Piotr Adamowicz wspomina noc po ataku na Pawła Adamowicza. Brat zamordowanego prezydenta udzielił wywiadu, w którym wyznał, jak dowiedział się o tragicznych wydarzeniach w Gdańsku i zdradził, że od początku rokowania lekarzy były negatywne. „Wtedy wiedziałem, jak to się skończy”, opowiada w rozmowie z Elizą Olczyk dla tygodnika Wprost.
Piotr Adamowicz o ataku na brata
Piotr Adamowicz, starszy brata zamordowanego prezydenta Gdańska, udzielił obszernego wywiadu tygodnikowi Wprost, w którym opowiedział, jak z jego perspektywy wyglądały te tragiczne wydarzenia, które miały miejsce w Gdańsku przed dwoma tygodniami. W jakich okolicznościach dowiedział się o ataku na brata?
Tę informację przekazał mu Piotr Grzelak, wiceprezydent Gdańska, pytając czy to prawda, że Pawła Adamowicza dźgnięto nożem. „Zaskoczony odpowiedziałem, że nic nie wiem. Informacja wydała mi się kompletnie nieprawdopodobna, bo przecież nie żyjemy w dzikim kraju. Ale za chwilę miałem następny alarmowy telefon. Wtedy powiedziałem do żony: Ubieraj się, jedziemy”, opowiada.
„Czekaliśmy na jakiekolwiek wieści, bo informacje od lekarzy z izby przyjęć nie były dobre. Po kilku godzinach przyszedł jeden z lekarzy i powiedział, że Paweł zostanie przewieziony na OIOM, ale czas płynął i ciągle go nie przywozili”, mówi Piotr Adamowicz.
„W pewnym momencie przyszedł doktor. Nie wiedziałem, że jest tak źle. To była sinusoida, raz dostawaliśmy dobre, raz złe informacje. Najpierw zszywają serce, więc jest dobrze, bo serce zaczęło bić. Potem serce znów przestało bić. Więc jest źle ”, mówił Piotr Adamowicz w programie Czarno na białym.
Operacja się przeciągała. Około drugiej w nocy zespół lekarzy przekazał najbliższej rodzinie smutną wiadomość, że stan Pawła Adamowicza jest bardzo ciężki: „Powiedzieli, że jeżeli Paweł przeżyje do rana to będzie cud, o który należy się modlić (...). Jeden z lekarzy podczas czuwania powiedział mi, ze doszło do zaniku funkcji mózgu. Wtedy wiedziałem, jak to się skończy. Zadzwoniłem do żony i prosiłem, żeby przywiozła moich rodziców. De facto to było pożegnanie, o czym oni nie wiedzieli”, zdradza w rozmowie z tygodnikiem Wprost.
Jak sam przyznaje, rany, jakie odniósł Paweł Adamowicz spotyka się tylko w podręcznikach lub powstają w wyniku działań wojennych: „Ta krew się z niego po prostu wylewała”. „Kiedy dziś to wszystko wspominam, coraz bardziej dociera do mnie, że w ciągu tych kilkunastu godzin w szpitalu stopniowo zdawałem sobie sprawę, jak jest z Pawłem źle. I że niewiele można było zrobić. Lekarze mówili, że przetoczyli Pawłowi 20 litrów krwi, podczas gdy człowiek ma 5-6 litrów. Przetaczali, a ona się wylewała”, dodaje w rozmowie z Onet.pl.
Niestety, lekarzom nie udało się wygrać walki o życie prezydenta Gdańska. Paweł Adamowicz zmarł 18 godzin po ataku nożownika podczas 27. finału WOŚP. Ta tragedia wciąż wywołuje ogromne emocje - od żalu po gniew. Piotr Adamowicz wszystko to podsumowuje po prostu słowami podziękowań: „Dziękuję wszystkim w imieniu własnym i rodziny, za te pozytywne emocje, które pojawiły się zaraz po ataku w niedzielę wieczorem, bo to uderzenie złej energii zmieniło się w energię pozytywną na niespotykaną skalę. To jest dla mnie bardzo ważne, dla nas”.

