Dla Anny Skury, podróżniczki, influencerki i mamy ponadrocznej Melodyjki, macierzyństwo to przygoda. Pełna wyzwań i przełamywania tabu. Blogerka idzie pod prąd, a szczęście buduje na własnych zasadach. Nam opowiada, jak godzi rodzicielskie obowiązki ze swoim aktywnym życiem.
Anna Skura w wywiadzie dla „VIVA!Mama”

– Na swoim profilu na Instagramie i blogu pokazywałaś dziewczynom, jak wygodnie i bezpiecznie podróżować w ciąży.
Dla mnie było jasne, że nie zrezygnuję ze swojego ówczesnego życia, jeśli nie będzie takiej zdrowotnej potrzeby. Może ciężko to wytłumaczyć, ale dla mnie to było zupełnie normalne, że będę żyć i działać jak wcześniej. Te granice są w głowie, narzucone przez rodzinę, społeczeństwo. Może w podróży jest odrobinę trudniej, bo musisz uważać na brzuszek, jesteś cięższa, więc jest ci mniej komfortowo. Ale to wszystko jest do zniesienia, ja nigdy nie narzekałam i nie manifestowałam „jestem w ciąży, jest mi ciężko!”. Robiłam wszystko, na co pozwolił mi lekarz. Odpadło jedynie kilka bardziej ekstremalnych rzeczy jak skok na bungee czy ze spadochronem, samochodowy wyjazd do Afryki Środkowej.
– Nie odpuszczałaś?
Nie. Jak tylko urodziłam Melodyjkę, wiedziałam, że nie chcę nigdy powiedzieć: „Nie mogę tego zrobić, bo mam dziecko”. Tam, gdzie mogę, zabieram ze sobą córeczkę. Wyjątkiem jest Afryka Środkowa, bo tam jeszcze Melody nie powinna lecieć. Wtedy zostaje pod troskliwą opieką taty i babci. I wspaniale sobie z tym radzimy, mimo że dla wielu osób jest to nie do pomyślenia! Wystarczy zmienić punkt widzenia, to jest rozłąka, wakacje nie dla mnie, a dla Melody i czas spędzony tylko z babcią czy tatą. Taka krótka rozłąka daje zdrowy oddech i mamie, i dziecku. Tęsknimy za sobą bardzo. Nawet kiedy jestem cały dzień na spotkaniach, w pracy czy w biurze, pracując nad naszą marką Nusa, nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do domu i ją przytulę. Jak Melody śpi, ja się nie mogę doczekać, kiedy się obudzi. Ale pewnie gdybym była z dzieckiem 24 godziny na dobę, dzień w dzień, to marzyłabym o czasie dla siebie. Nie chcę takiego uczucia.
– Ile miejsc na świecie Melody już z Tobą odwiedziła?
Jeszcze w brzuszku była ze mną na pięciu kontynentach, zaliczyłyśmy razem 25 krajów, 40 lotów. Teraz jest prawdziwą globtroterką – odkąd się urodziła, była na czterech kontynentach i chyba w sześciu krajach. Czyli nie aż tak dużo. Ale ma już na swoim koncie naprawdę długie podróże – i ze Stanów Zjednoczonych, i z Azji. To były prawdziwe przygody – takie loty z maleństwem. Melodyjka swój pierwszy lot odbyła, gdy miała pięć tygodni, była malutką kuleczką i podróżowała z nami w samolocie.
– Nie zrezygnowałaś ze swojej pasji do zwiedzania świata. Nie chciałaś zatracić się w macierzyństwie?
Usłyszałam od jednej z moich obserwatorek, że dziecko w moim życiu nie jest wypełnieniem, ale dopełnieniem. I w stu procentach się z tym zgadzam. Większość ludzi, których spotykałam na swojej drodze, prezentuje jednoznaczną postawę. Jedni bardzo chcą mieć dzieci i kiedy one się pojawiają, absolutnie podporządkowują się ich potrzebom, zapominając o swoim życiu. Drudzy jasno deklarują, że nie chcą dzieci, bo dziecko będzie dla nich przeszkodą na drodze do realizacji własnych celów i pragnień. A ja sobie pomyślałam: na pewno jest coś pomiędzy. Czemu mam albo rezygnować z posiadania dzieci, albo z siebie? Wierzyłam, a wręczy byłam pewna, że da się prowadzić macierzyństwo według własnych zasad i że da się to połączyć. I okazało się, że to możliwe. Myślę, że takim kobietom jak ja, aktywnym życiowo, podróżującym, mającym sto pomysłów i projektów w głowie, bardzo trudno zdecydować się na dziecko. Nie chciałam dostać łatki „matki”, nie chciałam, żeby ludzie zwracali się do mnie „mamuśka”. Chciałam być po prostu tą samą Anią, którą byłam wcześniej. Nie wydaje mi się, że posiadanie dziecka może to przekreślić.
