W sierpniu powita na świecie drugie dziecko. Będzie to syn, któremu wraz z ukochanym nada imię Lew. Jest szczęśliwie zakochana w przedsiębiorcy Konradzie Komornickim. Czego najbardziej się boi? Czy jej były mąż, Michał Figurski, jest zazdrosny o życie, które obecnie wiedzie? Czy macierzyństwo po czterdziestce uważa za ryzykowne? O tym Odeta Moro opowiedziała w intymnej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
Co jest dla Ciebie najważniejsze?
Odeta Moro: Życie. Dla mnie zawsze ważne było życie. I moje, i to, którego teraz dotykam i czuję. Przyłóż rękę. Poczułaś, jak się rusza? Takie nowe życie nadaje tempo, intensywność i inny kolor mojej rzeczywistości. Jeżeli cuda się zdarzają, to myślę, że cud narodzin, zwłaszcza w tak dojrzałym wieku jak mój - kończę właśnie 40 lat, odbiera się zupełnie inaczej. Kobiety z czwórką z przodu często już nie wierzą, że cokolwiek się w ich życiu wydarzy. A to jest złe myślenie, bo stagnacja każdego wykończy. Ja przesiadłam się na inny jacht, ale dalej płynę tą samą łódką. Tylko wiatr zaczął wiać w dobrym kierunku. I ja go złapałam w żagle.
Ale zawodowo płyniesz w tym samym. Telewizja, radio, wcześniej program „Agent”.
Moja łódka zmienia trochę kierunki, na przykład po 17 latach pracy w telewizji, trzy lata temu, zaczęłam współpracować z radiem. To dla mnie dużo ciekawsze miejsce zawodowo niż telewizja.
Dlaczego?
Bo daje intymność, bliskość ze słuchaczem, z gościem. Czas, który spędzasz z kimś przy mikrofonie, jest zupełnie inny niż ten, który spędzasz w biegu, na antenie, gdy wszyscy cię słyszą i ty słyszysz wszystkich, nie możesz się skupić na rozmowie, bo tej bliskości nie ma. A tu metr od ciebie siedzi ktoś, kto ma czas tylko i wyłącznie dla mnie. Zostawia mi fragment siebie, a ja mu daję fragment mnie. W telewizji tego nie ma.
O co pytasz? Co najbardziej Cię interesuje?
O wszystko. A czasami bardziej słucham niż pytam. W dziennikarstwie trzeba umieć słuchać, dlatego pytanie „dlaczego?” jest moim ulubionym. Bo otwiera każdą rozmowę. A po każdej czuję się, jakbym była po dobrym koniaku. Cieszę się, bo ładuję energię i dostaję coś wyjątkowego, o czym bym nie przeczytała, bo słowo pisane zawsze wygładza i zaokrągla.
A telewizja czego chce od Ciebie?
W tej chwili może chcieć wszystkiego - ja mam inne plany. Nie mam dla niej czasu. Zobacz, odruchowo chwyciłam się za brzuch. To jest mój plan na teraz. Jak urodzę i stanę na nogi, zacznę realizować swoje marzenia, ale nie mogę jeszcze powiedzieć jakie. Do moich planów wrócę na wiosnę. Myślę, że to będzie ten moment, kiedy będę miała znowu telewizyjną figurę.
Czy pamiętasz, że nasz poprzedni wywiad robiłyśmy, kiedy też byłaś w ciąży?
Tak, od tamtej pory moje życie zatoczyło wielkie koło, znajduję się w zupełnie innym miejscu. A robię coś podobnego, bo historia lubi się powtarzać. Jestem zakochana, jestem w ciąży. I bardziej wiem, czego chcę od życia. Wtedy do szpitala zabrałam superseksowną czerwoną sukienkę, bo wydawało mi się, że jak urodzę i poleżę tam trzy dni, to potem ją założę i będę świetnie wyglądać. Okazało się jednak, że opuściłam szpital w tych samych ciążowych ubraniach i nie wyglądałam jakoś inaczej oprócz tego, że obok mnie stał wózek z dzieckiem. Myślę, że tym razem będzie dokładnie tak samo.
