Rekord Roberta Lewandowskiego: pięć goli w dziewięć minut
Cud może zdarzyć się każdego dnia. Ale jesienią zeszłego roku nikt na niego nie liczy. Robert leczy kontuzję. Przez pierwszą połowę meczu z Wolfsburgiem, najgroźniejszym rywalem do tytułu mistrza Niemiec, siedzi na ławce rezerwowych. Gdy po przerwie trener Bayernu Monachium, Pep Guardiola, każe mu wejść na boisko, nikt nie jest przygotowany na to, co się wydarzy. A Robert gra jak w transie.
Co dotyka piłki – gol. Trybuny szaleją. W ciągu ośmiu minut i pięćdziesięciu dziewięciu sekund strzela pięć bramek! Absolutny wyczyn. W te dziewięć minut zdobywa cztery rekordy Guinnessa. Piąty strzał – nożycami w powietrzu – zachwyca cały świat. Zostaje uznany za najlepszą bramkę sezonu.
Trener, który grając z kultową Barceloną, widział już wszystko, chwyta się za głowę: „On oszalał!”, woła. „To była dla mnie historyczna noc”, przyzna później polski napastnik. „Dopiero po kilku dniach, tygodniach zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem!”.
Pochodzenie Roberta Lewandowskiego
– Skąd wziął się polski cudotwórca piłki nożnej?
Robert Lewandowski przychodzi na świat w szpitalu na warszawskich Bielanach 21 sierpnia 1988 roku. Ale wychowuje się w Lesznie, wsi na skraju Kampinosu. Leszno ma charakter małego miasteczka, lecz praw miejskich nie posiada.
Mały Robert z rodzicami i starszą o trzy lata siostrą, Mileną, mieszka w domu z ogrodem. Ma las i boisko. Nic więcej do szczęścia nie potrzebuje. Od rana do nocy gra z kolegami na podwórku. W domu trzyma piłkę pod stołem. Żeby zawsze była blisko.
Miłość do sportu dostaje w genach. Mama była siatkarką pierwszoligowego AZS Warszawa, tata uprawiał judo i grał w piłkę w Hutniku Warszawa. Oboje zachęcają go do regularnych ćwiczeń. Judo, koszykówka, biegi – we wszystkim jest dobry, zdobywa nagrody. Ale nie lubi biegów, zawody bardzo go stresują. Woli piłkę, tylko z nią czuje prawdziwe połączenie. Rodzice to widzą i wspierają. Nie każdemu chciałoby się trzy razy w tygodniu wozić swoje dziecko na treningi do Warszawy. Półtorej godziny w jedną stronę. A oni to robią.
Początki kariery Roberta Lewandowskiego
Ma osiem lat i żaden klub w Warszawie nie chce go przyjąć. Za młody. Trudno w to uwierzyć, dziś w Europie trenuje się już czterolatków. Robert trafia do Varsovii na tyłach stadionu Polonii, spędzi tam siedem lat. Piłka to jego życie.
Nawet gdy dorasta i jego koledzy imprezują do rana, on – nie. Wie, że następnego dnia ma trening lub mecz i musi być w formie. Kocha taniec z piłką. W domu włącza kamerę i drybluje. Ogląda swoje zagrywki, poprawia ruchy. Marzy o wielkich meczach.
„Ciągle biegał”, wspominają koledzy. „Gdy szedł, to się męczył”. Jest drobny i niski, ale zadziorny. Gdy wraca do domu poraniony w bójkach, ojciec nie robi mu wyrzutów. Gratuluje, że zwyciężył. Tak wychowuje napastnika. Umiejętność walki na pięści przyda mu się 10 lat później w Borussii Dortmund. Paragwajczyk Lucas Barrios nie będzie mógł znieść, że Robert „zabiera” mu jego miejsce napastnika. W szatni dojdzie do rękoczynów.
Talent Roberta Lewandowskiego
Taki talent, jaki ma Robert, zdarza się raz na 100 lat. Arsène Wenger, trener Arsenalu, uważa, że Europa przestała już rodzić napastników. Europejczycy stali się zbyt wygodni, miękcy, nie znają przeszkód. A napastnik musi być wojownikiem, dzikim zwierzęciem wypuszczonym z klatki. Na szczęście Robert dostał odpowiednio w kość. Gdy jako junior pojedzie do Niemiec, zdziwi się, że tam na boiskach… rośnie trawa! W jego młodzieżowym klubie Varsovia boisko to klepisko.
