Weronika Kostyra 2 maja 2017 15:00
1/9
Janina Paradowska
Copyright @Michał Szlaga
1/9

Janina Paradowska – najwybitniejsza polska dziennikarka polityczna i publicystka, związana z tygodnikiem „Polityka” i radiem TOK FM. Zmarła 29 czerwca 2016 roku w wieku 74 lat. Dziś obchodziłaby 75 urodziny. Była laureatką nagrody Grand Press dla Dziennikarza Roku. W pracy zawsze profesjonalna, bezkompromisowa i o nienagannym wyglądzie. W wywiadach dla VIVY! pokazywała swoją prywatną stronę. Opowiadała o nałogach, zmarszczkach, swoich słabościach, choć także o politykach i swojej karierze, która przydarzyła jej się nieoczekiwania, ponieważ w młodości marzyła o karierze aktorki. W wyjątkowym wywiadzie z 2009 roku wyznała też Krystynie Pytlakowskiej, jak radziła sobie z żałobą po śmierci ukochanego męża. Takiej szczerej i otwartej  rozmowy z dziennikarką nie przeprowadził z nią nikt nigdy wcześniej, ani nigdy potem. Przypominamy najciekawsze i najbardziej poruszające fragmenty.

 

Wywiad z Janiną Paradowską

 

Janina Paradowska zawsze chciała być liczącą się dziennikarką. Marzyła by zostać aktorką. Uchodziła za eminencję świata polityki. Politycy bali się jej, jednak liczyli się z jej zdaniem. Sama traktowała ich bardzo poważnie, a nawet ich lubiła. Nie oglądała się za siebie.Nie przejmowała się tym co mówią inni.

 

Janina Paradowska: Nikt nie wyobraża sobie mnie bez papierosa. Przyznam się pani, że bardzo chcę mieć portret, który zostawiłabym moim bratankom. Ciągle tylko się zastanawiam, czy powinnam być na nim z papierosem, czy bez. Może dlatego jeszcze go nie zamówiłam, chociaż mam już wybraną malarkę. Na razie wrzuciłabym go gdzieś za szafę, a po mojej śmierci bratankowie by go sobie powiesili i mówili: „Ciotka nie była taka zła”. Jesteśmy bardzo zżytą rodziną.

 

Co jeszcze było dla niej ważne? Powiedziała o tym Barbarze Łopieńskiej:

 

Janina Paradowska: Ma­ni­kiur i po­ma­lo­wa­ne pa­znok­cie to jed­na z naj­waż­niej­szych spraw w mo­im ży­ciu. Kiedy nie by­ło jesz­cze do­brych la­kie­rów, ja już mia­łam na pa­znok­ciach wy­ma­lo­wa­ne kwiat­ki i by­łam w Krakowie oso­bą z su­per­ pa­znok­cia­mi.

 

