Robert Biedroń
TYLKO U NAS!

"Nie chcę być dla nikogo ciężarem". Robert Biedroń napisał książkę. Pierwsi publikujemy jej fragmenty

Konrad Szczęsny 11 października 2016 07:01
Robert Biedroń

Robert Biedroń to z pewnością osoba tyleż kontrowersyjna, co lubiana. Polityk słynie z tego, że nie ukrywa swoich lewicowych poglądów, orientacji seksualnej oraz przekonań. Części  środowisk, szczególnie tych prawicowych, taka otwartość jest nie w smak. Jednak on nic sobie z tego nie robi i z niezmąconym spokojem oraz dużą dawką pozytywnej energii poświęca się działalności na rzecz mieszkańców Słupska.

 

W tym roku skończył 40. Dla wielu osób to czas podsumowań. Robert Biedroń o tym, jak postrzega rzeczywistość, politykę oraz życie postanowił opowiedzieć Magdalenie Łyczko w biograficznej książce "Pod Prąd". Tylko u nas publikujemy jej fragmenty przed oficjalną premierą.

 

Polecamy też: „Nie jestem tak odważny, jak się wydaje, naprawdę jestem dupotrząsem”. Robert Biedroń kończy 40 lat

 

"Pod prąd" ukaże się na rynku 26 października nakładem wydawnictwa Edipresse Książki w cenie 49,90 zł. Poniżej możecie przeczytać jej fragmenty.

 

Robert Biedroń, Pod Prąd, książka
Fot. Edipresse

 

 

Jest coś, co cię cieszy?

Bardzo wiele. Jestem typem, który cieszy się z prozaicznych rzeczy. Cieszę się, że jest ładna pogoda; dzisiaj rano tak miałem – ucieszyłem się jak dziecko. Cieszę się na przykład, gdy zjem dobre ciasto. Potrafię się cieszyć życiem, że mam dzień wolny, albo chociaż trzy wolne godziny, że w ciągu dnia mogę pójść na godzinną drzemkę, że jestem z Krzyśkiem raz na jakiś czas dłużej. To mi przynosi radość i szczęście. Te niewielkie rzeczy. Oczywiście cieszę się też z tego, że skończyłem studia, robię karierę itd., ale to jest tak ulotne… To tylko dodatek do mojego życia. Cieszę się, że jestem zdrowy, że przebiegłem ostatnio osiemnaście kilometrów. Takie rzeczy mnie cieszą. Jestem dość prosty w obsłudze. Nie jestem skomplikowany fizycznie, intelektualnie i emocjonalnie.

Zgadzasz się z porzekadłem, że życie zaczyna się po czterdziestce?
Nie wiem. Odpowiem, jak skończę czterdzieści lat.

Przecież już jesteś czterdziestolatkiem!
Nie pamiętam. Dla mnie wiek nie ma najmniejszego znaczenia. To bardzo umowna kwestia, podobnie jak kalendarz. Kalendarz to tylko jeden ze sposobów rachuby czasu. Według naszego mam czterdzieści lat, a według tego Majów pewnie byłoby inaczej. Bo Majowie stosowali kalendarz cykliczny, a nie linearny, jak nasza cywilizacja. Nie zastanawiam się więc nad swoim wiekiem. To, że upływa czas, to ja wiem, czuję i widzę po swoim organizmie. Po wyglądzie, umiejętnościach, zdolnościach. Ale mam do tego bardzo ambiwalentny stosunek. Oczywiście fizycznie staję się pewnie mniej atrakcyjny, moje ciało się starzeje, ale czuję i widzę, że moje wnętrze otrzymuje wiele wartości. Odnajduję bardzo dużo plusów tego, że staję się dojrzalszy. Tego, że miewam coraz to nowsze doświadczenia: tyle widziałem, słyszałem, znam wielu ludzi, znajdowałem się w konkretnych sytuacjach, tyle przeżyłem. To jest dla mnie skarbem. Poza tym w ogóle nie mam uczucia żalu, że czas ucieka!

Boisz się starości?
Wcale. Boję się, że przestanę o siebie dbać fizycznie, że później posypie się ciało, że będę chorował. Wiem, że to przyjdzie, że organizm na starość się psuje, jednak generalnie starość mnie prawdziwie pasjonuje. Często myślę o tym, jakie fajne rzeczy będę wtedy robił.

