Omenaa Mensah z mamą - sesja Viva
Fot. Adam Pluciński/Move
WYWIADY KRYSTYNY PYTLAKOWSKIEJ

„Na ulicy wyzywali nas od najgorszych” Omenaa Mensah z mamą w rozmowie o byciu innym w Polsce

JG 29 grudnia 2015 11:03
Omenaa Mensah z mamą - sesja Viva
Fot. Adam Pluciński/Move

„Związała się Pani z »czarnym odmieńcem«. Nie było łatwo?”. „Nie było. Musiałam być bardzo silna. Stanąć przeciwko wszystkim, a zwłaszcza moim ukochanym rodzicom. Ale dla mnie nie istniała inna alternatywa. Patrzyłam na życie przez pryzmat miłości”. Tak zaczyna się rozmowa z Omeną Mensah i jej mamą Izabellą w najnowszej VIVIE! nr 27/15... Każda z nich wiele w życiu przeszła. Obie miały odwagę, by w walce o swoje marzenia stanąć przeciw całemu światu – ludziom, schematom, stereotypom. Jak to jest pokochać człowieka o innym kolorze skóry? Jak się dorasta, gdy jest się tak innym od rówieśników? O trudnej miłości, dojrzewaniu, tolerancji i sile, jaką daje rodzina, Omenaa Mensah i jej mama Izabella opowiedziały Krystynie Pytlakowskiej.

Omenaa Mensah i jej mama Izabella w wywiadzie i sesji dla VIVY!

– Nie bała się Pani związać z człowiekiem z innej kultury, mającym inną mentalność?
Izabella: W ogóle o tym nie myślałam. Dla mnie ważne było to, co nas łączy. Uczyłam też męża polskiego, do dziś pamiętam, jakie kłopoty miał z wymówieniem słowa „prześcieradło”.
Omenaa: Bo to bardzo trudne słowo.
Izabella: Ale konieczne do spania.
Omenaa: Moja mama w ogóle niczego się nie bała. W mojej książce napisałam jej dedykację: „W moich oczach zawsze jesteś i będziesz najodważniejszą kobietą, jaką znam”.


– I dodałaś: „Kocham cię, mamusiu”.
Omenaa: Kocham oboje rodziców, ale z mamą jestem bliżej niż z ojcem, który od wielu lat mieszka w Londynie, gdzie jest kardiochirurgiem. Podziwiam moją mamę za odwagę. Czy miałaś na tyle wyobraźni, żeby przygotować się na przeszkody, jakie napotkaliście?
Izabella: Nie musiałam sobie wyobrażać, wystarczyło wyjść we dwoje na ulicę. Byliśmy wyzywani od najgorszych. Określenie mnie „wywłoką” było jednym z łagodniejszych.
Omenaa: A właściciel wynajmowanego przez ciebie pokoju zawiadomił twoich rodziców, że się źle prowadzisz.
Izabella: Rodzice natychmiast przejechali i wszystko się wydało. Ale szybko zaakceptowali Opoku. Był miły, kulturalny i zdolny. Mieli w sobie tolerancję, której mnie i siostrę od dziecka uczyli. Tata powiedział, że jeżeli ja będę z Opoku szczęśliwa, to oni też będą. Pewnie bali się, że kiedy wyjdę za Afrykańczyka, wyjadę albo opuszczę się w nauce. Obawy ich minęły, gdy przekonali się, że mój przyszły mąż to bardzo dobry człowiek.
Omenaa: Zawsze starałaś się tatę chronić.  
Izabella: Czasem wolałabym, żeby to on o nas zawalczył. Ale to ja rozwiązywałam nasze problemy. Mąż ufał, że sobie poradzę. Jemu siły dodawała wiara, jest praktykującym katolikiem, a ja siłę czerpałam z rodziny i od moich dzieci. Wiedziałam, że tylko matka może otworzyć nad nimi parasol ochronny przed całym złem, jakie mogło im się przydarzyć.
Omenaa: Pamiętam, jak opowiadałaś, że przez pierwszy miesiąc mojego życia nie pozwalałaś nikomu mnie dotykać.
Izabella: Bo jeszcze w szpitalu spotkało mnie coś traumatycznego. Młoda Cyganka chciała mi ciebie zabrać, ponieważ bała się, że ona urodzi jasne dziecko. Była jeszcze w ciąży, a już zaproponowała mi, żebyśmy się dziećmi wymieniły. Tak się zdenerwowałam, że dostałam wysokiej gorączki. A później stałam obok sali, w której leżały noworodki i cały czas pilnowałam drzwi przerażona, że ta Cyganka nie da za wygraną.


