Agnieszka Radwańska i tenis
Jeszcze do niedawna po każdym sezonie odpoczywała w ciepłych krajach. W tym roku Agnieszka Radwańska zamieniła słoneczne plaże na… Zakopane i dwa razy dziennie dawała się zamknąć w kriokomorze. „Nie cierpię tego!”, mówi, gdy zaczynamy rozmowę. „Wstydzę się tylko do tego przyznać przed moją 80-letnią babcią, która mogłaby tam siedzieć godzinami”.
Po intensywnym sezonie taka regeneracja ciała jest konieczna. Najlepsza polska tenisistka przyzwyczajona jest do morderczego wysiłku, w końcu gra w tenisa od piątego roku życia, czyli już 21 lat. Jedyne przerwy, jakie sobie do tej pory zrobiła, to te regulaminowe: trzy tygodnie wakacji pomiędzy sezonami i dwie nieco dłuższe, po operacjach.
Przez ten czas zarobiła na korcie ponad 21 milionów dolarów. Zwycięstwo w turnieju Masters w Singapurze pod koniec roku dało jej aż dwa miliony dolarów. Mimo ogromnych pieniędzy Agnieszka nie szasta nimi na prawo i lewo. Inwestuje w nieruchomości i… drobne przyjemności dla najbliższych.
Przyznaje, że tenis kobiet jest nieobliczalny, że nie da się przewidzieć, jak potoczy się mecz. Denerwuje się, gdy niedawny spadek z pierwszej dziesiątki traktuje się jak jej największą porażkę. „Jestem jedną z niewielu zawodniczek na świecie, która od wielu lat utrzymuje się w pierwszej dziesiątce”, mówi. Właśnie ogłoszono, że nie najlepszy dla niej sezon zakończyła na piątym miejscu.
VIVIE! opowiedziała o swoich największych miłościach – tenisie, Dawidzie Celcie i dzieciach, a także przyszłym ślubie. Rozmowa z nią jest jak mecz tenisa – odbijaniem piłeczki. Zobaczcie, jaka naprawdę jest Agnieszka Radwańska.
Miłość Agnieszki Radwańskiej
– Trudno jest być szefową swojego chłopaka?
To w ogóle chyba Dawid wymyślił przezwisko „Szefowa” (śmiech). Jesteśmy w bardzo fajnym partnerskim związku i nikt nikomu nie szefuje. Wydaje mi się, że najważniejsze jest to, że nikt się nie wywyższa i traktujemy się zupełnie normalnie.
– Dawid jest Twoim sparingpartnerem i drugim trenerem. Jesteście ze sobą niemal 24 godziny na dobę. To nie jest za dużo?
Kiedyś myślałam, że jak się jest z kimś non stop, to może być za dużo. Dopóki nie poznałam Dawida. Mamy tak dobre relacje i tak się dobrze czujemy w swoim towarzystwie, że zupełnie nam nie przeszkadza, że tyle czasu spędzamy razem. Poza tym teraz, gdy skończył się sezon, a ja nie trenuję, zdarza się, że nie widzimy się przez cały dzień.
– Mówiłaś niedawno, że perspektywa małżeństwa jest bardzo odległa, a przeczytałam, że za rok staniesz na ślubnym kobiercu.
Tylko że ja nic o tym nie wiem. Wczoraj się dowiedziałam. Ktoś mi wysłał gratulacje. Zdziwiłam się, bo pomyślałam, że finał mistrzostw świata był już jakiś czas temu. A potem zaczęłam dostawać ich coraz więcej. Nic nie wiem o ślubie!
– Jesteście z Dawidem chociaż zaręczeni?
Fajnie by było, ale nie (śmiech). Szkoda, że większość rzeczy, które się wypisuje na mój temat, jest wyssana z palca.
– Większość zawodniczek wychodzi za mąż po zakończeniu kariery. Będziesz czekać ze ślubem do emerytury?
