Marina Łuczenko-Szczęsna o spotkaniu z Wojtkiem
Podobno wcale nie chciałaś się spotkać z Wojtkiem?
Marina: To wymysły, które krążą w mediach. Komuś widocznie była potrzebna taka plotka, bo nie miał w tym momencie o czym pisać. Po prostu Wojtek pierwszy zadzwonił – to on mnie znalazł i zabiegał o kontakt, mieszkałam wtedy w Ameryce.
Wojtek: A ja w Londynie. Marne szanse, żebyśmy spotkali się gdzieś przypadkiem. Musiałem wziąć więc sprawy w swoje ręce (śmiech).
Marina: Wojtek miał 16 lat, gdy wyjechał do Londynu. Tam pracował i się realizował, a do Polski przyjeżdżał tylko na krótkie wakacje.
Wojtek: Wtedy zobaczyłem w internecie zdjęcie Mariny. Okropnie mi się spodobała, zastanawiałem się, jak zdobyć jej numer telefonu. Jakoś mi się to udało. Trochę jednak musiałem o nią powalczyć. Nie ukrywam tego.
– To, co przychodzi z łatwością, ceni się mniej.
Wojtek: To prawda. Pewnie dlatego, że byłem uparty, że nie odpuszczałem, dzisiaj jesteśmy ze sobą tak blisko.
Marina: Gdy Wojtek do mnie zadzwonił, nie wiedziałam, kim jest. Nigdy nie obejrzałam żadnego meczu, nie interesowałam się sportem. Mieszkałam w Stanach od pół roku, negocjowałam kontrakt z menedżerem.
Kiedy przyjechałam na chwilę do Warszawy zobaczyć się z rodziną i przyjaciółmi, zauważyłam w polskiej komórce trzy nieodebrane połączenia z tego samego numeru. Wydzwaniał do mnie „jakiś Wojtek Szczęsny”. „Czy to TEN Wojtek Szczęsny?”, pytały moje koleżanki. „Jaki Wojtek?”.
„No, ten sportowiec, bramkarz”. Dopiero kiedy wyszukałam go w internecie, przypomniałam sobie, że kojarzę Wojtka z programu Kuby Wojewódzkiego, w którym gościem był Kamil Bednarek, muzyk…
Wojtek: …i Wojtek Szczęsny, piłkarz.
– I zaczęłaś się interesować piłką nożną? Można połączyć te dwa światy – muzyki i sportu?
Marina: Nie od razu. U mnie w domu nawet tata nie był fanem piłki nożnej. Jest muzykiem, chętniej oglądaliśmy koncerty, festiwale muzyczne.
Wojtek: A teraz jej tata ogląda wszystkie moje mecze i jest jednym z najwierniejszych kibiców.
– A Twój tata słucha piosenek Mariny?
Wojtek: Nie wiem, nie mam z nim codziennego kontaktu. Rodzice rozstali się, gdy byłem młodym chłopcem. Nie chcę się zagłębiać w moje relacje rodzinne. Ojciec miał okazję poznać Marinę na naszym ślubie, ale nie wiem, czy słuchał, jak śpiewa.
– Dorastanie bez ojca nie jest łatwe?
Wojtek: Może dlatego, że wychowywała mnie tylko mama, tym bardziej doceniam więź, jaką Marina ma ze swoimi rodzicami. Staliśmy się jedną wielką rodziną, pokochałem ich, a oni pokochali mnie. Bardzo to cenię. Moja mama też uwielbia Marinę, mają stały kontakt ze sobą, i widzi, jak pozytywny ma na mnie wpływ.
– Dla Was obojga małżeństwo jest bardzo poważną sprawą?
Marina: Oczywiście. Moi rodzice są już 38 lat razem. Brat z żoną – 18. Zawsze to powtarzam, bo to imponujące. W naszej rodzinie tworzy się trwałe związki. Odpukać.
– Jakie było to Wasze pierwsze spotkanie?
Marina: Przyleciałam do Warszawy na dwa tygodnie.
Wojtek: A ja właśnie miałem miesiąc wakacji. Byliśmy więc w końcu w jednym miejscu w tym samym czasie.
Marina i Wojtek – podryw przez telefon
– Los więc chciał, żebyście się spotkali.
