– Antek, dlaczego zdecydowałeś się na „Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami”, skoro tańczyć nie potrafisz?
Antek: Pomyślałem: Dobra, trochę się powygłupiam, a przy okazji może się czegoś nauczę. I tak się stało. Tańczyłem z Kamilą Kajak, fantastyczną dziewczyną, doświadczoną tancerką. Już po pierwszym treningu zobaczyła moje marne umiejętności taneczne, więc od początku byliśmy przygotowani naprawdę na wszystko!
Paweł: Myślałem, że powalczą przez cztery, może pięć odcinków. Ale trzy też trzeba przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza.
Antek: Powiedzieliśmy sobie z Kamą: „Było miło, ale się skończyło, mamy to za sobą, wracamy do normalnego życia”.
Paweł: Bo to żaden koniec świata, to się tylko pani tak wydaje.
Antek: Po programie zdarzało mi się słyszeć gdzieś w sklepie czy na ulicy: „Panie Antku, dlaczego tak szybko?”. Nie bardzo wiedziałem, jak się z tego tłumaczyć, proszę mi wierzyć, że nie miałem problemu z „odpadnięciem”, ale skoro przez ludzi postrzegane to było jako „porażka”, musiałem tę „porażkę” po prostu przyjąć na klatę.
– Zaimponowałeś mi, gdy powiedziałeś, że nie przyjdziesz do porannego programu, bo to nie jest pora, o której wstajesz.
Antek: Bo to nie była pora, o której wstaje się po „Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami”! Wiadomo przecież, że czekała nas niezła impreza. O siódmej rano nazajutrz na pewno nie nadawałem się do zwierzeń w telewizji. Mam nadzieję, że nikt się nie obraził.
Paweł: Antek nie chciał iść do „Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami”, ale bardzo namawiał go producent. Mówiłem Antkowi, że to może stać się trudnym doświadczeniem zawodowym. Ale że to też taka nauczka.
– Wszystko ma być dla biednego Antka nauczką? To samo powiedział Pan, gdy syn pokłócił się z policjantami.
Paweł: Powiedziałem, że to ma być dla ciebie nauczka, i była, kropka.
Antek: Rzeczywiście, dostałem od życia kilka lekcji, ale nie mogę powiedzieć, że stałem się dzięki nim jakimś mędrcem. Kiedy patrzę z dystansu na swoje życie, widzę w nim raczej niezły scenariusz na komedię pomyłek.
– Wszyscy mamy przecież poczucie humoru, prawda?
Antek: Niestety, nie wszyscy. Tata nie ma (śmiech).
Paweł: Mam, tylko nie wiem, czy ci, którzy często decydują o naszej pracy, je mają.
– Dobrze, zacznijmy więc na poważnie. Powiedział Pan do Antka w jednym z wywiadów: „Powiedz pani, że my się lubimy”. Można nie lubić własnego dziecka?
Paweł: Myślę, że więzy rodzinne wymykają się kategorii lubi – nie lubi. Nie chcę uderzać w dzwon Zygmunta pod hasłem „miłość rodzicielska”, bo dzisiaj zaczyna to być pojęciem marketingowym. Można napisać o tym książkę i na niej zarobić. Więź między mną a moimi dziećmi nie może być oceniana jako „lubienie”, podlega bowiem bezkrytycznemu uczuciu odpowiedzialności, opiekuńczości.
– Antek, spojrzałeś na ojca z pobłażaniem.
Antek: Tak? Zamyśliłem się chyba. Poza tym – ja to znam.
Paweł: Własne dziecko to jest jakby kawałek mnie, powierzony mi przez nie wiem kogo – Pana Boga, naturę, los.
Antek: Jeśli pani mi wmawia, że mogę nie lubić własnego taty, to jakbym nie lubił samego siebie.
Paweł: A to jest możliwe.
Antek: Szczególnie w moim przypadku (śmiech).
– Nie powiecie mi, że wszystko między Wami jest zawsze takie różowe.
Antek: Oczywiście, że jest.
Paweł: Życie ma różne kolory, jest zmienne jak pory roku. Ale wszystko zamykamy w obrębie tej samej powieści.
Antek: Lepiej bym tego nie ujął.
– Mnie chodzi o to, czy trudno jest wychować zbuntowanego syna?
Paweł: Trudno? To prawie niemożliwe.
Antek: To prawda.
Paweł: Ja mam nadopiekuńcze ciągoty, że najchętniej chciałbym wszystko, co dotyczy dzieci, mieć pod kontrolą. Na szczęście moja żona jest dużo mądrzejsza ode mnie pod tym względem. Mówi, że dzieci muszą mieć ten moment, kiedy wychodzą za furtkę, a ty zostajesz w domu z zapalonym światłem, jak z latarnią morską, żeby wiedziały, gdzie wrócić. To samo też mówiła moja mama.
– Wychował się Pan w Zduńskiej Woli. Jaki był Pana dom, rodzice?
Paweł: Oni cały czas tam mieszkają. To był skromny dom, nauczycielski. Nie było nas stać na Bóg wie co, ale w domu było zawsze ciepło, dobre jedzenie i atmosfera jak otwarta książka, z której każdy może korzystać. Zresztą książek było tam mnóstwo.
Antek: Bardzo fajnie mieć takich dziadków i za nich jestem tacie wdzięczny.
Paweł: Wie pani, z domu wynosi się też taką metafizykę codzienności typu: „Nie zostawiaj pasty do zębów na lustrze. I spuszczaj po sobie wodę…”.
Zobacz też: Chajzerowie, Stuhrowie, Królikowscy... Przypominamy słynne sesje ojców i synów dla VIVY!