Miał być sportowcem, potem malarzem. Został aktorem. Po 60 latach pracy i 60 filmach, postanowił odpocząć. „Niezły film wybrał sobie na pożegnanie”, żartują internauci, bo Robert Redford pożegnał się z widzami filmem Gentleman z rewolwerem – o złodzieju, który na emeryturę wcale odchodzić nie chce. 85-letni Redford jednak jest przebiegły i zostawił sobie furtkę, twierdząc: „Nigdy nie mów nigdy”.

Reklama

Tato, nie farbuj włosów!

„Nie przejmuję się swoim wyglądem”, twierdził przez całe życie, walcząc z wizerunkiem złotego chłopca z Kalifornii. Urodzony w Santa Monica syn księgowego i gospodyni domowej czas spędzał na plaży i surfowaniu. „Wystarczy parę dni na plaży, a moje włosy stają się jaśniejsze”, twierdził, odpowiadając na złośliwe komentarze Pauline Kael, Robert Redford. Krytyk filmowy pisała, że kolor jego włosów jest skoordynowany z zębami. „Kiedyś usłyszałem, jak moja córka szepcze do brata: »Powiedz tacie, żeby się przestał farbować«. Skoro własne dzieci muszę przekonywać, to co mają myśleć widzowie?”, zastanawiał się. A widzowie myślą, że farbuje włosy, jego hollywoodzki uśmiech jest dziełem dentysty, a twarz poddana liftingowi.

Glenn Close i Kim Basinger zagrały z Redfordem w filmie Urodzony sportowiec. Close żartowała, że na planie wizażyści dużo więcej czasu poświęcali aktorowi niż Basinger. Podczas zdjęć do Tacy byliśmy kłócił się z Barbrą Streisand o to, kto ma być filmowany z lewego profilu.

Udało mu się jednak uniknąć zaszufladkowania, ponieważ oprócz pięknego uśmiechu i wysportowanego ciała ma też wielki talent.

Lepszy niż inni

Jego przepustką do kariery był western z 1969 roku Butch Cassidy i Sundance Kid. Zagrał u boku Paula Newmana, który już wtedy był na szczycie. Producenci obawiali się, że angażując mało znanego aktora, narażą się wielkiej gwieździe. „Czy Newman zechce zagrać z kimś »bez nazwiska«?”, zastanawiali się. Od pierwszego spotkania aktorów widać było, że połączyła ich wyjątkowa więź. „Mówiłem Robertowi, że to jego pierwszy film w karierze wart 20 milionów”, wyznał Newman. Zapomniał chyba dodać: „Uważaj, żebyś nie stracił tej szansy”. A może nie musiał tego robić. Redford zdawał sobie sprawę z tego, że to może być przełom w jego karierze.

Zobacz także

Udało mu się uniknąć zaszufladkowania, ponieważ oprócz pięknego uśmiechu i wysportowanego ciała ma też wielki talent

Nie planował zostać aktorem. Po prostu pewnego dnia uznał, że jest w tym lepszy niż inni. Zanim doszedł do takiego wniosku, miał być sportowcem, malarzem, disneyowskim animatorem. Ze sportu nic nie wyszło, bo choć w Van Nuys High School trenował baseball i dzięki temu otrzymał stypendium sportowe na Uniwersytecie Kolorado, wyleciał za bójki i picie. „Kampusowym pijakiem”, jak o sobie mówił, stał się po śmierci matki. Martha Redford zmarła na sepsę w 1955 roku, gdy Robert miał 18 lat. „Kiedyś na końcu szkolnego korytarza zadzwonił telefon. Dzwonił tata, żeby powiedzieć, że mama nie żyje”, wspominał. To mama zaszczepiła w nim wiarę, że może stać się tym, kim tylko sobie wymarzy.

Europejskie szkoły życia

Wyrzucony ze szkoły, bez zobowiązań wobec rodziny, jak twierdził, i wydawałoby się bez perspektyw, bo nie był najlepszym uczniem w szkole, postanowił spróbować swoich sił w Europie. W Paryżu malował na ulicach, mieszkał ze studentami w komunie i dzielił się z nimi najtańszym jedzeniem. We Florencji sypiał pod gołym niebem, bo nie miał pieniędzy. To tam odkrył, że nie jest w tym dobry. A całe życie miał obsesję bycia najlepszym. Skoro nie mógł być doskonałym malarzem, przestał nim być w ogóle.