Nigdy o tym nie myślałam. Ale przecież jak już jestem z kimś, to nieważne, czy ślub jest po dwóch, czy po siedmiu latach. W karierze mi to przecież nie przeszkodzi. Gdybym chciała mieć teraz dzieci…
– A chciałabyś mieć?
Oczywiście, że tak! Przecież w tenisa nie będę grała całe życie. Kariera trwa plus minus do 30. roku życia. W marcu kończę 27, więc czas leci (śmiech). Zastanawialiśmy się z Dawidem, czy nasze dzieci będą grały w tenisa. Doszliśmy do wniosku, że nie będą miały innej opcji. Chyba że ewidentnie nie będą się do tego nadawały. Ale opowiem ci o tym za parę lat.
Mistrzostwo świata Agnieszki Radwańskiej
– To opowiedz, co czułaś, jak zostałaś mistrzem świata.
Ciężko mi to opisać słowami. Zdobyłam coś, na co pracowałam i czekałam całe życie.
– Ten sezon nie był dla Ciebie zbyt udany. Szczególnie jego pierwsza połowa.
Nie da się ukryć. Nawet ten turniej w Singapurze nie zapowiadał się zbyt dobrze. Właściwie już się pakowałam do Polski. Dawałam z siebie wszystko, choć nie spodziewałam się, że wygram. Na każdy turniej jadę, żeby wygrać. A tenis kobiet jest nieobliczalny. W nim wszystko się może zdarzyć.
W Singapurze dwa pierwsze mecze przegrałam. To nie była dobra wróżba. Wiadomo, że każdy walczy do końca i dopóki nie poda się ręki rywalce, jeszcze można wygrać mecz. I wygrałam. W trakcie całego turnieju miałam też trochę szczęścia, ale w półfinale i w finale mogłam liczyć już tylko na swoje umiejętności.
– Sukces zawdzięczasz współpracy ze słynną Martiną Navratilovą?
Nie wiem. Pracowałyśmy razem tylko cztery miesiące. Wydaje mi się, że bardziej zawdzięczam to swojej ciężkiej pracy i mojemu teamowi – trenerowi Tomkowi, moim dwóm trenerom odnowy biologicznej i ogólnorozwojowej i oczywiście Dawidowi.
Siostry Radwańskie – Agnieszka i Urszula
– Jeszcze niedawno byłaś nierozłączna ze swoją siostrą Ulą, którą wciąż traktujesz jak członka teamu. A przecież coraz mniej czasu spędzacie razem.
Ona zawsze będzie moją najlepszą przyjaciółką! Nasze sezony teraz się różnią. Mój kończy się dwa i pół tygodnia później. A to bardzo dużo. Przez ten czas Ula odpoczywa, a jak ja kończę swój, ona zaczyna trenować do nowego. Poza tym każda z nas ma teraz swoje życie. Zawsze będziemy ze sobą blisko, ale każda układa sobie życie i treningi niezależnie.
– A może Wasze drogi zaczęły się rozchodzić, jak w Twoim życiu pojawił się Dawid?
Nie. Przecież jeździłyśmy razem na wakacje, jak już byłam z Dawidem. To tylko i wyłącznie kwestia tego, że gramy inne turnieje i plany startowe się różnią. Przecież my widzimy się, kiedy tylko się da, a na telefonie wisimy codziennie. Gdy ona odpoczywała w Afryce, ja jeszcze kończyłam sezon. A potem musiałam jechać do Zakopanego i dwa razy dziennie chodziłam na zabiegi do kriokomory, a Ula już zaczynała trenować.
– Siostra nie zazdrości Ci sukcesów?
Nie zazdrości. Jestem tego pewna! Wiem też, że chciałaby być tam, gdzie ja, ale nie z powodu zazdrości, tylko własnej ambicji.
Ojciec Agnieszki – Robert Radwański
– Skoro jesteśmy przy tematach rodzinnych… po Twoim głośnym rozstaniu z tatą trenerem kilka lat temu Wasze kontakty osłabły. Jak układają się teraz?