Od tupotu kilkudziesięciu nóg podnosi się tuman kurzu. Piach zgrzyta w zębach. W szatni nie ma prysznica, nie ma się gdzie wykąpać. Zimą chłopaki płuczą tylko zęby z piachu i lecą do domu. Tata dogaduje synowi: „Bobek, z ciebie to nic nie będzie”. Syn się wtedy denerwuje i próbuje się odgryzać. „Mąż się z nim droczył”, wspomina Iwona Lewandowska w książce Pawła Wilkowicza, „Nienasycony”. „Mówił: »Bobek, ty gamoniu, jak ty zagrałeś?«”. Tata z niego kpi, ale docenia. Krzysztof Lewandowski uczy WF-u, zabiera syna na zajęcia starszych klas, żeby jego Bobek pokazał, jak należy wykonywać ćwiczenia.
Śmierć ojca Roberta Lewandowskiego
A potem ojciec umiera. Choroba wieńcowa, nadciśnienie, nowotwór. W szpitalu wycinają mu guz, wraca do domu i dwa dni później już nie żyje. „Są ludzie, którzy umieją chorować. Mąż nie umiał. Poddał się”, powie jego żona. Robert ma 16 lat. Jest w szoku. Odchodzi jego ojciec i sportowy autorytet.
Chłopak zamyka się w sobie, chowa uczucia. Tym bardziej poświęca się piłce. W niej znajduje pocieszenie. Dostaje się do warszawskiej Legii. O tym zawsze marzył jego ojciec. W 2010 roku debiutuje w reprezentacji Polski i od razu gol w meczu z San Marino. Dedykuje go ojcu. „Miał sprężynę, która napędza największych”, powie o nim Leo Beenhakker, trener reprezentacji. A gdy w niemieckim klubie pobije rekord w liczbie meczów z rzędu, w których strzeli gola, także dedykuje go ojcu. „Zawsze we mnie wierzył”, westchnie z tęsknoty. „Szkoda, że nie doczekał moich sukcesów, na pewno byłby dumny”.
Na razie – w roku 2005 – Robert gra w drużynie rezerwowej Legii. Ale to i tak wielki sukces, przecież to klub mistrzów Polski. Po raz pierwszy dostaje od klubu buty do grania. Do tej pory sam musiał zbierać na piłkarskie „korki”. Robert bardzo się stara, Legia może być trampoliną do sukcesu. Jednak zawodzi go ciało.
Kontuzja Roberta Lewandowskiego – kryzys w karierze
Na zawsze zapamięta mecz z Dolcanem Ząbki 26 kwietnia 2006 roku. Gdy wychodzi na boisko i biegnie sprintem, zrywa mięsień. Koniec grania. Spędzi wiele miesięcy na rehabilitacji. Jeszcze długo wzbudza wesołość kolegów, bo w czasie biegania ciągnie za sobą nogę. „Jak lajkonik”, mówią. „Albo sarna”. Gdy jest już zdrowy, dostaje cios między oczy. Któregoś dnia przychodzi do klubu na trening i dowiaduje się, że został zwolniony.
Dziś pewnie działacze plują sobie w brodę, że wtedy zlekceważyli przyszłego mistrza. Nikt się na nim nie poznał. „Do dziś nie rozumiem tego, co się w Legii stało”, wspomina Lewandowski w książce o sobie. „Nie usłyszałem żadnego wytłumaczenia: kto właściwie podjął tę decyzję, czym się kierował”. Papiery oddaje mu sekretarka.
Robert Lewandowski i Borussia Dortmund
Cztery lata później niemiecki klub Borussia Dortmund płaci za niego 4,5 miliona euro. Około 20 milionów złotych! Jak to możliwe? Jest tylko jedno wytłumaczenie. Talent. I ciężka praca. Robert gra jak anioł i trenuje jak diabli. Gdy inni odpoczywają, on ćwiczy dalej. Nuda, męka, ból. Nic go nie zraża. Jego ambicja jest wielka jak Himalaje. Wciąż podnosi sobie poprzeczkę, zawsze musi być najlepszy. Nie jest wysoki, nadrabia siłą i zwinnością.
„Chuderlak z instynktem”, mówią o nim na początku kariery. Dziś, gdy pojawia się na boisku, jest perfekcyjną maszyną do strzelania goli. Morderczym gladiatorem. Zbigniew Boniek, według FIFA jeden ze 100 najlepszych piłkarzy świata, podziwia Lewandowskiego: „Robert jest fantastyczny, to nie tylko snajper, potrafi sam sobie wywalczyć piłkę”, mówi Onetowi.
