Jej książkę 365 dni nazywa się polskim Greyem. Czy nie denerwują jej porównania?
„Nie da się pisać o czymś, czego się nie lubi”
Debiutancka powieść Blanki Lipińskiej 365 dni błyskawicznie stała się bestsellerem. Często porównuje się ją do słynnych Pięćdziesięciu twarzy Greya, ale nie ma między nimi wielu podobieństw. Autorka nie ukrywa tego, że jej książka ma być lekką lekturą na wakacje, podkreśla jednak, że rozmawianie o seksie jest ważne. Czy nie denerwuje jej ciągłe porównywanie do „Greya”? Skąd czerpała pomysły do napisania powieści erotycznej? Wszystko to zdradziła w rozmowie z Weroniką Kostyrą. Zapraszamy też do przeczytania pierwszej części wywiadu.
- To pytanie musi paść: jak bardzo bazowałaś na własnym doświadczeniu?
Bardzo. Nie da się pisać o czymś, czego się nie zna i czego się nie lubi. Dlatego moja książka nie opisuje słodkiej cukierkowej miłości i magicznych jednorożców, tylko świat który lubię ja. Lubię bardzo namiętny seks. Dla jednych namiętność to jest pocałunek, dla innych to jest dominacja. Niektóre kobiety czują się dobrze, kiedy dominują, a niektóre – zdominowane. Ja mam silny charakter w życiu, w pracy, jestem liderem, to ja dowodzę. Z kolei w domu mam dosyć tego rządzenia. Tam to mój mężczyzna ma być tym, przy którym czuję się jak mała dziewczynka. Oczywiście generalizuję, bo związek to jest partnerstwo, ale lubię czuć się zdominowana w domu, w moim środowisku naturalnym i także w łóżku. To daje mi odskocznię, potrzebujemy balansu.
- Na okładce Twojej książki pojawia się hasło „Ojciec chrzestny i Pięćdziesiąt twarzy Greya w jednym”. Nie ta się uniknąć porównania z serią o Greyu. Czy robisz to świadomie? Czy to cię nie denerwuje?
Moja książka ma z „Greyem” wspólne tylko to, że jest to powieść erotyczna i występują w niej elementy BDSM. Wykorzystałam pewien trik marketingowy, który stworzyli Amerykanie, wydając Pięćdziesiąt twarzy Greya. Jest wiele dużo lepszych książek niż „Grey”, ale tę ktoś zauważył. Poza tym odpowiedni dużo wysiłku, czasu i pieniędzy zostało poświęconych na marketing. Razem z wydawnictwem wykonałam pewien wybieg – odbiłam się od trampoliny sukcesu Pięćdziesięciu twarzy Greya. Książka się obroni albo nie, moja się obroniła. Ja potrzebowałam tylko zwrócić na nią uwagę polskich czytelniczek. Takie rozwiązanie było najprostsze i naturalne. To, że książka jest wydana na wakacje też nie jest przypadkowe.
- Wracając do powieści… także sama fabuła jest absolutnie niesamowita, pełna niespodziewanych zwrotów akcji, skąd czerpałaś pomysły, czy to tylko Twoja wyobraźnia?
Poczekaj na drugą część!
- Skąd pomysł, by na miejsce akcji wybrać Włochy? Czy masz jakiś specjalny sentyment do tego kraju, a szczególnie do Sycylii?
Ta książka zaczyna się w 29 urodziny głównej bohaterki. Pamiętam jak w 29 urodziny wyszłam na Sycylii z hotelu Hilton i właściwie wtedy zaczęła się cała historia. Jakkolwiek nieprawdopodobnie to zabrzmi… ja w jednej sekundzie miałam w głowie całą książkę. Gdybym wtedy miała ze sobą komputer, bez patrzenia w monitor napisałabym książkę w tydzień.
Zobacz także
- Wiem, że w planach jest druga część. Czy możesz zdradzić czego mogą spodziewać się czytelnicy? Wielu z nich było zawiedzionych zakończeniem 365 dni…
Napisałam 365 dni jako jedną długą książkę. Kiedy zaczęłam zastanawiać się nad jej wydaniem, pomyślałam: „może najpierw sprawdźmy, czy Blanka-grafomanka ma szanse wydać książkę, która jest dobra, a nie popełnić literackie samobójstwo?”.