Układ zawodniczka–trener nie istnieje już dawno. Teraz mamy układ ojciec–córka. A raczej jak dorosły–dorosły. W sumie nigdy nie było inaczej. Nigdy nie było w naszych relacjach czułości. Nie przytulaliśmy się. Byłyśmy z Ulą raczej traktowane z góry. I wszystko było tak, jak ojciec chciał. A potem obie doszłyśmy do wniosku, że tego już za dużo. I nasze drogi się rozeszły.
– Dlatego częściej Cię krytykuje, niż chwali?
Myślę, że tak. On zawsze za dużo mówi. I chyba lubi to, ku mojemu niezadowoleniu. Udziela wywiadów, wypowiada się jako ekspert o mojej karierze. A nasza współpraca już dawno się zakończyła.
– Dziennikarze, gdy nie mogą się dodzwonić do Ciebie, dzwonią do niego.
Wiem, że dzwonią, do kogo się da. A ojciec odbiera wszystkie telefony i zawsze ma wiele do powiedzenia. Wolałabym, żeby było inaczej.
– Był zły na Ciebie, gdy wypadłaś z pierwszej dziesiątki. A Ty?
Zadowolona nie byłam. Wiadomo, że każdy chce być najlepszy. To nie jest tak, że jestem tam raz na zawsze. Bo co? Byłam tyle lat i nie mogę wypaść? Jeśli ktoś myśli, że wypadnięcie z dziesiątki to koniec świata, jest idiotą. Jeśli ktoś się zna choć trochę na tenisie, wie, że zawsze można wrócić, tym bardziej że było się tam tak długo.
Porażki Agnieszki Radwańskiej
– Wściekasz się, gdy przegrywasz?
Oczywiście, choć zależy, z kim i jak grałam. Nie można wszystkich meczów wrzucać do jednej beczki.
– Zdarza Ci się ze złości walnąć rakietą o kort?
Pewnie! To są zupełnie normalne odruchy tenisowe (śmiech).
– A przekląć?
A jak? Przecież „motyla noga” nie mówi się na korcie (śmiech). To są takie emocje, nerwy, złość, adrenalina, że każdy klnie. Najgorzej mają ci, którzy przeklinają po angielsku, bo więcej osób ich zrozumie.
– Dawid Cię pociesza, gdy przegrasz?
Tu się nie ma co nad sobą użalać, bo za chwilę jest kolejny mecz i kolejny turniej. Czasami jest tak, że w ogóle nie chcę rozmawiać. Z nikim. Przez cały dzień nie porusza ze mną tematu meczu. I tak by to nic nie dało. Na szczęście Dawid doskonale wie, jak ze mną postępować w takich przypadkach.
Konkurentki Agnieszki Radwańskiej
– Masz coraz większą konkurencję ze strony bardzo młodych zawodniczek.
Większość z nich gra tak dobrze, że należałoby się im, żeby się znalazły w pierwszej dziesiątce, ale się nie da, bo jest tylko dziesięć miejsc (śmiech). Ranking się zmienia z tygodnia na tydzień. Zobacz, jak było ze mną. Pierwsza połowa sezonu nie najlepsza. Wiadomo było, że spadnę w rankingu. A potem wygrałam w Singapurze i znalazłam się na piątym miejscu. To, że na chwilę wypadłam, to przecież jeszcze nie tragedia. Nic by się nie stało, nawet gdybym skończyła sezon na 11. miejscu. Oby wszyscy polscy sportowcy byli tak wysoko. A jak mi się noga powinęła, to od razu wielka afera i tragedia. I że źle gram, i że to koniec mojej kariery.
– Po prostu jesteśmy spragnieni sukcesów polskich sportowców.
