Po tym, jak w środę stojący na wysokości 1200 metrów nad poziomem morza hotel Rigopiano zmiotła lawina, Włochy okryły się żałobą. Wiadomo, że na miejscu zajścia przebywało około 30 osób. Los większości jest zupełnie nieznany. Na szczęście w ten smutny krajobraz wkradają się pierwsze, nieliczne promienie nadziei.
W piątek pracujący na miejscu zejścia lawiny ratownicy dotarli do kobiety i jej dwóch córek. - Podobno schronili się pod poddaszem i dzięki temu nie mieli bezpośredniej styczności ze śniegiem, co pomogło im przeżyć - powiedziała na antenie TVN24 Anna Traczewska z portalu informacyjnego "Polacy we Włoszech".
Tym samym liczba osób, które udało się uratować, wzrosła do ośmiu. Ratownicy, których na miejscu pracuje blisko 150, nie tracą jednak nadziei, że ocalonych będzie więcej.
Prace utrudniają im jednak warunki pogodowe oraz panujące w dalszym ciągu zagrożenie lawinowe. Na miejsce sprowadzany jest ciężki sprzęt, mający pomóc w pozbyciu się grubej warstwy śniegu oraz drzew i kamieni, które runęły na budynek.
Lawina we Włoszech
W środę wieczorem na hotel położony w miejscowości Farindoli w pobliżu góry Gran Sasso w Abruzji runęła lawina, będąca skutkiem trzęsienia ziemi w środkowych Włoszech. Spadający z wysokości 2400 metrów nad poziomem morza śnieg zepchnął budynek o 10 metrów w dół.
Materace, ramy łóżek i inne części zawalonego hotelu są porozrzucane w odległości nawet kilkuset metrów od miejsca, w którym stał hotel.
Z relacji mężczyzny, kolegi jednego z uratowanych w czwartek mężczyzn, który zawiadomił służby ratownicze o lawinie, wynika, że jego alarm na początku nie został potraktowany poważnie. Pomoc wysłano dopiero po którymś z kolei telefonie mężczyzny. Prokuratura w mieście Pescara wszczęła postępowanie w sprawie zbyt późnego przyjścia na ratunek uwięzionym we włoskim hotelu.
Polecamy też: Niesamowity film wizerunkowy marki Hexeline! Czy wszędzie można wyglądać modnie?