– Nigdy nie miałaś gorszych momentów?
Były i gorsze momenty, ale naprawdę da się je policzyć na palcach jednej ręki. Nigdy nie żałowałam decyzji o macierzyństwie. Kiedyś ktoś mnie spytał: „Myślisz czasem, jakby to było, gdybyś teraz nie miała dziecka, wróciła do domu i nie musiała się nim zajmować?”. A ja w ogóle nie dopuszczam do siebie takich myśli. Wracam do domu, do Melodyjki, i jestem szczęśliwa, jest to dla mnie naturalne.
– Kiedy urodziłaś córeczkę, zalała Cię fala hejtu…
To było dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak wiele osób mnie nienawidzi i pisze o mnie takie okropne rzeczy. Byłam pewna, że od innych mam dostanę wsparcie, że to, że sobie radzę jako mama, a uważam, że całkiem nieźle, to powód do dumy, nie wstydu czy takiego hejtu. Ludzie pisali, że powinnam siedzieć z dzieckiem w domu, a nie jeździć po świecie. Że uciekają mi najcenniejsze momenty jej życia, że jestem złą matką. A ja i każdy, kto choć na chwilę widział naszą relację, wie, że jestem dobrą mamą dla Melody. Choć nie ukrywam, że boli mnie taki brak akceptacji, że mogę żyć inaczej, niż się powszechnie uważa. To jest mój sposób na macierzyństwo i mam świadomość, że wiele mam też chciałoby pójść taką ścieżką, ale po prostu boją się przeciwstawić rodzinie, mężowi, koleżankom. Ja mam to wielkie szczęście, że pochodzę z rodziny, która to akceptuje, zawsze mnie wspiera i mi kibicuje.
– Mam wrażenie, że łamiesz wiele tabu na swoim blogu i instagramowym profilu.
Mam nadzieję, że każdy już zdaje sobie sprawę z tego, że Instagram to tylko malutki ułamek naszego życia. Na Instagramie każdy chce wypaść jak najlepiej. Dlatego staram się w tym wszystkim być jak najprawdziwsza, nie udaję, opisuję prawdziwe sytuacje. Naturalność jest moją siłą. Kilka miesięcy temu miałam wypadek, oparzyłam się. Melodyjka niechcący przewróciła kubek z wrzątkiem. Woda wylała się na szczęście tylko na moje nogi. W wakacje pisałam dużo o tym, żeby uważać na gorące rzeczy w domu.
– Pamiętam. Dużo niemiłych uwag zostało skierowanych w Twoją stronę.
„Co to za matka, która nie uważa!”, „Wrzątek obok dziecka? Co za idiotka!”.
A przecież jesteśmy tylko ludźmi. Bardzo chciałam, by ten mój wypadek „nie poszedł na marne”. Przez ten czas, gdy moje rany po oparzeniach się goiły, myślałam, jak ten wypadek mogę przekuć w coś dobrego. Poznałam wtedy historię bardzo poparzonego Mateuszka, którego rodzina zginęła w pożarze. Dzięki mojemu wypadkowi udało nam się zebrać ponad 115 tysięcy złotych. Dodatkowo jestem pewna, że to zdarzenie było dużą przestrogą dla innych rodziców, by jeszcze bardziej uważali na swoje dzieci. Człowiek uczy się na błędach, to nauczmy się wszyscy na moich!
– Twoje obserwatorki przestały myśleć stereotypowo?
Po jakimś czasie zaczęły do mnie pisać, że przepraszają, że jest im głupio i widzą, jaką jestem supermamą i jak wiele wnoszę nie tylko w życie mojej córeczki, ale również ich samych. Cieszę się, że zmieniły zdanie, spojrzały na mnie inaczej.
