Viola Kołakowska i Tomasz Karolak
„Tak jak my żyje wiele par. Chcemy im dodać odwagi. Bywa bardzo ciężko, ale... można. Bez niepotrzebnych nerwów i kłótni”.
- Poznaliście się na planie serialu „Kryminalni”. Viola grała policjantkę, Pan – młodszego aspiranta w policji. To było zauroczenie? Miłość?
Tomasz: Gdy poznałem Violkę cztery lata temu, zrobiła na mnie oszałamiające wrażenie. Byłem przekonany, że jestem niegodny tak pięknej kobiety. Żyłem wtedy w wieloletnim związku.
Viola: Ja też oszalałam na punkcie Tomka, byliśmy sobą odurzeni. Wyzwolił mnie z moich demonów, dał fantastyczną energię. Niezwykły, szalony, pełen pasji, zabawny chłopak, który dopomógł mi rozwinąć skrzydła. Ale najpierw je rozwinął, potem zamknął. Początki jednak były cudowne. Spotkało się dwoje ludzi, którzy się w sobie zakochali. Ja też zrezygnowałam ze swojego pięcioletniego, ważnego związku.
Tomasz: Przerwałem poprzedni związek w nieprzyjemny sposób, nie fair. Zapłaciłem za to. Nauczyłem się wtedy, że na czyimś nieszczęściu nie da się zbudować szczęścia. Wyrzut sumienia rozwalił mnie. Nie byłem w stanie stworzyć nowego związku, nawet w momencie, gdy pojawiła się Lena. Nie zrobiłem ruchu „mam dziecko, to będę się żenił”. Myślę, że Violka ma mi to za złe.
– „Zapłaciłem, bo byłem nie fair”. Czym?
Tomasz: Cierpieniem. Przez moje zachowanie jedna osoba cierpiała, potem druga, wreszcie i ja. Trójka bez sternika. Zanim za czwartym razem dostałem się do krakowskiej PWST, studiowałem resocjalizację. Pamiętam wyniki ankiety w 1992 roku na psychologii społecznej, z której wynikało, że co trzecie małżeństwo w Polsce się rozpada. Nic się pod tym względem nie zmieniło.
– No i że co piąte dziecko pochodzi ze związku nieformalnego.
Tomasz: Kryzys tradycyjnych wartości jest poważny, sprowadza się do zewnętrznej celebry. Często decyzję o zawarciu małżeństwa podejmuje się pochopnie, bo dziecko, naciski rodziny. A potem ludzie mają problem, bo uczucia są mocne, ale chwilowe.
Prawdziwa miłość dojrzewa długo. Spotykam facetów i zaskoczyła mnie obserwacja takiego oto modelu rodziny: „Jestem fantastycznym ojcem i regularnie zdradzam żonę. Jeżdżę za granicę na dupy, bo trzeba odreagować”. Taki model. Dlatego ludzie, którzy poważnie myślą, nie wiążą się w stałe związki, bo jest to im niepotrzebne.
Viola Kołakowska o oświadczynach
– Myśli Pan, że ma z głowy moje pytanie, dlaczego się Pan nie żeni?
Tomasz: Wiem, że nie mam z głowy, bo cały czas sam sobie zadaję to pytanie. Właśnie idzie w Teatrze IMKA sztuka „Sprzedawca gumek” Levina – o poszukiwaniu miłości przez 40-latków i o handlu uczuciami. Nigdy nie wiemy, czy ta miłość, którą spotkaliśmy, to ta jedyna, i nie jesteśmy w stanie zaryzykować. Dlatego często ją przesypiamy. Myślę, że ja też mam ten problem: boję się zaryzykować w miłości.
Viola: Tomek sam z siebie, na długo nim zaszłam ciążę, powiedział, że się ze mną ożeni. Było to przed kościołem w Czersku. A pierścionek zaręczynowy dał mi w Rzymie, pod fontanną di Trevi. Ale to były słowa...
