Jak wychować szczęśliwe dziecko? Psycholożka Maria Rotkiel podpowiada, jak zadbać o emocje dziecka. Co robić, gdy się złości, płacze, jest nadpobudliwe? Rodzicielstwa trzeba się uczyć, ale „Dzieci są naszą szansa, żeby stawać się lepszym człowiekiem”, mówi ekspertka, która sama ma pięcioletniego syna.
(Tekst ukazał z VIVA! Mama, na rynku od 4 listopada)
Rodzicielstwo bliskości
Mężczyzna powinien towarzyszyć kobiecie przy porodzie?
To zależy od indywidualnej decyzji pary. Są pary, które od początku wiedzą, że chcą przejść przez to wspólnie. Inne są na nie. Są też takie, które w ostatniej chwili zmieniają zdanie. Głównie zdanie zmieniają kobiety.
Dlaczego?
Gdy zaczynają się bóle, to obecność partnera okazuje się dla nich ważna. Chcą, żeby był przy nich, trzymał za rękę, wspierał. Kobiety, które chcą rodzić same, kierują się względami estetyczno-erotycznymi. Mają obawy, że nie wyglądają ładnie, a do tego ta fizjologia! W dodatku, jak zbliża się termin porodu, to w kobiecie pojawiają się bardzo różne emocje, których kobieta nie jest w stanie przewidzieć - złość, lęk. strach. Więc zmieniają decyzje na tak lub na nie. A z mężczyznami z reguły jest tak, że zrobi wszystko, co powie im przyszła matka ich dziecka.
Jak mężczyzna odmawia, znaczy, że nie kocha?
To absolutnie nie świadczy o braku miłości. To może wynikać z jego lęków czy fobii. Ale wiem z doświadczenia par, które do mnie przychodzą, że jeżeli partner nie umie tego spokojnie uargumentować, to partnerka zaczyna się niepokoić. I rodzi się konflikt. Dlatego zachęcam do szczerej rozmowy w związku. Każda strona w parze ma prawo do swoich decyzji. Ale żeby zrozumieć wybór drugiej strony, trzeba dobrze go poznać. Decyzja o wspólnym porodzie jest szansą na większą bliskość, to bardzo intymny moment, który buduje związek. Na przykład, gdy kobieta po cesarskim cięciu jest w złej kondycji, ojciec może kangurować dziecko, czyli trzymać je przytulone do gołej klatki piersiowej. Dla wielu mężczyzn to piękne doświadczenie.
Gdy kobieta rodzi, często ma baby blues. Jak z tym sobie radzić?
Trzeba pamiętać, że to częsty stan. Spadek nastroju - smutek, lęk, łzy, różne trudne emocje - ma blisko 80 procent rodzących kobiet. Baby blues daje o sobie znać zwykle w 3.–5. dobie po porodzie, po upływie tygodnia objawy się zmniejszają, a po dwóch tygodniach znikają. Baby blues nie wymaga leczenia ani farmakologicznej interwencji. Potrzebna jest za to troska, bliskość, opieka ze strony partnera i rodziny czy osób z najbliższego otoczenia. Z pewnego punktu widzenia taki stan emocjonalny kobiety służy jej. W ten sposób jej psychika przygotowuje się do nowej roli i zadań, które przed nią stają. Ciąża i poród to bardzo silne doświadczenia, nie oczekujmy, że wszystko pójdzie idealnie.
Czyli zaufanie i akceptacja?
Pełna akceptacja, pełne wsparcie i dużo miłości do siebie. Życzę kobietom, aby korzystały z tego wsparcia, które chce nam dać otoczenie. I pozwalały sobie na przeżywanie tych emocji bez poczucia winy. Jeżeli nie czujemy szalonej miłości do dziecka w pierwszych dniach i tygodniach – tak może być. Jeżeli czujemy się apatyczne, pogubione, rozbite, rozdrażnione, smutne – tak może być. Czyli podejście: „Mam prawo tak mieć, będzie dobrze”.
Karmić piersią czy nie?