– Jesteś przekonana do swojej drogi?
Miałam pewność wtedy i dalej ją mam, że robię dobrze. Podążam swoją ścieżką i wiem, że nie robię nic złego. Cieszę się, że masa dziewczyn przekonała się do tego, że posiadanie dziecka nie musi oznaczać utraty poprzedniego życia. Że dzieci mogą być jego pięknym dopełnieniem, a nie przeszkodą. Teraz zobaczyły, jak funkcjonuję, i uwierzyły, że można normalnie żyć z dzieckiem.
– Najcudowniejsza rzecz, którą Twoje obserwatorki Ci powiedziały?
„Dzięki tobie po raz pierwszy pomyślałam, że chciałabym mieć dziecko”. To jest ten rodzaj komplementu, po którym ciężko mi się jest odnaleźć, bo to niezwykle odpowiedzialne.
– Macierzyństwo pomogło Ci też wejść w inny wymiar blogowania, dotykasz innych tematów.
Tak, chociaż przez sytuację po narodzinach Melodyjki stwierdziłam, że za żadne skarby nie chcę wchodzić w temat parentingowy. To nie jest mój świat. Sprawdzam różne sprzęty czy kosmetyki, ale nie poświęcam temu za dużo czasu. Pamiętam moment, gdy jeszcze w ciąży dostawałam różne prezenty dla Melody, byłam bardzo zdziwiona, że nie dostaję instrukcji, do czego służą. Ale też zorientowałam się, że wcale nie muszę tego wiedzieć. Nie muszę studiować forów czy książek poświęconych macierzyństwu. Nie muszę rozmawiać z innymi mamami o przysłowiowej „kupce”, a nasze rozmowy mogą dalej dotyczyć podróży czy jakichś babskich spraw. Za to bardzo interesuje mnie wychowanie dziecka i kształtowanie psychiki mojego dziecka. W jaki sposób możemy na nie dobrze wpływać.
– Słyszałam, że nie pozwalasz Melodyjce korzystać z telefonu.
Oczywiście, że nie. Nie pozwalam, bo myślę sobie, że jeszcze będzie na to czas
i telefon zostawiam na ekstremalne sytuacje, takie jak na przykład nasza sesja albo podróż samolotem. Niestety, czasem Melodyjka widzi, jak korzystam i rozmawiam przez telefon, dlatego staram się go chować przed nią i nie używać w jej towarzystwie.
– Co przekazujesz swoim obserwatorkom – młodym mamom?
Interesuje mnie ta grupa kobiet, które się mną inspirują. Wiem, że jest im trudno, jeśli pochodzą z mocno klasycznej, tradycyjnej rodziny, w której naturalne jest, że kobieta „siedzi w domu” i prowadzi już życie „po urodzeniu dziecka”. Nie mają czasu dla siebie albo przyzwolenia jego posiadania. Ale też nie czują się dobrze w swoim ciele po ciąży.
– Ty też miałaś problem z powrotem do formy po ciąży?
Niestety, tak, ale też wiedziałam, że jak tylko będzie to możliwe, biorę się za siebie. Przerażało mnie, że co chwila musiałam „przesuwać” sobie margines na powrót do formy. Bałam się, że już nigdy nie będę miała takiej figury jak wcześniej. Nie chciałam mieć „brzuszka po urodzeniu dziecka”, nie chciałam słuchać tych wszystkich tłumaczeń, że „jak na urodzenie dziecka ma dobrą figurę”. Nie znoszę takich porównań, nie chciałam się tak tłumaczyć. Nie zrozum mnie źle, tu wcale nie chodzi o żaden „kult ciała”. Uważam, że ważne jest, by każdy czuł się dobrze w swoim ciele. Ja się nie czułam, dlatego postanowiłam coś z tym zrobić i walczyłam, by to zmienić. Zawzięłam się, po wielu miesiącach się udało. Wiem, że inne młode mamy mają podobnie. Do dzisiaj dostaję takie wiadomości: „Jestem dwa lata po ciąży i ciężko mi się podnieść”. Nawet wśród moich obserwatorek przyjął się tekst, że „życie jest zbyt krótkie, by nosić za duże spodnie”.
– I dlatego wydałaś videobooka z ćwiczeniami dla młodych mam?