Marina: Nie wiem, czy los, ale Wojtek na pewno (śmiech). Jednak nie od razu zaproponował mi randkę. Zadzwonił, prosząc o pomoc w pewnej sprawie.
Wojtek: Mój przyjaciel potrzebował pomocy artystów. I to nie był wymyślony pretekst. Kiedy zadzwoniłem do Mariny, mówiąc, że zapraszam ją na kolację, to wszystko obgadamy, zgodziła się. Wprawdzie w tej sprawie mi nie pomogła, ale na kolację przyszła (śmiech).
Marina: Wyszło tak jakoś naturalnie.
Wojtek: Chyba w życiu nie odważyłbym się podrywać kogoś przez telefon. Jestem dość nieśmiały w pierwszych kontaktach. Domyślałem się, że Marina ze swoją urodą ma wielu adoratorów i gdybym zaproponował jej randkę bez wyższego celu, odłożyłaby pewnie słuchawkę.
Marina: Trochę zwlekałam z tym spotkaniem, bo byłam nieufna. Pomyślałam: Piłkarz? Pewnie ma mnóstwo dziewczyn i chce tylko odhaczyć, że był na randce z Mariną. Miałam więc dystans do tej znajomości.
– Zgodziłaś się na spotkanie, bo nie bez znaczenia było, że Wojtek mierzy 196 centymetrów i jest bardzo przystojny?
Marina: Tak, ale też wiedziałam, że dobrze zarabia i pewnie myśli: Mogę mieć wszystko. I każdą. A ja nigdy nie chciałam być jedną z wielu.
Wojtek: Nie dziwię się, że tak podejrzewałaś, bo istnieje stereotyp piłkarza – króla życia.
Marina: Wojtek mnie zaskoczył. Okazało się, że jest zupełnie inny, niż można byłoby się spodziewać. Ujęło mnie w nim przede wszystkim to, że jest taki normalny i ma w sobie tyle ciepła, dobroci, romantyzmu i szacunku dla ludzi, a pieniądze go nie zdeprawowały.
Wojtek: Bardzo chciałem się pokazać z takiej strony. Myślę, że mam zdecydowanie więcej do zaoferowania kobiecie niż pieniądze, dlatego chciałem pokazać Marinie prawdziwego siebie i szczerze otworzyć się przed nią.
Już po pierwszych kilku spotkaniach czułem, że nadajemy na tej samej fali, że to fajna, wartościowa dziewczyna. Pomyślałem: Niech pozna mnie lepiej i wtedy zobaczymy, jak to się dalej rozwinie.
– I nie kupiłeś jej od razu bmw.
Wojtek: Nie kupiłem. Dotąd nie kupiłem Marinie żadnego samochodu. Mamy samochód sześcioletni w Polsce i terenowy wóz we Włoszech. To zupełnie nam wystarcza.
Marina: Obawiałam się trochę spotkania z Wojtkiem, ponieważ moje wcześniejsze znajomości pochodziły głównie z kręgu muzycznego. O czym ja będę rozmawiała z piłkarzem?, myślałam. A okazało się, że Wojtek jest niespełnionym muzykiem i ma artystyczną duszę. Ma dobry słuch i uwielbia śpiewać.
– Chodził też na lekcje tańca jako młody chłopak.
Wojtek: Tańczyłem bardzo krótko, niewiele mi z tego zostało. Pamiętam tylko kroki podstawowe. Marina miała okazję sprawdzić to na weselu.
Marina: Musieliśmy zgodnie z tradycją wykonać pierwszy taniec. Mieliśmy przygotowaną choreografię, a Wojtek poradził sobie brawurowo.
– Macie więc w zanadrzu drugi zawód (śmiech). Oglądałeś Marinę w „Tańcu z gwiazdami” w 2009 roku, od którego w Polsce zaczęła się jej popularność?
Wojtek: Nie, wtedy mieszkałem za granicą. W ogóle z polskich muzyków w tym czasie kojarzyłem tylko Kamila Bednarka, bo siedziałem z nim na kanapie u Kuby Wojewódzkiego.
– Ale teraz jesteś podobno zazdrosny o jej karierę i o duet z Jamesem Arthurem? Ich piosenka „Let Me Love the Lonely” chwyta za serce.