– Kobieta mówi: „Jestem w ciąży”...
Tomasz: Byłem zaskoczony, bo w ogóle tego nie planowałem. Choć podobno nigdy nie jest dobry czas na dziecko. Dlatego teraz nie ma sensu o tym dywagować.
Viola: Zareagował przerażeniem. Powiedział: „Ojej, to ja już nigdy nie będę mógł wyjechać z kolegami? Nigdzie?”. Jakieś takie dziwne rzeczy mówił, a potem poszedł spać.
– Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi.
Tomasz: Dokładnie. Przyjąłem tę perspektywę z dystansem i rezerwą, nie widziałem siebie w roli ojca. No i w trakcie ciąży trochę Violkę zostawiłem.
– Wyjechał Pan na egzotyczną wyprawę.
Tomasz: Nie, do Pakistanu wyjechałem, jak Lenka miała osiem miesięcy. Ale wcześniej, gdy Viola była w ciąży, też była sama, bo pracowałem. Robiłem serial „39 i pół”, grałem inne duże role.
– Kobieta w zagrożonej ciąży, a jej mężczyzna wyjeżdża na kraniec świata...
Tomasz: Byłem wykończony. Nie chciałem przenosić moich frustracji na ludzi, z którymi jestem blisko związany. Musiałem wyresetować się. Tam, gdzie nikt mnie nie zna, i na dodatek trzeba walczyć, aby przetrwać. To mi pomogło naładować akumulatory, wrócić do formy. Teraz już nie wchodzę w żaden tak długi serial. Szkoda życia.
Viola: Dwa razy leżałam na oddziale patologii ciąży i dwa miesiące w domu. Wpadali przyjaciele, pomagali. Mała urodziła się dzięki temu tylko trzy tygodnie przed terminem. Potem było mnóstwo emocji z przetaczaniem krwi i informacją, że ma wadę serca. Gdy miała dwa miesiące, poszłam do Centrum Zdrowia Dziecka i okazało się to nieprawdą. Jednak przez te dwa miesiące z niepokoju zjadałam własne paznokcie.
Tomasz: Trochę pięknych chwil z życia Lenki mi umknęło. Wpadałem, ale od czasu do czasu. Serial „39 i pół” kręciłem dwa lata, dzień w dzień. Wchodziłem na plan o 7.00 rano, wychodziłem o 7.00 wieczorem. Zacząłem uczestniczyć w życiu Leny, jak miała rok i trzy miesiące. Z Pakistanu wróciłem po półtora miesiąca, a tu inny człowiek do mnie gadał.
– Chyba gaworzył. A poznał?
Tomasz: Poznał. Po zegarku (śmiech). I gaworzył.
Viola Kołakowska o dziecku
– Czemu nie zamieszkaliście razem?
Viola: To nie była moja decyzja i potrzeba, tylko Tomka. Tyle, ile mogłam zrobić, zrobiłam.
Tomasz: Nasze zainteresowania leżą gdzie indziej. Jesteśmy z różnych światów, mamy inne traumy. Kobiety śląskie są mocne, rządzą w domu. Tylko Viola nie ma kim rządzić, bo mnie w tym domu nie ma. Zgadzamy się w jednym temacie – przy dziecku. Ono nas łączy, jednoczy, tu nie ma dyskusji.
Viola: Wiem, że Tomek ma pasje. A to wyprawy katarskie, a to poszukiwanie grobu Marii Magdaleny, ma dużą wiedzę historyczną na temat religii i architektury, pięknie opowiada. I cały czas poszukuje. Ale ja też poszukuję. Świat jest tak ciekawy, że to naturalne.
Bo tylko człowiek poszukujący się rozwija, może poczuć, że świat jest piękny, a on szczęśliwy. Szukamy wszyscy. Spełnienia, satysfakcji. Tomek się chyba na tym skupił. Tylko on szuka za daleko. A czasami to wszystko jest na wyciągnięcie ręki.