Domyślam się. Niestety, większość osób zna się na tenisie, tak jak ja na operze (śmiech). Takie komentarze, że źle zagrałam, że powinnam natychmiast zmienić trenera, trochę mnie bolą, bo przecież ja chcę jak najlepiej. Nie da się grać cały czas na najwyższym poziomie. Nikt nie jest maszyną. Każdy może mieć słabszy dzień, kilka tygodni czy nawet sezon. To jest zmęczenie nie tyle jednym turniejem, ale czasami całą karierą. W większości dziewczyny, kiedy mają kontuzje, robią sobie po rok, półtora przerwy. To jest dużo czasu na regenerację i ciała, i psychiki. Ja gram od 10 lat właściwie bez przerwy. Miałam kontuzje chyba każdej części ciała. Zawsze bardzo szybko wracałam i tak naprawdę nie traciłam żadnego dużego turnieju, żeby dojść do siebie. Zagrałam ponad 40 Wielkich Szlemów z rzędu! Moja regeneracja odbywała się w ekspresowym tempie.
Kontuzje Agnieszki Radwańskiej
– Jaką miałaś najdłuższą przerwę?
Miałam dwie operacje – ręki i stopy. Końcówkę dwóch sezonów musiałam odpuścić. Ale nie chciałam czekać, aż wszystko się zagoi. Mój lekarz mało nie dostał zawału, gdy powiedziałam mu, że wracam na kort trzy miesiące wcześniej, niż on by chciał.
– To się nazywa samozaparcie, samodyscyplina czy głupota?
To połączenie ambicji z głupotą. Ale ambicja przerasta wszystko, dlatego za wszelką cenę chciałam wrócić na kort.
– Lubisz postawić na swoim. Pomyślałaś, że taki szybki powrót na kort, w trakcie rekonwalescencji, może mieć skutki uboczne w późniejszym czasie?
Miałam nadzieję, że to się odwlecze w czasie. Teraz wiem, że każda ingerencja chirurgiczna, choćby najmniejsza, jest odczuwalna do końca życia. Tym bardziej, jak się zawodowo uprawia sport. Cały czas bolą mnie kontuzjowane miejsca. Stąd też moje wizyty w kriokomorze.
– A mówi się, że sport to zdrowie.
Zawodowy na pewno nie. Ale chęć zwycięstwa uzależnia. Jest jak narkotyk. Odkąd pamiętam, gram w tenisa. Nie znam innego życia. Wszystko poświęciłam temu, żeby być tu, gdzie teraz jestem. I nie wyobrażam sobie, żebym miała robić coś innego.
– Czyli od 21 lat jesteś uzależniona od adrenaliny.
Trochę tak. Chociaż z roku na rok to się zmienia. Kiedyś bywało, że jak dwa dni nie grałam, nie mogłam się doczekać, aż stanę z rakietą w ręku. Myślałam: O matko, już bym sobie pograła! A teraz? Dwa tygodnie nie gram i nie odczuwam tej przerwy.
– Może to się nazywa lenistwo?
Nie, raczej w ten sposób odczuwam, że mój organizm potrzebuje coraz więcej odpoczynku i regeneracji. Tym bardziej że gram prawie cały rok, bo tyle trwa sezon. Mam jedne krótkie wakacje w ciągu roku i jakieś pojedyncze dni. Dlatego ta chęć posiadania czasu wolnego jest tak duża i z roku na rok coraz większa.
Zarobki Agnieszki Radwańskiej
– Wszyscy wyliczają Ci, ile zarobiłaś na korcie. Nikt jednak nie liczy, ile wydajesz na to, by tyle zarabiać.
Te ciężko zarobione pieniądze inwestuję w siebie. W mój team. Wszystkie koszty związane z turniejami ponoszę sama. Najwięcej kosztują mnie oczywiście bilety lotnicze.
– Ile razy obleciałaś Ziemię dookoła?
Cztery razy w ciągu roku.
– Jak znosisz zmiany stref czasowych?
Kiepsko, bardzo mnie to męczy. Dlatego właśnie marzę, żeby być dłużej w jednym miejscu i nie musieć ciągle latać. Gdy byłam młoda, aż tak bardzo mi to nie przeszkadzało.
