfuny, trzęsienia ziemi, powodzie, susze. Ale naszym największym problemem jest konsumpcjonizm. Poza tym nie mamy pojęcia o tym, jak najmniejsze działania przykładają się do zmian klimatycznych. To każdy z nas niszczy tę planetę. To my przykładamy do tego rękę.
Słyszałam, że nie pierzesz swojej ukochanej dżinsowej kurtki. Dlatego, że to nieekologiczne?
Też. Ostatnio kupuję ubrania, które robione są w taki sposób jak dawniej. Zazwyczaj produkowane są w małych manufakturach, ręcznie, w bardzo małej ilości. Do tego tkaniny farbowane są naturalnie, co w przypadku dżinsu ma znaczenie. Każde pranie to spieranie indygo. Im dłużej nosisz bez prania, tym bardziej się personalizują. Każde wytarcie to twoja historia. Fajne i zarazem ekologiczne. Jak jest potrzeba, to wkładasz do zamrażalnika. Taka zabawa z pożytkiem.
Jak mawiają: „To nie są tanie rzeczy”.
To prawda, ale należy spojrzeć na to z innej strony. Dżinsy, które noszę, o ile nie wpadnę na przykład pod kosiarkę, mają szansę przetrwać i 20 lat. A ile par ty zużyjesz przez te 20 lat, nadążając za modą wątpliwej jakości?
Nie zdarza Ci się kupować w sieciówkach?
Prawie nigdy. Może tam są i supertrendy ubrania, ale szybko się niszczą. Poza tym ich produkcja to jedno z największych zagrożeń ekologicznych na świecie. Powinniśmy być bardziej ponadczasowi, a nie ślepo podążać za modą. Klasyka nas uratuje. U mnie w domu mówiło się: „Nie stać nas na kupowanie tanich rzeczy”. Tylko bogaty może pozwolić sobie na wieczne zmiany.
Jednak ostatnio reklamowałeś torbę z jednego ze sklepów sieciowych i była o to wielka awantura.
Raczej nie noszę rzeczy tej marki. Jednak rozumiem potrzeby innych ludzi. Istnieją rynki, których nie można zmienić, ale można minimalizować szkody. Ta firma postanowiła zrobić krok w stronę ekologii i wprowadziła torby z papieru, jest to duża zmiana. Poza tym ich bawełna według deklaracji pochodzi ze zrównoważonych upraw, które są kontrolowane i znacznie bardziej ekologiczne. Jak na tak ogromną firmę, przy tak dużej produkcji, jest to duża zmiana.
Jak namówić ludzi, żeby kupowali spodnie za półtora tysiąca złotych, a w szafie mieli tylko białe i czarne T-shirty? To nierealne!
Faktycznie jest to duży wydatek, bo jednorazowy. Ale po głębszej analizie wychodzi jednak, że wcale nie jest tak źle. Klasyka starcza na lata, moda jest zachcianką, której sam wielokrotnie ulegałem. Teraz się to zmienia i staje się to dla mnie kwestią określenia siebie i swojego stylu. Nikt nie jest stylowy, jeżeli co roku wygląda inaczej.
Stylowo jest też nie używać plastikowych słomek.
Nie stylowo, tylko ekologicznie. Ale jeśli ktoś chce być stylowy i z tego powodu z nich zrezygnuje, to niech i tak będzie. W knajpce obok mojego domu, w której się stołuję, już nawet mi ich nie podają.
Sterroryzowałeś kelnerki?
Troszeczkę! Dostałaś słomkę?
Nie.
To dlatego, że jesteś tu ze mną (śmiech). Wiesz, że mnie pytano, jak wobec tego pić bez słomki? No jak pić bez słomki?! Tak jak 10 lat temu. Bez. Jakoś nie padliśmy z pragnienia. Bycie ekologicznym jest wbrew pozorom bardzo proste.
Mówisz „wbrew pozorom”. To sugeruje, że ludzie uważają, że bycie ekologicznym wcale nie jest takie łatwe. I tanie.
