We wtorek, w Ossowie pod Warszawą, odsłoniono popiersia ofiar katastrofy smoleńskiej: Marii i Lecha Kaczyńskich, a także kapitana Pawła Janeczka. W niezwykłej uroczystości wzięła udział Joanna Racewicz, wdowa po funkcjonariuszu BOR. Dziennikarka we wzruszającym przemówieniu przywołała pamięć o zmarłym mężu i przyznała, że najpiękniejszym pomnikiem ukochanego jest ich syn.
Zobacz też: "Decydując się na ten zawód, trzeba mieć skórę słonia". Joanna Racewicz już drugi raz odchodzi z TVP
Joanna Racewicz w poruszających słowach o zmarłym mężu
Wydarzenie było hołdem dla pamięci zmarłych. Już kilka lat temu na polanie zasadzono 96 dębów, jako symbol upamiętniający ofiary tragedii smoleńskiej. „Odsłaniamy pomniki dwóch osób, być może najbliższych panu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Tych, którzy byli przy nim zawsze: jego małżonki, pierwszej damy, ukochanej osoby pana prezydenta, i jego najbliższego obrońcy, tego, który był z nim zawsze, który go strzegł aż do końca, który razem z nim poniósł śmierć w tym okrutnym dramacie smoleńskim”, mówił podczas uroczystości Antonii Macierewicz.
Joanna Racewicz nie kryła wzruszenia. Od śmierci Pawła Janeczka minęło ponad 7 lat. Dziennikarka opisała towarzyszące jej emocje w poście na Facebooku: „Jechałam tam z myślą – jak dźwignąć spojrzenie w kamienne oczy Janosika. Co by pomyślał mój »borowik« – ze swoim dystansem i przewrotnością – o tym, że po śmierci stanie obok ludzi, o których mówił: Narodowi Bohaterzy. On, zwykle bezimienny. Wymieniany drobnym drukiem na końcu listy. On, który zawsze w cieniu, a nie na świeczniku”.
Dla Joanny Racewicz i jej dziewięcioletniego syna było to poruszające wydarzenie. Prezenterka obawiała się, czy Igor będzie potrafił przeciąć biało-czerwoną wstęgę z pomnika ojca bez drżenia rąk. Dojrzałe podejście i odwaga syna, bardzo ją wzmocniło. Chłopiec na każdym kroku stara się uczyć mamę optymizmu. „Dam radę, Mamiś. Jestem w końcu twoim synkiem. No i Janosika", powiedział w rozmowie z mamą Igor. „Jest dzielny. Jak Tata. I chce zabrać szarfę do szkoły. Bo duma z Taty i pamięć o nim to jedyne, co zostało. Nasz Syn. Najpiękniejszy pomnik Pawła. Prawdziwszy,niż można sobie wyobrazić. I trwalszy niż ze spiżu”, czytamy. „Już się nie wzruszaj, mamusiu. Będziemy tu przyjeżdżać, chcesz? Będę cię trzymał za rękę”, ostatnie słowa wypowiedziane przez dziewięcioletniego syna są dla niej największym wsparciem.
Zobacz też: Joanna Racewicz wzbudziła sensację swoim wyglądem. Tak prezenterka zmieniała się z biegiem lat
Utracona miłość
Kapitan BOR Paweł Janeczek zginął 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie pod Smoleńskiem. Gdyby tego dnia nie wziął zastępstwa za kolegę, dziś mógłby żyć i cieszyć się rodziną. Los chciał inaczej... Janeczek został przydzielony do ochrony prezydenckiej pary. Dla Joanny Racewicz świat stanął wtedy w miejscu. Została sama z synem, tęsknotą, żalem i pustką. Nie ma dnia, w którym nie wspominałaby zmarłego męża.
Tworzyli zgrane, trwałe małżeństwo. Poznali się w 2002 roku na pokładzie rządowego samolotu: „Usiedliśmy obok siebie. Tak to się właśnie zaczęło, od rozmowy i nieprawdopodobnego porozumienia”, zdradziła dziennikarka w jednym z wywiadów. Dwa lata później wzięli ślub. A wkrótce potem powitali na świecie synka, Igora. Znajomi pary twierdzili, że Joanna i Paweł myśleli o powiększeniu rodziny. Janeczek miał odejść ze służby po zakończeniu prezydentury przez Lecha Kaczyńskiego. Pragnął skupić się na wychowywaniu synka.
Po śmierci męża prezenterka mogła liczyć na wsparcie najbliższych. Przyjaciele Janeczka w dniu katastrofy oświadczyli, że do końca będą troszczyć się o jego rodzinę. Traumatyczne wydarzenia odbiły się jednak na psychice Joanny Racewicz. Przez długi czas po śmierci męża cierpiała na depresję. Dwa lata temu po raz pierwszy zdecydowała się opowiedzieć o swoich przeżyciach przy okazji kampanii „Twarze depresji”. Wyznała, że jedyną motywacją na wyjście z choroby, był dla niej synek: „Zaczęła się terapia, zaczęło się branie leków. Bo bez farmakologii, może ktoś potrafi wyrwać się z tego dołu, z tego koszmaru, w którym boli do granic możliwości ciało i dusza, ale ja nie potrafiłam”.
Joanna Racewicz nigdy nie czuła się bardziej samotna niż wtedy, po śmierci Pawła. „Dokładnie pamiętam koszmarne weekendy. Gdy wszyscy znajomi, którzy byli na pogrzebie Pawła i trzymali się za ręce – znikają. Mają swoje życie, swoje plany, wyjazdy, radości. Wdowy nie pasują do ich szczęśliwego krajobrazu. Otwierasz FB i widzisz rodzinne pikniki, zdjęcia uśmiechniętych dzieci, mam i tatusiów, którzy grają z synkami w piłkę albo pływają w morzu. To ściska za gardło’’, wyznała prezenterka w rozmowie miesięcznikiem „PANI”.
Dziś Joanna Racewicz stara się żyć normalnie, czerpać radość z codzienności i patrzeć na świat przez różowe okulary. Tak jak uczył ją tego Paweł. „Był kojącym balsamem na moją skołataną babską duszę”, wspominała dziennikarka. Czas nie leczy ran, a jedynie pozwala sobie z nimi lepiej radzić. Rana zostanie na zawsze, tak jak wiecznie żywa pamięć o utraconej miłości...