Martyna Jakubowicz śpiewa: „Kiedy będę starą kobietą, nie zostanie mi nic oprócz wspomnień”. Zatem co będziesz robił?
Rysowanie starości jako czegoś negatywnego, smutnego, jest niesprawiedliwe. Gdyby człowieka, jak mówi profesor Maria Szyszkowska, mierzyć jedynie wartością użytkowo- -intelektualną, to dzieci nie powinny mieć żadnej wartości. Przecież wyłącznie osoby starsze mają zdolności intelektualne, wiedzę i doświadczenie. Do tej pory – bo nasza cywilizacja się zmienia – szanowano starców. To oni, mędrcy, decydowali o przyszłości grupy, plemienia, zespołu, miasta. Dziecko traktowano jak przedmiot. Materiał na przyszłego człowieka. Przekonanie, że dziecko potrzebuje ochrony i opieki, ukształtowało się dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku. Mało kto wie, że historia ruchu ochrony praw dzieci to historia małej Mary Ellen Wilson z Baltimore, ośmioletniej dziewczynki, regularnie bitej przez matkę. Pomoc otrzymała od lokalnej organizacji przeciwdziałającej przemocy – uwaga! – wobec zwierząt! Historia Mary rozpętała wielką dyskusję w Ameryce Północnej, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że od 1874 roku w USA powstało ponad 200 lokalnych organizacji walczących z przemocą wobec dzieciaków. Na naszym kontynencie to między innymi Janusz Korczak nauczył nas – i współczesny świat – patrzeć na dziecko jak na człowieka. Jak na odrębny byt. Samodzielny, indywidualny i podmiotowy. Po raz pierwszy prawa dziecka zapisaliśmy dość późno, bo dopiero w deklaracji genewskiej, w 1924 roku. Ale – i tu nadchodzi moment dumy z naszego kraju – to Polska w 1978 roku złożyła propozycję projektu Konwencji o Prawach Dziecka, przyjętą 11 lat później przez ONZ. Od 2000 roku mamy też w Polsce świetnie funkcjonujący urząd Rzecznika Praw Dziecka. Nie licząc oczywiście małych wpadek. Na przykład ściganie teletubisiów przez byłą panią rzecznik Ewę Sowińską. W maju 2007 roku powiedziała ona w wywiadzie dla „Wprost”, że Tinky Winky ma damską torebkę, ale nie skojarzyła, że jest chłopcem. I dopiero „później się dowiedziała, że w tym może być jakiś ukryty homoseksualny podtekst”. Zapowiedziano więc powołanie specjalnej komisji badającej tę poważną sprawę. /…/

Wiesz już, co będziesz robił, kiedy będziesz starszym Biedroniem?
Wiem, co chciałbym robić. Starość wyobrażam sobie piękną… Chciałbym dużo czytać, bo mam sporo zaległości w książkach. I spędzać więcej czasu z moim partnerem, bo bardzo za nim tęsknię. Nie jest jednak tak, że nie mogę się doczekać, by być osobą starą, ale wiem, jak bardzo są one wartościowe, i to mnie bardzo fascynuje. Może do czasu mojej starości przypomnimy sobie o spartańskich gerontach, dwudziestu ośmiu mężczyznach, którzy przekroczyli sześćdziesiąty rok życia. Tworzyli oni wraz z królami geruzję, czyli Radę Starszych. Takie ciało podejmujące najważniejsze decyzje sądownicze. Warto jeszcze bardziej angażować ludzi starych we współdecydowanie o naszym świecie. Zwłaszcza że będzie ich coraz więcej.

