Hanna Lis nigdy nie ukrywała, że przez poważną chorobę mogła stracić obie ciąże. Przez 20 lat walczyła z endometriozą i dziś otwarcie mówi o tym, że zdaje sobie sprawę, co czują miliony kobiet, które również zmagają się z tym okrutnym schorzeniem. Na swoich social mediach często podkreślić swoje wsparcie, dla tych, którym ta choroba także utrudnia życie. Dziś Hanna Lis szczęśliwą mamą dwóch córek, ale źle wspomina czasy ich narodzin. Szczególnie trudnym przeżyciem były narodziny Julki. Wszystko przez wstrząsające słowa lekarza, jakie wówczas usłyszała...
Hanna Lis o trudnej ciąży
Hanna Lis jakiś czas temu zdobyła się na szczere wyznanie. Na swoim Instagramie dziennikarka opisała o tym, jak walczyła o życie i zdrowie swoich dzieci: „Dopiero po latach dowiedziałam się co prawie zabrało życie moim dzieciom: endometrioza”, napisała. Dziś córki Hanny Lis mają 19 i 21 lat, a dziennikarka jest zdrowa. Od dziesięciu lat może czerpać radość z życia. Ratunkiem była laparoskopia. Operacja na pełnej narkozie trwała prawie 3 godziny: „Zatruwała mi życie jeszcze przez długie lata. Dziś jestem od niej wolna, ale wiem, że takich jak ja (byłam), są dziś w Polsce MILIONY! Dziewczyn, które cierpią, które mają za sobą poronienia, od lat bezskutecznie starają się o dziecko, które żyją w nieustannym bólu, którym kolejni lekarze nie potrafią/nie chcą pomoc, i które nawet nie wiedza, (jak ja kiedyś) że chorują! Tak być nie musi, tak być nie może♥️”, wyznała.
Dziennikarka już wcześniej opowiadała o swojej chorobie, m.in. w rozmowie z magazynem VIVA!: „Zawsze bardzo chciałam być matką, więc nie ma mowy o przypadku. Jeśli pytasz o to, czy ciąże były zaplanowane – nie były, ale były euforycznie powitane, a potem cholernie ciężko wywalczone. Julkę prawie straciłam w trzecim miesiącu, Anię w piątym. To, że dotarłam do końca jednej i drugiej podróży, to cud. Cud medycyny i natury, wymodlony i wystarany, wykarmiony największą miłością. Po urodzeniu Julki usłyszałam, że zdiagnozowano u mnie ciężką postać endometriozy – nie wstydźmy się tego słowa, proszę, leczmy ją – i że nigdy już nie zajdę w ciążę. A ja bardzo chciałam mieć drugie dziecko”, mówiła.
Odważnie wspominała ten trudny czas w swoim życiu także na Instagramie, publikując nieznane dotąd zdjęcia: „Na pierwszym planie jedno z nielicznych zdjęć, jakie mam z moich ciąż. 6. miesiąc z Anką. A teraz przesuńcie w prawo karuzelę. Na drugim, pod bluzką, 8-miesięczna Julka. Nie pozwalałam sobie robić zdjęć w ciąży. Żeby nie zapeszyć. Bo te najpiękniejsze w życiu kobiety 9 miesięcy, były dla mnie zarazem czasem największego lęku. Obie ciąże zagrożone przez endometriozę, ciężko wywalczone, cudem uratowane. Miałam farta, że choroba pozwoliła mi w ogóle zostać matką”, mogliśmy przeczytać pod jednym z postów.
Hanna Lis w rozmowie z Krzysztofem Ibiszem znów opowiedziała o tych wstrząsających wydarzeniach sprzed ponad 20 lat: „Julki o mały włos nie straciłam. Pamiętam, że leżałam w szpitalu i nad głową lekarze mówili: „Nie, to jest już po ciąży”, jeden mówił do drugiego: „To co, może wyskrobiemy?”. Ja leżałam, w ogóle nie widziałam, co się dzieje. Tak przeleżałam całą noc, pod dwiema kroplówkami, i rano zawieźli mnie na wózku inwalidzkim, żeby zrobić USG i zobaczyć, jak to lekarz nazwał, „czy to już się ewakuowało”. Było to, delikatnie rzecz ujmując, bardzo przykre ”, opowiadała Hanna Lis w programie Demakijaż.
Kiedy już większość traciła nadzieję, dziennikarka wciąż wierzyła, że uda się uratować jej córkę. Decydujące okazało się kolejne badanie USG: „Pamiętam, że lekarz zaczyna mi jeździć tym urządzeniem po brzuchu i mówi tak nagle: „Słuchajcie, Jezus Maria, to żyje!”. Wtedy dostałam takiego kopa”, zdradziła w rozmowie z Krzysztofem Ibiszem. Dziś Hanna Lis jest szczęśliwą mamą dwóch córek, a traumatyczne wydarzenia sprzed lat pozostają tylko wspomnieniem...