Wojtek: To kolejna bujda, wymyślona przez dziennikarzy. Jak mógłbym być zazdrosny o karierę żony? Zawsze staram się ją wspierać w trudnych momentach, a z każdego sukcesu cieszę się jak z własnego. Bardzo mi imponuje. Uważam, że ma świetny głos i pięknie śpiewa…
– Podobno decyzja o byciu razem zapada w ciągu pierwszych 30 sekund kontaktu wzrokowego.
Marina: Nie u kobiet.
Wojtek: Ja od razu wiedziałem. Kiedy cię zobaczyłem, nie mogłem oddychać, zatkało mnie po prostu. Byłaś nawet ładniejsza niż na zdjęciach.
Marina: Wojtek czuł mój dystans i po kilku randkach powiedział: „Ty jeszcze o tym nie wiesz, ale my będziemy razem”. Cały czas mnie zaskakiwał. Śmieszyło mnie, że jest taki pewny swego, a kompletnie mnie nie znał.
Wojtek: Ale mówiłaś, że podobała ci się moja pewność siebie na początku. Nie wiedziałaś, że ja przed każdą randką miałem drżączkę, bo tak mi na tobie zależało.
Marina – krok do przodu i dwa kroki do tyłu
– Nie spodobał Ci się od razu?
Marina: Oczywiście, że spodobał, ale jestem skomplikowana, niezdecydowana i u mnie uczucia długo się budują.
– A jaki jest Twój znak zodiaku?
Marina: Rak.
– Rozumiem, krok do przodu i dwa kroki do tyłu.
Marina: To prawda, jestem ostrożna, nie popadam od razu w zachwyt. Na początku dałam mu zielone światło, ale potem się przestraszyłam, że wszystko dzieje się za szybko. Tak jak powiedziałaś – krok do przodu i dwa do tyłu.
Ale Wojtek nie odpuszczał, zaskakiwał, robił masę drobnych niespodzianek, którymi pokazywał, że mnie uważnie słucha, i małymi kroczkami zdobywał moje serce. W pewnym momencie poczułam się przy nim sobą w stu procentach.
– Sobą to znaczy jaką?
Marina: Pozwoliłam mu poznać wszystkie moje słabości i obawy. Faceci zazwyczaj myśleli, że jestem niedostępna, pewna siebie, arogancka i zarozumiała.
To była moja forma obrony, bo jestem bardzo wrażliwa, łatwo mnie zranić. Nie chciałam jednak przed nikim się tak otwierać i trzymałam dystans. Niedawno Wojtek żartobliwie powiedział: „Oswoiłem dzikie zwierzątko”. Przy nim nie boję się pokazywać swoich słabości.
Wojtek: A ja ich nie wykorzystuję.
Marina: Wiem, że nigdy nie wykorzystasz moich lęków i nawet w kłótni potrafisz zachować się z klasą. Bardzo się szanujemy i nawet sprzeczając się, nigdy nie przekroczyliśmy granicy.
– Nie ciskacie w siebie talerzami.
Wojtek: Talerze u nas nigdy nie latają. Choć wiadomo, że są różne momenty.
– Bo w małżeństwie bez kłótni już nie ma miłości?
Marina: Jest tylko obojętność. Bo ludziom po prostu nie zależy na tym, żeby coś wyjaśniać, naprawiać.
Wojtek: Czasami mamy napiętą sytuację…
Marina: …gdzieś się spóźniamy, gdzieś razem jedziemy, mamy coś ważnego do załatwienia… A życie codzienne to są też krótkie spięcia między ludźmi wynikające z pośpiechu.
Wojtek: W związku z moją pracą, która wymaga punktualności, mam na tym punkcie bzika, nienawidzę się spóźniać.
Marina: A to z kolei moja główna wada. Wiem, że trudno ją zaakceptować, ale nie jest mi łatwo przestawić się z artystycznego luzu na punktualność sportowca.
Co łączy Marinę i Wojtka?
– Co tak naprawdę Was do siebie przyciągnęło? Bo przecież nie tylko uroda?
Wojtek: Oczywiście, że nie tylko. Uroda Mariny była dla mnie pierwszym impulsem i poczułem na jej widok takie „wow”, bo w życiu nie widziałem tak pięknej kobiety. Ale przede wszystkim od razu zauważyłem, że jest inteligentna, ambitna i niezależna. Ma swoją pasję. No i była… nieuchwytna.
– A to mężczyzn bardzo kręci?
