Aneta Zatwarnicka straciła ręce i nogi. Choroba nie pozbawiła jej jednak woli życia
„Niepełnosprawność jest ograniczeniem, ale niewielkim”, przekonuje
Robiła karierę w sporcie, miała przed sobą jeszcze wiele wyzwań. Z powodzeniem łączyła pracę zawodową z tym, co sprawiało jej przyjemność – uczyła dzieci karate. Choroba zaatakowała nagle i zmieniła jej życie raz na zawsze. Aneta Zatwarnicka straciła ręce i nogi, ale nie straciła pozytywnego nastawienia. Bywało trudno, jednak jak sama podkreśla, cieszy się, że w ogóle żyje. I udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Aneta Zatwarnicka - kim jest? Historia choroby
Aneta Zatwarnicka – wielokrotna mistrzyni Polski w karate, zawodniczka klubu NIDAN w Zielonej Górze, a także dyplomowaną instruktorka – w 2014 roku miała 37 lat. Tuż przed nowym rokiem narzekała na gorsze samopoczucie, ale była pewna, że to zwykła grypa. Jej stan szybko się pogarszał, trafiła do szpitala. Zapadła w śpiączkę, a lekarze zdiagnozowali toczeń wielonarządowy. Zapadła decyzja o amputacji rąk i nóg, pani Aneta straciła też nos. Lekarze nie wierzyli, że przeżyje, ale nigdy się nie poddała. Jej organizm również.
O chorobie pani Anety opowiadała kilka lat temu jej mama, Halina Zatwarnicka. „Drugiego stycznia trafiła na oddział intensywnej terapii w stanie krytycznym. Lekarze zdiagnozowali sepsę. Organy wewnętrzne przestały pracować. Córka oddychała przy pomocy respiratora. Miała dializy. Przez dwa miesiące była na granicy życia i śmierci”, wspominała w wywiadzie Onetu. „Okazało się, że cierpi na toczeń wielonarządowy i to on jest przyczyną jej nagłej zapaści na zdrowiu. Wcześniej nie było żadnych symptomów zapowiadających tragedię. Córka straciła też ręce i nogi, w które wdała się martwica. Cud, że w ogóle przeżyła”, dodała.
Zobacz też: Monika Kuszyńska wstydziła się niepełnosprawności: „Czułam się gorszym człowiekiem”
Aneta Zatwarnicka w 2014 roku
Zobacz także
Aneta Zatwarnicka - jak wygląda jej życie?
Pani Aneta pojawiła się w jednym z niedawnych wydań programu „Dzień Dobry Wakacje”. Wróciła do tych najtrudniejszych chwil, kiedy dowiedziała się o chorobie. „Wydawało mi się, że jestem tylko przeziębiona. Tymczasem to już była sepsa i toczeń”, przyznała w rozmowie. Kiedy trafiła do szpitala, okazało się, że jej stan jest bardzo poważny. Doskonale wie, że dawano jej zaledwie jeden procent szans na przeżycie.
Pomimo niepocieszających przewidywań lekarzy, już wtedy postanowiła, że się nie podda. „Wiedziałam, że będzie dobrze. Zdawałam sobie sprawę, że pojawiają się problemy i że będę musiała sobie z nimi poradzić”, tłumaczyła reporterom DD TVN. „Jedyne, co mnie martwiło to, czy będę mogła trenować i dalej uczyć się grać na pianinie i perkusji”, przyznała. Okazało się, że będzie mogła – i z powodzeniem się w tym realizuje.
W rozmowie z reporterem „Dzień Dobry Wakacje” wyznała, że bez wsparcia sportowego świata (w zbiórkę środków na leczenie i rehabilitację sportsmenki włączyła się między innymi Anna Lewandowska), nie byłaby w stanie walczyć. „Ludzie, którzy są wokół mnie, są bardzo pozytywni. To wszystko ułatwia”, podkreśliła.
Zobacz też: „Wątpiłem, że kiedykolwiek znajdę miłość”. Dziś ma kochającą żonę i czwórkę dzieci
Trener Anety Zatwarnickiej, Mirosław Kuciarski, od początku wierzył, że jego zawodniczka pokona wszelkie trudności. „Lekarze mówili, że stanie na nogi może za rok, ona zrobiła to w dwa miesiące”, tłumaczył w rozmowie z magazynem Newsweek w 2014 roku. „Karate to jej świat. Szybko wróci na matę”, dodał wtedy.
Aneta Zatwarnicka, była instruktorka karate, w 2016 roku
Aneta Zatwarnicka o chorobie
W kwietniu tego roku Aneta Zatwarnicka udzieliła wywiadu portalowi weekend.gazeta.pl. „Gdy odzyskałam świadomość, to wciąż tyle się działo... Ja się wtedy po prostu cieszyłam, że żyję. [...] Cały czas się cieszę, że mogę być wśród ludzi, których lubię, kocham i w ogóle żyć”, przyznała w odpowiedzi na jedno z pytań.
Pani Aneta ujawniła też, jak wygląda jej codzienność. „Na co dzień używam dwóch protez – do chodzenia. [...] Mam protezy dłoni, ale ciało się zmienia, a ponowne dopasowanie to duży koszt. Dlatego zdecydowaną większość niezbędnych czynności wykonuję za pomocą kikutów – na ich końcówkach mam założone frotki tenisowe, w które wkładam na przykład łyżkę czy długopis. Do ćwiczeń natomiast mam nakładki na kikuty. Protetyk zrobił je specjalnie dla mnie. [...] Nie mam rąk od nadgarstków. Nie mam dłoni”, tłumaczyła.
Wiele rzeczy potrafi zrobić sama, choć niektórych uczyła się latami. „Nie ma gotowych rozwiązań. Szukam, dopasowuję się. Najdłużej miałam problem z wkładaniem butów. Bardzo trudno mi korzystać z kieszeni, zwłaszcza z wyciąganiem z nich różnych rzeczy jest kłopot. Żeby nie wypadały mi klucze, wspomagam się różnymi zawieszkami, tasiemkami. [...] Podstawowych rzeczy nauczyłam się szybko, ale wciąż jest tak, że mama przyjeżdża i mi pomaga. [...] Wspiera mnie nie tylko mama, ale też rodzeństwo”, mówiła Gazecie.
Pogodziła się z tym, że choruje na toczeń. „Powiem tak: on jest i muszę z nim żyć. Nie rozmyślam nad tym. Nie powiedziałabym też, że się go nie boję, bo nie wiem, co może się wydarzyć. Staram się rozsądnie korzystać z tego, co mam, i funkcjonować na tyle, żeby sobie nie zaszkodzić, ale też działać”, przyznała.
Zobacz też: „Wszelkie ograniczenia są w głowie, nie w nogach”, mówił kiedyś Jan Mela. Udowadnia to od wielu lat
„Niepełnosprawność jest ograniczeniem, ale niewielkim. Sprawia jedynie, że muszę wykonywać zwykłe rzeczy na swój własny, indywidualny sposób, tak, żeby się udało”, podkreśliła Aneta Zatwarnicka na antenie „Dzień Dobry Wakacje”. Nie da się jej nie podziwiać za postawę i wolę walki... Prawdziwa wojowniczka.
Aneta Zatwarnicka jest podopieczną Stowarzyszenia „Warto jest pomagać”. Można ją wesprzeć na kilka sposobów – przekazując 1% podatku KRS 0000318521 (cel szczegółowy: Aneta Zatwarnicka), lub wpłacając darowiznę na subkonto (subkonto pani Anety: 03114018500000209664001037)
Źródło: Onet, Gazeta.pl, Dzień Dobry TVN