„Jeden z najlepszych piłkarzy na świecie, jeżeli nie najlepszy. Potrafi pociągnąć za sobą całą drużynę, jest genialny”.
Uzależniony od bramek. Nawet gdy jego drużyna zwycięży, a on nie strzeli gola, jest wściekły. Zawiódł, nie sprawdził się. Musi odreagować stratę. W Borussii zyskuje przydomek „The Body” – Ciało. Cały czas ostro pakuje na siłowni, ale robi to z głową. Nie może być za ciężki, bo musi dźwigać swoje ciało. A każdy mecz to kilkadziesiąt przebiegniętych kilometrów.
Dietę ustawia mu żona, Ania. Mistrzyni karate i specjalistka od zdrowego życia. Na tegorocznym Euro występuje jako oficjalna dietetyczka męża. Gdy wybierali dom w Monachium, w Bogenhausen, dzielnicy dla bogaczy, najważniejsze było, żeby znalazły się w nim siłownia, basen i sauna. Bez odnowy biologicznej nie mogliby żyć.
Często ćwiczą razem z Anią, pokazują sobie nowe ćwiczenia. On nie odpuszcza nawet na wakacjach. „To jest dziecko. Wieczne dziecko, pazerne na ruch”, mówi Ania w „Nienasyconym”. „Zasuwa na wakacjach tak, że ma zakwasy. Jest uzależniony od treningu, od adrenaliny. Ping-pong, koszykówka, siatkówka. We wszystkim chce pokazać, że byłby najlepszy. Na wakacjach czy w pracy”.
Robert Lewandowski i Anna Lewandowska – historia ich miłości
Poznają się z Anią na Mazurach, na obozie integracyjnym dla studentów AWF-u (Robert gra wtedy w Zniczu Pruszków). Widzi piękną blondynkę i jest pod wrażeniem. Myśli: gra w tenisa lub tańczy w balecie. Nie może uwierzyć, że dziewczyna walczy na macie. Wygłupia się, a może jest trochę zawstydzony i mówi jej, że ma na imię… Andrzej. „Umówiliśmy się w kawiarence przy Chmielnej”, Anna wspomni ich początki w VIVIE! Za to Robert pamięta, że na pierwszą randkę poszli do kina.
Okazuje się, że razem studiują i razem trenują w Pruszkowie. Miłość kwitnie. Są bardzo podobni. Silni, ambitni, stawiają sobie dalekosiężne cele i prą do nich z uporem czołgu. Anna ma twardy cios karate. Zdobywa medale na mistrzostwach kraju, Europy i świata. Ma też miękkie serce. To przy niej Robert, o którym trenerzy mawiali, że jest „kawałkiem drewna”, bo w ogóle nie okazuje emocji, rozluźnia się. I uczy się mówić o uczuciach. Dziś, gdy zaczyna się mecz, wychodzi z szatni kompletnie inny niż na początku kariery.
Spokojny, opanowany, na luzie. I swobodnie zdobywa kolejne bramki. Jakby miał celownik w butach. Osiąga tytuł króla strzelców w polskiej lidze, w Ekstraklasie, w Pucharze Niemiec, Bundeslidze (dwa razy) i eliminacji do Euro 2016. Czarodziej. W dawnych czasach na pewno oskarżono by go o podpisanie paktu z diabłem. A po meczu chce zapomnieć. W domu nie rozmawia o piłce. W gronie przyjaciół, których ma od liceum i Pruszkowa, bawi się i odpoczywa. Z Anią lubią tańczyć. Wtedy mogą uciec od wielkiej presji, w jakiej żyją. Stają się parą zakochanych ludzi. Zwykłym chłopakiem i dziewczyną, nie celebryckimi bóstwami.
Ślub Roberta i Anny Lewandowskich
Ślub biorą 22 czerwca 2013 roku w Serocku. Pod kościół zajeżdżają białą stylową limuzyną. Dostępu broni kilkunastu ochroniarzy. Wesele jak z bajki w dworku „Złotopolska dolina” w Trębkach Nowych. Media donoszą, że kosztuje ćwierć miliona.