Tak, bo na własnej skórze przekonałam się, że powrót do dawnej figury po ciąży wymaga zupełnie nowego podejścia, że nie każda z nas kilka tygodni po porodzie ma już płaski brzuszek. Że nie zawsze odpowiada za to na przykład dieta, ale również dieta. Ja, jak wiele młodych mam, nie miałam pojęcia, że po porodzie trzeba bardzo uważać z ćwiczeniami, że ciało jest tak słabe i zmęczone, że trzeba zacząć od specjalnych ćwiczeń. Byłam pewna, że powrót do formy sprzed ciąży to katowanie się ciężkimi i długimi treningami na siłowni. Mój trener pokazał mi ćwiczenia, które są odpowiednie dla kobiet po porodzie. Pomyślałam, że warto podzielić się tym z innymi młodymi mamami i nagrałam videobooka z zestawem ćwiczeń, jak ćwiczyć po ciąży. Ćwiczenia są bardzo spokojne (wręcz nudne), wzmacniające ciało, ale wykonywane systematycznie naprawdę przynoszą efekty. Videobooka można dostać na mojej stronie www.whatannawears.com w dwóch typach zaawansowania.
– Ty i nuda?
Tak! Te ćwiczenia były monotonne i nudne, ale moje ciało nie miało siły na inne. Musiałam pomału wrócić do swojej sprawności. Dlatego zrobiłam sobie pewien challenge! Sama dla siebie. Skoro te ćwiczenia są takie nudne, to postanowiłam, że będę je robić o wczesnej porze. Kiedyś wstanie na trening o piątej rano było dla mnie rzeczą totalnie poza zasięgiem. Niewykonalną. Dlatego postanowiłam, że spróbuję się temu poddać. To dla mnie trening dla głowy, uczy niesamowitej dyscypliny i samozaparcia. Bo jeśli mogę wstać na trening przed piątą, to czego nie będę w stanie nie zrobić?
– Bladym świtem? O której zaczynasz?
Często nawet o piątej rano jestem na siłowni, bo to jest dla mnie prawdziwe wyzwanie. Okazało się, że ja, młoda mama, mogę to zrobić!
– Czym ćwiczenia „po ciąży” różnią się od tych tradycyjnych?
Nie można na przykład robić tradycyjnych brzuszków, nawet do pięciu miesięcy po porodzie. W moim videobooku są też specjalne ćwiczenia na garbienie się (nie tylko dla kobiet po ciąży). Przytyłam naprawdę sporo, bo aż 18 kilo, dlatego bardzo się garbiłam w ciąży i po urodzeniu Melody. Myślałam, że już zawsze tak będzie, nie wiedziałam, że można to po prostu wyćwiczyć.
– Udało Ci się osiągnąć wymarzoną figurę?
Na szczęście tak. Później, niż sobie założyłam, bo dopiero po około dziesięciu miesiącach wróciłam do formy. W videobooku pokazałam, jak wyglądała moja droga powrotu do sylwetki. I to super zaskoczyło, dziewczyny ćwiczą i mówią: „Nikt mnie tak nie zmotywował!”. Widziały moją przemianę i się z nią utożsamiły, okazało się, że takich osób jest więcej.
– Teraz Melodyjka ma już ponad rok, a przed Tobą kolejne wyzwania zawodowe…
Każda młoda mama pyta mnie, jak ja to wszystko ogarniam, prowadzę tyle projektów. Myślały, że jak się ma dziecko, to się tego nie da pogodzić. Że gaśniemy jako kobiety, szefowe. A ja wręcz rozkwitam biznesowo w tym roku! Postawiłam na autorskie projekty i własną markę. Kiedyś czas mimowolnie przelatywał przez palce. Jak ma się dziecko, to dużo lepiej się organizujesz. Chcesz działać, bo szkoda ci każdej chwili.
– I to Cię napędza?
To bardziej napędza, niż zniechęca, bo ja nie chcę siedzieć w domu, nie muszę… Chcę działać. Moje życie jest za krótkie. Moja córeczka jest dla mnie siłą napędową, być może dlatego, że nigdy nie chcę powiedzieć, że nie mogę czegoś zrobić, „bo mam dziecko”. Ten okres w życiu bardzo mnie inspiruje.
– Twoje najnowsze zawodowe dziecko to książeczka dla dzieci. Mówimy o tym pierwszy raz.
– Zdradzisz szczegóły?