Po prostu wiem, że nie chudnie się od razu, już to przerobiłam. Zresztą kilka lat temu udało mi się schudnąć prawie 15 kilogramów i wtedy bardzo dobrze czułam się sama ze sobą. Tym razem zostało mi jeszcze dwa miesiące do porodu, więc być może bardzo nie utyję. I tak sporo zrzuciłam przed ciążą. Ale nie odmawiam tego ciasteczka, którym mnie częstujesz, bo potem jak już będę karmić, i oczywiście się odchudzać, wspomnę tę naszą wspólną tartę i ślinka mi napłynie do ust. A zresztą, w piątek mam wizytę u lekarza, więc będę wiedziała wszystko co i jak. A Andrzej Pągowski obiecał mi, że jak tylko urodzę, coś na tę okazję specjalnie dla mnie narysuje. Ten dzień skojarzy mi się z jego kreską.
Na każdy etap w życiu powinien być inny mężczyzna? Następny partner jest lepszy od poprzedniego?
Trudno mi powiedzieć, bo nie mam jeszcze takiego doświadczenia. Na razie jestem po jednym małżeństwie, a drugiego nie planuję, chociaż Hanna Bakuła mnie namawia, mówiąc, że zawsze można się szybko rozwieść. Z nami kobietami jest tak, że szybko dojrzewamy, a mężczyźni czasami zatrzymują się w tym samym miejscu i nie są w stanie dobiec do mety. My dochodzimy do niej same. Kocham mężczyzn, są nam potrzebni, bez nich świat byłby inny, o wiele gorszy, a nawet bez sensu. Ale jeżeli dochodzisz do mety sama, to tam stoją już tacy, którzy chcą pokonać następną barierę. Bierzesz więc ich pod pachę i biegniesz dalej. Myślę, że trochę tak to wygląda. Pytasz, czy mój partner jest lepszy na te czasy niż Michał na tamte? Konrad jest człowiekiem, który daje mi poczucie bezpieczeństwa, ale ja też je sobie sama wytworzyłam. Byłam przecież rozwiedzioną matką z dzieckiem.
Długo byłaś sama?
Długo, trzy lata chyba. Świadomość, że musisz utrzymać dom i ogarnąć codzienność, i wszystko robisz na własne konto, bo nikt ci nie pomaga, sprawia, że stajesz się niezależna. A gdy potem spotykasz mężczyznę, to nie potrzebujesz od niego wsparcia i opieki tylko bardziej partnera, żeby kroczyć przez życie w tę samą stronę. Wiem, że jakbym wróciła do domu i powiedziała Konradowi, że ktoś mnie skrzywdził, on zazgrzyta zębami i obroni. Ale sama też umiem się obronić i też mogę ugryźć. Może i jego bym obroniła.
To właściwie do czego facet jest potrzebny, skoro nie oczekujesz od niego pieniędzy, obrony?
Chciałam mieć dziecko, jakby to okropnie nie zabrzmiało. A bycie samotną matką, bez męskiego wsparcia, sprawia, że nakładamy na siebie pancerz z jajami. I w pewnym momencie czuć, jak uwierają w spodniach. A ja nie lubię mieć jaj. Lubię być delikatna, lubię mieć zły dzień, lubię się pożalić, że mi coś nie wyszło. Rzadko miewam złe dni, ale od czasu do czasu muszę porozczulać się nad sobą.
I co wtedy?
Wtedy się kładę i nic mnie nie obchodzi. Mówię, że mam zły dzień i boli mnie głowa. Nigdy nie miewałam migren i myślałam, że to jakiś babski wybieg, żeby nic nie robić przez dzień lub dwa. Ale w ciąży się okazało, że są migreny ciążowe i ja je mam. Kładę się więc i umieram z bólu. Naprawdę nie obchodzi mnie, czy naczynia są włożone do zmywarki i czy śmieciarze zabiorą śmieci. Świat się przecież nie zawali.
Dlaczego chciałaś mieć drugie dziecko po tak długiej przerwie? Twoja Sonia ma już przecież 15 lat.
Bo jest tak, jakbym wszystko zaczynała od początku. Ale pamiętam jak było, więc nie mam w sobie strachu. Zawsze chciałam mieć więcej dzieci.
15 lat temu macierzyństwo Cię jednak zaskoczyło?
Wtedy byłam na innym etapie. Moi rówieśnicy balowali na imprezach, wyjeżdżali, zwiedzali świat i zaczynali zarabiać pieniądze. A ja chodziłam z wózkiem, usypiałam, kąpałam i trochę karmiłam piersią - nie jestem w tym dobra, niestety. Patrzyłam wówczas na życie, które toczy się za moimi drzwiami z wielką zazdrością, że ja też tak chcę, jestem przecież młoda. A potem oni zaczęli mieć dzieci i rodziny, a ja już mogłam mieć trochę wolności. A teraz, gdy mam 40 lat, wiem, że to ostatni moment i że muszę znowu spróbować. Bo jeżeli nie, to nie będę wobec siebie w porządku. Nie będę mogła się sama ze sobą rozliczyć.
