Opublikowany tydzień temu filmik, na którym przebrana w sztuczny brzuch i pupę Anna Lewandowska tańczy do utworu Beyonce, wywołał w mediach prawdziwą burze. Trenerce zarzucono naśmiewanie się z osób otyłych. Skrytykowały go m.in. działaczka Maja Staśko oraz blogerka i modelka plus size Ewa Zakrzewska. Jak się okazuje, prawnicy trenerki skontaktowali się z obiema paniami i zażądali usunięcia materiałów na ten temat. W innym przypadku sprawa zostałaby skierowana na drogę prawną. Internauci nie kryją oburzenia, głos w sprawie zabrała również Karolina Korwin-Piotrowska. Z kolei Anna Lewandowska po raz kolejny przeprosiła wszystkich, którzy poczuli się urażeni nagraniem.
Prawnicy Anny Lewandowskiej zagrozili pozwami modelce plus size Ewie Zakrzewskiej
Po fali krytyki, jaka miała miejsce w zeszłym tygodniu, Anna Lewandowska usunęła kontrowersyjny filmik. Przypomnijmy, że tańczyła w nim do utworu Beyonce, przebrana w sztuczny brzuch i pupę.
„Very #bodypositive! Za chuda, za duża - jak teraz Wam się podobam :D? #fridaymood”, podpisała go.
Niestety, wydźwięk nagrania według wielu osób był co najmniej niestosowny. Zarzucili trenerce, że promuje postawę stygmatyzowania osób otyłych. Głos w sprawie zabrała m.in. modelka plus size Ewa Zakrzewska, która nagrała na ten temat w minioną środę specjalny filmik.
„Umówmy się, teraz „ciałopozytywność” nagle jest na fali. Nagle pojawia się spora dyskusja, co jest bardzo dobre akurat. No i podejrzewam, że doradcy Ani Lewandowskiej też powiedzieli: „Ooo, body positive! To też musimy coś z tym zrobić”. No i wsadzili ją w ten kostium. Mam nadzieję, że ktoś ją wsadził. Naprawdę nie wierzę, że ona sama wpadła na ten głupi pomysł”, mówiła w 17-minutowym nagraniu.
Wcześniej filmik trenerki ostro skrytykowała działaczka i aktywistka Maja Staśko. Stwierdziła ona, że „żarty z grubych osób są tak samo śmieszne, jak żarty z gwałtów”. Ostatecznie żona Roberta Lewandowskiej przeprosiła tych, którzy poczuli się nagraniem urażeni oraz usunęła je z sieci.
Jak się okazało, w piątek 4 września z obiema paniami skontaktowali się prawnicy Anny Lewandowskiej. Zażądali usunięcia z mediów społecznościowych materiałów, w których krytykowały one postawę trenerki. W innym wypadku musiałyby liczyć się z procesem i – w przypadku przegranej – zapłatą wysokiego odszkodowania.
Internauci byli oburzeni i w komentarzach pisali wprost, że to „próba uciszenia osób, które mówią o tym, co niewygodne”. Ostatecznie Ewa Zakrzewska skontaktowała się z przedstawicielami Anny Lewandowskiej. Ci, po wysłuchaniu jej, zobowiązali się do wycofania pisma. Co więcej, jak podaje Pudelek, obie panie szykują wspólny projekt, który dotyczyć ma zjawiska „body shamingu”.
„Gdy rano otworzyłam maila i przeczytałam treść wysłaną przez prawników Anny, byłam w szoku. Nie ukrywam, że było mi przykro, ale wsparcie osób, które mnie obserwują, było ogromne. Po kontakcie ze stroną Anny i wysłuchaniu mojego stanowiska, udało nam się dojść do porozumienia. Obie mamy chęć z tej przykrej sytuacji zrobić coś dobrego. I na to liczę”, stwierdziła modelka plus size w rozmowie z portalem.
Dziękuję Wam ❤️
Opublikowany przez Ewokrację by Ewą Zakrzewską Piątek, 4 września 2020
Wiele osób czeka na igrzyska. Krew, pozew za pozwem, kary, bitwę i wszystkie mocne emocje temu towarzyszące. Na...
Opublikowany przez Ewokrację by Ewą Zakrzewską Sobota, 5 września 2020
Prawnicy Anny Lewandowskiej wysłali pismo do Mai Staśko
O tym fakcie działaczka i aktywistka Maja Staśko poinformowała za pośrednictwem mediów społecznościowych w obszernym nagraniu. Jest tym faktem zaszokowana, ponieważ uważa, że nie było podstaw, by takie pismo wysyłać.
„Nie mówiłam o tym wcześniej, bo po prostu się bałam. Bałam się, że przegram w starciu z gigantem. Z celebrytką - zaczyna publicystka i oznajmia: Dostałam groźbę pozwu od prawnika Anny Lewandowskiej. Przyznam szczerze, że trochę mnie to zaskakuje, bo w poście nie było nic obraźliwego względem pani Anny Lewandowskiej. Napisałam same fakty: że jest to szczupła, bogata osoba, która przez to może nie znać pewnych problemów. I tyle”, podkreśliła przejęta.
