Maciej Stuhr w "Vivie!", październik 2015
Fot. Szymon Szcześniak/LAF AM
Tylko u nas

Maciej Stuhr o nowej miłości, córce Matyldzie, marzeniach o drugim dziecku, alkoholu i...

MA 15 października 2015 12:55
Maciej Stuhr w "Vivie!", październik 2015
Fot. Szymon Szcześniak/LAF AM

Maciej Stuhr, jakiego nikt nie zna! Opowiada o nowej miłości, córce Matyldzie, marzeniach o drugim dziecku, alkoholu i najzabawniejszych anegdotach. Beata Nowicka, dziennikarka "Vivy!" i autorka książki "Stuhrmówka" (rozmowa rzeka z Maciejem Stuhrem), która właśnie ukazała się na rynku, specjalnie dla viva.pl wybrała z niej fragmenty, które wzruszą i rozśmieszą Was do łez.

 

1 -  NOWA MIŁOŚĆ

 

- Bywa pan w życiu szczęśliwy, panie Maćku?

Przez te czterdzieści lat trochę się wydarzyło, bywałem szczęśliwy i nieszczęśliwy. Suma jest bardzo satysfakcjonująca. Ale jak człowiek przeżyje jakieś traumy, to potem coraz bardziej się boi. Ja rzeczywiście się boję.

- Miłości?

Miłości też, oczywiście, bo trzeba ją przede wszystkim dać. Ale człowiek boi się, że da, a nie dostanie. Im szybciej zrozumie, że to "dostać" nie jest najważniejsze, tym szybciej… dostanie.

W teatrze poznałem też moją przyszłą żonę. Czasami wydaje mi się to symboliczne. Te wszystkie emocje: radość, ból, śmiech i łzy zostały złożone u stóp konkretnej, pięknej osoby. Kasia pracowała u nas jako koordynatorka. A ja jakiś taki potrzebujący koordynacji przy niej się poczułem. Kiedyś przeczytałem na okładce kolorowego pisma tytuł: "Dziś w numerze: intymne wyznania Kasi Skrzyneckiej oraz nowa torba na wakacje!". Nie będę się więc tu wdawał w szczegóły, bo pewne sprawy chciałbym, żeby zostały tylko nasze. Dość powiedzieć, że przyszła fala, co za chwilę wytłumaczy Rudnicki. I mimo, że Kasia nie pracuje już w teatrze, wróciła do swojego wyuczonego zawodu – do dietetyki, to wszyscy tu dalej traktują ją jak członka grupy. Jest najbardziej lubianą przez wszystkich osobą, jaką znam.

Może jeszcze raz zostałbym tatą? Takie myśli chodzą mi po głowie...

 

Maciej Stuhr w kapeluszu
Fot. Szymon Szcześniak/LAF AM

Maciej Stuhr, "Viva!" październik 2015

 

2 - MATYLDA, czyli CÓRECZKA  TATUSIA

 

- Córka recenzuje pana filmy?

W porównaniu ze mną z dzieciństwa, to w ogóle nie ma porównania, bo ja chodziłem do teatru na wszystko. Dla niej to jest czymś zwyczajnym, naturalnym: tatuś i dziadek w teatrze, kinie, telewizji: "No Jeeezu, znowu dziadek w telewizji…" (śmiech)

- Co lubicie razem robić?

Ostatnio rozmawialiśmy o jej fascynacjach muzycznych, bo jest zafascynowana jakimiś piosenkarzami, których ja w ogóle nie znam. To znaczy teraz znam, dzięki Matyldzie. Widziałem na jej ulubionych blogach internetowych, jak ci idole dłubią sobie w nosie przez dwie godziny. To jest takie niesamowite… Tak więc poznaję bohaterów Disney Channel, czyli jak to się mówi, bohaterów zbiorowej wyobraźni nastolatek. Dawid Kwiatkowski, wie pani kto to jest?

- Nie.

No to pani nic nie wie! Ale mamy też swoje wspólne rytuały, uwielbiamy nurkować, grać w gry planszowe. Nauczyłem Matyldę czytać, z czego jestem dumny. Przez dziesięć lat co wieczór, dzień w dzień było czytanie, niezależnie od stanu, w którym się znajdowałem. I ona rzeczywiście, choć siedzi na tych YouTube’ach i Facebookach, to bierze regularnie książki do ręki i je połyka.

Wie pani, ja jestem specjalistą od rzucania się na fale morskie. Za każdym razem, jak jesteśmy z córką nad morzem, uwielbiamy skakać na fale. Tajemnicą dobrego skakania jest właściwe rozpoznanie rodzaju fali. Ja to nazywam – trafieniem. Trzeba dać się jej ponieść albo w nią wskoczyć. Mamy z Matyldą całą klasyfikację fal, począwszy od najmniejszej, czyli małej Mi, przez Fąfla, Śledzia, Fokę po najgroźniejsze – Giganta, Potwora Morskiego i Bysiora. Jak idzie Potwór Morski czy Bysior, trzeba zanurkować głęboko, wtedy nic nam nie zrobi. Nie uciekać, bo natychmiast nas zatopi.
Tak samo jest z miłością. Jak idzie fala, której należy się bać, bo przykrywa swoim cieniem i zasłania słońce, to już tylko można w nią wskoczyć. Ucieczka może skończyć się kalectwem lub śmiercią.