– Często odwiedza córkę?
Viola: Wpada do nas, wpada. Nie mieszka, ale chce być obecny w naszym życiu. Czasem nawet zachowuje się, jakby mieszkał. Razem, ale osobno. Osobno, ale razem. Czasami przytuli Lenkę przed snem, ale nie ma w tym żadnego planu, regularności. Wszystko spontanicznie.
Czasami mówi, że przyjedzie, a nie przyjeżdża, bo się wydarzyło coś ważnego, a czasami nie mówi, że przyjedzie, a przyjeżdża. Czasami zdarzają się, rzadko, bo rzadko, wspólne wyjazdy weekendowe we trójkę. Do jakiegoś spa, żeby Lena pobrykała na basenie z tatą.
– Jak się wtedy czujesz? Jak na randce z narzeczonym i z dzieckiem?
Viola: Dobre pytanie. Chyba my sami nie wiemy, jak to nazwać. Wyjazd integracyjny? Bo czasem czuję się jak we wspólnocie rodzinnej, która chce się sobą nacieszyć, dać szansę losowi. Ale potem wracamy i każde ma swoje życie. Jedno takie, jakie sobie wybrało, drugie – takie, jakie mu los przyniósł. Kocham swoje dziecko ponad wszystko, jest cudowne. Już teraz oddaje mi więcej, niż mogłabym się spodziewać.
Osobna istota, ulepiona z dwóch światów i osobowości, kwitnie i się rozwija, jest w tym palec boży i nasza ręka. Jeśli chodzi o uderzające podobieństwo, to jesteśmy obie tak samo uparte. Lenka ma swoje zdanie i mocno go broni. Wszyscy idą w prawo, ona chce w lewo i idzie w lewo. Charakterna, temperamentna, silna. Mała buntowniczka. Ona jest Skorpionem, ja – Rakiem, Tomek to Bliźniak.
Wiem, że ja i córka będziemy się zawsze dogadywały nie tylko ze względu na astrologię. Jesteśmy ze sobą non stop. Śpimy, rozmawiamy, przytulamy się, całujemy, bawimy się, tańczymy. I krzyczymy na siebie czasami, bo to też normalne. Mówi mi: „Jesteś najwspanialszą mamą na świecie”. Albo ona w pokoju, ja w kuchni, przychodzi i mówi: „Stęskniłam się za tobą, mamo”. Ojca też wita z radością, strasznie go kocha.
– Jest Pan potwornie zajęty, a teraz jeszcze wymyślił Pan sobie swój teatr.
Tomasz: Nie sobie! Z całą mocą to podkreślam. Gdyby nie ludzie, z którymi jestem związany więzami koleżeństwa i zawodowymi od wielu lat, teatr by nie powstał. Mówię o Mikołaju Grabowskim – legendzie Krakowa, co pokazuje „Opis obyczajów III”, absolutnie do odkrycia przez Warszawę.
Do tego jego żona Iwona Bielska, Magda Boczarska, Piotrek Adamczyk, Robert Więckiewicz, Magda Cielecka. Najpierw im pokazałem IMKĘ, spytałem: „Co sądzicie?”. Oni na to: „Rób, pomożemy ci”.
– O! Jedna z sympatii będzie grała w Pańskim teatrze?
Tomasz: Magda z powodzeniem gra w „Opisie obyczajów III”.
– Na premierę też podobno zaprosił Pan wszystkie byłe narzeczone?
Tomasz: Wszystkich narzeczonych nie było (śmiech). Ale gdyby chciały, to nie mam nic przeciwko. Nie widzę w tym problemu. Wszyscy jesteśmy z jednego środowiska. I tak wcześniej czy później spotkamy się, bo gramy. W końcu ile ja miałem tych poważnych związków? Pięć? (Śmiech). Moi koledzy wykorzystują swoją popularność i hulaj dusza! Ja to przy nich jestem mnich.