– Po­zna­łam Pa­nią, kie­dy by­ła Pa­ni jesz­cze dzien­ni­kar­ką „Ży­cia War­sza­wy” i, za prze­pro­sze­niem, sza­rą my­szą. Wło­sy zwią­za­ne gum­ką re­cep­tur­ką i tak da­lej. Wy­glą­da­ła Pa­ni ty­siąc ra­zy go­rzej niż te­raz, a w końcu by­ła Pa­ni o kil­ka­na­ście lat młod­sza.
Janina Paradowska:
Bo­że, jak po­my­ślę o so­bie w tam­tych cza­sach! Ale to się wią­za­ło z dra­ma­tem osobistym. W 1987 ro­ku zmarł mój pierw­szy mąż. Za­czę­ły mi strasz­nie wy­pa­dać wło­sy. Trzy la­ta upły­nę­ły, za­nim ośmie­li­łam się pójść do fry­zje­ra. A z ma­ki­ja­żem by­ło tak, że po pro­stu ma­lo­wa­łam się kosz­mar­nie. Kie­dy za­czę­łam w la­tach 90. pro­wa­dzić wy­wia­dy w telewizyjnej „Go­dzi­nie szczerości”, jak przy­cho­dzi­łam, tak wcho­dzi­łam na plan, bo uwa­ża­łam, że prze­cież jestem umalowa­na, a ten­den­cję mia­łam do ma­ki­ja­żu ostre­go. Nikt mi nie po­wie­dział, że mo­że po­win­nam sko­rzystać z cha­rak­te­ry­za­tor­ki. Raz przy­szłam do studia i wy­glą­da­łam jesz­cze go­rzej niż zwy­kle. Wte­dy przy­szła pa­ni z pu­drem i ze szmin­ką i od­mie­ni­ła mo­je życie. Po kilkuna­stu la­tach doświad­czeń telewi­zyj­nych, mo­gę po­wie­dzieć, że je­śli jest coś, co zawdzię­czam tele­wi­zji publicz­nej, to makijaż. A te­raz o stro­jach. Kie­dy za­czę­łam w 1990 ro­ku cho­dzić do sej­mu, strasz­nie draż­ni­li mnie ko­le­dzy, którzy przy­cho­dzi­li w pod­ko­szul­kach i po­dar­tych dżin­sach oraz koleżan­ki z go­ły­mi brzu­cha­mi. Uwa­ża­łam, że po­win­nam być po­rząd­nie ubra­na. Po­za tym ja strasz­nie lu­bię kupować. Po­twor­nie. Zu­peł­nie je­stem nieodpor­na na reklamę, mo­gła­bym ku­po­wać ko­stiu­my co­dzien­nie, gar­ni­tu­ry jesz­cze czę­ściej, kosme­ty­ki mo­gę ku­po­wać na okrą­gło, nie wspo­mi­na­jąc już o la­kie­rach do paznok­ci. Jest co­raz go­rzej, bo mam te­raz znacznie wię­cej pieniędzy.

 

– Przy­po­mnij­my Pa­ni po­cząt­ki aktor­skie.
Janina Paradowska:
Pra­cę ma­gi­ster­ską na­pi­sa­łam o in­sce­ni­za­cjach „War­sza­wian­ki” w teatrach krakowskich i my­śla­łam, że­by pi­sać o te­atrze. Ale Kra­ków to ma­łe mia­sto, ga­ze­ty by­ły za­mknię­te, bo wej­ście do zawo­du po­le­ga­ło na ukła­dach ro­dzin­no-towa­rzy­skich. Ja nie by­łam z kra­kow­skie­go towarzystwa. Więc zostałam bar­man­ką. By­łam wte­dy cał­kiem za­moż­ną ko­bie­tą. Ku­pi­łam sobie fu­tro z czarnych królików i dywan. Te­atr mnie fa­scy­no­wał, ko­cha­łam się w kra­kow­skich ak­to­rach, chodziłam na wszyst­kie przed­sta­wie­nia. Występowa­łam w róż­nych aka­de­miach w mło­dzie­żo­wym do­mu kultu­ry i podobno na­wet do­brze deklamowa­łam wier­sze. Te­raz wiem, że po pro­stu krzy­cza­łam, a wła­ści­wie to się dar­łam.

 

Polecamy: „Miała nadzieję, że spotka się w zaświatach z ukochanym mężem”. Krystyna Pytlakowska wspomina Janinę Paradowską.

2/9
Janina Paradowska
Copyright @Michał Szlaga
2/9

– Na­si po­li­ty­cy nie ma­ją się czym szczy­cić. Cze­go im naj­bar­dziej brakuje?
Janina Paradowska:
Pro­fe­sjo­na­li­zmu, na któ­ry skła­da się wie­le rze­czy. Na przy­kład kul­tu­ra po­li­tycz­na i osobi­sta, świa­do­mość praw­na i świa­do­mość ogra­ni­czeń. Bez prze­rwy wkra­cza­ją do po­li­ty­ki za­stę­py amatorów, któ­rym się zda­je, że wszyst­ko mo­gą. Nie ro­zu­mie­ją, co to zna­czy państwo pra­wa. Co wię­cej, mają w po­gardzie wszel­kie stan­dar­dy i tę bu­tę oraz po­gar­dę wi­dać co­raz bar­dziej. On! Wy­bra­niec na­ro­du! Nic mnie bardziej nie draż­ni. Do­stał je­den z dru­gim trzy ty­sią­ce gło­sów i jest wy­brańcem na­ro­du! Oni w ogó­le nie ma­ją po­ko­ry wo­bec rzeczywi­sto­ści. Ma­ją ją tyl­ko ci, któ­rzy już rzą­dzi­li.

