Była gwiazdą „Piwnicy pod Baranami”. Annę Szałapak nazywano Białym Aniołem polskiej piosenki
Śpiewała słynny hymn „Grajmy Panu na harfie", była mistrzynią piosenki poetyckiej
W każdą podróż zabierała ze sobą czerwoną walizkę i pudło z kapeluszami, bez których czuła się „niekompletnie ubrana”. A tych miała mnóstwo: lnianych, słomkowych, z kwiatami, kokardami, jedwabnych... W jej domu w Krakowie czekały na nią ukochane koty: Gucio i Maminsynek, a w oknie zawsze stały świeże kwiaty. Od kilku lat jednak ich brakuje... Anna Szałapak była mistrzynią piosenki literackiej i jedną z gwiazd „Piwnicy pod Baranami”. Dlaczego ludzie tak ją uwielbiali? Artystka zmarła przedwcześnie w wieku 65 lat. Tak wyglądało jej życie.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 22.09.2024 r.]
Anna Szałapak: perfekcjonistka od dziecka
Anna Szałapak urodziła się 22 września 1952 roku w Krakowie, w dzielnicy Krowodrze. Jak mówiła, był to „dom mieszczański na Krowodrzy, przy ulicy Mazowieckiej”. Jej tata był inżynierem, mama architektem. Miała świetną dykcję i potrafiła zaśpiewać trudne kompozycje, choć nie skończyła żadnych szkół, muzycznych. Wybrała anglistykę i potem etnografię. Jak wspominała jej mama, Janina Szałapak, zawsze była perfekcjonistką, chciała być dobra, a nawet lepsza od innych.
Śpiewaniem zainteresowała się, gdy brat kupił jej gitarę. Na studiach trafiła do zespołu ludowego „Słowianki”. Widać ją na filmikach z warkoczami, w ludowym stroju. W 1979 roku do „Piwnicy pod Baranami” na przesłuchanie przyszło pięć dziewczyn. Cztery wokalistki i jedna tancerka. To była właśnie Ania Szałapak i to ona została w słynnym krakowskim kabarecie. Zaczynała nieśmiało, miała niewielki głos. Zygmunt Konieczny – kompozytor zdziwił się, gdy po dwóch miesiącach zaproponowała, że przygotuje recital. Uważał, że go nie uniesie. Ale ona bardzo pracowała, zebrała repertuar i występ się udał.
Zobacz też: Chciała wierzyć, że miłość przezwycięży zło. By ocalić siebie, Aleksandra Konieczna musiała odejść
Zobacz także
Anna Szałapak: największa dama wśród muzyków
Była eteryczna, krucha, wrażliwa. Kiedyś podczas tournée Piotr Skrzynecki zapytał, czy ktoś ma coś do jedzenia, był głodny. Anna Szałapak zaproponowała mu kanapkę, którą przygotowała jej mama. „Co to jest?”, zawołał Skrzynecki. I słysząc, że to wędlina zdziwił się: „Wędlina, myślałem, że odżywiasz się ...płatkami róż”. Była damą, i tak ją przyjmowano, adorowano. „Jechać z Anią Szałapak w trasę, na koncert, spotkanie autorskie to była zawsze wielka przyjemność. Ale też odpowiedzialność – woziliśmy damę. Tak, damę. Kruchą, delikatną, która chciała być adorowana; tak po dawnemu, po staroświecku. I tak ją traktowaliśmy, wspominał muzyk i jej akompaniator Konrad Mastyło. Z kolei Jacek Wójcicki mówił: „Była damą, a nie podlotkiem niezależnie do tego, ile miała lat. I nie była to tylko sceniczna kreacja. Nawet na narty jeździła ubrana na biało: białe narty, biały kombinezon, biały plecaczek. I te długie włosy. Wyglądała zjawiskowo”.
