Jej miejscem był Paryż. To z nim związana była całe życie. Nie brakuje głosów, że za wszystkimi problemami, które towarzyszyły jej przez całe życie, stała właśnie rola w filmie u boku Marlona Brando. O ostatniej scenie gwałtu światowe media rozpisują się od kilku dni. Ponoć na planie legendarny aktor otaczał ją niemal ojcowską opieką, jednak o scenie, której był pomysłodawcą, nie wiedziała niemal do ostatniej chwili. Ona sama tak o niej mówiła:
„Byłam wściekła. Powinnam była zadzwonić wtedy do mojego agenta, ponieważ nie można zmusić kogoś do robienia czegoś, czego nie ma w scenariuszu, ale ja tego wtedy nie wiedziałam. Marlon nie przeprosił mnie po wszystkim. Czułam się upokorzona i trochę zgwałcona”.
Jak przyznała, choć z Marlonem Brando przyjaźnili się aż do jego śmierci, przez jakiś czas w ogóle nie rozmawiali o „Ostatnim Tangu w Paryżu”. Tak mówiła o swoim udziale w tym projekcie w 2001 r.:
„Ostatnie Tango...” Pierwsza dojrzała rola. Tak naprawdę był to całkowity zbieg okoliczności. Przyjaźniłam się z Dominique Sanda. Zapewne zwerbowałaby do filmu Jean-Louise Trintignant, ale ona była w ciąży. Dominique miała duże zdjęcie z nami. Bertolucci zobaczył je. Kazał mi przyjść na casting. Żałowałam swojej decyzji, tego, że początek mojej kariery byłby bez niej słodszy, bardziej cichy. Nie byłam przygotowana do „Ostatniego Tanga...”. Ludzie utożsamiają mnie z rolą, która nie była do końca moja. Masło o starych, pyskatych świniach... Nawet Marlon, ze swoją charyzmą i klasą, czuł się nieco pokrzywdzony, wykorzystany w tym filmie. Odrzucało go od niego przez lata. A ja czułam to wszystko dwa razy mocniej”.
Maria Schneider wyjawiła także, że ze względu na jej doświadczenie z filmem - i traktowanie jej później jako symbol seksu, a nie jako poważną aktorką - postanowiła już nigdy nie pracować nago.
[na zdjęciu: Maria Schneider w „Ostatnim Tangu w Paryżu” w 1972 r.]
Polecamy też: Prawdziwy seks na ekranie. Oto 9 filmów, w których aktorzy zrobili TO naprawdę!