– Przecież wciąż jesteś młoda.
Młode to są 18-, 19-letnie tenisistki. Jestem młoda życiowo, ale tenisowo już nie. Teraz na przykład nie wyobrażam sobie, że mogłabym latać bez tabletek nasennych. Nie jestem już w stanie zasnąć normalnie. W Tokio przestawiałam się 10 dni. A po 10 dniach skończył się turniej i już byłam w drodze do kolejnego miejsca.
– Jak jesteś teraz dłuższy czas w Polsce, to też zażywasz tabletki?
Tak, bo ciągle chodziłam niedospana. To mnie wkurzało, bo nie miałam meczów, treningów, mogłam pospać, a chodziłam śnięta. Przyznaję się – ze dwa razy sobie pomogłam.
Co poza tenisem kocha Agnieszka Radwańska?
– Wszystko masz: miłość, pieniądze, sławę. Kochasz to, co robisz. Co poza tenisem kochasz najbardziej?
Święty spokój (śmiech). Ale niestety, jeszcze mi się nie udało osiągnąć tego stanu. A tak na poważnie – tenis jest całym moim życiem. Zawsze wszystkie marzenia związane były z tym sportem. Nie będę oryginalna, kiedy powiem, że marzę, żeby wygrać Wielkiego Szlema. Myślę, że może połowę już zrobiłam, bo wygrałam mistrzostwa świata.
– Trzymam kciuki, żeby udało Ci się to w tym roku.
Bardzo bym chciała. Będę się starała. Jeśli nie w tym roku, to jeszcze parę lat mi zostało. Wygranie Wielkiego Szlema jest celem każdego tenisisty.
– Od wielu lat spotykasz te same zawodniczki, z którymi rywalizujesz o bycie najlepszą. Z kilkoma się przyjaźnisz. Ale ludzie nie wierzą, że przyjaźń pomiędzy rywalkami jest możliwa.
Mnóstwo zawodniczek się przyjaźni. Jeżeli ktoś ma dystans i potrafi rozdzielić życie zawodowe od prywatnego, to nie ma z tym żadnego problemu. To widać zwłaszcza po Włoszkach i po Hiszpankach, które się bardzo trzymają ze sobą. Na przykład z Karoliną Woźniacki znamy się i przyjaźnimy od wielu lat. Od małego gramy te same turnieje. I co? Raz jedna wygrywa, raz druga – normalna rzecz.
– Stajesz do walki z Karoliną i nie widzisz, że ona tam jest, po drugiej stronie siatki? Widzisz tylko piłkę?
Tak. Gra się z piłką. Jasna sprawa. Ludzie nie wierzą, że taka przyjaźń jest możliwa, dlatego że w telewizji mogą zobaczyć tylko mecz. Naszą walkę, pot, łzy i pragnienie wygranej. Nikt nie pokazuje tego, co się dzieje przed i po meczach – w szatni czy jak się idzie razem na kolację. To jest mecz i nieważne, kto jest po drugiej stronie siatki.
Przyjaciółki Agnieszki Radwańskiej
– To ile masz przyjaciółek?
Przyjaźnię się z Karoliną i Angeliką Kerber. Z pozostałymi znam się od wielu lat, ale można powiedzieć, że się kolegujemy.
– Dziewczyny pomagają Ci wybierać torebki, które kupujesz sobie w nagrodę za wygraną?
Czasami tak. Zazwyczaj jednak, zanim wygram mecz, już wiem, jaką sobie kupię. Nie miałam jeszcze, niestety, czasu, żeby kupić tę w nagrodę po Singapurze. Po turnieju od razu przyleciałam do Polski, parę innych rzeczy miałam jeszcze na głowie. Ale zdążę. Mam już upatrzoną, ale czekam z zakupem do Australian Open.
Styl Agnieszki Radwańskiej
– Słyniesz też z tego, że kochasz malować paznokcie, zawsze masz doskonały makijaż i jesteś świetnie ubrana. Coraz więcej tenisistek idzie w Twoje ślady.