Starałaś się więc bardzo o tę ciążę?
Tak, bo gdy się ma czterdziestkę, to już nie jest takie proste. Jak wróciłam z Argentyny z programu Agent, wszyscy mnie pytali, co teraz. I mówili: „Twoja kariera nabierze tempa”. A mnie kariera w ogóle nie interesowała. Siedziałam u lekarza i prosiłam, aby coś zrobił. Przez ponad rok męczyłam go tym tematem. A kiedy w końcu usłyszałam, że zaszłam w ciążę, poczułam, że mogę wszystko, bo moje marzenia się spełniają. I cały czas czuję wewnętrznie, że musi być dobre zakończenie. Mam takie silne przekonanie, bo czas biegnie jak na wyścigach. Wczoraj myślałam, że mam do porodu jeszcze trzy miesiące, a tu mi mówią że dwa. Już wszystko mi się myli.
A wiesz ile waży?
1200 gramów - książkowo. Teraz zacznie rosnąć i nabierać masy.
On?
On, na pewno. Teraz są takie badania, które płeć pokazują bardzo wcześnie. Bardzo chciałam córkę, bo moja Sonia jest cudowna. Ale będzie syn. Konrad jest zachwycony, bo z kolei mężczyźni zwykle chcą mieć syna. A on jeszcze nie ma dzieci, choć jest już mocno dojrzałym facetem. Będzie więc chłopak, dla mnie nowe wyzwanie. Nie wiem, co się robi z synem, ale myślę, że Konradowi to intuicja podpowie. Kupi mu się piłkę i na boisku będą grać mecze. Moja córka nie zraziła mnie do macierzyństwa, choć teraz jest w okresie nastoletnim. Ale póki co, jest supergrzeczna, nie mogę narzekać.
Nie buntuje się?
Ma silny charakter, aż czasami się jej boję. U niej nie ma słowa kompromis. Ale dopiero wchodzi na ten etap, kiedy pojawia się przy niej chłopak. Bardzo się zmieniła przez ostatnie pół roku.
Co myśli o tym, że będzie miała brata?
Czeka, aż się zmaterializuje. Nie potrafi sobie do końca tego wyobrazić, nie chciała ze mną pójść do lekarza, żeby zobaczyć brata na USG. Mówi tylko, że cieszy się, że to chłopak, bo nie będzie jej podbierał ubrań. Myślę, że będzie miała żywą lalkę za ścianą. Sama jestem ciekawa, jak to się potoczy. Kiedy mały się urodzi, w sierpniu, ona będzie na obozie językowym zagranicą. Chociaż chciałabym, aby była przy mnie, kiedy zacznę rodzić.
Wyobrażasz sobie swoje życie. Jak ono teraz się zmieni?
Nie wiem, może nie bardzo? Jestem już dojrzałą kobietą. Nie muszę nic nikomu udowadniać. Mogę nawet być złą matką.
Co to znaczy być złą matką?
Taką, która nie prasuje skarpetek i majteczek.
Dzisiaj nie prasuje się niczego. Kiedyś prasowało się pieluchy.
Nie pamiętam czy prasowałam. W każdym razie jak nie posprzątam, to bez wyrzutów sumienia będę w stanie iść spać. A poza tym niczego się nie boję. Gdybyś mi powiedziała, że mogę jutro jechać gdzieś czołgiem, choć nigdy na nim nie jeździłam, to odpowiedziałabym, że bardzo chętnie.
I skoczyłabyś na paralotni?
Skakałam w Argentynie. Kocham jeździć. W ogóle kocham przestrzeń, wiatr we włosach i wolność. Żałuję, że nie zrobiłam jeszcze licencji pilota, bo bardzo bym chciała latać i skakać. A z Sonią obiecałyśmy sobie, że gdy tylko zrobi prawo jazdy, to pojedziemy na babską wyprawę motocyklową. Chłopaki zostaną w domu.
Wszystko masz już zaplanowane.
Mniej więcej. Na pewno będziemy razem kibicować biało-czerwonym, tak jak teraz podczas mundialu. Zapomina się wtedy o polityce i myśli tylko o tym, aby wygrać. Mam takie przeczucie, że mój syn będzie piłkarzem - tak teraz mocno kopie. I Konrad, jego tata, pochodzi z rodziny wojskowej - ma ojca generała i wujka znanego piłkarza, który z Bońkiem grał w reprezentacji Polski. On trenuje piłkarzy w Szwajcarii i jest historią polskiego futbolu, tak jak Boniek czy Smolarek.