Ależ jest. A jeśli ktoś nie chce być ekologiczny, niech będzie ekonomiczny. Jeżeli będziemy chcieli być oszczędni, to będziemy wyłączać prąd. A to już jest działanie ekologiczne. Nie będziemy kupować rzeczy, które są nam niepotrzebne, nie będziemy płacić za plastikowe opakowania. I nie możemy się skupiać na innych, tylko musimy zacząć od siebie. Ekologia naprawdę nie jest droga. Ostatnio podczas podróży do Stanów Zjednoczonych, chyba najmniej ekologicznego kraju na świecie, poraziły mnie dwie rzeczy. Podczas festiwalu Coachella wszyscy jarali się, że można przyjść z własną butelką na wodę i napełnić ją za darmo. Mały krok, ale bardzo ważny. Absurdem tej sytuacji było to, że pozostałe napoje, jedzenie – wszystko było sprzedawane w plastikowych opakowaniach. A druga rzecz – znajomi powiedzieli mi, że niedaleko jest superekologiczna piekarnia. Pojechaliśmy tam. To „niedaleko” to była godzina drogi samochodem. Bądźmy racjonalni. Nie ma sensu jechać przez pół miasta, żeby kupić kawałek ekologicznego ciasta. W Polsce obserwuję to samo. W Warszawie modne jest kupowanie na biobazarku. Mnóstwo ludzi jedzie w korkach do innej dzielnicy po ekologiczną marchewkę. Trzeba więc zadać sobie pytanie, czy chcemy jeść ekologiczne produkty, czy chcemy być ekologiczni? Jest różnica. Bycie ekologicznym jest całym systemem zachowań, często bardzo skomplikowanym. Jak ktoś nie umie gotować, na początku rzeczywiście jest mu trudno. Z czasem nabiera wprawy. Z byciem ekologicznym jest tak samo. Żeby zacząć, potrzebne są chęci.
Od czego Ty zacząłeś? I kiedy?
Nie było jakiegoś przełomowego momentu w moim życiu. Najpierw zaangażowałem się w działalność na rzecz zwierząt, bo zawsze byłem bardzo empatyczny. Bolało mnie, że ludzie sprawiają im tyle cierpienia. Z ekologią w moim przypadku jest tak samo jak z chłopakami, nie wiem, kiedy dokładnie się zaczęło (śmiech).
Mówią, że angażujesz się w różne akcje, żeby było o Tobie głośno.
Niech sobie mówią. Przecież nie angażuję się w to wszystko od kilkunastu lat po to, żeby sobie zrobić zdjęcie i wrzucić je na Facebooka albo Instagram. Jakby ludzie zaczęli myśleć o ekologii, o tym, do czego zmierzamy, a nie o tym, co robię w wolnym czasie, byłoby z tego więcej korzyści. Mogliby, jak ja, działać na rzecz różnych organizacji, takich jak WWF czy Greenpeace, z którymi współpracuję. W momencie, kiedy zaczyna się żyć ekologicznie, wszystko, co się robi, powoduje, że łączysz się z ludźmi, którzy próbują robić podobne rzeczy. Wymiana danych i tak dalej, moja wiedza w dużej mierze pochodzi też z takich spotkań.
À propos spotkań... Spotykasz się z Kingą Rusin i rozmawiacie o ekologii?
Wiesz, że tak. Teraz podczas tej podróży do Stanów przez przypadek spotkałem się z Kingą. Zostaliśmy zaproszeni na kolację do wspólnych znajomych. I wyobraź sobie, że się wszyscy pokłóciliśmy właśnie o ekologię. Zaczęło się od tego, że nasza gospodyni ma naturalne futro. Spytała, czy w związku z tym ma czuć się winna. I się zaczęło! Uważam, że nikt nie powinien czuć się winny, bo ma jedno futro w domu. We wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek. Trzeba się zastanowić, skąd to futro jest i co było potrzebą zabicia tego zwierzęcia. Jeśli było odpadem, bo pochodzi z zajęcy, które zabijamy na pasztet, bo w święta każdy musi przecież zjeść pasztet, to może rzeczywiście lepiej, żeby nie trafiło do kosza na śmieci. To była bardzo długa i ognista dyskusja.