Wrócił do Ameryki, postanowił spróbować swoich sił w aktorstwie. Wtedy też poznał młodszą o dwa lata mormonkę Lolę Van Wagenen. Byli biedni i zakochani. Pożyczyli pieniądze od bliskich i pojechali do Las Vegas, by wziąć ślub. Gdy wrócili, na poważnie zajął się aktorstwem. Pomogła mu w tym macocha, która umówiła go na pierwszy casting. „Nigdy nie sądziłem, że z tego mojego grania coś wyjdzie. Ale kiedy już w to wszedłem, poczułem, że odnalazłem swoje miejsce na ziemi. Potem przyszła rodzina, dzieci…”, opowiadał o swoich początkach w branży filmowej.

Całe życie miał obsesję bycia najlepszym

Wydawałoby się, że teraz już będzie lepiej i wszystko ułoży się tak jak Bob, jak mówili o nim bliscy, sobie wymarzył. Ale nagłą śmiercią łóżeczkową zmarł jego 10-tygodniowy syn Scott. Później urodzili się: córka Shauna, syn Jamie i Amy. Jamie był wcześniakiem z niedorozwiniętymi płucami. „Lekarze dawali mu 40 procent szans, ale przetrwał”, wspomina. Potem przyszła diagnoza – zapalenie jelita grubego. Chłopcu usunięto okrężnicę, a w 1993 roku przeszedł dwa przeszczepy wątroby. Choć Redford nie narzekał na brak propozycji, w życiu prywatnym wiodło mu się gorzej. Śmierć pierwszego dziecka, choroba drugiego… Jamie przez całe życie miał pretensje do ojca, że ten stale był nieobecny i że to Lola utrzymywała pozory szczęśliwej rodziny. Trwało to 27 lat.

Robert Redford grał jak szalony, bo propozycje zaczęły sypać się jak z rękawa. Dzięki roli w Butch Cassidy i Sundance Kid, w którym z Paulem Newmanem stworzyli męski duet wszech czasów, oprócz przepustki do grona najlepszych aktorów zyskał coś jeszcze – przyjaźń na całe życie. Słynęli z dowcipów, które robili sobie nawzajem. Gdy Paul Newman, zapalony rajdowiec i fan szybkich aut, obchodził 50. urodziny, przyjaciel podstawił mu pod kuchenne drzwi wrak porsche owinięty czerwoną kokardą. Newman kazał go przetopić na bryłę metalu i wstawił ją Redfordowi do salonu. Żeby ją stamtąd zabrać, trzeba było użyć dźwigu. Z niej zaprzyjaźniony artysta zrobił rzeźbę, która wylądowała w ogrodzie Newmana. Co ciekawe, podobno nigdy nie zamienili na ten temat ani słowa.

Prawdziwej męskiej przyjaźni nie przeszkodziło nawet to, że cztery lata po premierze Butcha Cassidy’ego i Sundance Kida, gdy znów zagrali razem, tym razem w Żądle, to Redford był już większą gwiazdą. „Łączyło nas przekonanie, że jeśli komuś się poszczęści w życiu, powinien dać coś w zamian. Paul założył koncern żywnościowy i organizował obozy dla chorych dzieci, a ja instytut i festiwal Sundance. Gdy któryś z nas odniósł sukces, drugi natychmiast sprowadzał go na ziemię. Jeśli bowiem zdobywasz status ikony, powinieneś znaleźć kogoś, kto pomoże ci zachować równowagę i nie pozwoli, by woda sodowa uderzyła ci do głowy”, wspominał zmarłego w 2008 roku przyjaciela.