I mam tylko jedno dziecko, a nie troje, i każde z inną. Viola oczywiście uważa, że to wszystko z egoizmu i że ja powinienem rzucić ambicje zawodowe, mimo iż one już nie są li tylko z gatunku: „Chcę być znany, lubiany i mieć dużo pieniędzy”. Chciałbym pokazać widzom, że prywatny teatr może być ambitny, mówić o czymś ważnym w sposób zachwycający i nie być nudny.
Viola Kołakowska o ojcu swojej córki
Viola: Nigdy nie wtrącałam się do spraw zawodowych Tomka, oczekiwałam jedynie wywiązywania się z obowiązków i z danego mi słowa.
– Francuzi mają takie powiedzenie: „Mężczyzna, z którym kobieta ma dziecko, zostanie z nią do końca jej dni”.
Viola: Trudno, patrząc na ojca mojego dziecka, nie widzieć, że kocha je najbardziej na świecie, i nie myśleć o nim z czułością i czasem nawet z miłością. To dziecko sprawia, że dostrzegam w Tomku tyle ważnych zalet. Tak z nią postępuje, tak do niej mówi, że ja nagle widzę tego samego faceta, w którym się zakochałam. Ciepłego, uroczego, opiekuńczego, o którym myślałam, że będę z nim do końca.
Tak się w nim zakochałam, że chciałam mieć z nim dzieci i przyszłość.Jak patrzę na nasze dziecko, widzę miłość, zaczynam ją znowu sobie przypominać, czuć. Ona wraca. Tak jak Tomka zaskoczyła informacja o mojej ciąży, tak samo mnie zaskoczyła jego miłość do córki. To kochanie spadło mu na głowę jak grom z nieba. Dla mnie zresztą to uczucie też było zaskoczeniem i szokiem, gdy mi ją położyli na brzuchu. Bo to nie był amerykański film, to życie.
– Zagrałaś w serialu „39 i pół”? Kto Ci załatwił rólkę?
Viola: Epizod z Lenką. To był pomysł producentki Justyny Pawlak, która uznała, że byłoby zabawnie. Oczywiście wszystkim się zdaje, że Tomek mi to załatwił. Więc może lepiej, jak i tak mi będzie pomagał, bo przynajmniej odciąży swój budżet i w gruncie rzeczy zrobi też coś dla siebie. Trudno wrócić do zawodu po długiej macierzyńskiej przerwie.
Tomasz: Różnica między mną i Violką polega na tym, że jej ciężko jest zrozumieć, na obecnym etapie bycia młodą matką, że człowiekowi do życia potrzebna jest pewna metafizyka. Wyjazd w góry czy do klasztoru sprawia, że mam lepszy stosunek do świata. A robienie teatru to coś więcej niż tylko sprawdzanie własnych ambicji i możliwości.
Viola: Ależ świetnie wiem, co to metafizyka i jak ma się do odpowiedzialności. Wiem nawet to, że niewiele ma wspólnego z kolekcjonowaniem samochodów, butów ani z pogonią za pieniędzmi.
– To Pan wyznał: „Mężczyzna będzie zawsze trochę dzieciakiem”, co to właśnie kolekcjonuje samochody, tatuaże, buty.
Tomasz: Lepiej byłoby, gdybym pił, ćpał, zmieniał kobiety co miesiąc? Moje dziecięctwo jest bezpiecznym dziecięctwem. Nieraz, jak czytam te bzdury o mnie w tabloidach, to się cieszę, bo nie mają się do czego przyczepić.
Viola: To taki banał, że każdy mężczyzna ma w sobie coś z dzieciaka. A każda kobieta – z dziewczynki. I co z tego? To niech ma tego dzieciaka, ale kiedy trzeba stanąć na wysokości zadania, niech będzie mężczyzną. Dostrzegam w Tomku zmiany, ale być może wchodzenie w kolejne projekty to ucieczka, substytut?