Teoretycznie najlepszym pokarmem dla dziecka jest mleko mamy. Natomiast pamiętajmy o tym, że mamy mleka zastępcze, przy nietolerancji czy innych problemach żywieniowych, i mleka modyfikowane, które zastępują pokarm mamy, gdy jest go zbyt mało czy z innych powodów powinien być zastąpiony. Jest cała gama możliwości wykarmienia zdrowego dziecka. Oprócz kwestii zdrowotnych istotne są też uwarunkowania związane ze stylem życia i aktualną sytuacją rodziny. Czasem jest tak, że kobieta musi wrócić do pracy wcześniej. Moim zdaniem kobieta ma pełne prawo podjąć taką decyzję, jeśli trzeba konsultując ją z lekarzem. Chyba, że decyduje fizjologia. Marzymy o tym, żeby karmić piersią, natomiast z naszych pięknych cycuszków kropeleczka za kropeleczką, dziecko się drze w niebogłosy, bo głodne, lekarz je każe ważyć i nie przybiera na wadze. Trzeba przejść na mleko modyfikowane lub zastępcze. Albo może być tak, że chcemy po porodzie szybko wrócić do aktywności. Ja wróciłam do pracy kilka tygodni po porodzie, oczywiście najpierw tylko na kilka godzin w tygodniu. Ale nie karmiłam piersią. Dziecku nic się nie stanie, jeżeli nie jest karmione piersią. Lecz powinniśmy zadbać o jego potrzebę bliskości z ciałem matki, z jej ciepłem, dotykiem skóry, zapachem. Przytulajmy je jak najczęściej. To bardzo ważne dla maluszka, buduje jego poczucie bezpieczeństwa.
Oddać do żłobka czy nie oddać?
To bardzo indywidualna kwestia. Zależna od sytuacji życiowej kobiety, materialnej, finansowej, rodzinnej, zdrowotnej. Moje zdanie, jako psychologa też dziecięcego jest takie, że im więcej mamy, tym lepiej. Uważam, że te pierwsze pięć lat życia, tu kłaniam się dziadkowi Freudowi, jest najważniejsze. Dziecko ma wtedy prawo gorzej adaptować się do nowych warunków, nie ma jeszcze poczucia czasu. W żłobku dziecko tęskni, denerwuje się, nie ma świadomości, że mama wróci za dwie godziny. Teraz mamy nie ma i to jest straszne. Natomiast mama ma też prawo do swoich aktywności – do pracy lub odpoczynku w ciągu dnia. Wiec zachęcałabym do szukania równowagi. Jeżeli kobiety mają taki komfort, że nie muszą wracać pełnowymiarowego czasu pracy, mogą odroczyć oddanie dziecka do żłobka. A jeżeli chcą oddać dziecko pod opiekę innych – najlepiej, żeby to był ktoś z rodziny. Dla dziecka ważna jest stałość. Jeżeli może zostać w domu z osobą, którą zna, której ufa i to jest stały opiekun, to jest to dla niego łatwiejsze doświadczenie niż żłobek.
Kiedyś żyliśmy w rodzinach wielopokoleniowych. Skąd współczesna kobieta ma czerpać dziś instrukcje obsługi dziecka?
Macierzyństwo dzisiaj jest bardzo trudne. Po pierwsze mamy bardzo dużo rad, porad, wytycznych. Jest wielu samozwańczych ekspertów, którzy opierając się tylko na własnym przykładzie, bez żadnej wiedzy, mówią nam, co jest dobre, a co złe. Można się pogubić w mnogości tych wskazówek. Do tego jest społeczna presja, żeby osiągać niemożliwe cele. Na przykład, gdy widzimy mamę celebrytkę, która kilka tygodni po porodzie wygląda jak gdyby nigdy nie była w ciąży, chce nam się płakać lub krzyczeć. Normalna kobieta mierzy się z realiami – jeszcze wiele miesięcy po urodzeniu dziecka pewne części ciała nam wiszą. Dlatego na pytanie: „Skąd czerpać wiedzę o opiece nad dzieckiem”, mówię: „Od siebie samej”. Co jest dla mnie ważne? Jaką jestem kobietą, człowiekiem? Jak chcę budować relacje ze swoim dzieckiem? Czy w pierwszych latach chcę być tak samo aktywna, a jeżeli mniej aktywna zawodowo, to jaki mam plan na później? Ja zrobiłam takie założenie, że do pełnej aktywności zawodowej wracam, jak mój synek pójdzie do pierwszej klasy. Teraz ma pięć lat i jest w zerówce. Mamy powinny szukać w sobie rozumienia swojej roli, jednocześnie być otwartymi na wiedzę innych. Mamy bardzo dużo bardzo fajnych poradników, pisanych przez specjalistów, takich poradników, które pokazują różne możliwości i dają kobietom wybór. Mamy całkiem fajne rozmowy z psychologami w mediach. Trzeba to wszystko traktować z krytycznym podejściem.
Inne kobiety?
Tak, musimy otworzyć się na siebie nawzajem, być życzliwymi i wspierać się. Straciłyśmy kobiece wspólnoty. Nie żyjemy już w otoczeniu mam, babek, ciotek, które dawały wsparcie. Kiedyś na wioskach były dule, takie położne-przyjaciółki. Dule nie tylko pomagały nam rodzić, ale też nas do tego przygotowywały i zostawały z nami po porodzie, ucząc opieki nad dzieckiem. Dziś taki zawód się znów pojawia. Namawiam kobiety, aby dzieliły się swoim doświadczeniem z innymi. Taka kobieca wspólnota jest potrzebna każdej z nas.
