Prezydent Słupska, Robert Biedroń, napisał książkę-grę „Włącz demokrację”. To zabawny podręcznik, który każdemu umożliwia „stworzenie” swego państwa. I eksperyment, jaka forma władzy jest najlepsza. Robert Biedroń tęskni za Polską, w której będzie mógł wziąć ślub ze swoim partnerem. Osobiście czuje, że prawo polskie dyskryminuje mniejszości. Stad jego potrzeba dyskusji o prawdziwej demokracji. Demokracji, która jest wspólnotą. Przeczytaj także, czy polityk chce mieć dzieci?
Rozmowa z Robert Biedroniem
„Praktycznie każdego dnia spotykam się z dzieciakami czy młodzieżą i czytam im takie książki, jak moja. Pracuję z nimi, rozmawiamy o demokracji. Więc swoją ojcowską robotę wykonuję ponad normę”.
Dlaczego napisał Pan książkę „Włącz demokrację”?
Odnoszę wrażenie, że mamy deficyt wiedzy o demokracji. Wydaje nam się, że wiemy, czym ona jest. Że jest zapisana w konstytucji. Że jest wartością, za którą ludzie umierali. Ale gdy przychodzi realny test rozumienia demokracji, to wypadamy słabo. Ludzie nie chodzą na wybory, jesteśmy rozczarowani politykami i partiami. Ostatnio maturzyści poradzili sobie z językiem polskim i matematyką, a z wiedzy o społeczeństwie polegli. Często niestety nie mamy refleksji nad demokracją. Podobnie jak z piłką nożną i medycyną wydaje nam się, że się na niej znamy, a tak naprawdę niewiele o niej wiemy.
Dlaczego Pana książka ma formę gry?
Chciałem dać czytelnikom wybór. Chciałem pokazać, ze demokracja nie jest jedynym systemem, który wymyślono. Ale jak mówił Winston Churchill, mimo wszystkich wad jest to najlepszy system. Chciałem dać czytelnikowi szansę, żeby się skusił na inny system władzy. Widzimy w realu, że wielu daje się skusić autorytaryzmowi. I widzimy, czym to się kończy, niestety. Podobnie jest w książce. Na koniec czytelnik przekonuje się, że jeżeli chcemy żyć w społeczeństwie, w którym będziemy wolni, równi, solidarni, będziemy szanowali prawa człowieka, to nie ma innego wyjścia, jak demokracja.
Czy w Polsce jest demokracja?
To trudne pytanie. Bo funkcjonujemy w ramach systemu demokratycznego. Tylko demokracja to jest proces, do którego dążymy. To piękny kwiat. Gdy go podlewamy, pięknie rozkwita, możemy się nim cieszyć. Ale gdy go zaniedbamy, to więdnie. Tak jest z polska demokracją. Mamy kwiat, lecz czy on nam pięknie kwitnie? Mam duże wątpliwości.
Jak zachęcić obywateli do dbania o kwiat demokracji?
Zarażać demokracją. Pokazywać, ze demokracja jest fajna. Że solidaryzm, wspólnota, troska o dobro wspólne, prawa człowieka, wolność - to są rzeczy fascynujące. Jak robimy coś razem, dla dobra wspólnego, to korzyści odnosi wspólnota, ale i my osobiście. Możemy czuć ogromną satysfakcję, że razem budujemy dom, że razem możemy w tym domu mieszkać. Bycie otwartym, tolerancyjnym, przyzwoitym to są realne wartość. A nienawiść do niczego dobrego tak naprawdę nie prowadzi.
Słyszę w Pana głosie autentyczny entuzjazm. Skąd Pan bierze ten zachwyt dla demokracji?
Z praktyki, bo należę do mniejszości, więc wiem, jak się żyje w mniejszości w tej demokracji. Demokracja to rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości. Rządzący o tym zapominają. Zapominają, że prędzej czy później stracą władzę, przejdą do opozycji, staną się mniejszością. W ich własnym interesie jest, aby żyć w kraju, który szanuje prawa mniejszości. Więc tę pasję rozmowy o demokracji, szacunku dla demokracji wynoszę ze swego codziennego życia. Byłem w opozycji. Jestem w mniejszości. I wiem z autopsji, jak ważne są wartości demokratyczne. Jak ważne aby każdy obywatel ich przestrzegał.
Tę książkę powinni przeczytać politycy z Wiejskiej. Żeby sobie przypomnieli
Kiedy wraca Pan do dużej polityki?
Ale ja jestem w dużej polityce. Nie wyszedłem z niej. Cały czas czuję się uczestnikiem dyskusji o krajowej polityce. Ale domyślam się, że pan chce zapytać, kiedy wracam do parlamentu. Zapewniam, że można robić fantastyczne rzeczy, nie będąc w parlamencie na Wiejskiej. Mam wręcz wrażenie, że tę książkę powinni przeczytać w pierwszej kolejności politycy z Wiejskiej. Żeby sobie przypomnieli, dlaczego tam są i na czym polega demokracja. Chyba nie do końca to rozumieją.
Zamieni Pan prezydenturę Słupska na prezydenturę Polski?
To nie kwestia dyskusji, kiedy Biedroń zmieni miejsce. Chciałbym, żeby to była dyskusja o tym, jakich wartości brakuje nam w polityce. Ludzie tęsknią za wartościami, które łączą z moją działalnością: transparentnością, otwartością, lekcjami o konstytucji, demokracją miejską. Ale to nie jest kwestia tej czy innej osoby. Jeden Biedroń wszystkiego nie zmieni, potrzebne jest...
Tysiąc Biedroniów?
Może nawet więcej, ale przede wszystkim potrzeba konsekwencji w działaniu. I dyskusji o wartościach, a nie personaliach.
Napisał Pan książkę dla młodzieży. Czy sam chciałby Pan mieć dzieci?
Kiedyś chciałem. Ale dzisiaj ze względu na zaangażowanie społeczne, już nie mam takich potrzeb. W Słupsku „mam” kilkadziesiąt tysięcy dzieci i młodzieży. I mam co robić. Praktycznie każdego dnia spotykam się z dzieciakami czy młodzieżą i czytam im takie książki, ja moja. Pracuję z nimi, rozmawiamy o demokracji. Więc swoją ojcowską robotę wykonuję ponad normę.