Marina: Na początku jest chemia i fascynacja, potem przyjaźń, a z przyjaźni rodzi się miłość. Przynajmniej tak jest u mnie. Oczywiście Wojtek mi bardzo imponował. To chyba nie ulega wątpliwości, że fajnie jest poznać kogoś, kto się realizuje, ma pasję, dobrze zarabia, a przy tym jest normalny i nie zachowuje się jak lowelas.
Wojtek: W każdym razie zaręczyliśmy się dopiero po dwóch latach. Kiedy się oświadczałem, wiedziałem, że to z Mariną chcę spędzić całe życie. Okropnie się bałem zadać jej to pytanie, chociaż byłem pewien, że się zgodzi. Ale mimo wszystko nogi mi drżały. To była jedna z najbardziej stresujących sytuacji w moim życiu.
Marina: Zaskoczył mnie na mojej imprezie urodzinowej.
Wojtek: Kiedyś Marina mi powiedziała: „Jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się oświadczyć, to nie zapomnij tego nagrać, żebym mogła pokazać to nagranie rodzicom i przyjaciółkom”. Pomyślałem sobie wtedy, że zrobię to przy jej rodzinie i przyjaciołach.
Marina: Minutę po tym, kiedy powiedziałam „tak”, wybuchły fajerwerki, wszyscy na balkonie podziwiali girlandy świateł. Było naprawdę bardzo romantycznie.
Marina i Wojtek po ślubie
– To piękne wspomnienie zostanie w Was już na zawsze. Czy ślub coś w ludziach zmienia?
Marina: Pojawia się poczucie odpowiedzialności za siebie i za tego drugiego człowieka.
Wojtek: Ale nie jestem w stanie powiedzieć, że wiele się zmienia w miłości. Uważam, że swoją kobietę należy traktować w sposób wyjątkowy, bez względu na to, czy jest narzeczoną, żoną czy dziewczyną.
Należą im się pełne oddanie, zaangażowanie, szacunek i codzienna walka o ich miłość. Ale zmienia się poczucie bezpieczeństwa. Jest większe. Kiedyś Marinie powiedziałem w formie żartu, że zaklepałem ją sobie i już mi nie ucieknie. I to prawda.
– I tak ma pozostać. Bo miłość to siła napędowa życia.
Wojtek: Tak, i my już o to zadbamy.
Marina: To tak pięknie brzmi, ale zdajemy sobie sprawę, że nie zawsze będzie tak kolo- rowo.
– Będzie po prostu inaczej. Miłość przechodzi przez różne etapy. A każdy z nich jest fascynujący. Teraz pewnie żyjecie czasem teraźniejszym. Korzystacie z życia, nie martwiąc się o pieniądze…
Wojtek: Ale większość pieniędzy odkładamy, bo trzeba się zabezpieczyć, kiedy już skończę piłkarską karierę. Przecież planujemy dzieci, musimy je wykształcić, wychować, stworzyć im komfortowe warunki na start.
Marina: Nie jest tak, jak piszą gazety, że my nieustannie podróżujemy, że szastamy pieniędzmi. Piłkarze mają jeden wolny miesiąc w roku i wtedy są nasze wakacje, nie mają wolnych weekendów, a w lidze angielskiej trenują i grają nawet w święta.
Dziwne, gdybyśmy nie wykorzystali wolnego czasu na zwiedzanie pięknego świata, skoro możemy sobie na to pozwolić raz bądź dwa razy w roku, a Wojtek na to ciężko zapracował.
Wojtek: Gdyby ktoś podejrzał nasz normalny dzień w Rzymie, przekonałby się, że milionerzy – jak o mnie mówią – żyją na poziomie średniej krajowej. We Włoszech mieszkamy w małym, skromnym, starym budynku. W dwupokojowym mieszkaniu. I jest nam tam dobrze.
– Ludzie, którzy się kochają, dobrze się czują nawet w kawalerce.
Wojtek: Tak, bo jest fajnie, przytulnie i blisko do kuchni. Kiedyś pragnąłem tego, by zarobić duże pieniądze i pozwolić sobie na wszystko, co mi się zamarzy. A teraz te marzenia się przewartościowały.
Marina Szczęsna o hejcie
– Co masz na myśli?
Wojtek: Najbardziej doceniam to, że mam możliwość pomóc swojej rodzinie i bliskim.
Marina: Często dostaję wzruszające maile z prośbami o pomoc i po cichu komuś pomagam.