Mam nadzieję, że na święta będzie już dostępna. Chciałabym zachęcać rodziców do czytania swoim dzieciom bajek. Moja mama, kiedy gdzieś wyjeżdżała, to nagrywała mi i siostrze bajki na kasecie i ich słuchałyśmy podczas jej nieobecności. Początkowo chcieliśmy z moim mężem nagrać bajkę w formie takiego audiobooka tylko dla Melody, by mogła słyszeć nasz głos podczas zasypiania, zwłaszcza jeśli któregoś z nas nie ma. Ale potem poszliśmy o krok dalej. Pomyśleliśmy: chcemy czytać waszym dzieciom! Myślałam o wydaniu e-booka, bo to łatwiejsza sprawa, ale do tego potrzebne jest urządzenie elektroniczne. Nie chcemy, by dzieci widziały, jak rodzice patrzą w ekran tabletów czy telefonów, więc zdecydowałam się na tradycyjną książkę. To duże wyzwanie biznesowe, ale mocno w nie wierzę. A wszystko to przez przypadek! Kiedy Melodyjka się urodziła, dostałam od jednej z moich obserwatorek z Instagramu bajeczkę, którą dla niej napisała. Kiedy ją przeczytałam, popłakałam się. To była wzruszająca historia naszej rodziny. Teraz razem z Gosią, autorką, wydajemy ją z pięknymi ilustracjami.
– I pewnie na jednej książeczce się nie skończy…
Od razu pomyślałyśmy nad cyklem bajek edukacyjnych! Na swoim profilu na Instagramie lubię przemycać informacje praktyczne dotyczące podróży. Nie mówię tylko o tym, w jakiej knajpce zjeść, ale na przykład o tym, żeby nie jeździć na słoniach w Tajlandii, bo są okrutnie torturowane, by nauczyły się posłuszeństwa. Dlatego wymyśliłyśmy, że Melodyjka będzie edukować dzieci, ich rodziców, jak się zachowywać w podróży. Żeby nie jeździć na słoniu, nie chodzić do delfinarium, ale również… by uważać na gorące rzeczy w swoim otoczeniu.
– Prywatne plany też już są? Myślicie z mężem o tym, żeby Melodyjka miała rodzeństwo?
Na tę chwilę zdecydowanie nie. Jeden maluszek w domu to wyzwanie przy tak aktywnym życiu, zwłaszcza że często podróżujemy na przykład same, we dwie. Z dwójką dzieci na lotnisku czy w samolocie byłoby mi na pewno bardzo trudno. Nie jestem pewna, czy jeszcze kiedykolwiek będę sama rodzić. Choć nigdy nie mówię „nigdy”. Moim i Marka marzeniem zawsze była adopcja dziecka z Afryki. To jest nasze życiowe marzenie i cel, by dać takiemu dziecku szansę na lepsze życie. Wyobrażam sobie, że takie właśnie rodzeństwo kiedyś będzie miała Melodyjka.
– Długo zwlekaliście z decyzją o pierwszym dziecku?
Ja byłam z tych kobiet, które zawsze mówiły: „Nie będę mieć dzieci”. Potem poznałam Marka. Pamiętam, że zupełnie spontanicznie na trzeciej randce przeszło mi przez głowę: Boże, to jest ojciec moich dzieci! Mieliśmy szczęście w życiu, nie musieliśmy niczego planować. Decyzję o ślubie, który odbył się na Zanzibarze, podjęliśmy spontanicznie na wyprawie do Tanzanii. Potem pojawiła się myśl o dziecku. I je mieliśmy. W naszym życiu to, czego chcieliśmy, od razu się pojawiało.
– I nawet przez chwilę nie zastanawiałaś się, czy to na pewno dobry moment na dziecko?
Jasne, że były takie obawy. Takim kobietom jak ja, żyjącym pełnią życia, ciężko jest postawić na dziecko, bo boimy się, że zostaniemy wykluczone, że życie będzie nas omijało, że stracimy wszystko, co miałyśmy wcześniej. Ale wierzyłam, że będę robić wszystko po swojemu i będzie dobrze. Poza tym miałam Marka i naszą miłość. A razem możemy wszystko!
– Narodziny Melodyjki to było dla Was magiczne przeżycie?