Twórca festiwalu

Z pierwszą żoną Redford kupił ośrodek narciarski w Utah. Niestety, śnieg nie był tam tak dobry jak w Aspen. Dość szybko się z tym pogodził i powołał do życia instytut i festiwal Sundance. Na początku, w 1978 roku, w jednym kinie niezależne filmy obejrzało 100 osób, które Redford „zapędzał” do kina, stojąc przed wejściem. Dzisiaj w Park City jest 20 kin, a na festiwal przyjeżdża 70 tysięcy widzów. Kto wie, czy gdyby nie Sundance Festival, odkryto by Quentina Tarantino albo Stevena Soderbergha. „Przez 30 lat festiwalu żaden z debiutujących tam reżyserów nie zaproponował mi roli”, mówił nieco rozżalony Redford. Do czasu. W 2013 roku J.C. Chandor zaangażował go do filmu „Wszystko stracone”. Oprócz tej roli festiwal przyniósł mu… drugie małżeństwo.

Po rozstaniu z Lolą aktor, jak sam mówi, miał kilka lat wolności. Spotykał się z brazylijską aktorka Sônią Bragą i kostiumografką Kathy O’Rear. W 1999 roku poznał niemiecką malarkę Sibylle Szaggars. Pobrali się 10 lat później. Nic dziwnego, że artystka zakochała się w aktorze. Mimo upływu lat wiele pozostało z jego chłopięcego uroku, choć może ma więcej zmarszczek, piegów, a jego fryzura jest nieco bardziej wypłowiała. I wciąż ma postawę kowboja i wysportowane ciało. Podobno nie martwi się mijającym czasem.

Dyktator w kapeluszu

Kiedyś odrzucił propozycję reklamowania ubrań od Ralpha Laurena, chociaż wyglądał w nich fantastycznie. Podobno woli dżinsy, kowbojki i kapelusz. Podobno jest też nieznośny. Wiele osób uważa, że nie powinien się zajmować zarządzaniem tak wielkim przedsięwzięciem jak festiwal, bo ma dyktatorskie zapędy, jest szorstki, wywyższa się, odmawia rozdawania autografów, a przede wszystkim spóźnia się.

Newman, który wiele razy próbował sprowadzić przyjaciela na ziemię, kiedyś wysłał mu poduszkę z wyhaftowanym napisem: „Punktualność jest grzecznością królów”. Niestety, i to nie pomogło. Wciąż ma „olewczy” stosunek do ludzi, nie przychodzi na spotkania. Z Robertem Reinerem, reżyserem filmu Prezydent – Miłość w Białym Domu, pokłócił się tak, że stracił główną rolę. Wcześniej tak samo było z filmem Werdykt. Miał zagrać adwokata alkoholika, ale jego wizja odbiegała od wizji reżysera. Redford chciał grać zadowolonego z życia, przystojnego mężczyznę, a nie staczającego się człowieka. Po kilku zmianach scenariusza wyleciał, a Newman, który go zastąpił, otrzymał za tę rolę nominację do Oscara.

Piekielny Redford

Gdy Michael Feeney Callan pisał jego biografię, Redford chciał kontrolować niemal każde słowo. Może dlatego trwało to aż 16 lat! „Praca z nim to było piekło! Zdarzało się, że przylatywałem do Utah i cztery miesiące czekałem na spotkanie”, mówił Callan dziennikarce Camilli Long z The New York Times. Mimo to ludzie go kochają, bo potrafi stworzyć wokół siebie przyjazną atmosferę, jest bardzo dowcipny i ujmujący.

Sam twierdzi, że jako reżyser nie lubiłby siebie aktora, a jako aktor nie lubiłby siebie reżysera. Sydney Pollack, z którym nakręcili siedem filmów, mówił: „Redford był dla mnie szczególnie interesujący z powodu swej złożoności. Na zewnątrz złoty chłopiec, wewnątrz miał coś mrocznego, co ujawniało się w jego kreacjach”. Za żadną z nich nie otrzymał jednak najważniejszej filmowej nagrody – Oscara. Trzy razy był nominowany, ale nagrodzono go nie za grę aktorską, ale za reżyserię filmu Zwyczajni ludzie. W 2002 roku otrzymał Oscara specjalnego – za całokształt pracy.

Reklama

Mieszkający z dala od Hollywood, w drewnianym domu, w którym ze względu na środowisko naturalne utrzymuje niską temperaturę, 85-letni aktor żyje trochę jak XIX-wieczny traper i twierdzi, że teraz sobie odpocznie. Ale czy na pewno jest do tego stworzony?

Reklama
Reklama
Reklama