 

– Jak ro­zu­miem, ma­ło z któ­rym po­li­ty­kiem cie­ka­wie się Pa­ni roz­ma­wia.
Janina Paradowska:
Tak, to pro­blem. A nie umiem pi­sać w ode­rwa­niu od kon­tak­tu z ludź­mi. Lu­bię przegadać swo­je teo­rie, rozumieć, jak oni my­ślą, cza­sem zdo­bę­dę do­dat­ko­we in­for­ma­cje, po­trzeb­ne, żebym sobie wszyst­ko uło­ży­ła w gło­wie i wła­ści­wie mam co­raz mniej osób, z któ­ry­mi war­to usiąść i wymienić opi­nie. Zde­cy­do­wa­nie lu­bię roz­ma­wiać z Lu­dwi­kiem Do­rnem, mi­mo że bar­dzo róż­ni­my się w postrzeganiu róż­nych spraw i oby­dwo­je o tym wie­my. Lu­bię roz­ma­wiać z Do­nal­dem Tu­skiem, któ­ry mądrze i tak, powiedzia­ła­bym, pu­bli­cy­stycz­nie myśli o po­li­ty­ce. Kie­dyś bar­dzo lu­bi­łam z Aleksan­drem Kwaśniewskim, bo miał nie­sły­cha­nie traf­ne oce­ny po­li­tycz­ne. Te­raz nie bar­dzo jest oka­zja. Kie­dyś lu­bi­łam roz­ma­wiać z Jarosławem Ka­czyńskim, do­pó­ki się na mnie nie ob­ra­ził za ja­kiś tekst.

 

Polecamy też: Janina Paradowska: "I tak powiem, co myślę".

3/9
Janina Paradowska
Copyright @Michał Szlaga
3/9

Janina Paradowska: Nie umiem wlec się na spa­ce­rze, idę na spa­cer po to, że­by się zmę­czyć, za gra­ni­cę jadę, że­by zwie­dzać, a nie le­żeć na pla­ży. Lu­bię żyć w tem­pie i dla­te­go na przy­kład nie mo­gła­bym wró­cić do Kra­ko­wa. Oby­dwo­je z mę­żem stam­tąd po­cho­dzi­my, tak nam tam dobrze, ty­lu ma­my przy­ja­ciół, tak lu­bi­my kli­mat Piw­ni­cy pod Ba­ra­na­mi, że na­wet w War­sza­wie sie­dzi­my w do­mu przed te­le­wi­zo­rem i do upo­je­nia oglą­da­my fil­my o Piw­ni­cy, ale nie wra­ca­my, bo ja w tem­pie kra­kow­skim nie umia­ła­bym pra­co­wać. Nie znoszę, kie­dy nie mam nic do ro­bo­ty. Gdy­bym mia­ła ty­dzień nic nie pi­sać, nie umia­ła­bym zna­leźć so­bie miejsca.

 

– Mo­gła­by Pa­ni ku­pić so­bie no­we la­kie­ry do pa­znok­ci, ko­stiu­my, garni­tu­ry.
Janina Paradowska:
Na to aku­rat czas mam za­wsze. A ty­dzień bez pi­sa­nia ar­ty­ku­łu do „Po­li­ty­ki” jest dla mnie bez­na­dziej­ny.

 

Polecamy: „Miała nadzieję, że spotka się w zaświatach z ukochanym mężem”. Krystyna Pytlakowska wspomina Janinę Paradowską.

