ksiądz Jan Kaczkowski, "Viva!" grudzień 2015
Fot. Damian Kramski
Tylko u nas

Ksiądz Jan Kaczkowski: „Chciałbym Cię, Panie Boże, poprosić o zbawienie”. Ważna rozmowa o powołaniu i chorobie

29 marca 2016 13:08
ksiądz Jan Kaczkowski, "Viva!" grudzień 2015
Fot. Damian Kramski

Ksiądz Jan Kaczkowski po usłyszeniu diagnozy - rak - miał żyć jeszcze 6 miesięcy, a każdy kolejny miał być cudem. Ze śmiertelnym guzem mózgu żył ponad 2,5 roku. Nie miał pretensji do Boga. Chyba że o to, że stworzył człowieka jako biologię, a nie jako anioła. Czas, który mu pozostał wykorzystał tak intensywnie, jak tylko można było. Miał dla kogo żyć i działać - dla rodziny, hospicjum i swoich uczniów, o których mówi z miłością „moje dzieci”.  Uwielbiany duchowny zmarł w poniedziałek wielkanocny 28 marca 2016, w domu, otoczony rodziną i bliskimi.

W grudniu 2015 roku ksiądz Jan Kaczkowski udzielił VIVIE wywiadu, w którym w poruszający sposób, ale i z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru opowiedział o swojej chorobie, targowaniu się z Panem Bogiem i życiu na pełnej petardzie. Przedstawiamy Wam dziś fragment rozmowy z duchownym na temat wiary, pracy w hospicjum, zdradzamy, dlaczego myślał o sobie jako o "coachu dobrej śmierci". Oraz jakie miał prośby do Boga.

Ksiądz Kaczkowski o swojej chorobie

Glejak mózgu - śmiertelna choroba - w obliczu takiego wyroku nawet najsilniejsi się załamują. Ale nie ksiądz Jan Kaczkowski. Można powiedzieć, że walczył od urodzenia -  na świat przyszedł jako wcześniak, i od najmłodszych lat zmagał się z problemami zdrowotnymi. Czy miał w sobie żal do Boga, że wystawił go na tak trudną próbę?

Ksiądz Jan Kaczkowski: On nie ma z tym nic wspólnego. Jako bioetyk z wykształcenia dokładnie wiem, jak powstają nowotwory. To jest tylko pomyłka przy replikacji kodu DNA. Proszę do tego Pana Boga nie mieszać. Można mieć tylko pretensję, że stworzył nas jako biologię, a nie jako aniołów. Ale chciał, żebyśmy mieli ciało tak jak jego syn.

 

W wywiadzie wyznał, że nie śmiałby targować się z Bogiem o życie.

Ksiądz Jan Kaczkowski: W domu odmawiam wspaniałą modlitwę, która za każdym razem jest dla mnie trudna, zwłaszcza kiedy przychodzą niepomyślne wiadomości. „Całkowicie zgadzam się z panowaniem Twojej woli. Oddaję Tobie, Panie, całą wolność, rozum, wolę, wszystko, co mam i posiadam, bo Tyś mi to dał”. Wypowiedzenie tych słów w kryzysie jest niezwykle ciężkie. Trzeba się spocić duchowo i intelektualnie, ale ta ufność pozwala mi funkcjonować normalnie.

Ksiądz Kaczkowski prowadził hospicjum. Co o tym mówił?

W 2004 roku udało mu się założyć hospicjum pod wezwaniem Świętego Ojca Pio, które teraz jest jednym z najlepszych w Polsce.  Czy prowadzenie hospicjum to ciężka praca?

Ksiądz Jan Kaczkowski: Przyznaję, jest ciężka i wyczerpująca. Ale wtedy mówię sobie: „Kaczkowski, jak jesteś taki wrażliwy, to trzeba było założyć kwiaciarnię”. Wiedziałem, co wybieram. Nie mogę się teraz roztkliwiać. Pokutuje mit, że hospicjum to „one way ticket” – bilet w jedną stronę. A sporo pacjentów staje na nogi i z niego wychodzi, co nie znaczy, że całkowicie zdrowieje. W sumie pod opieką mamy ponad 100 osób korzystających z hospicjum stacjonarnego i domowego oraz opieki ambulatoryjnej.

 

ksiądz Jan Kaczkowski,
Fot. Damian Kramski

Ksiądz Kaczkowski w hospicjum pomagał umierającym.


Ksiądz Jan Kaczkowski mówi o sobie, że „kocha łamać konwenanse”. Wyłamuje się ze stereotypów dotyczących duchownych i sprzeciwia się konwencjonalnemu myśleniu o hospicjach.  W wywiadzie wyznaje, że woli nie myśleć o sobie jak o Charonie przewożącym dusze na drugą stronę.