Zobacz też: Spędzili razem ponad cztery dekady. Halina Dobrowolska poznała miłość życia w teatrze
Anna Szałapak: największe przeboje
Szybko zaczęła być rozpoznawalna, śpiewała piosenki, które od razu były z nią kojarzone. Tak było z wielkim przebojem do słów Michała Zabłockiego „Zaklinanie czarowanie”. To dla niej Grzegorz Turnau napisał piosenkę „Naprawdę nie dzieje się nic”, śpiewali ją kiedyś w duecie. Śpiewała też piosenki Agnieszki Osieckiej m.in.„Oczy tej małej”. I chyba najbardziej znaną pieśń w jej wykonaniu: „Grajmy Panu na harfie/ Grajmy Panu na cytrze/ Chwalmy śpiewem i tańcem/ Cuda te fantastyczne”.
Ale ludzie lubili ją nie tylko za te poważne pieśni. Wielkim przebojem „Piwnicy pod Baranami” był jej duet ze Zbigniewem Preisnerem, czyli „Duet miłosny pchły i słonia”: „Kocham Cię!”, zaczynał Zbigniew Preisner. „Twa uroda, wdzięk i powab/chociaż pchła to marny owad/zniewoliły mnie”. Piotr Skrzynecki zżymał się, że to taka niepoważna piosenka, jak dla dzieci i kiedy na widowni były brawa, mówił „O! ile dzieci dzisiaj przyszło!”.
Na melodię przeboju Ordonki śpiewała „Partia Ci wszystko wybaczy”, co zresztą nie podobało się ówczesnej władzy. W każdym razie Anna Szałapak nie dostała potem obiecanej pracy w Muzeum Etnograficznym.
Zobacz również: „Nasza relacja nie była łatwa ani tylko słodka". Andrzej Kopiczyński nie zbudował silnej więzi z jedyną córką
Anna Szałapak: Biały Anioł polskiej piosenki
Adrianna Ginał i Anna Szulc w książce „Krakowscy czarodzieje” pisały”: „Została w piwnicy długo, prawie dwie dekady, dla jej atmosfery, dla tych, co przychodzili, by posłuchać, jak śpiewa słowno-muzyczne perły, tworzone przez najsłynniejszych piwnicznych poetów i kompozytorów. Została przede wszystkim dla Piotra Skrzyneckiego, który z czasem stał się jej wielkim przyjacielem. Jak mawiano często, z przymrużeniem oka... „narzeczonym”. Bo bywali, zwłaszcza na początku jej istnienia w „Piwnicy” prawie nierozłączni. Skrzynecki pokazał jej Kraków, jakiego nie znała, fascynował ją, choć sama była inna. Nie była aż takim niebieskim ptakiem. Miała swoją pracę, swój świat, swoje mieszkanie, pełne obrazów, zdjęć, pamiątek, figurek aniołów, które zbierała.
Mówiono, że była następczynią Ewy Demarczyk w piosence poetyckiej. Miała inny głos i ekspresję, ale stworzyła własny rozpoznawalny styl śpiewania. I sceniczny wizerunek, Anna Szałapak — w przeciwieństwie do Czarnego Anioła, jakim była Ewa Demarczyk — zawsze ubierała się na biało. Chciała być na scenie świetlista. Nosiła kapelusze, często z kwiatami. Z piosenek robiła mini widowiska. Dlatego jadąc na koncerty, do walizki pakowała rekwizyty. Lusterko, świecznik, świecę-kulę (potrzebne do piosenki „Zaklinanie, czarowanie”), figurkę Żyda, pluszowego Smoka Wawelskiego, koronkową serwetę, dzwonek. Drobiazgi, ale potrzebne.
Bez nich występ byłby tylko odśpiewaniem kilkunastu piosenek (cytuję za krakowską Gazetą Wyborczą). Ona sama mówiła: „W piosence literackiej Ewa Demarczyk zawsze była pierwsza, wielka, jedyna. A ja? No cóż... Jestem z całkiem innej epoki piwnicznej”. Perfekcyjnie przygotowywała każdy występ. Po próbach ludzie szli coś zjeść, a ona siadała z oświetleniowcem i drobiazgowo tłumaczyła w jakiej piosence, przy jakim słowie ma być szczególny rodzaj światła.