Wojtek: Bo jak się komuś pomaga, to z dobrego serca, a nie dla poprawienia własnego wizerunku. Ja od kilku lat co roku biorę udział w balu charytatywnym, gdzie przekazuję moje tygodniowe zarobki na szczytne cele, o czym też nigdy nie mówiłem. Ale pani Krystyna jest bardzo dociekliwa (śmiech).
Marina: Teraz będą nas hejtować, że nie mówimy, ale mówimy. Tak źle i tak niedobrze.
– Wezmę to na siebie. Przeżyłaś już falę hejtu, kiedy Twoja kariera spowolniła z powodu operacji gardła.
Marina: Niestety, tak, nie chciałam nikomu tłumaczyć, co się ze mną dzieje, dopóki nie będę wiedziała, czy odzyskam głos. A media dobrowolnie kreowały sobie mój wizerunek tak, by inni mogli myśleć o mnie najgorsze. Ludzie uwielbiają anonimowo zwracać komuś uwagę i krytykować, w szczególności ci, którzy sami niewiele więcej robią w życiu.
– Ale przecież przed Tobą jest przyszłość. Masz świetny głos i świat – moim zdaniem – się o Ciebie upomni.
Marina: Dziękuję. Priorytetem zawsze jest rodzina, ale na pewno nie zrezygnuję ze swojego rozwoju zawodowego. Choć przenieśliśmy się do Rzymu i nagrywanie mojego nowego albumu się spowolniło, to w głębi serca cieszę się, że poukładało mi się życie prywatne, które jest najważniejsze!
Wojtek: Kiedy decydowałem, że zmieniam klub i idę „na wypożyczenie” do Rzymu, Marina nigdy nie prosiła, żebyśmy zostali w Londynie, gdzie jest nasz dom, ogród, nasza jabłoń i jej życie zawodowe, choć zdawałem sobie sprawę, że dla niej będzie to cios.
Marina dała mi ogromne wsparcie w podjęciu tej decyzji i zapewniała, że wszędzie damy sobie radę i nie jest nam we Włoszech wcale gorzej, a sportowo wyszło na moją korzyść. Zresztą najlepsze utwory moja żona nagrała już właśnie po przeprowadzce do Rzymu.
– Słuchasz jej piosenek?
Wojtek: Jestem pierwszym ich recenzentem. Słucham ich już na etapie pomysłów, kiedy przy fortepianie wymyśla akordy i linie muzyczne, a potem ze studia od razu wysyła mi nagrania, żebym powiedział, co o nich myślę.
Najpiękniejsze jej piosenki jeszcze nie ujrzały światła dziennego, choć są już gotowe. Ale teraz, widząc to od zaplecza, wiem, jaki to długi i złożony proces nie tylko twórczy, lecz także jak dużo siły i wytrwałości potrzeba w pewnych kwestiach, by przetrwać w świecie Mariny.
Nie wszystko jest zależne od artysty, ale myślę, że słuchacze będą zaskoczeni jej nowym materiałem na płytę.
Marina: Nie poddaję się. Dlatego tak się cieszę, że w tej najważniejszej sferze jest spokój i mam w domu swojego psychologa, który mnie potrafi uspokoić, odstresować i zmotywować, a zarazem zainspirować.
Marina i Wojtek o świętach
– Idą święta, Boże Narodzenie… Jak je spędzicie?
Marina: We włoskiej lidze, w przeciwieństwie do angielskiej, jest w święta sześć dni wolnego. Dlatego wyjedziemy się gdzieś wygrzać. W zeszłym roku byliśmy z naszymi rodzicami, a teraz, korzystając z tego, że jest nas na razie tylko dwoje, pojedziemy sami. Ale obowiązkowo znajdziemy i postawimy tam choinkę.
– I przełamiecie się polskim opłatkiem?
Marina: Oczywiście. Ale czego będziemy sobie życzyć, to nasza już bardzo prywatna sprawa (uśmiech).
Wojtek: Powiedziałaś, że to uszanujesz. Ale teraz już muszę iść, mam bardzo wcześnie rano trening.
Marina: Przedtem jednak złożymy wszystkim serdeczne życzenia przepięknych, zdrowych świąt w kręgu najbliższych. I życia pełnego miłości.
Rozmawiała Krystyna Pytlakowska