4/9
Janina Paradowska
Copyright @Michał Szlaga
4/9

Janina Paradowska straciła męża w 2007 roku. Po jego śmierci opowiedziała Krystyna Pytlakowskiej o rozdzierających serce przeżyciach, które towarzyszyły utracie najbliższej osoby.


Janina Paradowska: U mnie zdarzyło się to dwa lata temu, 15 sierpnia. W Odessie. Bardzo chcieliśmy tam z mężem pojechać. Jurek, jako kinoman, był też niesłychanie szczęśliwy, że zamieszkaliśmy w hotelu Londonskaja, tuż przy słynnych schodach potiomkinowskich. Jak sobie poradzić? Nie wiem. Nie wiem, czy ja sobie poradziłam... Nigdy nie wiadomo, co nam szykuje los. W przeddzień powrotu wpadliśmy na pomysł: a może jeszcze pójść nad Morze Czarne? Zobaczyć je z bliska? Mąż mówi: „Wykąpałbym się choć raz”. Znaleźliśmy plażę dla VIP-ów, z leżakami, parasolami. Postanowiliśmy, że poleżymy na drewnianych łóżkach i będziemy sobie czytać. A jak mąż będzie chciał, to się wykąpie. Poszedł do wody, popływał i wrócił. Mieliśmy się już zbierać, gdy spytał mnie: „Czy ja się opaliłem?”. „Gdzie tam się opaliłeś, pod parasolem?”. Ale potem, jak analizowałam tę rozmowę, pomyślałam, że uderzyła mu do głowy fala gorąca. Wszedł jeszcze raz do morza, dla ochłody. Dopłynął do podestu i zawrócił, wprost na mnie. Podeszłam bliżej, ale widzę – płynie na plecach i nagle prąd zaczyna go znosić. Nie miałam żadnych przeczuć, lecz jak głowa mu się przechyliła na bok, podniosłam krzyk. Jakaś kobieta przyholowała go do brzegu. Moim zdaniem już nie żył.

– Nawet trudno mi pytać, co się z Panią wtedy działo.
Janina Paradowska:
Ja tego nie potrafię opowiedzieć; rzucili się plażowicze, sztuczne oddychanie, masaż serca. Stałam, patrząc, co oni robią, ale miałam przekonanie, że to koniec. Byłam bardzo spokojna, jakbym znajdowała się obok, a nie w środku tych wydarzeń. Nie wiem do dziś, czy dotarło to do mnie, że mąż nie żyje. Chyba dotąd nie uświadomiłam sobie, że coś się skończyło. Nie umiem odtworzyć tego dnia. Trzymałam w ręce jego okulary,  siedząc całkiem bezmyślnie. Najbardziej obchodziło mnie, żeby woda męża nie zabrała, bo obmywała mu stopy.

– Była Pani jak w szklanym kloszu? Odgrodzona od rzeczywistości?
Janina Paradowska:
Nie mogłam się odgrodzić, bo jednak ma się na głowie mnóstwo spraw. Bez przerwy telefony, SMS-y z redakcji, pytania: „Jak ci pomóc?”. Ustalanie daty pogrzebu, nabożeństwa, treści nekrologów. Ze wszystkim zwracano się do mnie. I jeszcze, w co mam się ubrać. Nie zrobię się na czarną wronę. Jurek umarłby ze śmiechu. O Boże, co ja mówię!

– Ma Pani garderobę pełną kolorowych sukienek...
Janina Paradowska:
To prawda. Mam słabość do pięknych strojów dobrych firm. Butów, torebek. Potem pokażę je pani i moje najnowsze nabytki. Ekspedientki same dzwonią do mnie: „Pani Janko, proszę wpaść, mam coś, co się pani spodoba”. Ale na pogrzeb jednak musiałam włożyć coś ciemnego.

– Żałobę nosi się w sercu, a nie na sobie? I w takich chwilach jest się bardzo samotnym?
Janina Paradowska:
Żałobę nosi się w środku. Czas na nią przychodzi później, kiedy minie cały ten pogrzebowy rozgardiasz. Wszyscy mi mówili, żebym się niczym nie martwiła. Uruchomił się nieprawdopodobny łańcuch ludzi, którzy chcieli mi pomagać. Zobaczyłam, ilu mąż miał przyjaciół, których wcale nie znałam. Z jednym z nich spotykam się co poniedziałek, o godzinie 12 pijemy herbatę.