Tomasz Karolak – monogamista symultaniczny
– Ale ma Pan słabość do płci pięknej, przyzna Pan.
Tomasz: Ależ uwielbiam piękne kobiety. Jestem starym kobieciarzem, ale sypiam z jedną.
– Monogamista symultaniczny. Kończy jeden związek i zaczyna drugi.
Tomasz: Mój problem polega na tym, że ja mentalnie nie kończę związków, one trwają, tylko w innej sferze.
– Kiedy Pan po raz pierwszy zobaczył Lenkę?
Tomasz: Miała 38 cm, była malutka, zaraz po porodzie. Nagrałem film, jak do niej mówię: „Cześć, jesteś człowiekiem i urodziłaś się w Polsce. Rozumiesz? W Polsce”, a ona robi takie „bueee”. Mam to na taśmie! Nie byłem przy porodzie, bo nie jestem zwolennikiem oglądania takich scen.
– A trzymania za rękę, głaskania po głowie?
Tomasz: Można potrzymać… nie zrobiłem tego oczywiście, bo nikt o tym nie pomyślał. Mam dla Leny dużo filmików. Nawet z Pakistanu słynne życzenia na osiemnastkę (18 miesięcy), od całej mojej ekipy tragarzy recytującej „podłowienia dla Lena”. Umiałem przewinąć dziecko, natomiast Violka długo nie miała do mnie zaufania. I słusznie. Teraz, gdy Lena stała się bardzo podobna do mnie, widzę w niej moją krew.
Już była za kulisami, na planach filmowych, w IMCE bawiła się ze mną na scenie w wilka. Ma poczucie humoru, umiejętność abstrakcyjnego myślenia. Baba, czyli mama Violki, to kluska śląska, a moja mama – baba-jaga. Ma dwa lata i siedem miesięcy, jest szałaputem strasznym, co to wszędzie wejdzie.
Viola: No tak, tak. Ma twoją inteligencję, poczucie humoru, wszystko, tylko przebywa ze mną.
– Co Pan mówi rodzicom, którzy przeżyli razem 40 lat? Mówili Panu: „Będziesz dojrzały, jak się ożenisz”?
Tomasz: Teraz już tak nie mówią. Zostawili to mnie. Dla nich fakt, że stałem się osobą publiczną, to zaskoczenie i duma, ale rozumieją pewne napięcia, które się z tym wiążą. Jak moja mama miała 23 lata, byłem już na świecie. Rodzice mieli własne mieszkanie i wizję przyszłości. Teraz jest inaczej, na wszystko musisz sam zapracować. A na coś konkretnego – długo pracować. Na ważne rozmowy z rodzicami przyszedł czas teraz.
Viola Kołakowska o rodzicach
– Już padło zdanie, że jesteście z różnych światów. Jakie były Wasze domy rodzinne?
Viola: Pochodzę z normalnej robotniczej śląskiej rodziny. W domu się nie przelewało i nie zawsze świeciło słońce. I bieda zajrzała, i awanturka się zakręciła. Ale moi bliscy to ludzie wrażliwi i dobrzy. Tata wymagał piątek, bo czwórka świadczyła o przeciętności. Sam był sportowcem, ambitnym i zdolnym, ale wychował się w domu dziecka i brak miłości rekompensował sobie alkoholem. Nie żyje od 10 lat.
Mama – typowa Ślązaczka „ma być obiad i porządek” – wrażliwa, introwertyczka, uzdolniona muzycznie. Ten trudny dom, wbrew pozorom, dał mi ogromną siłę. Zaczęłam pracować w wieku 17 lat, musiałam utrzymywać się sama i jeszcze pomagałam mamie. Do Warszawy przyjechałam, mając 19 lat. Z dumą przyznaję, że wyniosłam z domu zasady, którymi się do dziś kieruję w życiu. Cieszę się, że nie miałam za łatwo. Tak jest ciekawiej, szlachetniej.