Anna Szałapak i Agnieszka Osiecka były przyjaciółkami
Agnieszka Osiecka mówiła o niej, że wynurzała się jak biały anioł z piwnicznego piekła. „Swoim lirycznym, jednocześnie ekspresyjnym głosem, o barwie szklanej, ale szorstkiej, poważnej, ale powabnej, wzrusza, zachwyca, hipnotyzuje…”. Bardzo się przyjaźniły, Anna Szałapak wspominała, że Agnieszka Osiecka obdarzyła ja niezwykłą przyjaźnią. Razem występowały, plotkowały, jeździły po małych miasteczkach i wielkich metropoliach, jak Nowy Jork. Osiecka nie tylko pisała teksty, także zapowiadała jej występy.
„Codziennie rozmawiałyśmy przez telefon, jeździłyśmy razem na wakacje, wycieczki. Byłyśmy razem we Lwowie i w Nowym Yorku, jeździłyśmy po Polsce. Ona przyjeżdżała do Krakowa, ja jeździłam do Warszawy. Trwało to około 10 lat i była to wielka przyjaźń. Bardzo mi jej brakuje… Była anielsko dobra”, mówiła w rozmowie z portalem polska.lu.
Bardzo brakowało jej tych dwojga ludzi: Piotra Skrzyneckiego, który odszedł w 2014 roku i Agnieszki Osieckiej zmarłej dużo wcześniej, w 1997 roku.
Zobacz też: Mama Ewy Minge nie chciała, by córka podzieliła jej los. Projektantka spełniła jej największe marzenie
Anna Szałapak: artystka i naukowczyni
Była nie tylko pieśniarką, ale też naukowcem, doktorem nauk humanistycznych. Pracowała w Muzeum historycznym Miasta Krakowa. Zajmowała się – trochę przypadkowo, szopkami, które pokochała. Dbała o tradycje krakowskie na przykład Lajkonika. Jak do wszystkiego podchodziła do pracy bardzo uważnie. Zawsze mówiła, że jako rodowita krakowianka od pokoleń czuje obowiązek stania na straży kulturowego dziedzictwa swojego miasta. To dziedzictwo było też tematem jej pracy doktorskiej. Dbała o to by, co roku na początku grudnia na rynku w Krakowie odbywał się konkurs szopek. Adrianna Ginał i Anna Szulc pisały, że „szopka krakowska to dla Anny Szałapak jej miasto w pięknej, symbolicznej miniaturze. Miasto mocno osadzone w tradycji, stworzone kunsztownie i misternie, baśniowe ze swej natury, ale także trącące myszką, hermetyczne, nieufne nowinkom, czasem obce dla obcych”.
Szanowała tradycję i chciało jej się o nią dbać. Na przykład po Bożym Narodzeniu wspólnie z Jackiem Wójcickim przebranym za diabła szli razem kolędować po znajomych. Nigdy nie uprzedzali, więc kiedyś ktoś wyszedł i od razu dał pieniądze, żeby tylko sobie poszli. Wtedy Wójcicki zawołał: Przecież to my!
Czytaj również: Widzowie pokochali go jako Romusia z „Plebanii”. Paweł Gędłek odszedł nagle w wieku 35 lat
Anna Szałapak: choroba, odejście
Przez kilka lat zmagała się z nowotworem. Ale jej śmierć była dla wszystkich szokiem, bo Anna Szałapak stała się ważną częścią artystycznego Krakowa, rozpoznawalną lubianą postacią. Kiedyś, kiedy było zimno, założyła czapkę, ludzie mówili: „pani Aniu, nie uchodzi. Pani musi mieć kapelusz”. To była postać, która budowała nam Kraków, opowiadał kompozytor, pianista, poeta Leszek Długosz. Jeszcze w lipcu zaprosił ją na kawę do ulubionej kawiarni piwniczan tzw. „Zwisu" – „Vis a vis" przy Rynku Głównym. Siedzieli, rozmawiali, był piękny dzień, ona świetnie się czuła. „Była pełna radości i to był taki ostatni szczęśliwy moment tu na tym Krakowskim Rynku. Ale to było. Teraz zostały nagrania, wspomnienia, płyty - mówił. Anna Szałapak zmarła w październiku 2017 roku