Zwykł mówić, że żyje na pełnej petardzie. Ale przede wszystkim słowa przekładał na rzeczywistość. Bo choć życie księdza Jana Kaczkowskiego trwało zaledwie 38 lat, to duchowny z każdego dnia czerpał pełnych sto procent. Co osiągnął i jaki był prywatnie? Wspominamy dyrektora Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio w czwartą rocznicę jego śmierci.
Ksiądz Jan Kaczkowski – wspomnienie
Bioetyk, dyrektor hospicjum, doktor nauk teologicznych, ale dla ludzi, którzy uwielbiali go słuchać to po prostu ksiądz Jan Kaczkowski. Sam o sobie mówił, że jest celebrytą od śmierci, bo gdy w 2012 roku dowiedział się o swojej nieuleczalnej chorobie, zaczął się temu tematowi przyglądać bliżej. „Umrzeć bez klasy to umierać bez godności albo z nadszarpniętą godnością”, mówił w książce Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby i tłumaczył, dlaczego często opowiada o końcu ostatecznym. „Może to moje mówienie o umieraniu z klasą jest wynikiem obawy przed zaufaniem innym, że mogą mnie akceptować także wtedy, kiedy będę mówił od rzeczy i będę całkowicie bezbronny. Jeszcze nie wyrobiłem w sobie zgody na pełne ogołocenie - wymioty, załatwianie się w pieluchę, całą tę przykrą fizjologię, nad którą mogę przestać panować, a inni będą musieli mnie w takim stanie pielęgnować. Jest we mnie lęk, że drugi człowiek się mną zbrzydzi”.
I choć zmagał się z glejakiem czwartego stopnia oraz nowotworem nerki to niemal do końca ksiądz Kaczkowski organizował warsztaty dla studentów medycyny, nauczał, angażował się w pomoc hospicjom dla młodzieży oraz opiekował swoim hospicjum w Pucku. W 2012 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Niestety 15 lutego 2016 roku duchowny trafił do szpitala, a choroba uderzyła znów z podwójną siłą. Jan Kaczkowski powtarzał, że jest pogodzony ze śmiercią. „Gdzieś tli się we mnie nadzieja związana z Maryją. Skoro przez całe życie mówię do Niej: Módl się za mną grzesznym, teraz i w godzinie śmierci, to Ona wyjdzie, nie zostawi i nie zlekceważy tej prośby..”, mówił w wywiadzie dla Opoka.pl.
I choć fizycznie nie ma go już z nami, to ślad po tym, jak wiele zrobił na długo nie zniknie z naszej pamięci…