 

Marianna i Maciej Stuhrowie,
Fot. Szymon Szcześniak/LAF AM

Maciej Stuhr z siostrą Marianną, "Viva!" październik 2015


3 - ODMÓŻDŻANIE, PICIE I NIEMOŻEBNA NUDA


- Ma pan na koncie czterdzieści filmów. Co pan robi na planach filmowych, żeby nie zwariować albo ze stresu albo z powodu nudy?

Wie pani co, uzależniłem się trochę od gier w komórce. Monopol jest tak cudownie odmóżdżający, nic tylko domy i hotele się kupuje. Muszę tylko pamiętać, żeby dobrze sobie naładować komórkę na plan zdjęciowy. Jak pan się przygotowuje do roli? Ładuję komórkę…! (śmiech)
Lubię gry planszowe, a teraz można grać w gry planszowe na komórce, na przykład w "Pociągi". Zna pani "Pociągi"?

- Nie znam.

Jest plansza, losuje się bilety skąd i dokąd dojechać dajmy na to w Ameryce albo Europie i stawia się potem wagoniki. Fantastyczne. Jak tylko na planie ogłoszą przestawianie lamp, dawaj pędem do komórki. Czasami się też zdrzemnę. Parę razy w życiu piłem wódkę na planie, też było bardzo przyjemnie.

- Przewrotnie zapytam: a czego Pan nie robi na planie?

Średnio mi idzie czytanie. Raczej potrzebuję czegoś maksymalnie głupiego. Mimo że od dziesięciu lat palę papierosy, to cały czas uważam się za człowieka niepalącego, po prostu te papierosy skojarzyły mi się z planem filmowym. No, ale teraz rzucam! (śmiech)
Proszę pani, na planie filmowym jest nuda. Niemożebna nuda. A najnudniejsze ze wszystkiego są filmy akcji. Jeśli, nie daj Boże, trzeba przygotować wybuch, no to już siedzi pani cztery godziny i czeka aż tę bombę uzbroją. A wtedy nic się nie dzieje. Nic się nie dzieje, to co robimy? Herbata? OK, napijmy się herbaty. Papierosa? OK, zapalmy. Teraz pani rozumie, że dwanaście godzin na planie to nie są przelewki.

 

Maciej Stuhr w płaszczu na sesji dla
Fot. Szymon Szcześniak/LAF AM

Maciej Stuhr, "Viva!" październik 2015

 

 

4 -  Z NIEBA DO PIEKŁA W PIĘTNAŚCIE MINUT

 

- Podobno alkohol jest często obecny w życiu aktora.

Zna pani historię jak Z., pewien znany, wielki aktor, przychodzi do teatru i wiesza kartkę na tablicy ogłoszeń: "Chciałem bardzo przeprosić cały zespół artystyczny, techniczny oraz dyrekcję, że wczoraj z powodu moich kłopotów zdrowotnych nie zagrałem przedstawienia. Obiecuję pracować nad sobą. To się już nigdy w życiu więcej nie powtórzy". Przychodzą koledzy, czytają to ogłoszenie i mówią: "Zbyszku, ale przecież ty grałeś wczoraj spektakl…".

- Panu również zdarzyło się przesadzić?

Na jednym z przedstawień Krzysztofa Warlikowskiego w Paryżu przesadziłem z rozluźnieniem i niestety leciutko bełkotałem. Na szczęście publiczność francuska mogła się nie zorientować. Po ukłonach schodzę ze sceny, a tam stoi Krzysiek, który się rozpływa nade mną w zachwytach: że to było genialne, że dotknąłem tego, o co zawsze mu chodziło, że jemu nie mieści się w głowie, że można tak zagrać! Nigdy mnie tak nie skomplementował jak wtedy. I ja taki unoszący się piętnaście centymetrów nad ziemią, przeszedłem dalej korytarzem, w stronę swojej garderoby, minąłem róg, a tam pluton egzekucyjny w składzie Ostaszewska, Cielecka, Poniedziałek, którzy chcieli mnie rozstrzelać: "Kurwa, Maciek, ja pierdolę, nie da się z tobą grać! Zabiję cię, ty padalcu!". Z nieba do piekła w piętnaście sekund.

- Ale bywa, że po pracy bawią się wszyscy artyści.

