Ewa Zgrabczyńska, Viva! 6/2020, EKO Z NAKLEJKĄ
Fot. OLGA MAJROWSKA
VIVA! Eko

„Od dziecka byłam zaprawiona w bojach”, mówi Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego zoo

„Mama mówiła „kto miękki w d…” pietruszką się struje”, wspomina

Katarzyna Sielicka 20 marca 2020 19:44
Ewa Zgrabczyńska, Viva! 6/2020, EKO Z NAKLEJKĄ
Fot. OLGA MAJROWSKA

Ewa Zgrabczyńska zasłynęła akcją ratowania tygrysów wiezionych na śmierć. Z narażeniem życia ratowała zwierzaki, bo to jej pasja i praca. O swoim niezwykłym domu rodzinnym pełnym zwierząt opowiedziała Katarzynie Sielickiej w najnowszym wydaniu VIVY! Eko, dostępnym w punktach sprzedaży i w sieci w formie e-wydania.

Dzieciństwo Ewy Zgrabczyńskiej, która uratowała tygrysy więzione na śmierć

Katarzyna Sielicka: Mówi Pani, że ma genetycznie wpisaną słabość do zwierząt. 

Ewa Zgrabczyńska: Moja mama i rodzina dziadków pochodzili z Koła. Mieszkali w kamieniczce i tam zwierzęta jakoś dawały sobie radę, pomimo dość ograniczonej przestrzeni. Jeden z dziadków przez pewien czas był marynarzem, zwiewał od wielodzietnej rodziny w morze. Przydarzyło mu się siedmioro dzieci, chyba momentami sobie nie radził z obowiązkami, ale skruszony wracał z podróży zawsze ze zwierzakami. Czasem były to świnki morskie, czasem jakieś wielkie ptaszyska, jak ary ararauny, było też mnóstwo psów i kotów. 

Była też koza…

…przyplątała się w czasie wojny. Zupełnie po psiemu trzy razy dziennie schodziła z pięterka kamienicy, żeby się załatwić. Podczas wojny rodzinie było ciężko, ale dziadek ze względu na swoją ułańską fantazję i wielki patriotyzm sabotował Niemców. Kiedy pod przymusem został tank majstrem, dolewał wody do paliwa i został przyłapany. Ukrywał też rodzinę żydowską. Niemcy chcieli go zabić, ale uratował mu życie pies Ciapek. Rzucił się na oficera, a on, zamiast dziadka, zastrzelił psa. Ciapek ma w lesie, pod miasteczkiem, swój grób z figurą Świętego Franciszka i z krzyżem, dlatego że był psem wyjątkowym. Drugi z dziadków wrócił z robót w Niemczech z kotką Mirą, potężną szaroburą kicią, która stanowiła potem oś wszechświata w domu dziadków i wszystkim zarządzała.

Pani jako dziecko miała swoje zwierzęta?

Życzyłam sobie różnych zwierząt gospodarskich, które spotykałam na Rynku Jeżyckim, gdzie rodzice zaopatrywali się w produkty rolne. Miałam króliki, które nie poszły do gara. Bywało tak, że u nas w domu, w kamienicy, dreptała kaczka, która później znalazła dobre miejsce do życia na wsi. Myślę, że to dało mi otwarte spojrzenie na świat, empatię i miłość do wszystkich zwierząt. 

Rodzice się na wszystko zgadzali? Na te kaczki, króliki?

Rodzice byli niezwykli. Bezwarunkowo akceptowali wszystkie moje wariactwa. Niestety, w zeszłym roku pożegnałam mamę, która odeszła w wieku 88 lat. Była żywym duchem, z włoskim temperamentem i maksymą życiową: „Kto miękki w dupie, pietruszką się struje”. Ojciec był spokojniejszego charakteru.

Pani pietruszka nie szkodzi.

Nie, od wczesnych lat dziecięcych byłam zaprawiana w bojach. Zawsze mówiono mi, że posiadam siłę, która może coś zmienić, że nie wolno usuwać się na bok z nurtu życia. Jeżeli jest pasja, miłość, należy im się poddawać i działać zgodnie z własnym przekonaniem. Dla mojej rodziny granicą działań była wolność i dobro drugiego człowieka. Tego też mnie nauczono.

Pamiętam lekcje tolerancji, kiedy mój ojciec z dziećmi, później z wnukami, chodził do różnych kościołów na terenie Poznania, pokazując im świątynie, zasady nabożeństw, nie tylko katolickich, ale też prawosławnych i protestanckich. Ojciec był erudytą, dzięki niemu odkryłam Singera, Bułhakowa. U nas w domu zawsze były drzwi otwarte dla przedziwnych egzotycznych typów i indywidualności. Także dla osób z wykluczenia społecznego.

Prowadziliście dom otwarty? 

Było wiadomo, że moja mama, Zgrabczyńska, gotuje najlepiej w całej dzielnicy i o 13.00 na stół wjeżdża wielki gar zupy. Pod drzwiami ustawiała się kolejka zgłodniałych. Do dziś mam kontakt z jedną z tych rodzin, która pomaga mi w sprzątaniu przy zwierzakach. Mają swoje przejścia związane z – powiedzmy – naruszeniami kodeksu karnego. To wspaniali, uczciwi ludzie, których dotykały różne problemy. Takich przyjaciół mamy, którzy pomagali jej w zakupach, a później wpadali po 10 złotych czy kromkę chleba, było wielu. 

Mama nie pracowała zawodowo?

Zaczynała karierę w Polfie, ale kiedy rzuciła w twarz sekretarzowi legitymacją partyjną, jej kariera zawodowa się skończyła i mama poświęciła się rodzinie. 

Pani postanowiła związać się ze zwierzętami także zawodowo.

Byłam zafascynowana ich zachowaniami, biologią, tym, jak funkcjonują i w jaki sposób można im pomóc. Pamiętam, jak odszedł jeden z moich ukochanych chomików. Byłam u lekarza weterynarii i bardzo chciałam uczestniczyć w sekcji zwłok, bo ciekawiło mnie, co jest w środku chomika i czy działa tak samo, jak u człowieka. Ta fascynacja zdominowała całe moje życie. 

Cały wywiad przeczytasz w najnowszym wydaniu VIVY! Eko, dostępnym w punktach sprzedaży i w sieci w formie e-wydania 

Ewa Zgrabczyńska od dziecka jest mocno związana ze zwierzętami:

Ewa Zgrabczyńska, Viva! 6/2020, EKO Z NAKLEJKĄ
Fot. OLGA MAJROWSKA

Dyrektor poznańskiego zoo nie ukrywa, że czuje z nimi wyjątkową więź:

Ewa Zgrabczyńska, Viva! 6/2020, EKO Z NAKLEJKĄ
Fot. OLGA MAJROWSKA

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Jedno zdjęcie Roxie Węgiel wywołało lawinę komentarzy. Odpowiedziała: „Ludzie muszą się przyzwyczaić, że jest inaczej”

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MARCELA I MICHAŁ KOTERSCY: w styczniu powiedzieli sobie „tak”, ale to niejedyna rewolucja w ich życiu. KATARZYNA ŻAK: o tym, co jest jej największym szczęściem i czego najbardziej żałuje. ANDREA CAMASTRA: dla zdobywcy gwiazdki przewodnika Michelin gotowanie jest jak teatralny spektakl. ALDONA ORMAN Z CÓRKĄ IDALIĄ w rozmowie pełnej metafizyki, ale też zwykłej codzienności. SWIFT, CYRUS, EILISH, GOMEZ, DUA LIPA: idolki zbiorowej wyobraźni.