– Omenaa była bardzo ciemna, gdy się urodziła?
Izabella: Nie, była prawie taka jasna jak ja, ale miała gęste czarne włoski i czarne oczy w ciemnej oprawie. Leżała w łóżeczku, a ja jak Baba-Jaga stałam na straży i nie pozwalałam nikomu się do niej zbliżyć.
Omenaa: Ja właściwie nie przynależę do żadnej rasy. W Polsce uchodzę za ciemną, a w Ghanie mówiono, że jestem biała, a moje imię oznacza siłę i złoto. Omenaa to bardzo rzadkie imię w Ghanie. Jest nadawane tylko kobietom powiązanymz royal family. Tata bardzo się przy nim upierał. W Kenii z kolei Omenaa znaczy „mała rybka”, ale znaczenie z Ghany, z kultury Aszanti, z której się wywodzę, jest najważniejsze.
Izabella: Twoje imię wymyślił twój tata, to imię królewskie, pisane przez dwa „a” na końcu. Żadna szprotka, tylko królowa. Byłaś takim dzieckiem, jakiego zawsze pragnęłam.
Omenaa: Ale wiedziałaś, że będę narażona na szykany.
Izabella: Kiedy zaczęłam wychodzić z tobą na spacer, nieprzyjemności spotykały nas od ludzi młodych, butnych i takich zupełnie starych. Średnie pokolenie już inaczej postrzegało świat. Nie dawali wyrazu niechęci do nas.
Omenaa: Nie przypominam sobie, żebym była bardzo szykanowana, poza tym, że nazywano mnie „asfaltem”. Na szczęście w mojej pamięci nie przetrwały jakieś bardzo stresujące sytuacje. Kiedy mieszkaliśmy już w Poznaniu, moje koleżanki miały słowiański typ urody, blond włosy, niebieskie oczy i wśród nich ja – czarnulka, ale nigdy mi tego nie wytykały.
Izabella: Przyjmowały cię w sposób bardzo naturalny. Zresztą ty nawet jak na Mulatkę masz jasną skórę.


– Omenaa, pamiętasz, jak taksówkarz chciał kupić Twojego brata? To była propozycja podyktowana przez polską ksenofobię. Przyjął za pewnik, że biała kobieta będzie chciała się pozbyć czarnego dziecka.
Omenaa: To już stało się rodzinną anegdotą. Mama jechała z moim półtorarocznym bratem taksówką, a taksówkarz odwrócił się i mówi: „Ile pani by chciała za tego dzieciaka?”.
Izabella: I to nie były żarty. Miałam 28 lat, ale wyglądałam o wiele młodziej. Więc pomyślał, że Murzyn zrobił gówniarze dziecko i to dla niej kłopot. Byłam w szoku, uciekłam z tej taksówki. A on zapowiedział, że przyjedzie do mnie z żoną. I co ja na to. Mój syn był pięknym dzieckiem, nic dziwnego, że mu się tak spodobał.


– Omenaa, kiedy dotarło do Ciebie, że różnisz się od innych dzieci?
Omenaa: Czy ja naprawdę tak się różnię? Zresztą wszędzie jestem inna. Nie ma miejsca na świecie, w którym ktoś by mnie nie spytał, skąd pochodzę. A ja czuję się wtedy bezdomna.