Miałam bardzo ciężki i długi poród. Byłam niesamowicie zmęczona i osłabiona fizycznie. Trochę mi szkoda, że nie miałam już siły czuć tej megaeuforii, o której opowiada wiele mam.

– Jaka jest relacja Melodyjki z tatą?
Nie wiem, czy to jest córeczka mamusi, czy tatusia, ale oni się absolutnie uwielbiają, świetnie się dogadują. Marek oczywiście uważa, że jest najlepszym ojcem. Obiektywnie stwierdzam, że tak jest! Cieszę się, że spotkałam takiego partnera, który jest…
– Tak zaangażowany?
Gdy koleżanka ostatnio powiedziała mi, że sobie nie przypomina, by jej mąż zmienił kiedykolwiek pieluszkę ich dziecku, to byłam w szoku. Przecież Marek leciał sam z trzymiesięczną Melodyjką z Bali, z dwoma czy trzema przesiadkami! Ludzie wtedy bili mu brawo za odwagę i wszyscy oczywiście pytali: „Gdzie jest mama?”, bo pierwszy raz w życiu widzieli ojca z noworodkiem w podróży.
– Poradził sobie?
Tak, nawet dumnie opowiadał, że czuł się jak w grze komputerowej z pokonywaniem kolejnych przeszkód, zawsze gotowy do wyzwań. Każdy poziom wtajemniczenia rodzicielskiego zaliczony!
– Jakie momenty w życiu Melodyjki były dla Was najważniejsze?
To, że staje się coraz bardziej samodzielna. Czekałam na to, aż zacznie chodzić, choć zewsząd słyszałam: „Poczekaj, zobaczysz, jeszcze zatęsknisz za spokojem, kiedy dziecko leżało”. Nie tęsknię za tamtymi chwilami, cieszę się tym, co przynosi każdy dzień w jej życiu. To było urocze, kiedy była słodką malutką kuleczką, ale teraz z każdym dniem ma z nami lepszy kontakt.
– Jak myślisz, co Was czeka z Melodyjką za kilka lat?
Lubię wyzwania, mam nadzieję, że ona to po mnie odziedziczy. Byłoby cudownie zobaczyć razem pół świata. Albo i cały! Muszę przyznać, że jak lecę gdzieś sama, to jest nawet trochę nudno, a jak lecę z Melodyjką, to jest taka mała adrenalinka. Teraz lecimy do Toskanii, potem do Azji.
– W Waszym życiu nie ma rutyny.
Pamiętam, że kiedy byłam w ciąży, w Nowym Jorku spotkałam Natalię Siwiec, która wspaniale potrafiła przygotować mnie do roli mamy. Rozmowa z nią niezwykle mnie uspokoiła i zapytałam ją, czy to jest tak, że jak się urodzi dziecko, to już do końca życia godzina 19 będzie godziną zero w domu. Że zawsze trzeba wtedy być, bo to pora kąpania. Tak słyszałam zewsząd! A Natalia mi powiedziała: „Co ty, oszalałaś!”. I faktycznie, co się stanie, jak raz nie wykąpię dziecka wieczorem albo zrobię to rano? Nic. Dziecko żyje i jest zdrowe.
– A Ty dzięki temu nie jesteś tylko i wyłącznie matką?
Jestem tą samą Anią Skurką, podróżniczką, tylko po prostu teraz jestem też mamą. Uważam się za szczęśliwego człowieka, który ma po prostu dziecko. I mam swoją malutką towarzyszkę podróży.
– Czego chcesz nauczyć Melodyjkę?
Przede wszystkim, żeby była dobrym człowiekiem…
– Będziecie przyjaciółkami?
Najlepszymi. Nie mogę się doczekać. I czekam już na to: „Mamo, kocham cię”.
– Jeszcze nie mówi?
No nie, jeszcze chwila!

rozmawiała: Barbara Łubko
zdjęcia: Marta Wojtal
stylizacja: Paweł Marczewski/ Hartwig Fashion Department
makijaż: Patrycja Dobrzeniecka
fryzury: Mikołaj Kiełbus/
Hair Team Łukasz Urbański
scenografia: Kamila Gałka
produkcja: Karolina Zaranek
Właśnie zostałaś mamą, a może akurat czekasz na maleństwo? Koniecznie zajrzyj do nowego numeru magazynu „VIVA!Mama”. Już w kioskach!