Ksiądz Jan Kaczkowski: Słyszałem, jak pewna pani określiła siebie coachem szczęścia. Mogę więc powiedzieć, że jestem coachem szczęścia nadprzyrodzonego i to jest moja główna rola. Czasem nazywam się też coachem dobrej śmierci. Tu odwołuję się do średniowiecznej ars moriendi, wedle której człowiek całe życie przygotowuje się na swoje odejście z tego świata. Może warto już zawczasu pomyśleć, kto miałby wtedy przy nas być. Kogo należałoby przeprosić, a kogo poprosić o wybaczenie? I wiedząc, że koniec się zbliża, powiedzieć: „No dobrze, pole wedle tej brzózki to dla ciebie, tamto pole wedle tamtej brzózki dla ciebie”. Aby nasi pseudonajbliżsi nie pożarli się do ósmego pokolenia naprzód o majątek.

 

Ksiądz Jan Kaczkowski zawsze był aktywny. Diagnoza nie sprawiła, że zwolnił. Przy tak napiętym grafiku, jaki miał, nie zostawało mu dużo czasu na myślenie o własnym zdrowiu.

Ksiądz Jan Kaczkowski: Mnie ten napełniony kalendarz napędza. Oczywiście, słyszę od swoich rodziców, że zajadę się na śmierć. Ale jak się sam nie zajadę, to zajedzie mnie wstrętny glejak. Zresztą czasem żartujemy sobie z pacjentami ze śmierci. I kiedy się śmiejemy, mówię: „Śmierć nie może być śmiertelnie smutna i straszna, bo to by nas zabiło”. Przyznają ze śmiechem: „Ma ksiądz rację”. I śmiejąc się, i żartując, umieramy wspólnie. Nie chcę uderzać w wielki dzwon, choć z każdą śmiercią naszego pacjenta jakaś część we mnie umiera. Ale rola księdza i kapelana to coś najpiękniejszego, co mi się mogło w życiu przydarzyć.

Jan Kaczkowski o pracy z młodzieżą i rodzinie

Czy chciał kiedyś założyć rodzinę?

Ksiądz Jan Kaczkowski: Oczywiście. Mam już doświadczenia rodzinne, bo część moich uczniów z technikum mechaniczno-drzewnego mówi mi „tato”. Jeden zadzwonił ostatnio z nowiną, że zostałem dziadkiem. Powiedziałem: „Ty gałganie, nawet ślubu nie masz, jak dzieci własne wychowasz?”. Ale jestem z nich dumny.

 

ksiądz Jan Kaczkowski,
Fot. Damian Kramski

Ksiądz Jan Kaczkowski.

 

Ksiądz sprzeciwia się nazywaniu swoich uczniów "trudną młodzieżą", ale samemu zdarzało mu się mówić o nich z czułością "bezmyślne ogry".

Ksiądz Jan Kaczkowski: Tak, a kiedy się obrażali, mówiłem: „Wy nie jesteście ogry, wy jesteście ogiery”, co bardzo podbudowało ich męskie ego. Jeden zaplątał się w narkotyki, a teraz jest dealerem, tyle że samochodowym. Drugi został księdzem, jak „tata” (uśmiech). A trzeci, po odsiadkach, poszedł na studia.

 

Pierwotnie ksiądz chciał zostać zakonnikiem, ale jezuici go nie przyjęli. W wywiadzie wyznał, że nie ma o to żalu, a oni komentują, że "taka niezależność w hierarchii diecezjalnej w zakonie zostałaby zmarnowana".  Tam na pewno nie założyłby hospicjum, ani nie prowadził warsztatów z bioetyki dla studentów medycyny i prawa. W wywiadzie ksiądz wyznał, że niewielu rzeczy w swoim życiu żałuje i drugi raz poszedłby tą samą drogą. Z korektą na życie bez glejaka?

Ksiądz Jan Kaczkowski: Nie, z małymi korektami moralnymi, bo jak człowiek patrzy wstecz, to widzi, że kogoś obraził, coś zawalił. Wcześniej myślałem o medycynie, ale ze słabym wzrokiem zostałbym ewentualnie dermatologiem. Chciałem też być prawnikiem. A teraz muszę się znać na prawie, żeby bronić moich ogrów przed sądem, i jestem głęboko zanurzony w medycynie.

 

Spytany czy ma jakąś gorącą prośbę do Boga odpowiedział: Mam: „Chciałbym Cię, Panie Boże, poprosić o zbawienie”.

 

ksiądz Jan Kaczkowski,
Fot. Damian Kramski

Ksiądz Jan Kaczkowski zmarł 28 marca 2016 roku, miał 38 lat.
 

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Kocha muzykę, ale już podważano jej sukcesy. Córka Aldony Orman o cieniach posiadania znanego nazwiska

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

KATARZYNA DOWBOR o utracie pracy, nowych wyzwaniach i o tym, czy mężczyźni... są jej potrzebni do życia. JOANNA DARK i MAREK DUTKIEWICZ: dwie dusze artystyczne. W błyskotliwej i dowcipnej rozmowie komentują 33 lata wspólnego życia. SYLWIA CHUTNIK: pisarka, aktywistka, antropolożka kultury, matka. Głośno mówi o sprawach niewygodnych i swojej prywatności. ROBERT KOCHANEK o cenie, jaką zapłacił za życiową pasję – profesjonalny taniec. O TYM SIĘ MÓWI: Shannen Doherty, Christina Applegate, Selma Blair, Selena Gomez, Michael J. Fox łamią kolejne tabu – mówią publicznie o swoich chorobach.