 

Polecamy też: Janina Paradowska: "I tak powiem, co myślę".

5/9
Janina Paradowska z mężem Jerzym Zimowskim, Viva! kwiecień 2003
Copyright @Anna Kawa
5/9

Janina Paradowska: Wiedziałam więc, że jeśli usiądę, zacznę użalać się nad swoim losem, to sama się wykończę. Muszę być aktywna. Stąd wrażenie mojego pracoholizmu. Ale lubię wrócić do domu, usiąść w kuchni, jak teraz pani, i patrzeć na te anioły.

 

– Imponująca kolekcja.
Janina Paradowska:
Mąż pierwszego dostał od swojej siostry. Potem sami zaczęliśmy je kupować. A te koguty to Jurek sam zbierał.

 

– Nadal kupuje Pani anioły i koguty?
Janina Paradowska:
Gdyby mi jakiś pasował, kupiłabym. Tylko że ja długo nie mogłam wejść nawet do księgarni, pójść do kina. To były newralgiczne miejsca. Potem się jakoś z nimi oswoiłam. Długo nie wchodziłam do pokoju męża. Dopiero po roku się do niego wprowadziłam. Nie oglądałam żadnych zdjęć, albumów.

 

– Teraz już Pani ogląda?
Janina Paradowska:
Czasem. Ten portret męża, który stoi tam, w pokoju, daje mi poczucie bezpieczeństwa. Przechodzę koło niego i mówię po prostu: „No, jest Jurek”. A tutaj są zdjęcia, które dali mi w Szczecinie jego koledzy z „Solidarności”. Kiedy przeglądałam te zdjęcia pierwszy raz, poczułam się bardzo poruszona. Nawet nie wiem, dlaczego ja pani to wszystko opowiadam.

– Bo warto to komuś opowiedzieć. Życie składa się też ze śmierci. A tak mało się o niej mówi.
Janina Paradowska:
Odłożyłam te fotografie. Zwłaszcza te z początków naszej znajomości. Przyjedzie bratanek, poukłada to wszystko. Ja nie mam na to siły.

 

Polecamy: „Miała nadzieję, że spotka się w zaświatach z ukochanym mężem”. Krystyna Pytlakowska wspomina Janinę Paradowską.

6/9
Janina Paradowska, Viva! kwiecień 2003
Copyright @Anna Kawa
6/9

Janina Paradowska: Ale gdy spojrzę w lustro, mówię sobie: „Paradowska, jak na siedemdziesiątkę to się dobrze trzymasz. Mogło być gorzej”. A nic nie robię ze sobą. Żadnych botoksów.

 

– Ogląda się Pani za siebie? Robi bilanse?
Janina Paradowska:
Czasem trzeba się obejrzeć, nie idzie się przecież do przodu z zamkniętymi oczami. Człowiek ma w głowie pewną sumę doświadczeń, z których korzysta. Kiedyś może mniej się za siebie oglądałam, musiałam się ścigać.

 

– Ścigać? Z kim?
Janina Paradowska:
Z życiem, z pieniędzmi, ze zdobywaniem pozycji. Pracuję w konkurencyjnym zawodzie. Ale teraz niech już młodzi się ścigają. Ja osiągnęłam i tak więcej, niż myślałam, że osiągnę.

 

– A co chciała Pani osiągnąć?
Janina Paradowska:
Chciałam być liczącym się dziennikarzem. Takie było moje marzenie.


– Nie sądzi Pani, że wszystko w naszym życiu jest właściwie przypadkiem?
Janina Paradowska:
Myślę, że w dużej mierze tak, trzeba znaleźć się w określonym czasie i w określonym miejscu. W moim przypadku taką iskrą był przełom 89 i 90 roku, wtedy zaczęła się moja kariera. (...) Mnie bardzo dużo ludzi po głosie rozpoznaje.