Tylko książki i czas z partnerem? Nuda, panie! Nie odwiedzisz miejsc z ulubionych filmów, nie wykonasz skoku na bungee?
Jak już wspomniałem, mam nadzieję, że będę sprawny fizycznie. Tego jedynie boję się w starości. Pewnie wiele osób tak ma… Nie chciałbym być dla kogoś ciężarem. Starość to etap w życiu, w którym możemy stać się uciążliwi dla innych. Czysta biologia. Spadek pewnych związków chemicznych we krwi, jak serotoniny, i człowiek staje się zgorzkniały, zrzędliwy. Często denerwujemy się za to na osoby stare, nie rozumiejąc mechanizmów biologicznych, które rządzą naszymi organizmami. Na które nie mamy większego wpływu. Ale odpowiadając na twoje pytanie – mam nadzieję, że do tego czasu odwiedzę wszystkie miejsca z moich ulubionych filmów i wykonam skok na bungee. Chociaż to drugie nie będzie specjalnie ekscytujące. Skakałem ze spadochronem, a to większe wyzwanie.

Bywasz zgorzkniały albo zrzędliwy?
Zawsze miałem pogodną naturę i tak chciałbym, aby pozostało. Jak będzie w rzeczywistości? Obawiam się, że nie będę miał na to wpływu. Niestety. Staram się zabezpieczyć materialnie i oszczędzam. Mam nadzieję, że jeżeli stanę się uciążliwy, to mój partner wynajmie opiekuna lub opiekunkę i ta osoba będzie się mną zajmowała, a nie on. On będzie korzystał z wolności bycia niezrzędliwym i nieuciążliwym dla innych.

Naprawdę? Nie miałbyś żalu do Krzysztofa, że on będzie cieszyć się życiem? Powiem więcej: może, na przykład, ułożyć je sobie z kimś innym…
Mam nadzieję, że nie. Choć czasami mam takie myśli. Dzisiaj widziałem z tego okna (rozmawiamy w gabinecie prezydenta Słupska w ratuszu – przyp. red.) wypadek na ulicy i zastanawiałem się, jak czują się bliscy tego człowieka. To musi być straszne, widzieć bliskich w rozpaczy. Nie chciałbym tego. Wiem, że jest to nie do uniknięcia, bo takie są koleje losu. Sam też bym rozpaczał, bo nie wyobrażam sobie, że któremuś z moich bliskich coś by się stało. Nie chciałbym jednak, żeby moja osoba, w jakimkolwiek kontekście, sprawiała komukolwiek smutek. Chciałbym minimalizować sytuacje, że ktoś musi cierpieć dlatego, że mam taką, a nie inną sytuację. Że w sposób zamierzony czy nie wpływam na czyjeś cierpienie.

Książki będziesz czytał w górach czy nad morzem?
I tu, i tu. Pochodzę z gór, a mieszkam nad morzem. Dla mnie nie ma albo-albo. Jestem przewodnikiem górskim, a z drugiej strony uwielbiam żeglować.

To rzadkość.
Nie. Jestem po prostu ciekawy świata. Uwielbiam podróżować, poznawać nowych ludzi, rozmawiać z nimi…

Żałujesz czegoś w życiu?
Je ne regrette rien, jak śpiewała Edith Piaf (śmiech). Nie, chyba nie. Nawiasem mówiąc, bardzo lubię tę piosenkę. Więc tym bardziej nie żałuję.

Na pewno?
Na pewno niczego nie żałuję. Zdecydowanie nie.

Jesteś optymistą, co?
Muszę być. Myślę, że gdybym był pesymistą, to pewnie nie byłbym tu, gdzie jestem. Ani taki szczęśliwy, jaki jestem. Rzucałbym sobie kłody pod nogi. Bez sensu.

A tak rzucają ci je inni.
Takie życie. Świat jest różnorodny i trzeba się z tym zmierzyć albo poddać. Ja się nie poddaję.

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Jedno zdjęcie Roxie Węgiel wywołało lawinę komentarzy. Odpowiedziała: „Ludzie muszą się przyzwyczaić, że jest inaczej”

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

MARCELA I MICHAŁ KOTERSCY: w styczniu powiedzieli sobie „tak”, ale to niejedyna rewolucja w ich życiu. KATARZYNA ŻAK: o tym, co jest jej największym szczęściem i czego najbardziej żałuje. ANDREA CAMASTRA: dla zdobywcy gwiazdki przewodnika Michelin gotowanie jest jak teatralny spektakl. ALDONA ORMAN Z CÓRKĄ IDALIĄ w rozmowie pełnej metafizyki, ale też zwykłej codzienności. SWIFT, CYRUS, EILISH, GOMEZ, DUA LIPA: idolki zbiorowej wyobraźni.