Łatwo tak sobie dyskutować, siedząc w pięknym domu na Wzgórzach Hollywood.
Ten argument też padł. Że my tu sobie dywagujemy, a biedni ludzie nie wiedzą, co mają robić, żeby żyć, a co dopiero ekologicznie. Otóż akurat oni wiedzą, jak mają żyć, żeby nie szkodzić Ziemi. Przez półtora miesiąca w Indiach mieszkałem u ludzi, którzy nie mają prądu, jedzą to, co sami wyhodują. Zdrowi są. Mają po dwie ręce i dwie nogi.
Michał, bądź realistą. Wyjdź przed kamienicę, w której mieszkasz, w centrum miasta, i tam wyhoduj ekologiczną marchewkę.
Nie da rady, na chodniku nic nie urośnie (śmiech). Ale moje ekologiczne życie nie polega na tym, że jem to, co sobie sam wyhoduję. To jest nierealne. Każde środowisko ma swoje możliwości i ograniczenia. Ja akurat żyję w dużym skupisku ludzi, co automatycznie zmusza nas do innych zachowań. Są jednak rzeczy, które mogę robić. Na przykład do mycia używam tylko jednego płynu, bez parabenów. Nie rozróżniam, że ten jest do rąk, ten do włosów, a ten do brzucha. Mam jeden w butelce, którą uzupełniam. Jestem zresztą w trakcie przerzucania się na mydło. Nie dość, że jest bardziej efektywne, to jeszcze dużo tańsze.
Pijesz wodę z kranu?
Oczywiście! Mam specjalny filtr węglowy. Wkładam go do butelki, nalewam kranówę i mam. Koszt? 60 złotych rocznie. Niedużo w stosunku do pieniędzy, które musiałbym zapłacić za kupowanie wody butelkowanej. Kolejną rzeczą jest zakręcanie ogrzewania, gdy wyjeżdżam. A gdy ogrzewanie jest włączone, to nie otwieram okna. Zakręcam kaloryfery, wietrzę, zamykam okno, odkręcam kaloryfery. Nie jem mięsa, 80–90 procent moich śmieci jest organiczne lub z surowców do powtórnego przetworzenia. To są bardzo proste rzeczy, które wymagają jedynie dobrych chęci. Poza tym staram się o tym wszystkim opowiadać w przystępny sposób. Co nam po tym, że specjaliści trąbią o globalnym ociepleniu. Ludzie myślą, że wyrosną u nas palmy. Nie liczmy na to, że podniesie się temperatura i będziemy na ulicy w Warszawie zbierali kokosy. Raczej wybuchnie wojna domowa. I nie będziemy mieli do czynienia z uchodźcami politycznymi, jak miało to miejsce ostatnio. Będziemy mieli do czynienia z setkami milionów uchodźców klimatycznych i będziemy się zabijali o szklankę wody.
Wizja iście apokaliptyczna.
A to będzie prawdziwa ekologiczna katastrofa. I te zmiany są bardzo szybkie, a my powinniśmy postarać się je opóźnić. Jeżeli pozwolimy tej rozpędzonej karuzeli przyspieszyć...
Już to zrobiliśmy.
Ale jeszcze możemy spróbować hamować. Inaczej wyginiemy jak dinozaury. I może tak byłoby lepiej. Im więcej pracuję z organizacjami ekologicznymi, tym wyraźniej widzę, że człowiek to jest najgorsze, co się mogło Ziemi przytrafić.
Teraz tak myślisz, a kiedyś?
Są momenty, kiedy się o takich rzeczach zapomina. Zarabiasz pierwsze duże pieniądze i wtedy chcesz kupić to i tamto, i jeszcze to. A tymczasem to właśnie ludzie, którzy mają pieniądze, są problemem. Chcą mieć wciąż więcej i więcej. A ja uważam, że powinniśmy mieć coraz mniej. Im mniej będziemy kupowali, tym mniej śmieci będziemy produkowali. Wyrzucamy prawie 60 procent kupionego jedzenia. Ja nawet zmieniłem mieszkanie na mniejsze (śmiech).