A jak Wasz syn będzie miał na imię?
Lew.
Starowicz?
Albo Rywin, jak kto woli. I może będzie palił cygaro od dziecka. Tak więc będzie Lwem z wujkiem w Szwajcarii. A kiedy nabroi, to wpakujemy go w autobus i pojedzie na dłuższy trening.
A jak będzie za trzy miesiące?
Jestem na to gotowa. Przygotowany mam nawet pokój dla dziecka, bo wiem, że potem nie będę miała czasu, ani siły. A w garażu stoi wózek i fotelik. Ostatnio śniło mi się, że muszę jechać do szpitala, a nie mam zapakowanej torby. Muszę więc zadbać jeszcze o jakąś wyprawkę. Natomiast niania już czeka, bardzo się ucieszyła. To ona pomagała mi przy Soni. A ja...? No cóż, postaram się delikatnie wrócić do radia, nawet trzymając dziecko na ręku. Koleżanki i koledzy na pewno mi pomogą w krytycznych momentach. Ale widzę też fajnego chłopczyka, który leży w wózku obok mnie i rośnie jak na drożdżach. I może będzie podobny do mnie a nie do taty? Chciałabym mieć dziecko choć trochę do mnie podobne. Bo Sonia to cały ojciec. Może zęby ma tylko moje.
To dobrze, bo masz ładne zęby.
No może jeszcze ma sylwetkę moją. Ale dłonie, stopy, całe ciało, oczy i nos, wszystko jest kopią ojca.
Michał musi strasznie ją kochać?
Na pewno. Jest przecież córeczką tatusia. Gdybym urodziła dziecko, które znowu będzie kopią swojego ojca, to zapowiadam, że zrobię sobie następne.
Ustaliłaś już z Konradem, kto będzie się czym zajmował?
Nie, bo to samo życie wymusi. A ja umiem poprosić o pomoc. Na wszelki wypadek zapisałam go jednak do szkoły rodzenia. Zrobiłam to bez jego wiedzy. Tylko go o tym poinformowałam, że tego wymaga sytuacja.
Nie doszło do rękoczynów?
Zapytał mnie tylko, po co ma tam chodzić, że przecież ja mu wszystko pokażę co ma robić. Ale ja wiem, że nie będę miała na to czasu. Trzeba teraz wiele zaplanować, mamy jeszcze chwilę, żeby zdobył wykształcenie ojca. Konrad do końca nie wie, jak to będzie, a mnie trudno mu wytłumaczyć. Podaję mu więc przykład kota, którego on kocha, pieści, przytula i śpi z nim. Mówię, że to mniej więcej tak samo, taki kotek, który wymaga więcej uwagi. I widzę, jak się cieszy.
Twój były mąż, Michał, nie jest zazdrosny o Twoje życie?
Nie wiem, nie daje mi tego do zrozumienia. On też ma nową rodzinę i jest z nimi syn jego partnerki. Nasze relacje skupiają się na Soni. Żeby ona miała dobre życie i komfort. I szła do przodu.
A Ty wyglądasz na szczęśliwą.
Bo jak kobieta dobrze zarządza domem, to równie dobrze może zarządzać państwem, jak powiedziała kiedyś Margaret Thatcher.
Wybierasz się na prezydenta?
Nie, ale wierzę, że można wszystko. Każda kobieta, która prowadzi dom, może przenieść to na szersze forum. A ja jestem trochę kwoką. Lubię dom, lubię urządzać go - wiecznie żyję na budowie, cały czas remontuję, kupuję, sprzedaję. I myślę, że niejeden dom jeszcze zbuduję, ale to tylko ściany. Potrzebny jest jeszcze środek, a środka nie stworzy się z cegieł. Ja ten środek znalazłam, mam obok siebie bardzo szczerego, prawdziwego mężczyznę, który nie bawi się ze mną w kotka i myszkę, i nie marnuje czasu na kłamstwa czy oszustwa. Poza tym świetnie kosi trawnik. Michał nie kosił. Ja też więc uczę się na błędach. Wiesz, ile kobiet do mnie pisze? Nie sądziłam, że mogę być przykładem kogoś, kto się podniósł ze swojego nieszczęścia, kryzysu, rozstania, i umiał zbudować wszystko na nowo
Rozmawiała KRYSTYNA PYTLAKOWSKA