– To Cię boli?
Omenaa: Nie, bo to Polska jest moim domem, a ten drugi – Afryka, ciepły i słoneczny, nadaje się na zimowe wieczory. Choć nie zawsze tak było.
Izabella: Omenka ma w sobie to coś, co pozwala jej odnajdować się w różnych miejscach, inność więc jej nie przeszkadzała, tylko ją dopełniała, była częścią jej osobowości.


– Często o tym rozmawiałyście?
Izabella: Nasze rozmowy zawsze były takie babskie, o wszystkim, o naszych tajemnicach, jak dwóch przyjaciółek. Bo ja Omenę traktowałam zawsze bardzo poważnie.
Omenaa: I zawsze mi wszystko opowiadałaś.
Izabella: Masz taki charakter, że mogłam ci się zwierzać.
Omenaa: Przeciwnie niż ja mojej córce Vanessie. Vanessa musi mieć jasno postawione granice między przyjaźnią a rolą córki. Nawet jak byłam małą dziewczynką i mama opowiadała mi, jak wygląda świat dorosłych, zawsze słuchałam i wyciągałam wnioski. Może byłam dojrzalsza i umiałam sobie łatwiej poradzić z trudnymi sprawami. Wiem, że mogę wiele znieść, że właściwie mogę wszystko. A mama zawsze umiała mnie dowartościować. Chociaż jak się ma naście lat, to już się matce nie wierzy, że jesteśmy ładne. Uważałam siebie za najbrzydszą dziewczynę na świecie.      
Izabella: Dla dzieci ważne jest, żeby miały poczucie bezpieczeństwa, i ja im je dawałam. Pamiętam, jak kładłam dzieci spać, zostawiałam otwarte drzwi od ich pokoju, żeby widziały mnie, kiedy siedzę przy desce kreślarskiej. Bez przerwy przecież pracowałam, a moje dzieci co chwilę pytały: „Mamuś, jesteś?”. „Jestem, jestem”. I nabierały pewności, że jestem i będę zawsze. Przez wiele lat w ogóle nie jeździłam na urlop ze strachu, że coś mi się stanie. I kto wtedy zajmie się moją córką i synem? Pierwszy raz na wakacje wyjechałam, mając 55 lat.


– A Pani mąż?
Omenaa: Dla ojca najważniejszy był szpital. On pracował nieustannie. Dziś go rozumiem, ma zawód wymagający poświęcenia. Żądał od siebie bardzo dużo i ode mnie też. Dziś jestem mu za to wdzięczna. Mocno stawiał na edukację, podobnie jak ja w swojej fundacji i w życiu. Dziś nie miałabym fakultetu z ekonomii i skończonych studiów doktoranckich na SGH, gdyby nie dobre priorytety wyniesione z domu. Pewnie byłabym zupełnie inna, gdybym miała tatusia rozdającego prezenty i trzymającego mnie ciągle na kolanach. Zawsze mówił: „Musisz się uczyć, bo będziesz miała trudniej niż inni. Od ciebie będą więcej wymagać”.
Izabella: Ja też nie rozdawałam prezentów. Uważałam że największy dar to rodzina, jaką wam stworzyłam.

 

Cały wywiad w najnowszej VIVIE! nr 27/15.

 

Omenaa Mensah z mamą Izabellą w VIVIE!

Omenaa Mensah z mamą - sesja Viva
Fot. Adam Pluciński/Move

 

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Maciej Musiał zadzwonił do Dagmary Kaźmierskiej z przeprosinami. Wcześniej zamieścił w sieci niestosowny komentarz

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

FILIP CHAJZER w poruszającej rozmowie wyznaje: „Szukam swojego szczęścia w miłości, w życiu, na świecie…”. GOŁDA TENCER: „Ludzie młodzi nie znają historii. Patrzą do przodu (…). A ja robię wszystko, by ocalić pamięć”, mówi. JAN HOLOUBEK i KASPER BAJON: reżyser i scenarzysta. Czego nie nakręcą, staje się hitem. A jak wyglądają ich relacje poza planem filmowym? MONIKA MILLER od lat zmaga się z depresją i chorobą dwubiegunową, ale teraz za sprawą miłości pierwszy raz w życiu jest szczęśliwa.