– Pani nie lubi swojego głosu?
Janina Paradowska:
Przyzwyczaiłam się do niego. Kiedyś strasznie mnie denerwował. Teraz przyjmuję to już spokojnie, wcześniej denerwowałam się: „Mój Boże, może powinnam mówić ciszej albo szybciej”. Nie mogę zrozumieć, że niektórzy są nim zachwyceni, bo podobno jest w nim charakter. Ale z wyglądu także jestem rozpoznawalna, dużo ludzi zaczepia mnie na ulicy.

 

– To łechce próżność?
Janina Paradowska:
Nie przeżywam związanych z tym specjalnych emocji, ale miło, gdy idę Nowym Światem, a z kawiarni wybiega mężczyzna i krzyczy: „O, pani Paradowska, mogę panią zaprosić na piwo?”. „Nie piję piwa”. „To chociaż czekoladki pani kupię”. I ciągnie mnie do sklepu. Tymi czekoladkami właśnie panią poczęstowałam. A dzisiaj podchodzę do samochodu, a inny pan mówi: „O, najlepsza polska dziennikarka”. Nie ukrywam, że to łechce moją ambicję. Zatrzymałam się i chwilę porozmawialiśmy.

 

Polecamy też: Janina Paradowska: "I tak powiem, co myślę".

7/9
Janina Paradowska, Viva! kwiecień 2003
Copyright @Anna Kawa
7/9

Janina Paradowska: Staram się być obiektywna, uważam, że zapanowała teraz taka moda na krytykowanie rządu i właśnie się zastanawiam, czy nie poddałam się zbytnio tej modzie, czy wręcz presji. Ja nigdy nie lubiłam chodzić w stadzie. Mam jeden problem – politykę traktuję poważnie i lubię polityków.

 

– Wszystkich?
Janina Paradowska:
Durnych nie. Jak ktoś jest głupi, nie mam ochoty z nim rozmawiać. Natomiast nie można powiedzieć, jak to teraz w modzie, że cała klasa polityczna jest do wyrzucenia. Lubiłam kiedyś także Kaczyńskiego, dziś go słucham i nie rozumiem.


– Nie odnosi Pani wrażenia, że czas Panią przegania?
Janina Paradowska:
Mnie czas już dawno przegonił, jestem kompletnie anachroniczna.

 

– Co to znaczy? Że nie korzysta Pani z Internetu?
Janina Paradowska:
Ależ korzystam i z komputera też, ale nie mam profilu na Facebooku i dlatego podobno nie istnieję. Ale niespecjalnie mnie to interesuje. Gdy słyszę, że ludzie żyją w tym internetowym świecie, zawierają tam znajomości, rozmawiają, nie umiem sobie tego wyobrazić. Co to za rozmowa, gdy się nie patrzy komuś w twarz? Nie umiałabym na przykład czytać e-booków, dla mnie książka musi być papierowa. Z zasady nie oglądam sztuk teatralnych na dvd, chyba że dawne, które uwielbiam, bo teatr też lubię bardziej uporządkowany, mniej nowoczesny. Kiedyś żyłam w pędzie, teraz mam więcej czasu na czytanie, teatr, kino.

 

Polecamy: „Miała nadzieję, że spotka się w zaświatach z ukochanym mężem”. Krystyna Pytlakowska wspomina Janinę Paradowską