Tomasz: Moi rodzice fantastycznie ze sobą współpracowali, a w trudnych sprawach wobec mnie, nastolatka, mówili jednym głosem. To mi się wydaje fantastyczne, przepraszam za wyrażenie. Dlatego też kocham ich po równo. Gdy zdałem do ogólniaka w 1986 roku, miałem czas buntu. Mocno się spieraliśmy, z domu w Mińsku Mazowieckim uciekałem na koncerty punkowe czy Metalliki.
Raz prysnąłem na 10 dni. W oczach rodziców nie pomogło mi nawet to, że miałem najlepsze oceny w szkole. W domu sprzątanie było jednym z moich obowiązków, po powrocie ze szkoły zawsze sprzątałem, obierałem ziemniaki. Rodzice wracali z pracy i git. Mój brat Piotrek miał trochę łatwiej.
Viola: Bo mama Tomka pracowała zawodowo. Moja też, i to na dwa etaty. W takiej sytuacji każde dziecko ma obowiązki. Dziś, jak Tomek do nas przychodzi, zdarza mu się chwytać za odkurzacz. Ale mnie wcale nie zależy, żeby mój mężczyzna sprzątał, prał. Jeśli nie potrzebuję mężczyzny, który sprząta, to jakiego?
Takiego, który jest. I który potrafi się określić wobec mnie: możesz na mnie liczyć, szanuję to, co robisz, jesteśmy razem. I chodzi o bycie razem, a nie o ślub. Wszystko, co robimy, robimy dla dobra wspólnego domu. Jesteśmy dla siebie wsparciem. Zawsze. Jeśli coś jest ważne, ja spełniam twoje oczekiwania, ty moje..
– Deklaruje się Pan jako przeciwnik instytucji małżeńskiej?
Tomasz: Nie. Jestem tylko za tym, aby to robić świadomie, a nie na fali chwilowego uczucia. I wcale nie uważam, że monogamia to masakra. Jak już się człowiek zakocha, to…
– Ciągnie…
Tomasz: Ciągnie czas jakiś. Tak.
– Mawiał Pan o sobie: wredny egoista, niedorosły, zarozumiały skurczybyk, średnio przystojny, który ma trudności z podejmowaniem decyzji. Miły tylko na potrzeby wywiadów. Gdzie tu prawda?
Viola Kołakowska o Tomaszu Karolaku
Viola: Są dwie twarze Tomka Karolaka. To jest prawda.
Tomasz: Mam do siebie dystans. Jeśli mam trudności, to tylko z podejmowaniem decyzji sercowych (śmiech). Z innymi – nie. Prowadzenie IMKI uczy mnie asertywności na total.
Viola: Jak się bierze odpowiedzialność za teatr, ludzi w nim zatrudnionych, to chyba tym bardziej za najbliższych, za rodzinę? Rycerze w wyprawach katarskich, o których Tomek tyle wie, byli odważni, prawdomówni, honorowi. I dotrzymywali słowa. Każdy mężczyzna chciałby być rycerzem, ale dziś rycerzami są coraz częściej kobiety.
– Za pół roku będzie Pan miał lat 39 i pół. Za 10 lat – 49 i pół.
Tomasz: Będę wtedy szczęśliwym mężem. Na serio, podejrzewam.
– Nadszedł czas stabilizacji?
Tomasz: Przyjdzie moment, że trzeba będzie zaryzykować. Coś tak czuję.
– Bo jest miło, jak po przyjściu z najlepszego spektaklu teatralnego ktoś jednak na człowieka w domu czeka?
Tomasz: To na pewno miłe, ale nie o to chodzi. Bo też fajnie coś komuś dawać. Wkrótce przyjdzie na to czas.
Rozmawiała Liliana Śnieg-Czaplewska