Nie wiem, czy akurat ze mnie biorą przykład, ale faktycznie to się zmienia. Wiele dziewczyn ma zrobiony manikiur, w szatni gadamy o kosmetykach. Rozmawiamy jak kobiety, które chcą dobrze wyglądać, a nie tenisistki, które tylko biegają po korcie, są czerwone i spocone.
Muszę przyznać, że oprócz pomalowanych paznokci i torebek mam jeszcze jedną słabość. Jestem wielką fanką sukienek i legginsów od Agnieszki Maciejak. W kreacjach od niej występuję na największych galach i bankietach. Dziewczyny zawsze mnie pytają, czy to sukienka od Agnieszki, ale odpowiedź jest z góry wiadoma.
Agnieszka Radwańska i sława
– A zwykli ludzie zaczepiają Cię na ulicy, zadają jakieś niewygodne pytania?
Zaczepiają, ale na niewygodne pytania zawsze mam odpowiedź. Nie lubię tylko, gdy się na mnie gapią, jakbym była nie z tej planety, albo gdy podchodzą po autograf, gdy jestem w połowie obiadu. Mam wiele miejsc, do których lubię chodzić, gdzie mam spokój i jestem traktowana jak stały klient, a nie gwiazda tenisa.
– Masz powody do tego, żeby woda sodowa uderzyła Ci do głowy. A jednak wydaje mi się, że odkąd poznałyśmy się w 2008 roku, nic się nie zmieniłaś. Mimo że w tym czasie trafiłaś na listę najbogatszych Polek.
Potraktuję to jako komplement oczywiście. Mnie też się tak wydaje. Może dlatego, że kiedyś takich pieniędzy nie miałam i wiem, jak to jest nie mieć nic. I dodam, że sama sobie wybiegałam awans na tej liście. Choć czasem śmiać mi się chce z tych rankingów, tym bardziej że wiele osób dziedziczy majątek, a nie startuje od zera.
Agnieszka Radwańska i pieniądze
– Dlatego nie wydajesz na prawo i lewo? Ktoś Ci doradza w sprawach finansowych?
Jest parę osób, które sprawdzają, czy to, co sobie wymyśliłam, ma sens, czy nie wyrzucę pieniędzy w błoto. Lubię inwestować w nieruchomości. Mam kilka mieszkań: w Krakowie, Warszawie, Zakopanem. Ostatnio kupiłam w Miami. W niedrogich sieciówkach zdarza mi się nie patrzeć na ceny. Ale w życiu nie dam 400 złotych za T-shirt! W życiu! Źle bym się czuła, gdybym taki kupiła. Zwłaszcza jeśli nie byłby mi potrzebny. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Lubię wiedzieć, za co płacę.
– Jesteś rozsądna?
Mam szacunek do pieniędzy. Kiedyś ich nie miałam, więc teraz je szanuję. Źle bym się czuła sama ze sobą, gdybym nimi szastała.
– Przynajmniej masz mniejsze szanse na roztrwonienie majątku.
Mam nadzieję. Nawet gdy kupuję te torebki w nagrodę, też patrzę na cenę. Najgorsze jest to, że te najdroższe nigdy nie są przecenione (śmiech). Nic mnie bardziej nie cieszy niż przeceny. Włącza mi się wtedy instynkt łowcy. Po co wydawać, skoro można mieć coś za połowę ceny. Można przecież trochę poczekać.
Koniec kariery Agnieszki Radwańskiej
– Zastanawiałaś się kiedyś, co będziesz robiła, jak skończysz karierę?
Odpocznę. Tak naprawdę pewnie nie dam rady leniuchować zbyt długo. Na pewno chcę przez te parę lat, które mi jeszcze zostały, zabezpieczyć się tak finansowo, żeby mieć w tej kwestii spokój. I rodzić dzieci.
Rozmawiała KATARZYNA ZWOLIŃSKA