I w dalszej części filmiku pyta, czy takie pismo od prawników to próba uciszenia jej.
„A to, że w zamian dostałam groźbę pozwu, to próba uciszenia, zastraszenia? Taki straszak? Nie wiem. Ale trochę się to udało, skoro nie mówiłam o tym wcześniej i skoro zaczęłam zastanawiać się, czy powinnam pisać o fatfobii, czy w ogóle lepiej dać temu spokój. Ale ja nie chcę dawać temu spokoju, chcę, żeby grube osoby czuły, że mają wsparcie”, zaznaczyła.
Jak się okazuje, gdyby sprawa wkroczyła na drogę sądową a Maja Staśko przegrała, musiałaby zapłacić ogromne odszkodowanie trenerce – w wysokości 50 tysięcy złotych.
„W wezwaniu jest podana przeolbrzymia kwota kilkudziesięciu tysięcy złotych, które miałabym zapłacić, jeśli przegrałabym sprawę z Anną Lewandowską. Dla mnie to są pieniądze, których nie mam, po prostu.
I tu wychodzi ta nierówność, o której cały czas mówię. Dla celebrytek kilkadziesiąt tysięcy złotych to nie jest jakaś kosmiczna kwota. Dla mnie jak najbardziej. Celebrytka ma opłacanego prawnika, który wysyła tego typu pisma. Ja mam, owszem, wsparcie prawne, ale to prawnik pro bono, który wspiera moje działania na rzecz kobiet po przemocy”, zauważa.
Okazuje się, że taki scenariusz przewidziała m.in. mama aktywistki i ostrzegała ją przed wypowiadaniem się na ten temat.
„Mama mi odradzała, żebym cokolwiek mówiła: „Usuń natychmiast ten post i już nic nie mów o tych grubych osobach, bo nie stać cię na to”, zdradziła.
Karolina Korwin-Piotrowska o wysłaniu pism przez prawników Anny Lewandowskiej
Głos w sprawie zabrała również dziennikarka show-biznesowa. Karolina Korwin-Piotrowska powołała się przy tym na własne doświadczenia.
„Dostałam w życiu parę takich pism, jakie dzisiaj dostała Maja Staśko od Anny Lewandowskiej. I wiem jedno: takie pisma żądające skasowania wypowiedzi czy postu, są efektem strachu i dowodem na to, że uprawniona prawem do wolności wypowiedzi recenzja czyjegoś zachowania była trafna. Jest strach. Bo wizerunek, a co za tym idzie, stan konta i kariera ucierpią, bo może nie wszyscy łykają wszystko bezkrytycznie jak pelikany”, rozpoczęła.
Podkreśla, że jest postawą Anny Lewandowskiej niezwykle rozczarowana.
„Strach jest złym doradcą i zwykle radzi wysłać groźbę knebla, kary 50 tysięcy złotych. Nie mam złudzeń co do celebrytów. Żadnych. Miałam jednak złudne, jak widać nadzieje, że Anna Lewandowska, zamiast wystawiać działa i grozić aktywistce, coś zrozumie, podejmie dialog, zacznie swój słaby moim zdaniem filmik wsadzać w pewien kulturowy kontekst, czegoś się nauczy, zrozumie”, dywaguje.
I dodaje, że dzięki takim kobietom, jak Maja Staśko i Ewa Zakrzewska, rzeczywistość zmienia się na lepsze.
„Świat się ostatnio bardzo zmienia. Zmieniają go młode i odważne kobiety, które coraz trudniej jest wsadzić w schemat. I zastraszyć. One w przeciwieństwie do zamkniętych w swych bańkach celebrytek potrafią pewne zachowania wsadzić w kontekst kulturowy, historyczny i społeczny. To zrobiła Maja. Mają wiedzę i narzędzia do tego. I robią to. Nie sprzedają nikomu wizji szczęścia, tylko tę wizję wciskaną nam zewsząd oceniają. Mają do tego prawo”, zaznacza.
Anna Lewandowska wydała oświadczenie na InstaStories
Po całym dniu zamieszania Anna Lewandowska, która przebywa obecnie z mężem i córkami na wakacjach na Sardynii, wydała oświadczenie na swoim InstaStories, w którym po raz kolejny przeprosiła za kontrowersyjny filmik.
„Kochani, kto mnie zna (...) wie, że nigdy, przenigdy nie miałam złych intencji i nigdy nie dodaje złych, negatywnych emocji. Nigdy nie oceniam ludzi, a tym bardziej się z nich nie śmieje. Pracuję z kobietami i z ich problemami od wielu lat, i to jest całe moje życie, i moja praca”, podkreśliła.
Dalej zaapelowała do wszystkich o wsparcie.
„Chciałabym jeszcze raz przeprosić osoby, które poczuły się dotknięte moim filmikiem. Nie to było moim zamiarem (...) Nie dzielmy się, tylko się po prostu wspierajmy”, prosi.
Brzmi przekonująco?