8/9
Janina Paradowska
Copyright @Ula Szczepaniak
8/9

– Ma Pani do siebie żal, że nie wykorzystała jakiejś szansy, tematu, że nie spotkała się z kimś ważnym?
Janina Paradowska:
Zawodowo to nie. Moje zadry są bardziej prywatne, osobiste. Noszę w sobie ból związany z moją matką. Gdy wyjeżdżałam do Warszawy w 1967 roku, mama została w Krakowie. Chorowała, ale ja do Krakowa nie wróciłam. Była tam sama, bo siostra mieszkała już w Kanadzie. Często myślę, że chyba nie okazałam jej tyle uwagi i nie dałam tyle serca, ile powinnam. Kiedyś znalazłam w szpargałach domowych dramatyczny list mamy, w którym pisała właśnie o tym. Myślę, że sprawiam wrażenie osoby cierpiącej na niedostatek uczuć. Oczywiście pomogę w każdej sprawie, coś tam załatwię, zwłaszcza jeśli chodzi o moją rodzinę, ale bardzo trudno przychodzą mi rozmowy osobiste. Nie umiem usiąść z bratem i siostrą i tak pogadać o życiu od serca, porozdrapywać rany, pochylić się nad problemami. Z mamą też tak nie porozmawiałam. Może jestem za konkretna, a może boję się, że się rozkleję i potem trudno mi będzie pozbierać się do kupy.

 

– Nie ma Pani dzieci, a byłoby z kim się dzielić wspomnieniami.
Janina Paradowska:
No nie mam. Chociaż są bratankowie, ich żony, dzieci. Kiedyś podczas weekendu przyszła mi nawet taka myśl do głowy, że na pewno bym nie siedziała tu sama, gdybym miała dzieci. Ale potem doszłam do wniosku, że przecież one miałyby już własne życie, czyli i tak byłabym sama.

 

Polecamy też: Janina Paradowska: "I tak powiem, co myślę".

9/9
Janina Paradowska
Copyright @Ula Szczepaniak
9/9

– Myśli Pani sobie: Jestem spełniona, moje życie jest szczęśliwe?

Janina Paradowska: Wiele mnie cieszy, przecież nie można usiąść i zatopić się w smutku. Wracam z tej telewizji wieczorem cztery razy w tygodniu, robię sobie herbatę, otworzę laptopa, żeby sprawdzić pocztę, usiądę w kuchni, coś tam odpiszę i myślę: Skończyłam już dzień, teraz tylko przyjemności. Popatrzę na ten mój dom.

 

– I podoba się Pani?
Janina Paradowska:
Podoba mi się, a mieszkanie w Krakowie jest jeszcze ładniejsze. Tam też lubię usiąść i popatrzeć.

 

– Refleksyjność przychodzi z wiekiem. Ale Pani czas się wcale nie ima.
Janina Paradowska:
Oj, ima. Teraz męczy mnie o wiele więcej niż dawniej. Wolniej pracuję, dłużej piszę. Trudniej mi się wstaje rano. Ale przyszłość mnie nie przeraża. Nie poświęcam jej zresztą za dużo uwagi. Mówią mi nieraz: „Napisz książkę”. Po co? Nie mam takich ambicji.

 

– Zmieniłaby Pani coś w swoim życiu, gdyby mogła?
Janina Paradowska:
Staram się w ten sposób nie myśleć, bo na wiele wydarzeń nie miałam wpływu. Ale myślę też, że życie mi się mimo wszystko nad podziw dobrze ułożyło. Po co bym miała więc je zmieniać?

 

Polecamy: „Miała nadzieję, że spotka się w zaświatach z ukochanym mężem”. Krystyna Pytlakowska wspomina Janinę Paradowską.

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Kocha muzykę, ale już podważano jej sukcesy. Córka Aldony Orman o cieniach posiadania znanego nazwiska

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

KATARZYNA DOWBOR o utracie pracy, nowych wyzwaniach i o tym, czy mężczyźni... są jej potrzebni do życia. JOANNA DARK i MAREK DUTKIEWICZ: dwie dusze artystyczne. W błyskotliwej i dowcipnej rozmowie komentują 33 lata wspólnego życia. SYLWIA CHUTNIK: pisarka, aktywistka, antropolożka kultury, matka. Głośno mówi o sprawach niewygodnych i swojej prywatności. ROBERT KOCHANEK o cenie, jaką zapłacił za życiową pasję – profesjonalny taniec. O TYM SIĘ MÓWI: Shannen Doherty, Christina Applegate, Selma Blair, Selena Gomez, Michael J. Fox łamią kolejne tabu – mówią publicznie o swoich chorobach.