- A jednocześnie kończy się ona jak odcinek dobrego serialu, który zostawia nas w napięciu…
To było celowe. Długo szukałam momentu, w którym, gdyby mi wyłączyć telewizor, to szlag by mnie trafił. Myślę, że mało kto nie sięgnie po drugą część, nawet jeśli pierwsza mu się nie podobała. Chciałam zostawić niedosyt. Myślę, że wiem, jak wyglądała mina 95 procent osób, które przeczytały ostatnie zdanie. Jak bardzo musiała wciągnąć ich książka, że poczuli na koniec gniew!
- Nazwałaś siebie „grafomanką”. Mówiłaś też, że w przeszłości nauczyciele wątpili w ciebie…
Nie miałam najlepszych ocen za wypracowania. Nauczyciele zarzucali mi, że mylę szyk i nie piszę „po polsku”. Wtedy mój język został uznany przez polonistów za grafomanię, ale to było 20 lat temu. Wtedy nie było jeszcze Internetu, języka komórek, wszyscy pisaliśmy poprawnie. Teraz łapię się na tym, że w komunikacji internetowej nie używam polskich znaków. Ale mama zawsze zachęcała mnie do pisania, sama pisała do szuflady. Ja bardzo lubię mówić i mam dużą potrzebę przekazywania myśli. Śmieję się teraz z mojego polonisty, który powiedział, że jak zdam maturę, to będzie cud.
Musimy też pamiętać, że moją książkę czyta się łatwo, lekko i przyjemnie, bo piszę tak samo jak mówię. Nie używam zbyt wielu ozdobników. Nie będę snuć porównań po cztery linijki. A po co? Mówmy do siebie prosto. Jeżeli opowiadam wam historię językiem przystępnym, to wy to wszystko widzicie. Przez to zarzuca mi się, że język jest za prosty i na wielu forach moli książkowych jestem „obsmarowywana” regularnie jako „gniot roku”. Nie będę nigdy próbowała zadowolić wszystkich i nie będę pisała „pod publiczkę”. Ja piszę, bo chcę, a jeżeli ktoś chce, to niech to przeczyta.
- Prowadzisz życie pełne pasji, rozpiętość twoich zainteresowań jest imponująca. Z tego co widzę, realizujesz wszystkie swoje marzenia. Jakie jest kolejne na liście?
Na pewno 365 dni to nie jest ta jedna książka. Natomiast kolejnym puntem w związku z książką, który zajmie mi z pewnością sporo czasu, jest ta misja, którą niesie ze sobą moja powieść.
- To duża odpowiedzialność.
Tak, ale ja lubię czuć na sobie presję. To powoduje, że szybciej myślę i łatwiej mi to przychodzi. Kiedy mam w życiu cel, moje życie staje się pełne. Mój cel na wiele miesięcy jest związany z tym, że jako terapeuta hipnotyzer mogę patrzeć szerzej na temat seksu. Na przykład na kwestię orgazmu u kobiet. Wiele kobiet go nie przeżywa, a prawda jest taka, że on rodzi się w mózgu, a nie między nogami. Ja i mój nauczyciel hipnozy, mój mentor, postanowiliśmy wystartować od jesieni z warsztatami z zakresu seksualności. Będziemy pomagać tam ludziom otwierać się na wszelkie tematy związane z seksem. Kobiety muszą znaleźć w sobie pewność siebie, aby mogły mówić o tym, czego pragną. Muszą nauczyć się najpierw o tym myśleć, a potem werbalizować, nie wstydząc się tego. Potem to może im pomóc w każdym aspekcie życia, czy to będzie praca, czy rodzina, czy związek partnerski. W tym momencie badania pokazują, że ponad połowa małżeństw kończy się rozwodem, dlatego że ludzie się ze sobą nie dogadują. Oni ze sobą bardzo często w ogóle nie rozmawiają! Omijają tematy trudne, bo nie wiedzą jak je ugryźć. Ja chcę to zmienić. Moi rodzice są razem od ponad 35 lat i są dla mnie wzorem tego, że się da, ale dlatego, że ludzie ze sobą rozmawiają. W moim domu zawsze o 16 był obiad. Wszyscy musieli na nim być, bo to był moment, kiedy wszyscy ze sobą rozmawiali. Chcę nauczyć Polaków mówić o tym, czego pragną, bo to im się przyda nie tylko w łóżku. Chce nauczyć ich tego obiadu o 16 (śmiech).
Książka 365 dni ukazała się nakładem wydawnictwa Edipresse Książki.