Małżeństwo Roberta i Anny Lewandowskich
Gwiazdy mediów. Piękni, nieziemsko zdolni, podziwiani na całym świecie. W dodatku potrafią zarabiać pieniądze. Jeszcze żaden polski sportowiec nie podpisał kontraktu, który gwarantowałby mu 11 milionów euro rocznie. A tyle właśnie zapewnia Robertowi umowa z Bayernem Monachium. Do tego reklamy: Coca-Cola, Huawei, Gillette, Nike – w 2015 roku dały mu dwa miliony euro. A w tym roku trzeba doliczyć umowy z Vistulą i Procter & Gamble.
„Forbes” donosi, że na polskim rynku piłkarz dostaje milion złotych za reklamowy kontrakt. Przed Euro 2016 Lewandowski pojawia się w tylu reklamach, że internauci tworzą memy: „Kiedy Lewy zacznie reklamować reklamy?”. Anna ma też wielki potencjał. Mistrzyni karate, blogerka, gwiazda fitness, autorka książek i programów treningowych. Skutecznie tworzy własną markę. Reklamuje bank, obuwie i maszynki do golenia.
Zarobki i majątek Roberta i Anny Lewandowskich
Zarabiają krocie, ale nie prowadzą hulaszczego trybu życia. Mają dom na Mazurach. On ma słabość do samochodów, więc kupi sobie ferrari za milion. Ona lubi ekskluzywne dodatki do garderoby. Cena nieznana. Z bogactwem w Polsce trzeba uważać. Internet potrafi kpić, gdy Ania na blogu zaproponuje zdrowe śniadanie za 40 zł.
Nie epatują dochodami, raczej rozsądnie inwestują. Robert skupuje nieruchomości na Mazurach, zajmuje się deweloperką. Ludzie wiedzą, że ma środki, więc próbują namówić go na przedziwne interesy. A to sieć klubów nocnych, a to eksport trumien do Rosji. On nie działa pochopnie, zanim podejmie decyzję, bada, węszy, pyta się bardziej zorientowanych. Nie działa sam. Za jego wielkim sukcesem, jak u Beatlesów, stoi menedżer.
Biznes i działalność charytatywna Roberta Lewandowskiego
Cezary Kucharski wypatrzył go już w Zniczu Pruszków, gdy Robert był nastolatkiem. Sam był piłkarzem, ale szybko zorientował się, że jego talent to wyszukiwanie talentów. Jest dobrym duchem Lewandowskiego. Spektakularna kariera Roberta to również zasługa Kucharskiego. Bierze na siebie gorzki chleb negocjacji i twarde rozgrywki z klubami. On się kłóci, żeby Robert nie musiał. Dzięki swoim znajomościom pomógł mu podbić Zachód. Pomógł stać się wielkim Lewandowskim, który może grać z najlepszymi i ograć największych. Założyli wspólnie firmę RL Management, która ogarnia międzynarodowe interesy polskiej gwiazdy piłki nożnej. Kontrakty, wywiady, reklamy.
Razem też inwestują pieniądze Lewandowskiego. Włożyli kasę w fundusz inwestycyjny i kilkanaście start-upów. To właśnie Kucharskiemu zależy, żeby Robert był postrzegany jak produkt luksusowy. Nie po to, żeby lansował nowe fryzury, tylko żeby wyciągnął futbol ze sportowego getta. Dodał mu szlachetności. Cezary cieszy się, gdy Robert zaprzyjaźnia się z ludźmi filmu, przedstawia go politykom. Piłkarz sam chce obracać na dobre swoją popularność. Dlatego daje twarz wielu charytatywnym akcjom. Od dwóch lat firmuje przedsięwzięcie UNICEF-u, „Głos dzieci” – akcję pomagającą dzieciom z terenów konfliktów wojennych.
Robert Lewandowski – kapitan reprezentacji Polski
Od dwóch lat jest kapitanem reprezentacji Polski. Co prawda stracił przez to przyjaźń Kuby Błaszczykowskiego, który po kontuzji musiał oddać ten tytuł, za to zyskał szacunek drużyny. Odkąd jest kapitanem, Polacy idą jak burza. W eliminacjach do Mistrzostw Europy zdobył 13 bramek i został królem strzelców. Polska drużyna zakwalifikowała się do Euro 2016 i świetnie sobie radzi. My, Polacy, kochamy piłkę. I pragniemy sukcesu. Już teraz podziwiamy Roberta Lewandowskiego i wielbimy za jego wielką karierę. Jest prawdziwym idolem. Jeżeli nasza drużyna zdobędzie mistrzostwo, bez problemu obwołamy naszego napastnika niekoronowanym królem Polski.
Tekst Roman Praszyński