To proszę podzielić się swoim doświadczeniem – jak nakłonić dzieci do sprzątania?
W każdym konkretnym, rodzicielskim wyzwaniu jest zasada - im wcześniej, tym lepiej. Gdy nasze dziecko staje już na nóżkach i rozrzuca, to takiemu dziecku mówimy, nawet, jeżeli ono nam jeszcze nie odpowiada: „A teraz posprzątamy”. I bierzemy rączkę dziecka, pomagamy mu tak teoretycznie w zabawie sprzątać. Gdy jest trochę większe, kładziemy kartonik przy dziecku, wkładamy klocek i mówimy: „A teraz włóż klocuszek”. Gdy to zrobi, chwalimy: „Ślicznie włożyłeś klocuszek”. Jeżeli tak robimy, jest ogromna szanse, że to pytanie w wieku przedszkolnym będzie nieaktualne.
Czyli trzeba na to poświęcić czas? Samo się nie zrobi?
Na wszystko, na uczenie mycia ząbków, uczenie jedzenia przy stole, uczenie zabawy - na to potrzeba dużo czasu. Ale to jest inwestycja. Im szybciej włożymy w to swój czas, tym rezultaty będą lepsze. Dla dziecka w wieku przedszkolnym też znaleźć korzyść, jaką dziecko ma odnieść z tej czynności. Na przykład: „Jeżeli posprzątamy zabawki, będziesz zawsze wiedział, gdzie jest twój ulubiony ludzik w niebieskim płaszczyku”. U mnie się to sprawdziło. Jest szansa, że sprawdzi się w innych domach. I chwalmy, chwalmy. Umiejętność sprzątania, umiejętność zawiązania bucików, umiejętność zjedzenia posiłku przy stole to wszystko są kompetencje. Dzieci uwielbiają być kompetentne. Są dumne, gdy zrobią coś same.
Moja córka umiała się ubierać, ale zawieszała się nad tą czynnością.
Jak w każdej relacji, ja bym zapytała: „Widzę, że robisz to długo. Czy mogę ci jakoś pomóc?”.
Tak, ale zostało trzy minuty do wyjścia!
Ja bym to uwzględniła. Pamiętajmy, że nasz pośpiech jest dla dzieci bardzo stresujący. Dzieci nie rozumieją, dlaczego my się tak spieszymy, o co nam chodzi? Mój syn ma blisko do przedszkola, zawsze wychodzimy wcześniej, żeby zdjąć ślimaczka, który pełznie po chodniku. Mój argument, że śpieszę się do pracy jest kompletnie niezrozumiały dla syna. Przecież trzeba ratować ślimaczka. To sprawa życia i śmierci!
Czyli trzeba pochylić się nad dzieckiem?
Tak, trzeba umieć wejść w świat dziecka i zrozumieć, że ma swoje tempo. Ponaglając je nie nawiążemy z nim relacji. Wymagamy wręcz, żeby to ono weszła w nasz dorosły świat. Dla mnie ten świat dziecka jest fajniejszy. Wolę iść długo do przedszkola, mimo, że mogłabym dojść w pięć minut. Bliskie jest mi podejście wychowawcze, które jest oparte o ideę rodzicielstwa bliskości.
Co to znaczy?
To jest filozofia budowania relacji z dzieckiem oparta na uważności,rozpoznawaniu i zaspokajaniu potrzeb dziecka a także korzystaniu ze swej rodzicielskiej intuicji. Bliski kontakt, który polega na akceptacji, wspieraniu, rozumieniu, na budowaniu relacji opartej o ciekawość dziecka, to relacja oparta na współpracy i wzajemnym zaufaniu. Wytłumaczę na przykładzie złości. Złość jest często bardzo trudna dla rodziców. Mówimy: „Nie złość się” czyli zakazujemy dziecku czuć naturalną emocję. W rodzicielstwie bliskości powiemy: „Rozumiem, że się złościsz. Rozumiem, że stało się coś, co jest dla ciebie trudne. Czy mogę ci jakoś pomóc?”. Jeżeli wchodzimy w świat dziecka, możemy powiedzieć: „Posłuchaj, każdy się czasem złości, ale ważne jest to, co robimy, jak się złościmy. Możesz potupać nóżkami, możesz pobiegać, popłakać. Ważne, żebyś poprosił kogoś o pomoc. Ale nie wolno w złości nikomu robić krzywdy, ani sobie, ani innej osobie”. Gdy jestem w świecie dziecka, szanuję, że jeżeli wieża z klocków się rozwaliła, to jest to strasznie złoszcząca sytuacja. Nie neguję tego. Pozwalam mu na złość.
Ale to tylko wieża!