W tym Paryżu w ostatnim dniu zorganizowaliśmy sobie wieczorek z muzyką, która szybko stała się muzyką taneczną. W pewnym momencie ktoś puścił słynną piosenkę finałową z filmu "Dirty Dancing", czyli "Wirujący seks", kiedy Patrick Swayze porywa Jennifer Grey i unosi nad swoją głową, a ona lotem łabędzia wzrusza publiczność patrzącą na ich taniec zarówno na sali, gdzie tańczą, jak i przed ekranami kin na całym świecie. I koło piątej nad ranem złączyliśmy stoły, bo część tych tańców odbywała się na stołach i kiedy tylko usłyszałem ten kawałek, mówię do Tomka Tyndyka, wymieniwszy z nim wcześniej znaczące spojrzenie: "Tomek – klasnąłem w dłonie – teraz!". I on na mnie biegnie, wyskakuje lotem Małysza, a ja próbuję go złapać. Skończyliśmy gdzieś pod stołem, a fakt, że przeżyliśmy jest właściwie cudem opowiadanym chętnie do dziś.

 

Fot. Szymon Szcześniak/LAF AM

Maciej Stuhr z siostrą Marianną, "Viva!" październik 2015


5 -  AŻ SIĘ BOI O TYM MÓWIĆ

 

- Podobno jest pan duszą towarzystwa w pracy. Koledzy i koleżanki pana uwielbiają.

Pamiętam klątwę filmu "Testosteron". Kiedy sobie opowiedzieliśmy wszystkie żarty jakie są, dowcipy i anegdoty, to wymyśliliśmy taką zabawę, która polegała początkowo na tym, żeby w imieniu i nazwisku przestawić pierwsze litery. Tak powstał Ganusz Jajos, Szaciek Mtur, Szorys Byc, Zaciek Makościelny i Komek Tarolak. Ta niewinna zabawa przysparzała nam mnóstwo radości i śmiechu do rozpuku ku utrapieniu reżyserów i ekipy filmowej. Doszliśmy też do działu religijnego z Grymasem Plempem i Warolem Kojtyłą na czele.
Jedynie Czarek Kosiński przez parę dni był wściekły na tę grę i nienawidził nas. Cały czas nas opierniczał, że się wygłupiamy zamiast skupić na graniu. Po czym po tygodniu przychodzi rano, oczy podkrążone i mówi: "Kurwa, nienawidzę was!". "Ale co się stało?" - pytamy nieśmiało. "Nie spałem do piątej". "Dlaczego?". "Bo o drugiej nad ranem wymyśliłem Giętą Świertrudę i już nie mogłem zasnąć ze śmiechu".

- W "Mistyfikacji", gdzie zagrał pan główną rolę, pada taka złota myśl Witkacego: "Wszystkie kobiety są porządne, tylko każda ma inny charakter".

Słyszała pani historyjkę o tym, jak święty Piotr strasznie męczył się dyżurowaniem przy bramie do raju i stwierdził, że aniołowie muszą podzielić jakoś swoje obowiązki, bo ta jedna brama nie wystarcza. Najpierw podzielił kolejkę oczekujących według płci, ale szybko uznał, że to jest i tak za dużo roboty i że trzeba np. płeć męską podzielić na dwie bramy: jedną dla pantoflarzy, drugą dla prawdziwych mężczyzn, i że on weźmie tę kolejkę dla prawdziwych mężczyzn. Na drugi dzień przychodzi zadowolony ze swojego pomysłu, bo widzi, że przy bramie dla pantoflarzy jest kolejka po samiusieńką Ziemię, a przy bramie dla prawdziwych mężczyzn stoi jeden facet. I Piotr z niezmierną radością podchodzi do niego i mówi: "A cóż pan tutaj robi?". A on na to: "Nic takiego, święty Piotrze. Przepraszam! Żona mi kazała tu stać, bo mniejsza kolejka". Wie pani, w tej starej sentencji, że "to mężczyźni rządzą światem, a kobiety mężczyznami" jest, niestety, tak przerażająca dawka prawdy, że aż się boję o tym mówić.

 

książka„Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności. Maciej Stuhr w rozmowie z Beatą Nowicką”, Wydawnictwo Znak 2015
Fot. Wydawnictwo Znak

 

"Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności. Maciej Stuhr w rozmowie z Beatą Nowicką", Wydawnictwo Znak 2015

 

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Maciej Musiał zadzwonił do Dagmary Kaźmierskiej z przeprosinami. Wcześniej zamieścił w sieci niestosowny komentarz

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MAŁGORZATA ROZENEK-MAJDAN: czy tęskni za mediami, kiedy znowu… włoży szpilki i dlaczego wpada w „dziki szał”, gdy przegrywa. MICHAŁ WRZOSEK: kiedyś sam się odchudził, dziś motywuje i uczy innych, jak odchudzać się z głową. EWA SAMA swoje królestwo stworzyła w… kuchni domu w Miami. ONI ŻYJĄ FIT!: Lewandowska, QCZAJ, Steczkowska, Chodakowska, Klimentowie, Jędrzejczyk, Danilczuk i Jelonek, Paszke, Skura…