To chyba ze względów ekonomicznych, a nie ekologicznych.
Właśnie odwrotnie, bo za mniejsze płacę więcej (śmiech). A tak serio... po prostu nie było mi potrzebne takie duże, jak miałem. Teraz zużywam mniej prądu, mam mniejszą powierzchnię do ogrzania.
Jesteś kontrowersyjny i nie boisz się wsadzać kija w mrowisko.
A czy to, że mówię o ekologii, jest wsadzaniem kija w mrowisko? Czy to jest działanie pod publiczkę?
Ty mi odpowiedz.
Jakbym miał coś robić pod publiczkę, tobym pielęgnował mój piękny wizerunek, pokazywałbym piękne zdjęcia i mówił tylko o wygodnych rzeczach. Zrządzenie losu sprawiło, że pracuję tam, gdzie pracuję i daje mi to możliwość komunikowania się z większą liczbą ludzi. Zresztą taką możliwość ma bardzo dużo osób w tym kraju, ale większość z nich woli, żeby się zgadzało na koncie, żeby było ładnie, miło i correct. Gdybym ja się tak zachowywał, codziennie rano nie mógłbym się przejrzeć w lustrze, bo gardziłbym sobą. Nie oceniam innych, ale uważam, że popularność zbudowana na nieprawdzie jest nic niewarta. Ale to w sumie taka nasza narodowa cecha – podwójna moralność. Kiedyś opublikowałem post z Matką Boską w tęczowej aureoli. Połowę osób obserwujących moje konto potwornie to zbulwersowało. Pisali, że obraziłem ich uczucia religijne. Mają takie prawo. Mam jednak wrażenie, że tak się stało, bo sytuacja dotyczyła społeczności LGBT. Gdy kilka dni później wrzuciłem zdjęcia brazylijskiego artysty Erika Ravelo przedstawiające dzieci ukrzyżowane na plecach różnych postaci, znak krzyża jakoś nikogo nie obrażał, ponieważ materia dotyczyła cierpienia dzieci. Czyli w imię dzieci można, w imię mniejszości – nie. Adopcja orangutana, gatunku, który jest na wymarciu, wzbudza nieprawdopodobnie pozytywną energię. A co, gdybym zaadoptował ciemnoskóre dziecko? Wiesz, dlaczego znakiem WWF jest panda? Przypuszczam, że na zaskrońca ludzie nie chcieliby dać pieniędzy.
To dlatego adoptowałeś orangutana, bo jest słodki?
Nie! Mogłem to zrobić. I zrobiłem. Od zawsze kocham piękno. A świat jest przepiękny. Dużo podróżuję, więc odwiedziłem wiele wspaniałych miejsc. Ale może powinienem powiedzieć „był piękny”. Z przyrodą jest coraz gorzej. Gdy dzisiaj wracam do miejsc, które widziałem kilkanaście czy kilka lat temu, jestem załamany. Gdybym dzisiaj tam pojechał po raz pierwszy, pewnie już więcej nie chciałbym tam wrócić. Tempo, w jakim niszczymy planetę, jest zastraszające.
Podróżowanie też nie jest ekologiczne.
Ale, jak już mówiłem, są różne możliwości minimalizacji strat. Gdy latam samolotem, zawsze dopłacam do biletu. Przynajmniej częściowo niweluję straty wywołane moim podróżowaniem. Nie korzystam z autobusów i tramwajów. Na początek więc namawiam wszystkich, żeby zaczęli od prostych spraw: segregowania śmieci, chodzenia na piechotę i niekupowania bez sensu. Ważne, żebyśmy przestali być egoistami.
Tak jak Ty?
Jak ja, choć ja nie mam problemu. Nie zostawię po sobie dzieci, którym obiecałem, że będą żyły w cudownym świecie. Nie ma nic gorszego niż zawieść innych. Mam więc nadzieję, że się opamiętamy, choć biorąc pod uwagę nasze inklinacje, to jeśli nie załatwi nas matka natura, wymyślimy jakąś wojnę i się wybijemy.