Tak. Ale to tak, jakby ktoś dorosłemu powiedział: „Nie ma pani czym zapłacić za kredyt? Czym się pani przejmuje, to tylko pieniądze!”. Bardzo często negujemy emocje dzieci, bo mierzymy je własną, dorosłą miarą. A trzeba na sprawę spojrzeć z perspektywy dziecka. Pobyć w świecie jego emocji. Warto zacząć od kucnięcia i spojrzenia na dziecko z jego wysokości. Nie musimy mu się wytrząsać, nad głową. Nic nam się nie stanie, jak kucniemy i popatrzymy sobie w oczy. Naszą rolą jest wesprzeć go w radzeniu sobie z emocjami. Nie zabraniać mu czuć. Jestem uczulona na sytuacje, kiedy ktoś wymaga do dziecka: „Nie płacz”, „Nie złość się”, „Przestań się bać”. Nie ukrywam, że zdarza mi się na ulicy interweniować.
Jak Pani to robi?
Mam taką metodę, że kucam przy dziecku i mówię: „Widzę, że się złościsz, mogę ci jakoś pomóc?”.
I co na to rodzice?
Wchodzę w kompetencje rodzica, niestety, wiem, że to jest złoszczące. Mama zwykle reaguje: „Ale my sobie poradzimy, o co pani chodzi?”. Odpowiadam: „Miałam wrażenie, że tutaj się dzieje coś ważnego i myślałam, że mogę jakoś pomóc”. Gdy się wtrącam, dorosły zaczyna złościć się na mnie, przestają się złościć na dziecko. Przy okazji pokazuję mu nowy sposób reakcji na dziecko. Gdy odchodzę, opiekunowie – babcie, nianie - robią to samo co ja, kucają. I pytają dziecko: „Co się dzieje?”. Każdy człowiek niezależnie od wieku ma prawo do przeżywania różnych emocji, również trudnych. Ma prawo do złości, ma prawo do lęku, ma prawo do wyrażania tych emocji w sposób, który nie jest agresywny i autoagresywny. Wolność jest tam, gdzie jest szacunek do siebie i do drugiego człowieka i naszą rolą jest wspieranie dzieci, żeby umiały nazwać emocje. Żeby rozumiały z czego się biorą i umiały je rozładowywać.
A jak nasze dziecko kolegę w piaskownicy po głowie wali?
To robimy to samo. Mówimy: „Rozumiem, że się złościsz. Co się wydarzyło? Czy mogę wam jakoś pomóc”. Reagujemy na sytuację, wspieramy dzieci. Wspólnie szukamy sposobów rozwiązania konfliktu. Może chcą się bawić na zmianę? Albo znaleźć inną zabawę? Uczymy, jak mogą dogadać się z własną złością inaczej niż waląc łopatką kolegę.
Co było trudne dla Pani jako mamy?
Trudno mi było radzić sobie ze złością mojego synka, która była ukierunkowana na mnie. Dzieci, gdy się złoszczą, testują różne zachowania. Czy można rzucać zabawkami? Czy można uderzyć mamę? Mam taki temperament, że jak mnie ktoś bezpośrednio atakuje, to mam odruch, żeby oddać. Dla mnie to było wyzwanie, żeby się zatrzymać, policzyć do pięciu i włączyć tryb uważności. Biorę synka za rączkę i mówię: „Adasiu, nie wolno nikogo bić. Nie wolno uderzać mamuni. Rozumiem, że się złościsz, co się stało?” On dalej macha rączkami, teraz na wysokości mojego nosa. Mówię: „Tak nie wolno Adasiu. Jeżeli chcesz się chwilę pozłościć, to ja cię zaprowadzę do pokoiku. Ja będę obok, jak będziesz chciał pogadać, albo żebym ci pomogła, to przyjdź do mnie, albo mnie zawołaj”. Szukałam sposobów, które będą odpowiednie dla mojego syna, który jest osobnym człowiekiem, ma swój temperament, swoje wzorce zachowań. Którego chcę uszanować.
Dużo czujności trzeba do dziecka.
Każda relacja jest wymagająca. Te z dorosłymi też. I w każdej sprawdza się złota zasada - gdy ogarniają cię emocje, weź głęboki oddech i policz do pięciu. Dopiero potem reaguj. Dzieci wystawiają naszą cierpliwość na próbę po kilkadziesiąt razy dziennie. Rodzicielstwo to poligon. Test na naszą dojrzałość. Gdy rodzic nie radzi sobie ze złością – przy dziecku przywita się ze swoją złością. Jeżeli nie jest konsekwentny – dziecko podda próbie jego konsekwencję. Jeżeli nie jest asertywny – tu go będzie boleć. Brak naszej systematyczności przy dzieciach też od razu wyjdzie na wierzch. Dzieci są nasza szansą, żeby stawać się lepszym człowiekiem. Szansą, żeby pracować nad sobą.